VI

Następnego dnia.


Set zebrał wszystkich w sali narad i kiedy miał pewność, że już wszyscy się pojawili, wyciągnął teczkę i położył ją na stole.

-W teczce są informacje, na temat naszego następcy tronu.

-Po co ci one? - Spytał, jeden z mężczyzn siedzących przy stole.

-Musimy wiedzieć z kim mamy do czynienia. A im lepiej będziemy go znać, tym lepiej dla nas. - Blase stanął obok mojego brata i pochylił się nad teczką. Podeszłam do nich i sama zajrzałam do niej. Były tm zawarte takie informacje.


Imiona: Darius Philipe

Nazwisko: Rangatira

Zdolność: Telekineza


Reszta informacji opisywała jego wygląd oraz upodobania. Ciekawiło mnie czy książę potrafi dobrze się posługiwać swoją zdolnością.

-Dobrze. Skoro mamy to co potrzebowaliśmy możemy wziąć sobie kilka dni wolnego. Każdy ma wolną rękę, dopóki nie dostaniecie sygnału na nadajnik.

Nadajniki są to małe pudełeczka, które są połączone ze sobą w jakiś dziwny sposób. Nie wiem jak, o tym wie tylko ich twórca. Wiem tylko, że w bazie jest panel, dzięki któremu można powiadamiać nas o powrocie do kryjówki.

Wszyscy opuścili salę. Zostaliśmy tylko ja i Set.

-Chciałabym ci coś pokazać. - Podeszłam do niego, zanim opuścił pokój.

-Prowadź.

-Idź do kuchni wziąć prowiant, a później spotykamy się w stajni.

Zgodził się bez kłótni. Skierowałam się do stajni i podeszłam do swojego konia.

-Cześć, Strzałka. - Przywitałam się z nią i poklepałam po boku. Strzała była czarną klaczą. Jedynie jej łeb się wyróżniał się od reszty bo między oczami miała białą łatkę, dzięki której zyskała swoje imię. Podeszłam z ciągnąć siodło z wieszaka i pokazałam je klaczy.

-Idziemy się przejechać, mała. - Klacz zarżała z radości. Ostatnio nie miałam dużo czasu, więc Strzała musiała siedzieć w boksie. Co prawda miała dużo miejsca, ale to nie to samo co przejażdżka po otwartym terenie.

Założyłam jej siodło i w tej samej chwili do stajni wszedł Set.

-Daleko chcesz jechać? - Spytał, podając mi jedną z toreb.

-Kawałek. Ale uwierz, podziękujesz mi za to.

-Chciałem dzisiaj odpocząć.

-Masz na to kilka dni.

-Dobrze. Ale powiem o tym Blase'owi.

-Nie. - Odwróciłam się i gniewnie na niego spojrzałam. - Blase nie może wiedzieć, bo będzie chciał z nami jechać. To jest coś co tylko ty możesz zobaczyć.

-Zgoda. - Westchnął i zaczął siodłać konia.

Po kilku minutach byliśmy już gotowi. Włożyliśmy peleryny, a następnie wsiedliśmy na konie i wyruszyliśmy.

xXxXx

Jechaliśmy kilka dni. Co jakiś czas nawet ścigaliśmy się, żeby umilić sobie drogę. Musieliśmy zrobić sobie kilka przerw, żeby nasze siedzenia mogły sobie odpocząć od siodła oraz żeby nie przemęczyć naszych wierzchowców. Po dłużących się godzinach jazdy w końcu dotarliśmy na miejsce. Był to mały domek, w którym kiedyś mieszkała rodzina. Teraz był w opłakanym stanie. Szyby były powybijane, a dach się zawalił. Poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy, a moje nogi miękną. Powolnym krokiem, bojąc się, że w każdej chwili mogę upaść, zaczęłam zbliżać się do budynku. Weszłam do środka i skierowałam się do głównej sypialni. Tam podeszłam do jednego rogu i przyłożyłam rękę w kącie, zamrażając wnękę, która była tam wyżłobiona. W tamtym momencie odsłonił się ukryty pokój.

-Tutaj mnie ukryła. Uratowała mnie, oddając się w zamian.

Tym razem nie powstrzymywałam łez. Pozwoliłam im swobodnie płynąć, dając ujście bólu, który czułam w środku. Set do mnie podszedł i objął mnie. Nic nie mówił, bo wiedział, że żadne słowa nie zmniejszą mojego cierpienia.

-On zostawił ten dom. Porzucił go, tak samo jak porzucił nas. Nie jest już naszym ojcem. - Załkałam w jego koszulkę, czując jak gniew we mnie rośnie.

-Nie płacz. On nie jest warty twoich łez.

Odsunęłam się od brata i wytarłam łzy.

-Będę silna dla mamy. Teraz chodź.

Chwyciłam go za rękę i zaczęłam ciągnąć do wierzby, pod którą leżała mama.

-Chciałam, żeby widziała, to co tak bardzo kochała. - Powiedziałam, kiedy doszliśmy do drzewa. Kucnęłam i zerwałam kilka kwiatów, a następnie położyłam je na jej grobie. Ostatni raz byłam w tym miejscu, kiedy ją straciłam. Nie miałam odwagi tutaj wrócić, ale w końcu ją zyskałam.

Set wyciągnął z pochwy nożyk i zaczął nim ryć w korze drzewa. Kiedy skończył odsunął się, a napis głosił:

Tutaj Spoczywa Kara. Wspaniała matka i przyjaciółka.

Objęłam Set'a i spojrzałam na dolinę, która rozciągała się przed ruinami domu.

-Pamiętam gdy byliśmy mali i bawiliśmy się w dole. Zawsze pakowałeś się w kłopoty.

-A ty zawsze mnie z nich wyciągałaś.

Zaczęliśmy schodzić w dół doliny.

-Wiele bym dała, żeby tamte czasy wróciły. - Westchnęłam i spojrzałam na brata. - Ale to tylko marzenie, które nigdy się nie spełni.

Set w tamtym momencie mnie popchnął, przez co się przewróciłam. Spojrzałam na niego gniewnie, a on zaczął uciekać.

-Seeeet!

Zerwałam się i zaczęłam go gonić. Zaczął stawiać ściany ognia, żeby zwiększyć między nami odległość, ale ja się nie dałam. Wzięłam rozpęd i zaczęłam tworzyć pod stopami lód, po którym się ślizgałam, co pomogło mi omijać jego przeszkody. Nie minęło długo czasu, kiedy skoczyłam na niego. Przewróciłam go i oboje zaczęliśmy staczać się w dół. Kiedy zatrzymaliśmy się, żadne z nas nie było bez zadrapań. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać. Set wstał i podał mi rękę, pomagając mi stanąć na nogi.

-Dziękuję. - Posłałam mu uśmiech. - Teraz możemy wracać.

-Skoro już mnie tu przywlekłaś to równie dobrze możemy tu dłużej posiedzieć.

xXxXx

Spędziliśmy kilka godzin na naszych rodzinnych włościach, spacerując po lesie i bawiąc się jak za dawnych lat. Kiedy nadszedł czas, żeby wracać oboje czuliśmy smutek. Chcieliśmy pozostać tam dłużej i nie musieć martwić się o to co będzie jutro. Mimo tego musieliśmy wracać, żeby wypełnić swoje obowiązki. Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy.

-Poczekaj. Chcę jeszcze coś sprawdzić.

Zaczęłam kierować się do najbliższej wioski. Chciałam zobaczyć jak się trzymają dziewczyny, które traktowały mnie jak potwora. Podjechaliśmy na plac i zostawiliśmy tam konie.

-Chcesz iść ze mną czy zostajesz? - Zapytałam, zanim ruszyłam dalej.

-Więcej cię nie zostawiam.

Kiwnęłam głową i ruszyłam przed siebie. Stanęłam przed bardzo znanymi sobie drzwiami i zapukałam. Po chwili usłyszałam kroki, a następnie otworzono drzwi.

-Witam. W czym mogę pomóc? - Drzwi otworzyła, dziewczyna, która ostatnio nazwała mnie potworem.

-Zawołaj swoją mamę. - Powiedziałam, nie mając zamiaru zdejmować kaptura.

-A pani godność? - Dziewczyna była podejrzliwa.

-Masz ją tylko zawołać. - Powiedziałam chłodno.

Dziewczyna lekko się wzdrygnęła, ale wykonała moje polecenie. Po chwili w drzwiach pojawiła się ta sama sympatyczna kobieta. Niewiele się zmieniła, oprócz tego, że wokół jej oczu pojawiły się zmarszczki.

-W czym mogę pomóc, młoda damo?

-Stwierdziłam, że panią odwiedzę, skoro wróciłam do domu. - Powiedziałam, zdejmując kaptur.

-Och, Tio - Kobieta objęła mnie. - Nie widziałam cię wieki. Wchodź, wchodź. Zrobię ci coś do picia. - Po chwili dostrzegła Set'a. - A ty musisz być Set. Twoja mama mówiła, że jesteś machiną do tworzenia kłopotów. A co u niej? Ale to za chwilę. Wchodźcie, wchodźcie.

Podziękowaliśmy jej za gościnność. Wpuściła nas do salonu i poszła zrobić herbatę. Po chwili w salonie pojawiła się Marie, a chwilę potem wszedł za nią jej ojciec. Siadł w fotelu, a Marie zajęła miejsce obok Set'a. Siadając odrobinę za blisko.

-Cześć, Set. - Posłała mu uwodzicielski uśmiech, który kompletnie zignorował.

-A ty jesteś? - Spytał, bardziej z grzeczności, niż chęci.

-Marie. - Na jej twarzy pojawił się grymas, ale po chwili zniknął. - Nie wiedziałam, że jesteś w okolicy. Dobrze cię znowu widzieć, Tio. - Była dobrą aktorką, ale Set nie był nią w ogóle zainteresowany.

Zaczęłam chichotać pod nosem, a wszyscy w pokoju spojrzeli na mnie.

-Co cię tak śmieszy? - Jej głos nie był już tak miły.

-Nic, tylko Set'a nie interesują łatwe dziewczyny.

-Coś ty powiedziała? - Zerwała się z kanapy z zamiarem podejścia do mnie, ale jej mama weszła do pokoju.

-Proszę bardzo. - Kobieta podała nam po szklance herbaty i zajęła fotel naprzeciwko nas. - To od początku. Jak tam wasza mama?

Wzięłam łyk herbaty i odłożyłam ją na stół.

-Nie żyje. Została zabita 2 lata temu.

Rodzina wstrzymała powietrze. Nikt nie powiedział, słowa przez kilka minut.

-Jak to się stało? Przecież była taką dobrą kobietą. - Mama Marie chwyciła się za głowę.

-Najwidoczniej miała wrogów, o których nikt nie wiedział. - Powiedział Set przysuwając się w moją stronę, żeby być jak najdalej do obłapiającej go Marie.

-A jak tam u ciebie? Wiem, jak blisko byłaś z matką. - Spytała kobieta.

-Daję sobie radę. Przeprowadziłam się do miasta i teraz mieszkam z Set'em. A co tam u pani?

-Wciąż tak samo. Mąż chodzi do pracy, a Marie pomaga w domu. Znalazłaś sobie partnera?

-Wolałabym nie rozmawiać na ten temat.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę.

-Przepraszam, ale musimy już iść czeka nas długa droga. - Powiedziałam, podnosząc się z kanapy.

-Mam nadzieję, że niedługo nas ponownie odwiedzicie. - Powiedziała kobieta, odprowadzając nas do drzwi.

-Jeśli będziemy w okolicy.

-Może mogłabym cię odwiedzić gdybym wiedziała gdzie mieszkasz?

-Mieszkam w stolicy, w karczmie "pod Okoniem"...Dziękujemy za gościnność.

-Cała przyjemność po mojej stronie.

Wyszliśmy na dwór i wsiedliśmy na konie. Mieliśmy odjeżdżać, ale zatrzymał nas głos Marie.

-Poczekaj, Set. - Podeszła do jego konia i wyciągnęła do niego naszyjnik. - Weź go.

Set wziął wisiorek i zaczął go oglądać.

-Miło było cię zobaczyć, Tio.

Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Ale ten śmiech nie był w ogóle życzliwy. Był szyderczy.

-Tobie było miło? Nie rozśmieszaj mnie. Ostatnio nazwałaś mnie dziwadłem i wyrzuciłaś z domu. Czyli co? Nie ważne, że Set też ma zdolność o ile jest atrakcyjny?

-Ja...

Set'owi nie trzeba było drugi raz powtarzać. Spojrzał na nią gniewnie i odrzucił jej wisiorek. Ruszył konia, a Marie patrzyła na to z żałością.

-Żegnaj, Marie. Do nie zobaczenia.

Spięłam konia i pogalopowałam za bratem. Kiedy wyrównałam się z nim, zwolniłam.

-Dlaczego tam pojechaliśmy? - Spytał ze złością. - Skoro potraktowała cię jak śmiecia?

-Sądziłam, że jej matka powinna wiedzieć. Była dobrą przyjaciółką mamy.

Westchnął i przyśpieszył.

-Set. - W moim głosie słychać było zrezygnowanie. Przyspieszyłam za Set'em, ale nie byłam w stanie go dogonić. - Proszę czekaj. Nie obrażaj się.

Zwolnił i poczekał na mnie. Dołączyłam do niego i spojrzałam na niego smutna.

-Uśmiechnij się. Nie do twarzy ci ze smutkiem. - Poklepał mnie po ramieniu. Pokazałam mu uśmiech, o który prosił. - Moja dziewczyna. Przyśpieszmy, to szybciej będziemy w domu.

Kiwnęłam głową i ruszyłam jego tempem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wpadłam ostatnio na genialny pomysł. Od teraz rozdziały będą się pojawić dwa razy w tygodniu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top