XVIII

Następnego dnia postanowiłam dokończyć to co zaczęłam. Wstałam i poszłam się wykąpać, a następnie ubrać. Włożyłam koszulę i do tego czarne spodnie, a na nogi wciągnęłam ciemne kozaki. Zeszłam po schodach i udałam się do sieni. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie wypatrzyłam w nim osób, których szukałam.

-Widzieliście Ragnara i Cyrusa? - Zapytałam, siadając pomiędzy Blase'em, a Setem.

-Po co ci oni? - Zapytał Blase.

-Muszę o czymś z nimi porozmawiać. Jakbyście ich widzieli każcie im iść do piwnicy. Będę tam na nich czekać.

Bez zbędnych słów, nie czekając na ich odpowiedź, wstałam i odeszłam od stołu. Udałam się tam, gdzie mówiłam, że będę, tj. do pokoju przesłuchań. Zamknęłam za sobą drzwi i czekałam, aż zdrajcy pojawią się w pokoju.

xXxXx

Po upływie mniej, więcej pół godziny drzwi od pokoju otwarły się, a w pomieszczeniu pojawiło się dwóch mężczyzn. Odepchnęłam się od ściany, o którą byłam oparta i stanęłam na środku pokoju.

-Czego od nas chciałaś? - Zapytał Cyrus.

-Na początek informacji. - Powiedziałam, wyciągając rękę do przodu i strzelając w zamek, zamrażając go. Spojrzeli po sobie i wyciągnęli bronie spod pazuchy.

-W co ty pogrywasz? - Ragnar patrzył na mnie nieufnie.

-Na razie chcę tylko informacji. - W mojej postawie można było wyczuć spokój i opanowanie. - Dlaczego zamordowaliście Karę i kto wam to zlecił?

-Skąd o tym wiesz?

-Zadałam pytanie i żądam odpowiedzi na nie. Czy tak ciężko jest mnie zrozumieć? - Chwyciłam się za głowę. - Gadać. Już.

-Na prawdę sądzisz, że powiemy ci ot tak?

-Nie. Ale myślę, że to zmusi was do mówienia.

Wysunęłam przed siebie rękę i zaczęłam mrozić wszystko dookoła. Mężczyźni próbowali niszczyć lód, który coraz bardziej się do nich zbliżał, ale było to na nic. Po chwili byli kompletnie unieruchomieni, a jedyne co pozostało niezamrożone były ich głowy i torsy.

-Wypuść nas, dziwko!

-Nie dopóki nie odpowiecie na moje pytania. Więc dlaczego ją zabiliście?

Spojrzeli po sobie, a Cyrus kiwnął głową.

-Zgoda. Miała coś co należało do nas. Pewien wyjątkowy przedmiot.

-Masz na myśli to? - Powiedziałam, wyciągając na wierzch naszyjnik. Zaczął się on lekko świecić, ale nic więcej.

-Skąd to masz? - Ragnar zaczął się szarpać. Na moich ustach pojawił się półuśmiech.

-Dostałam go od matki.

Jego twarz pokazywała niedowierzanie.

-Kara była twoją matką? - W głosie Cyrusa słyszałam zupełny szok.

-Moją i Seta.

Teraz ich twarz pokazywała przerażenie. Wiedzieli, że ja w przeciwieństwie do Seta jestem aniołem, nawet kiedy jestem wściekła.

-To teraz ostatnie pytanie. Kto wam kazał to zrobić?

-Tego nie powiem. Obiecaliśmy, że go nie wydamy.

-Ale zdradziliście nas. Jak możecie z tym żyć?

-Jak widać możemy. - Ragnar odpowiedział z powagą. - Odpowiedzieliśmy, a teraz nas wypuść.

-Nie.

Wyprostowałam rękę i odwróciłam dłoń w swoją stronę. Zaczęłam ją powoli przysuwać w swoją stronę a lód zaczął formować się w sople i powoli przebijać się przez brzuchy mężczyzn. Z ich ust wydobywały się jęki bólu, ale mnie to nie ruszało. Byłam jak w transie, chciałam za wszelką cenę wydobyć z nich informacje. Ale nagle usłyszałam w głowie głos matki

Jeśli chcesz się zemścić zrób to, ale zapewnij im szybką śmierć.

Wtedy się opanowałam. Przestałam tworzyć lód i spojrzałam na nich. Sopel wystawał kilkanaście centymetrów z ich brzucha. Już nie było odwrotu.

Zaczęłam tworzyć wokół siebie małe lodowe igiełki.

-Pytam ostatni raz: Kto wam to zlecił?

-Prędzej zginiemy niż ci powiemy. - Krzyknął Ragnar.

-Jak sobie życzycie.

W jednej chwili posłałam igły w ich stronę z nieziemską prędkością. Wystarczyła chwila, a oni byli już martwi. Całe ich ciała były pokryte lodowymi igłami. Wreszcie się zemściłam i dopełniłam tego tak jak chciała tego mama.

Rozmroziłam zamek i opuściłam pokój. Udałam się do swojego pokoju, ale po drodze wpadłam na chłopaków. Set patrzył na moje ręce. Spojrzałam na nie i zrozumiałam o co chodzi. Moje dłonie były pokryte lodem, a Set wiedział ile mogłam znieść, zanim zamroziłam sobie ciało.

-Co zrobiłaś? - Spojrzał na mnie podejrzliwie.

-Nic. Ale na twoim miejscu wysłałabym kogoś do sali przesłuchań. [bo wystarczy coś nazwać ładnie, żeby było mniej brutalne XD] Jak skończysz przyjdź do mnie muszę ci coś powiedzieć.

Minęłam ich i poszłam do pokoju. Wiedziałam, że nie wyślą nikogo, tylko sami tam pójdą, więc musiałam porządnie przygotować się do tej rozmowy.

~xXx~

Mężczyźni udali się schodami do piwnicy i skierowali się do pokoju tortur. Kiedy weszli do środka stanęli wryci, tak wielki ogarnął ich szok. Po obu stronach pokoju stali mężczyźni, zamienieni w sople lodu do tego przypominający jeże, przez ilość kolców powbijanych w ciało.

-Co tu się stało? - Blase oglądał ciała i nie wierzył w to co widzi.

-Tio, chyba znalazła to czego szukała. - Set westchnął. - Chodź trzeba tu posprzątać.

-Czego szukała?

-O to musisz spytać jej. To nie moje miejsce, żeby ci o tym mówić.

Mężczyźni zabrali się za usuwanie ciał i rozmrażanie sali, tak żeby była zdatna do kolejnego użytku.

~xXx~

Czekałam na brata leżąc na łóżku. Nie miałam ochoty robić czegokolwiek. Dokonałam swojej zemsty, ale nie czułam spełnienia. Jedynie pustkę po stracie kamratów i złość, że to oni okazali się zdrajcami. Wszystko we mnie wrzało. Mówią, że pierwsze zabójstwo jest najgorsze. Dla mnie najgorsze było zabicie Cyrusa i Ragnara, bo byli mi prawie jak bracia. Poza tym, wcześniej nie miałam czasu martwić się o to co zrobiłam, bo musiałam wtedy ratować swoje życie. Teraz kiedy jestem sama mam czas pomyśleć o tym co zrobiłam. Wiem, że duchy od tej pory będą mnie nękać, a moje życie nie będzie już takie samo.

Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi i przerażona zerwałam się z łóżka. Kiedy zobaczyłam w nich głowę brata, natychmiastowo się uspokoiłam.

-To tylko ty.

-A kogo się spodziewałaś? Ducha?

-Bardzo śmieszne. - Usiadłam na łóżku, a Set zajął miejsce obok mnie.

-Co się stało? Dlaczego to zrobiłaś?

-Znalazłam ich. Znalazłam zdrajców. - Oczy Seta natychmiastowo się powiększyły. - Wszyscy należeli do nas, rozumiesz? Tyle lat pod jednym dachem. Ja im ufałam, a oni nas zdradzili. - Poczułam uderzenie w głowę i krzyknęłam. Spojrzałam wściekła na Seta, masując się w bolące miejsce. - Za co to!?

-Za głupotę. Jak mogłaś sama stawić czoła tak niebezpiecznym ludziom?

-W tamtym momencie myślałam tylko o jednym i na pewno nie było to moje bezpieczeństwo.

Westchnęłam głośno. Set położył dłoń na moich plecach i zaczął zataczać nią koła.

-Jak się czujesz? Wiem, jak to jest zabić.

-Szczerze? Nie czuję żadnej satysfakcji z tego, że pomściłam mamę. Jedynie pustkę i smutek. Może też strach, że wrócą, żeby mi się odpłacić?

-Ja czułem złość. Złość, że odebrałem komuś życie. Że tej osoby już nie będzie na świecie, że nie wróci. Z czasem poczucie winy maleje, a później znika całkowicie. Przyzwyczaisz się.

-Czy to nie jest straszne? To tak, jakbyśmy z każdym zabójstwem tracili cząstkę duszy.

-Może masz rację. Ale żyjemy w takich czasach, że musimy to robić. Nikt inny się nie odważy.

Wstał z łóżka i poczochrał mnie po włosach. Potem posłał mi jeden z jego najszczerszych uśmiechów.

-Nie myśl o tym za bardzo, bo dostaniesz depresji. Jak chcesz to jedziemy do lasu potrenować celność z nowymi. Zabieraj łuk i jedziemy.

-Nie musisz mówić dwa razy.

Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego łuk i kołczan pełen strzał. Zarzuciłam je sobie na plecy i wybiegłam za Setem.

xXxXx

Blase zajmował się szkoleniem w posługiwaniu bronią białą, a Set uczył ich jak używać łuku.

-Nie zawsze będziecie mogli polegać na swoich darach. Wasze ciała mają ograniczenia i nie zawsze dacie radę używać zdolności. - Set wyciągnął z kieszeni cichy kamień. - Takie kamienie blokują wasze zdolności. Nie dacie rady przeżyć jeśli nie będziecie potrafić używać zwykłej broni. Na terenie lasu porozmieszczane są tarcze. W ciągu 15 minut musicie trafić jak najwięcej.

Mężczyźni dosiedli swoje konie i ruszyli.

-Masz ochotę spróbować? - Set podszedł do mnie.

-Nie chcę cię onieśmielić.

-Spróbuj. Jeszcze okaże się, że wygram.

-W twoich snach. Nie dasz mi rady. Jestem wyśmienitym łucznikiem. - Powiedziałam wsiadając na Strzałę. Przypięłam kołczan do siodła i poprawiłam łuk na plecach.

-Jeszcze zobaczymy.

Wsiadł na swojego konia i ruszyliśmy. Pędziliśmy jedno obok drugiego, a w pewnym momencie rozdzieliliśmy się. Ja pojechałam w lewo, a Set w prawo. Zdziwiło mnie to, że bardzo dobrze widziałam wszystkie tarcze. Miałam dobre oko, to prawda, ale tarcze były na tyle małe, że łatwo było je ominąć.

Każda dostrzeżona przeze mnie tarcza była trafiana. Bez problemu manewrowałam między drzewami i choć był to mój nasty raz w tym lesie, nie miałam większego problemu, żeby się w nim odnaleźć. Może to dlatego, że 20 lat życia spędziłam w lesie?

Po kilku minutach powróciłam na polanę, na której czekał już na mnie brat.

-Ile tarcz?

-Nie wiem. Jak będziemy zbierać strzały to się dowiemy.

Po kilku minutach na polanie pojawiła się reszta jeźdźców. Set pojechał pozbierać tarcze, a ja zajęłam się pilnowaniem młodzików. Nie to, żeby jakoś bardzo rozrabiali, bo byli zmęczeni treningiem. Po kilku minutach Set wrócił, trzymając w ręku wszystkie tarcze.

Każda osoba miała inny kolor strzał. Moje wyróżniały się najbardziej, bo były to strzały bojowe, nie treningowe. Były one całe czarne, do tego metalowe, gdzie innych były drewniane, a wyróżniały się tylko kolorem wstążki. Każdy odebrał swoje strzały i jak było do przewidzenia, moich było najwięcej.

-Jak przystało na wyśmienitego strzelca. - Set chylił czoła w moim kierunku.

-A ty we mnie wątpiłeś. - Zaśmiałam się.

Usłyszeliśmy tętent kopyt, do tego w szybkim tempie. Założyłam strzałę na cięciwę i naciągnęłam ją, czekając na przybysza. Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie, a następnie opuścił kaptur. Gdy zobaczyłam, że jest to mężczyzna, którego ostatnio uratowałam opuściłam łuk i schowałam strzałę do kołczanu.

-Dlaczego tutaj przyjechałeś? - Zapytałam, odkładając łuk na plecy.

-Chciałaś informacji, więc je zdobyłem. Możemy porozmawiać? - Zsiadł z konia i stanął przede mną.

-Zgoda, ale nie tutaj. - Wsiadłam na konia. - Set muszę coś załatwić. Do zobaczenia później.

Ruszyłam konia. Po chwili usłyszałam tętent za sobą, więc przyspieszyłam. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do karczmy. Zostawiliśmy przed nią konie i weszliśmy do środka. Zamówiłam dwa kufle i zajęłam krzesło naprzeciw mężczyzny.

-To od początku. Dlaczego tutaj przyjechałeś?

-Chciałaś ode mnie informacji o wydatkach z królewskiego skarbca. Kiedy się czegoś dowiedziałem natychmiast przyjechałem. Jeśli nie masz czasu, to mogę iść.

Karczmarz podszedł do nas i postawił na stole dwa kufle. Spojrzałam na niego, kiwając mu głową i odprawiając go w ten sposób.

-Nie. Po prostu nie spodziewałam się ciebie dzisiaj. Mów co wiesz, słucham.

-Król planuje zbrojną wyprawę na państwo północne. Zwiększy podatki, ale skarbiec szybko opustoszeje. Król może nie przeżyć tej wojny. Jego najstarszy syn, Darius, ma czasowo przejąć jego miejsce. Król planuje także wyprawić bal, żeby znaleźć małżonkę dla przyszłego władcy.

Zaczęłam przetwarzać to co usłyszałam.

„Jeśli Darius zasiądzie na tronie, może być wartościowym sojusznikiem. Moglibyśmy go przekonać, żeby wsparł naszą sprawę. Ale czy można mu zaufać? Ostatnim razem zostałam zdradzona. Muszę się upewnić, że nie powtórzy się to samo. Że znowu nie zostanę zraniona."

-Dziękuję za wszystko. Jeśli pozwolisz to cię opuszczę. Muszę chwilę odpocząć.

Wyszłam z karczmy i udałam się na jej tyły. Weszłam ponownie do budynku, tylko że od tylnej strony i udałam się do swojego pokoju. Czułam, że nie mam już sił na to wszystko. Ze powoli zaczyna mi się sypać grunt pod stopami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top