XI + Informacja 2
Powoli zaczęłam schodzić po schodach. Uważnie stawiałam każdy krok, żeby nie wydobył się żaden dźwięk. Kiedy stanęłam u ich podnóża, rozejrzałam się. Stało kilku strażników, ale słaniali się na nogach. Wywnioskowałam, że musieli dostać napój z lekarstwem. Przeszłam obok nich, nie zwracając na siebie uwagi i kiedy byłam poza ich zasięgiem zaczęłam biec. Gdy dobiegłam do kolejnych schodów, w ostatniej chwili zauważyłam strażnika, dlatego udało mi się ukryć zanim zauważył moją obecność. Wychyliłam lekko głowę, żeby ocenić sytuację. Był tylko jeden. Reszta pewnie pilnowała więźnia.
Kiedy tylko mężczyzna odwrócił głowę, zakradłam się do niego od tyłu i chwyciłam go. Jedną ręką zasłoniłam mu usta, a drugą przyłożyłam do jego pleców. Zanim się zorientował, bezwładnie opadł w moje ramiona. Nie zabiłam go, ochłodziłam jedynie temperaturę jego ciała, przez co usnął. Musiałam się pospieszyć, bo mężczyzna mógł się obudzić w każdej chwili. Zaczęłam się skradać w głąb lochów. Każdego strażnika, którego napotkałam, unieszkodliwiałam. Weszłam do najbardziej strzeżonej strefy, na końcu której przetrzymywany miał być przywódca buntowników. Loch wyglądał jak każdy inny. Nie to, żebym była kiedykolwiek w jakimś. Było tu wilgotno i śmierdziało stęchliznom oraz rozkładającymi się ciałami.
Zabrałam od jednego ze strażników klucze i podeszłam do celi buntownika. Leżał tam wymizerniały i ledwo żywy. Ciekawe ile czasu tutaj siedział?
Podniósł głowę i zaczął mi się przyglądać.
-Kim jesteś? - Zapytał, ledwo słyszalnie.
-Przyjacielem. - Odpowiedziałam, odmykając zamek. Następnie weszłam do środka i pomogłam mu wstać – Dasz radę iść?
-Nie bardzo.
Westchnęłam i z trudem pomagałam mężczyźnie wyjść. Nawet jeśli był wychudzony, to i tak swoje ważył, więc miałam problemy z wyprowadzeniem go. Nagle na schodach pojawił się strażnik. Nie zastanawiając się zbytnio, posłałam w jego stronę kulkę lodową. Po zetknięciu z jego głową, przy twarzy pojawiły się niebieskie iskierki, a po chwili upadł jak długi.
Chwilę potem usłyszałam krzyki pozostałych wartowników. Wytworzyłam wokół siebie burzę śnieżną, przez co każdy kto zbliżył się, zamarzał. Udało mi się wyprowadzić mężczyznę z podziemia i zaprowadzić go do kuchni.
-Boże, Tio! Udało ci się! - Krzyknęła Sari, kiedy nas zobaczyła.
-Wątpiłaś we mnie? - Powiedziałam zdejmując rękę mężczyzny i sadzając go na ziemi. - Co dalej?
W tym momencie do pomieszczenia weszli moi kompani. Kiedy tylko Set mnie zobaczył, podszedł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w jego klatkę, a po chwili odsunęłam się i spojrzałam an niego hardo.
-Nie było mnie tylko kilka godzin.
-Cieszę się, że jesteś bezpieczna.
-Ja też, ale nie mamy teraz na to czasu. Zepsułam i wiedzą, że go wykradłam. Trzeba się spieszyć.
Kobieta kiwnęła głową. Pokazała, aby mężczyźni szli za nią. Przerzucili ręce buntownika przez swoje ramiona i zaczęli go prowadzić. Wyszliśmy na dwór i chłopaki zapakowali więźnia na wóz towarowy. Następnie oni weszli i kiedy miałam wejść ja, usłyszeliśmy głosy dochodzące z zamku. Wiedziałam, że w taki sposób nie uda nam się uciec. Na pewno nie wszystkim.
-Wracaj do środka. - Powiedziałam, ostro zwracając się do Sari. Mój głos sugerował, że nie znoszę słowa sprzeciwu. - Jedź. - Następnie zwróciłam się do woźnicy. Nie kwestionował mojej decyzji tylko smagnął konie batem i ruszył.
-Tio, co robisz!? - Usłyszałam głos Blase'a.
-To co muszę. - Odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę wejścia.
Chwilę później w moją stronę biegła gromada strażników. Ustawiłam się w pozycji bojowej i uśmiechnęłam się. Zabawa dopiero miała się zacząć.
Lekko uniosłam sukienkę i położyłam stopę płasko na ziemi. Zaczęła ona zamarzać i kiedy lód był tylko centymetry od biegnących strażników wyrósł w górę, jako gruba ściana. Uśmiechnęłam się i odwróciłam z zamiarem ucieczki, ale wokół mojej kostki owinięty został skórzany bat. Właściciel szarpnął nim, posyłając mnie na bruk. Syknęłam, kiedy moje ciało uderzyło o twardy kamień i odwróciłam się w stronę atakującego. Zobaczyłam starszego mężczyznę z okropnym uśmiechem na twarzy, który zbliżał się w moją stronę. Oparłam się na łokciu, a drugą ręką sięgnęłam do swojej kostki. Kiedy tylko dotknęłam materiał od razu zaczął zamarzać, kierując się w stronę ręki mężczyzny. Zanim jednak zrozumiał co się dzieje jego ręka była przymarznięta do broni. Szarpnęłam nogą i pętla wokół niej rozerwała się, a ja byłam wolna. Zerwałam się i zaczęłam biec przed siebie, próbując się wydostać poza mury zamku, ale przede mną pojawili się kolejni strażnicy. Przymknęłam oczy i odetchnęłam, a z moich ust wyszedł obłoczek pary. Ziemia zaczęła pode mną zamarzać, a strażnicy zostali unieruchomieni. Zaczęłam jechać po lodzie dzięki czemu zwiększyłam prędkość. Byłam już prawie u wyjścia, kiedy pod nogami zobaczyłam ładunek. Zareagowałam jednak zbyt wolno, a on wybuchł. Odrzuciło mnie do tyłu, ale stworzyłam za sobą ścianę, która mnie zatrzymała. Syknęłam z bólu, bo impet z jakim uderzyłam w lód wytrącił powietrze z moich płuc. Także zadrapania, spowodowane wybuchem ładunku, piekły. Oprócz tego czułam zmęczenie, a moje ciało zaczynało zamarzać, bo używałam zbyt dużo mocy. Chciałam się już tylko położyć i odpocząć, ale nie mogłam się teraz poddać. Zerwałam się, żeby uciec, ale poczułam jak unoszę się w górę. Spojrzałam za siebie, gdzie zobaczyłam Darius'a z jedną ręką uniesioną w górę, a drugą przyłożoną do skroni. Zamachnęłam się z zamiarem zaatakowania go, ale poleciałam w dół. Uderzyłam głową o ziemię, a po chwili nastała ciemność.
~xXx~
W tym samym czasie. Kryjówka Strażników.
Mężczyźni wysiedli z wozu i pomogli buntownikowi wejść do budynku. Posadzili go w sali spotkań, a Set wysłał Blase'a po Trai.
-Dlaczego mi pomogliście? - Zapytał lekko unosząc głowę. Bał się, ponieważ był normalny wśród innych. - Jestem tylko człowiekiem. Na co wam się przydam?
-Szczerze, to nie wiem. - Kiedy to powiedział buntownik spojrzał na niego zdziwiony. - Tio wierzy, że możesz nam pomóc. A ja ufam jej osądom.
-Kim jest Tio?
-To dziewczyna, która cię uratowała.
W tym momencie do pokoju weszła Trai, a za nią Blase.
-Kto to?
-Tio sądzi, że może nam pomóc pozbyć się Arystokracji. Ale najpierw przydałoby się go uleczyć.
Trai kiwnęła głową i podeszła do mężczyzny. Zaczęła oglądać jego rany. okazało się jedynie, że jest trochę wychudzony, a jego rany nie były zbytnio poważne.
-Jak się nazywasz? - Zapytała, zabierając się za opatrywanie jego ran. Spojrzał na nią podejrzliwie. - Nie musisz się obawiać. Jesteśmy przyjaciółmi.
-Tamta dziewczyna powiedziała to samo.
-Więc?
-Asher.
-Jestem Trai, a ci dawaj to Set i Blase. - Powiedziała wskazując na dwóch mężczyzn. - Dziewczyna, która ci pomogła to Tio.
W tym samym momencie, w którym dziewczyna stanęła prosto, drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju wbiegła Sari.
-Co się stało? - Set podszedł do dziewczyny i chwycił ją za ramiona.
Sari ledwo stała, biorąc głębokie wdechy. Wyglądałam jakby biegła całą drogę z pałacu do kryjówki.
-Tio...Oni...Ona... - Sari wydyszała, zginając się wpół i trzymając się za brzuch.
Gdyby Set nie przytrzymał jej, to leżałaby na ziemi. Posadził ją przy stole i podał jej szklankę wody, którą opróżniła duszkiem. Wzięła kilka głębokich wdechów i dopiero wtedy wstała i stanęła naprzeciw czerwonowłosego z poważną i zarazem zatroskaną miną.
-Tio...Złapali ją.
~~~~~~~~~~~~~~
Witam, witam. Po długim czasie stwierdziłam jednak, że ukończę to opowieść. Wydaje mi się, że jest ona na tyle składna, że mogę ją ze spokojnym sumieniem opublikować. Dziękuję za cierpliwość tych, którzy czekali na tą książkę.
;*
Rozdziały będą się pojawiać w każdą środę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top