IV

Minęły 2 lata. W tym czasie zdążyłam odbyć trening, przejść testy i udowodnić swoją wartość. Zaczęli mnie traktować jak równą sobie, a nawet zostałam zaszczycona przeprosinami ze strony Blase'a. Byłam na tym samym stopniu co Set, więc wiedziałam wszystko co robili i brałam czynny udział w misjach. Oprócz tego starałam się odnaleźć morderców mojej mamy.

Ludzie nazywali nas Strażnikami, więc taką nazwę przyjęliśmy. Naszym zadaniem była obrona ludzi przed Arystokratami. Byli to ludzie posiadający zdolności, ale jedynym ich celem było zdobycie władzy. Zazwyczaj należeli do nich możni obdarzeni, dlatego też nazywano ich w ten sposób.

Wstałam jak co dzień rano i udałam się do kuchni. Jak już mówiłam nasza siedziba znajdowała się na tyłach karczmy, więc nie mogliśmy korzystać z tego samego pomieszczenia co goście, dlatego też obok kuchni był wybudowany osobny pokój, w którym zbierali się wszyscy członkowie bractwa. Można się było do niego dostać tylko przez kuchnię, a drzwi były dobrze ukryte przed wścibskimi oczami strażników. Pokój był drewniany, na planie prostokąta. Drzwi znajdowały się na krótszym boku, a po drugiej stronie pokoju, przy przeciwległej ścianie wybudowany był kominek. Na środku zaś stał ogromny stół, który zajmował większą część pokoju. Było w nim ciemno, ale przytulnie.

Przygotowałam sobie skromne śniadanie i udałam się do tegoż właśnie pokoju. Kiedy otwarłam drzwi ujrzałam, wiele znajomych twarzy. Co znaczyło, że zaspałam.

-Znowu trenowałaś do białego rana? - Spytał Set, kiedy zajęłam miejsce obok niego.

-Można to tak nazwać.

Tak naprawdę trenowałam tylko po 2 godziny. Resztę czasu przeznaczałam na szukanie wskazówek dotyczących zabójcy matki. Miałam wiele informacji, ale żadnej która mogłaby mnie nakierować na konkretną osobę. Wiedziałam, że się przemęczam, ale chciałam dokończyć tą sprawę jak najszybciej.

-Pewnie wymyka się nocą na zabawy. - Powiedziała Ila. Była nowym nabytkiem zakonu. Była dobrą kartą, bo miała doskonałą pamięć. Usłyszała coś raz lub zobaczyła, a zapamiętywała bezbłędnie. Oprócz tego była moją przyjaciółką i powierniczką. Ila była szatynką, o długich włosach i zielonych oczach. O jej zdolności świadczyły tylko małe znaki zdobiące jej czoło.

-Czy ja ci wyglądam na imprezowiczkę?

-Nie.

-A w tym momencie by ci się przydało. - powiedział Blase, który usadowił się naprzeciw mnie.

-A co? Masz zamiar zabrać mnie na bal? - Posłałam mu zadziorny uśmieszek.

-Nie ja, tylko on. - Wskazał widelcem na Set'a.

-Żartujesz? - Nie było mi w tamtym momencie do śmiechu.

-Brawo siostrzyczko. Doczekałaś się swojej pierwszej ważniejszej misji w terenie.

-Teraz to naprawdę żartujesz. - Na mojej twarzy widniało niedowierzanie.

-Nie. Jesteś dobra w otwieraniu zamków i jesteś ładna, więc z łatwością możesz odwrócić uwagę strażników.

-Tak, bardzo ładna.

-To bal maskowy. Jeśli założysz odpowiednią maskę, nikt o tym nie będzie wiedział. - Blase próbował mnie pocieszyć i trzeba przyznać, że odrobinę mi ulżyło.

-Dobra, to powiedz mi tylko co mamy zrobić. Powiedziałabym tak, ale znowu mnie wplątasz w jakieś bagno.

Ostatnim razem kiedy się zgodziłam bez informacji o zadaniu musiałam siedzieć kilka godzin i pilnować jakiegoś głupka, bo ponoć miał ważne informacje. Na koniec i tak okazało się, że był bezużyteczny i zabili go. Ja nikogo nie zabiłam, co najwyżej pokiereszowałam. Nie miałam zamiaru tego zmieniać do momentu zemsty na mordercach matki. Ale samą śmierć widziałam często.

-Chodź do mnie do pokoju. - Szepnął mi na ucho i podniósł się ze swojego miejsca. - Weź Ilę.

Opuścił pokój razem z Blasem. Po minucie wstałam i pokazałam, żeby za mną szła. Udaliśmy się prosto do pokoju Seta.

-Dobra. To teraz mów. - Weszłam do pokoju i zajęłam miejsce na parapecie.

-Trzeba się dostać do królewskich komnat i wykraść dokumenty dotyczące syna naszego króla.

-Po co nam one? - Spytałam, układając się wygodniej na siedzeniu.

-Znaj wroga jak siebie samego. - Powiedziała Ila.

-Dobra. Rozumiem, że chcecie je wykraść. Ale nie sądzisz, że to jest nierozsądne. Skoro chcesz zabrać Ilę równie dobrze możesz zrobić z niej pożytek i wykorzystać jej zdolność.

-To miałem na myśli mówiąc wykraść.

-Jest jeszcze druga sprawa. Chcą zabrać naszą karczmę.

-A co możemy z tym zrobić? - Spytała Ila wyglądając na lekko zakłopotaną. Ila była niższej rangi, bo nie umiała planować. Ale jej pamięć była bardzo przydatna.

-Mają w piwnicy papiery. - Powiedział Set.

-A naszym zadaniem jest je zabrać.

-Dokładnie. My udamy się na bal wspólnie i pójdziemy ukraść akt własności, Blase i Ila załatwią sprawę z księciem.

-Wszystko jasne. Wchodzę w to. Mam tylko jedno pytanie: Kiedy jest ten bal?

-Dzisiaj wieczorem.

-Że co!? - Aż zerwałam się na równe nogi. - Set ja nie mam nawet jednej sukienki balowej. Wszystkie są do pracy w terenie.

-Wiedzieliśmy, że się zgodzisz dlatego zrobiliśmy ją wcześniej.

-Obaj jesteście niemożliwi. - Chwyciłam się za głowę, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - Dobra, poddaję się. Wygraliście. Pokażcie tą suknię.

-Zobaczysz ją dopiero wieczorem. To ma być niespodzianka.

Westchnęłam cierpiętniczo i wyszłam z pokoju. Usłyszałam jeszcze jak Blase woła: Spotkajmy się na dole o 15:00.

xXxXx

Wraz z wybiciem godziny 15:00 wróciłam do karczmy. Od razu udałam się do piwnicy, która znajdowała się pod pokojem spotkań, a wejście ukryte było pod schodami na górę. Przeszłam przez kilka korytarzy i weszłam do szwalni.

-W ostatniej chwili. Jeśli dalej będziesz tak przychodzić to kiedyś wpakujesz się w kłopoty. - Przywitał mnie Blase.

-Może się tak zdarzyć. Wtedy będziesz musiał mnie ratować. - Posłałam mu mały uśmiech i podeszłam do naszej szwaczki, Mei. Jej dar pozwalał jej na szycie prześlicznych sukien bez większego wysiłku. Oprócz niej w piwnicy swoje gabinety mieli: Tristan, który był wybitnym szewcem, West, który potrafił wytworzyć wspaniałą biżuterię nawet ze zwykłych kamieni oraz Trai, który była naszą lekarką. Jej dar pozwalał wyleczyć najgorsze rany i większość chorób.

-Cześć Tio. - Powiedziała dziewczyna, gdy mnie zobaczyła. - Jesteś gotowa założyć sukienkę?

Kiwnęłam głową i Mei chwyciła mnie za rękę, ciągnąc na tyły pomieszczenia. Kazała mi zamknąć oczy i poczekać, aż skończy mnie ubierać. Posłusznie lecz nie bez niechęci zamknęłam je i słuchałam tylko jak dziewczyna chodzi w tę i z powrotem.

-Poza tym chciałam ci pogratulować pierwszej poważniejszej misji. Pewnie się stresujesz.

-Trochę, ale oprócz tego cieszę się, że wreszcie pozwolili mi się wykazać.

-Przecież cały czas się wykazujesz. Nikt tak efektywnie nie gromadzi informacji. Chłopaki nawet przy pomocy tortur nie są w stanie dowiedzieć się tyle co ty za pomocą sprytnych pytań.

-Za bardzo mnie chwalisz.

-Nie masz faceta, który by to robił, więc ja się tym zajmuję.

-Nie szukam chłopaka. Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż zabawianie jakiegoś faceta.

-Widać, że jeszcze się nie zakochałaś. Kiedyś to się stanie. Prędzej lub później. Dobrze, gotowe. Możesz otworzyć oczy.

Kiedy je otwarłam, oniemiałam z zachwytu. Suknia gładko opadała na ziemię. Była prosta i skromna bez żadnych dodatków, o długich zwisających rękawach. Jej kolor był naprawdę niezwykły. Był niebieski, ale nie taki jak u większości. Był to bardzo leciutki niebieski ledwo odróżniający się od bieli, która była pod nim.

-Czy to naprawdę ja? - Spytałam nie dowierzając temu co wiedzę.

-Wyglądasz ślicznie. Teraz tylko dobrać biżuterię i buty, a potem uczesać cię i jesteś gotowa na bal.

-Dziękuję. - Objęłam ją próbując się nie rozpłakać. Pierwszy raz miałam na sobie coś tak pięknego.

-Nie dziękuj mnie tylko chłopakom. To był ich pomysł, ja tylko go zrealizowałam. Poza tym. - Pokazała mi bok sukni, na którym widniał szew, dobrze ukryty dla osób postronnych. - Jeśli to pociągniesz suknia się rozejdzie co pozwoli ci na swobodne bieganie. Jest pod nią tyle miejsca, że możesz ukryć broń.

-Dzięki kochana.

-A teraz chodź. Nie pozwólmy chłopcom dłużej czekać.

Wyszłyśmy do głównego pomieszczenia, gdzie mężczyźni siedzieli na kanapie. Kiedy mnie zobaczyli obaj zerwali się z miejsc.

-Tio, wyglądasz prześlicznie. - Set obejrzał mnie od stóp do głów.

-To był twój pomysł. Jeden z lepszych.

Cały ten czas Blaze nie spuszczał ze mnie wzroku.

-Wiesz, że to niegrzeczne gapić się na kobietę.

Zmieszał się i odwrócił wzrok, a ja z Set'em zaczęliśmy się śmiać.

-Chodźmy. Musisz jeszcze włożyć buty.

-A wy musicie się ubrać. - Set spojrzał na mnie sceptycznie. - Nie martw się. Nic mnie nie zje, ani nie zaatakuje. Jestem dorosła. Ty za to jesteś nieubrany, więc wynocha.

Uniósł ręce w geście poddania, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Potem razem z Blase'm opuścił pokój.

-Widziałaś jego zbolałą minę? - Mei zaczęła się śmiać, a ja zaraz za nią.

-Chodź. Muszę się przygotować.

-Nie mogę. Została jeszcze druga sukienka. Ila jeszcze nie przyszła.

-Dobrze. Do zobaczenia później.

-Do zobaczenia.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do gabinetu Tristana. Zapukałam drzwi, a następnie weszłam.

-Zaraz przyjdę. - Usłyszałam Tristana z tyłów sklepu. Po głosie wnioskowałam, że miał dobry dzień. Po chwili zobaczyłam go. - Witaj, Tio. Zastanawiałem się kiedy przyjdziesz.

-Przepraszam. Set nie chciał mnie puścić samej, a jeszcze był niegotowy.

-Jest wspaniałym bratem. - Powiedział, pokazując mi abym za nim szła.

-Prawda, ale czasami jest nadopiekuńczy.

-Próbuje naprawić to co popsuł.

Weszliśmy do małego przytulnego pokoiku. Pokazał mi żebym zajęła krzesło i podszedł do szafki. Wyciągnął z niej pudełko i położył je przede mną. Następnie uklęknął i zaczął zdejmować moje buty.

-Mogę to zrobić sama. - Powiedziałam, próbując zabrać nogę, ale przytrzymał mnie.

-Raczej nie z tą suknią. Pozwól sobie pomóc.

Westchnęłam i pozwoliłam mu dalej robić swoją pracę. Czułam się nieswojo, ale Tristan miał rację. Nie poradziłabym sobie z tą sukienką. Kiedy skończył pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do lustra. Podciągnęłam lekko sukienkę i spojrzałam na skórzane trzewiki, które były tego samego niebieskiego koloru co suknia.

-Set chciał jakieś ładne buty, ale typowo balowe tylko by ci przeszkadzały. Dlatego wymyśliłem te. Są ładne jak buty balowe, a także poręczne bo nie będziesz mieć problemu z bieganiem.

-Dzięki Tristan. Są naprawdę piękne.

-Powinnaś jeszcze zajrzeć do West'a. Ma dla ciebie coś specjalnego.

-Wiesz jak nie lubię biżuterii. - Powiedziałam zbliżając się do drzwi.

-Ta ci się spodoba. Miłej zabawy.

Wyszłam z pokoju i udałam się do ostatniego, który musiałam odwiedzić przed spotkaniem z Set'em, Blase'm i Ilą. Znów zapukałam i kiedy tylko usłyszałam „wejść", pchnęłam drzwi.

-Witaj, Tio. - West podszedł mnie przytulić. Zawsze był wesoły. I miał tendencje do naruszania przestrzeni osobistej innych osób. - Chodź, chodź. Mam dla ciebie coś wyjątkowego.

Wyciągnął naszyjnik, który był bogato zdobiony, a na końcu wisiał taki sam kamień jak na naszyjniku mojej matki.

-Pomyślałem, że nie chcesz się rozstawać z naszyjnikiem matki, ale niebezpiecznie jest brać coś tak ważnego na misję, więc stworzyłem jego replikę. Wygląda identycznie.

Chwyciłam naszyjnik w dłoń i zaczęłam go oglądać. Następnie złapałam za kamień, ale jego struktura była całkowicie inna niż ta kamienia mojej mamy. West zrozumiał o co chodzi i powiedział:

-Jest zrobiony z turkusu.

-Czyli naszyjnik mamy jest z czegoś innego? Przypomina turkus.

-Jest z czegoś innego, tylko nie wiem z czego.

Wzięłam go do ręki i zaczęłam oglądać.

-Może kiedyś się tego dowiemy.

W tym momencie do pokoju wpadła Ila.

-Tu jesteś. Wszędzie cię szukałam.

-Trochę kultury. Tu się pracuje. - West był zniesmaczony. W przeciwieństwie do mnie, Ili nie lubił.

-Musimy iść. Chłopaki są już gotowi, a ty wciąż potrzebujesz się uczesać. - Ila zdawała się nie usłyszeć jego komentarza.

-Dziękuję, ale jak widzisz czas nagli. - Powiedziałam, kiedy Ila chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąc do drzwi. - Tym razem mnie zaskoczyłeś.

-Cała przyjemność po mojej stronie. Miłej zabawy.

Ila zaciągnęła mnie do mojego pokoju i posadziła na krześle. Zaczęła układać moje włosy, a moje myśli powędrowały do pałacu. Zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądać oraz czy poradzę sobie z powierzonym zadaniem.

-Gotowe. - Odsunęła się i pozwoliła mi spojrzeć w lustro. Na mojej głowie był prześliczny kok, a kilka pojedynczych kosmyków opadało po bokach mojej twarzy. Jedynym problemem był mój tatuaż, który był całkowicie odsłonięty.

-Nie wpuszczą mnie z tym na twarzy.

-O to się nie martw. Set o wszystko zadbał.

Podała mi maskę. Zasłaniała tylko odrobinę twarzy po prawej stronie, ale była specjalnie skonstruowana. Z lewej strony zasłaniała od policzka do czoła, więc nie musiałam się martwić o widoczność tatuażu. Oprócz tego była po prostu jasno niebieska pasująca do sukni, bez żadnych ozdób. Tak jak lubiłam.

-Możemy iść.

Opuściłyśmy pokój i udałyśmy się do tego Seta. Zapukałam i weszłyśmy do środka.

-Panie gotowe? - Spytał Blase, kiedy zamknęłyśmy za sobą drzwi.

-Tak, a panowie? - Odpowiedziała Ila.

-Prawie. Set ma problemy z żakietem.

Westchnęłam i podeszłam do brata. Ułożyłam mu marynarkę i zapięłam na dwa najniższe guziki, tak żeby było widać koszulę.

-Co ja bym bez ciebie zrobił? - Powiedział żartobliwie.

-Na pewno nie zapiąłbyś marynarki.

Zaczęli się z tego śmiać.

-A marudziłeś, że to ja się nie wyrobię.

-Mam prawo czasem się mylić.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

-Set, powóz jest gotowy.

-Panie przodem.

-Cóż za dżentelmen. - Zaśmiałam się, a Ila mi zawtórowała. Wyszliśmy z kryjówki i wsieliśmy do powozu. Woźnica strzelił batem i ruszyliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top