II
Obudziłam się z okropnym bólem, a przy moim boku siedziała mama.
-Obudziłaś się! - Od razu mnie objęła, a ja zaczęłam ją gładzić po głowie, próbując uspokoić. - To nie ty powinnaś mnie pocieszać.
-A jednak wygląda, że ty tego bardziej potrzebujesz. - Odpowiedziałam z uśmiechem. - Co się stało mamo?
-Zemdlałaś, dopiero wtedy dał ci spokój. Zabrałam cię do domu i próbowałam jakoś złagodzić ból. Przepraszam, córeczko.
-Zrobił ci coś? - Spytałam, próbując się podnieść, ale mama od razu mnie powstrzymała.
-Wiesz, że nie złamie słowa.
Kiwnęłam głową i poczułam ostry napływ bólu, przez co po moich policzkach zaczęły spływać łzy bólu.
-Poczekaj. Zaraz przyniosę coś na uśmierzenie bólu.
Wybiegła z pokoju, a po chwili do środka przyszedł ojciec.
-Jesteś silniejsza, niż myślałem.
-Nawet jeśli nie chcę, to muszę przyznać, że do czegoś mi się przydał ten trening.
-Teraz wiesz, żeby się więcej nie sprzeciwiać. Następnym razem...
-Kto ci tu pozwolił wejść!? - Matka wyglądała jakby była na skraju wytrzymałości. Jedno jej spojrzenie dało tacie do zrozumienia, żeby z nią nie zaczynać i o dziwo poskutkowało. Wyszedł z pokoju. - Wypij to. Powinno uśmierzyć ból.
Nagle poczułam się senna. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w błogi sen, który dał mi ukojenie.
xXxXx
8 lat później (20 lat)
Po incydencie w lesie ojciec nie odważył się więcej położyć na mnie ręki. Byłam bezpieczna, ale zostawił mi mały prezent w postaci blizn na twarzy. Zmieniłam przez niego sposób czesania, żeby zasłonić blizny, ale i to nie dawało mi komfortu.
Postanowiłam więc jeszcze bardziej okaleczyć swoją twarz i kiedy trafiła mi się taka okazja udałam się do miasta, żeby zrobić sobie tatuaż.
Blizny zostały zakryte atramentem, tworząc linie, pokrywające każdą z nich, a że moja twarz była okaleczona od czoła do policzka, było to kosztowne. Udało mi się pokryć koszta i kiedy matka zobaczyła mnie była przerażona i powiedziała co o tym myśli. Kilka dni później przyszła mnie przeprosić, bo zrozumiała, że zrobiłam to, żeby czuć się ze sobą lepiej, a kiedy się już przyzwyczaiła kilka razy usłyszałam, że pięknie wyglądam.
Mama bała się, że nie znajdę męża z takimi ranami i zawsze kłóciła się o to z tatą. Nie chciałam, żeby się o to martwiła, ale nie umiałam jej tego dogłębnie wpoić. Jeśli jakiś mężczyzna miałby mnie pokochać, to chcę, żeby to było dla mnie, a nie za mój wygląd, który mógł przeminąć. Za urodę, której nigdy nie miałam, bo zanim stałam się piękna zostało mi to zabrane.
Nie miałam tego za złe ojcu, bo dotrzymał słowa i nigdy więcej nie uderzył mamy. Bolało mnie tylko to, że traktował ją jak bagaż, którego w żaden sposób nie mógł się pozbyć.
I tak oto nastał kolejny szary dzień w moim życiu. Jak codziennie rano poszłam do lasu, żeby pozbierać zioła dla mamy i trochę potrenować. Nie chciałam wyjść z formy, bo moje zdolności mogłyby się przydać w najbardziej potrzebnym momencie.
Kiedy skończyłam zaczęłam wracać do domu. Znałam tę drogę doskonale. Mogłabym iść z zamkniętymi oczyma i doszłabym do domu. Więc zamknęłam je i zaczęłam iść w stronę domu. Kiedy byłam już u wyjścia boru usłyszałam czyjeś głosy. Mój instynkt zadziałał natychmiastowo i skoczyłam ukryć się za drzewem. Wyjrzałam zza niego i dostrzegłam grupę zakapturzonych osób. Nie słyszałam co mówili, ale jeśli szli tą drogą, oznaczało to, że musieli iść do mojego domu. A niewiele osób wiedziało o jego istnieniu. Odwróciłam się i zaczęłam biec w jego stronę, najszybszą drogą, omijając wykrycia przez przybyszy. Wbiegłam do środka i zatrzasnęłam drzwi, zwracając tym uwagę mamy. Podeszła do przedsionka i spojrzała na mnie zdziwiona. Nie odwróciłam się do niej, ale zamiast tego przesunęłam pod drzwi komodę i umocniłam zabezpieczenie, zamrażając wszystko grubą warstwą lodu.
-Co się dzieje? - Mama była nieźle zmieszana, nie wiedziała co robię.
-Mam pytanie: Zapraszałaś kogoś?
-Nie. Dlaczego pytasz?
-Do naszego domu idzie grupa zakapturzonych ludzi. Musimy uciekać. Już! - Chwyciłam mamę za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę kuchni, żebyśmy wyszły przez okno. Tylko przekroczyłam próg pokoju, a usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kara, otwieraj! - Usłyszałyśmy wołanie, a następnie walenie w drzwi.
-Nie damy rady uciec. - Mama wyglądała na przygnębioną. Wyciągnęła rękę z mojego uścisku i zaczęła się wspinać po schodach, do swojej sypialni.
-Mamo. - Moja twarz była blada z przerażenia, a ciało drżało. Miałam złe przeczucie. Mama zawsze stawiała moje dobro nad swoim. - Musimy uciekać.
-Nie damy rady, uciec. A jeśli tu zostaniemy zginiemy obie.
Weszła do swojej sypialni i podeszła do wielkiej roślinki stojącej w rogu. Chwyciła ją i zaczęła odsuwać. Patrzyłam na nią, zastanawiając się co kombinuje.
-Mój ojciec zrobił to na taki właśnie wypadek. - Kiedy udało jej się odsunąć roślinkę przyłożyła rękę w pewnym miejscu przy podłodze i zamroziła je. Usłyszałam szczęk mechanizmu i przede mną otwarły się tajemne drzwi.
-Wchodź. - Chciałam zaprotestować, ale podniosła rękę uciszając mnie. - Na dole jest wypustka. Musisz ją zamrozić, żeby stąd wyjść.
-A co z tobą? - Moja twarz była przepełniona boleścią, bo wiedziałam, że to będzie nasze pożegnanie.
-Jeśli nikogo nie znajdą, będą coś podejrzewać.
-Nie pozwolę ci zginąć! - Krzyknęłam, a po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Matka, była jedyną osobą, która mnie rozumiała. Mój ojciec traktował mnie przedmiotowo, a brata nie było kiedy go potrzebowałam.
-To ja ci nie pozwolę! - Patrzyłam na nią nie dowierzając. Pierwszy raz w życiu podniosła na mnie głos. - Jesteś młoda, masz przed sobą jeszcze całe życie. Ja już swoje widziałam. Miałam ciężkie życie, ale cieszę się. Bo miałam tak wspaniałą córkę jak ty.
Objęła mnie mocno. Wtuliłam się w nią, pozwalając łzom spływać po mojej twarzy.
-I pamiętaj: Broń się, żeby przeżyć.
-Walcz, by zwyciężać.
-Kocham cię Tio. - Odsłoniła moją twarz i pocałowała moje uszkodzone oko.
-Kara, wiemy, że tu jesteś!
-Żegnaj, córeczko.
Wepchnęła mnie do pomieszczenia i kiedy się odwróciłam, zobaczyłam tylko jej twarz na, której widniał smutny uśmiech.
W chwili zamknięcia się drzwi, usłyszałam uderzenie tych w pokoju. Słyszałam głosy, ale nie mogłam zrozumieć o czym mówią. Chwilę później usłyszałam krzyk mamy. Poczułam jak moje serce zamiera. Czekałam kilka minut, które wydawały się być wiecznością. Kiedy już wydawało mi się, że opuścili dom wsadziłam rękę w wypustkę i zamroziłam ją. W tamtym momencie drzwi odsunęły się, a ja zobaczyłam mamę leżącą na podłodze nieruchomo.
-Mamo! - Podbiegłam do niej i ułożyłam ją na kolanach. - Mamo, słyszysz mnie? Mamo, odpowiedz! - Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - Proszę mamo. Otwórz oczy.
Przeczesałam jej włosy i przytuliłam jej zimne, martwe ciało. Wtedy spostrzegłam naszyjnik, z którym mama nigdy się nie rozstawała. Ściągnęłam go i założyłam na siebie. Było to coś co łączyło mnie z nią. W taki sposób mogła być cały czas przy mnie.
-Żegnaj, mamo. Dziękuję ci za wszystko.
Wzięłam ją na ręce i zabrałam pod płaczącą wierzbę rosnącą w naszym ogródku. Położyłam dłoń na jej sercu i w kilka chwili całe jej ciało było pokryte warstwą lodu. Wykopałam pod drzewem prowizoryczny grób i włożyłam tam ciało. Kiedy skończyłam zakopywać grób spojrzałam na niego. Poszłam do lasu zerwać dla mamy jej ukochane kwiaty, którymi były Jastrzębce. Wróciłam i położyłam je na grobie. Gdy się podniosłam zerwał się straszny wiatr. Patrzyłam jak porusza gałęziami drzew, czułam jak czesze moje włosy. Czułam jakby cała natura, smuciła się śmiercią mojej mamy.
xXxXx
Siedziałam oparta o wierzbę z nogami podciągniętymi do brzucha i wpatrywałam się w dolinę rozpościerającą przed naszym domem. Czułam ostatnie promienie słońca ogrzewające moją twarz. Czekałam na powrót ojca. Od tamtej chwili siedziałam w tym miejscu, patrząc niewidzącym wzrokiem w dal. Kiedy słońce zniknęło za górami, usłyszałam trzask drzwiami i zdenerwowany głos ojca.
-Tio, gdzie jesteś!? - Krzyknął wychodząc na dwór. Kiedy mnie zobaczył podszedł, a w jego posturze widać było złość. - Gdzie twoja matka?!
Spojrzałam na niego obojętnie.
-Jest tutaj. Obok mnie.
-Co masz na myśli. Gdzie ona jest!?
Wskazałam na ziemię obok mnie, na której leżały kwiaty.
-Jest tutaj. Śpi obok mnie.
-To znaczy...
-Tak. Mama nie żyje. Zabili ją.
Na jego twarz wstąpiło niedowierzanie, po chwili zmienione w smutek, a na koniec obojętność.
-Przynajmniej jeden problem z głowy.
Zerwałam się z miejsca i chwyciłam go za kołnierz, a drugą uniosłam nad głowę.
-Raz. Choć raz uszanuj ją. - Krzyczałam, a mój głos ociekał jadem. - Wiem, że ją nienawidzisz, ale uszanuj ją skoro już jej nie ma. Tyle możesz zrobić.
Spojrzał na mnie z wyższością.
-Wreszcie będziesz mogła się zająć treningiem, a nie tymi głupotami, do których zmuszała cię matka.
-Zamknij się! - Warknęłam. - Nie wiesz nic o mnie, ani o mamie!
W tamtym momencie poczułam pieczenie lewego policzka. Chwyciłam się za niego patrząc z niedowierzaniem na ojca.
-Nie warz się tak do mnie odzywać!
Po tych słowach wszedł do domu i zatrzasnął za sobą drzwi. Westchnęłam i spojrzałam ostatni raz na grób matki. Podeszłam do wierzby i przyłożyłam rękę do jej pnia, od razu zamrażając pewną jego część.
Odwróciłam się i weszłam do domu. Ojciec siedział w swoim pokoju, więc po cichu poszłam do swojego. Wyciągnęłam z niego plecak i zabrałam z kufra najpotrzebniejsze rzeczy. Po cichu zeszłam po schodach i z kuchni wzięłam odrobinę jedzenia. Wyszłam z domu i nie odwracając się za siebie poszłam do miasta. Nie wiedziałam co mogło mnie tam czekać, ale wiedziałam, że moje życie już nigdy miało nie być takie samo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc tak. Myślałam, że odzew będzie trochę większy, ale jak to mówią
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Dla wszystkich, który przeczytali, skomentowali czy też dali gwiazdkę serdeczne Arigatou. Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział i że będziecie dalej czytać.
Buziakuję ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top