I

-Tio, wracaj do domu! - Usłyszałam, jak mama mnie woła. Przebywałam akurat na dworze razem z moim bratem, Setem.

-Już biegnę, mamo! - Odkrzyknęłam i pobiegłam do domu.

-Mogłabyś mi pomóc w przygotowaniach do obiadu? - Mama posłała mi uśmiech.

-Już się robi. - Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej drewnianą zastawę i talerze.

-Co ciekawego robiliście? - Spytała, mieszając zupę.

-Set znowu bawił się ogniem...Prawie znowu spalił drzewo.

-Mam nadzieję, że zamroziłaś gałęzie zanim zdążył wywołać większe szkody.

Pokiwałam na to głową.

Zarówno Set jak i ja posiadamy „zdolności". Są nimi konkretne umiejętności, które wyróżniają nas od reszty społeczeństwa. Zdolności posiada tylko 20% ludzi, a ci którzy ich nie mają, nienawidzą nas. Większość nadludzi jest bogata, ale nasza rodzina postanowiła porzucić bogactwo i żyć w ubóstwie z dala od miasta. Matka zrobiła to, żeby nas chronić. Ludzie próbowali się nas pozbywać, według nich byliśmy zagrożeniem.

Zdolności są dziedziczne, dlatego moją zdolność lód, od którego pochodzi moje imię, odziedziczyłam po mojej mamie. Za to Set po ojcu włada ogniem.

Wygląd odpowiada posiadanej zdolności. Np. ja władając lodem mam długie białe włosy, przypominające śnieg, a oczy jasno niebieskie, prawie białe. Za to Set miał czerwone włosy, przypominające ogień, który wytwarzał i szare oczy, które były barwy dymu.

W tamtym momencie miałam 5 lat, Set miał 13.

Podeszłam do stołu i rozłożyłam na nim zastawę.

-Mamo? - Kiedy na mnie spojrzała kontynuowałam. - Mogę iść się pobawić z innymi dziewczynkami?

-Jasne kochanie. - Pogładziła mnie po głowie, a następnie wróciła do robienia zupy. - Tylko wróć za 2 godziny.

-Dobrze, mamo.

Wybiegłam z domu i skierowałam się w stronę najbliższych domów, a nie były one bardzo blisko, bo aż 30 minut drogi spacerem. Dotarłam na plac na którym akurat były dziewczynki, które bawiły się w księżniczki.

-Cześć. Mogę dołączyć?

-Tak. O ile...

-Kto ci pozwolił tu przyjść? - Usłyszałam za sobą wyjątkowo spokojny głos mojego ojca.

-Mama. - Odpowiedziałam cicho i powoli się odwróciłam w jego stronę. Bałam się na niego spojrzeć.

-Wracamy. Czeka cię jeszcze trening.

-Ale ja nie chcę. - Powiedziałam ledwo słyszalnie, ale on i tak zrozumiał.

-Nie pytałem cię o zdanie. - Chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę domu. Próbowałam się wyrwać, ale było to na nic.

xXxXx

Zaciągnął mnie do lasku przed domem, a w tamtym momencie ze środka wybiegła mama.

-Zostaw ją, Dates. - Chwyciła go za rękę i próbowała ode mnie odciągnąć, ale był zbyt silny.

-Nie wtrącaj się, kobieto! - Podniósł głos i odepchnął ją, przez co się przewróciła i uderzyła w głowę.

-Zostaw ją! - Krzyknęłam i stanęłam przed mamą, chcąc zasłonić ją własnym ciałem. - Nie wolno ci krzywdzić mamy!

-Słonko, odsuń się. Jeszcze coś ci zrobi. - Wyszeptała mama, trzymając się za głowę.

-Teraz jesteś odważna? - Zaczął się zbliżać w naszą stronę. Starałam się oczyścić umysł ze wszystkich emocji. Ziemia pod moimi stopami zaczęła zamarzać i zbliżać się w jego kierunku. Poczułam radość, że udało mi się to zrobić i właśnie w tym momencie lód stanął w miejscu. Ojciec zaczął się śmiać i jednym ruchem zniszczył lodową barierę, którą udało mi się stworzyć.

-Jesteś za słaba, żeby nawet myśleć o mierzeniu się ze mną. - Powiedział. W tym samym momencie poczułam okropny ból i zgięłam się wpół. Ojciec uderzył mnie w brzuch. Wylądowałam na ziemi trzymając się za bolące miejsce, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

-Jak mogłeś uderzyć swoją córkę!? - Mama zerwała się i próbowała uderzyć go, ale był szybszy i to on ją uderzył.

xXxXx

Siedziałam na kolanach mamy i byłam w nią wtulona, a po moich policzkach spływały łzy. Głaskała mnie po włosach, próbując mnie uspokoić.

-Nie płacz. Wszystko będzie w porządku. - Mówiła łagodnym głosem.

-N-nie będzie. - Załkałam. - On cię uderzył. Powinnam cię bronić, a zamiast tego jeszcze zrobił ci krzywdę.

-Jesteś jeszcze młoda i nie masz wiele siły. - Odsunęła mnie od siebie i posłała pokrzepiający uśmiech. - Ale kiedyś będziesz zdolna się sprzeciwić.

Wzięłam głęboki wdech i posłałam mamie uśmiech.

-Od dzisiaj będę się starać jeszcze bardziej!

Mama się uśmiechnęła i rozczochrała mi włosy.

-Ale pamiętaj, żeby też mi pomóc i się nie przemęczać.

-Tak jest! - Uśmiechnęłam się i przytuliłam do mamy. - Nie pozwolę, żeby cię znowu uderzył. - Mruknęłam w jej koszulkę.

Zaczęła się śmiać, a następnie mocniej mnie objęła.

xXxXx

7 lat później

Biegałam po lesie, ciesząc się wolnością, ponieważ ojciec miał dzisiaj służbę na zamku. Choć i tak miał wrócić z nastaniem nocy.

-Tio, chodź tutaj. - Usłyszałam głos matki dochodzący z domu. Zawróciłam i skierowałam się do domu.

-Co się stało mamo? - Spytałam, stojąc w progu.

-Mogłabyś to zanieść do naszych sąsiadów? Obiecałam, że dam im to do dzisiaj, ale nie mam do tego głowy.

-Nie ma problemu. - Podeszłam do mamy i wzięłam od niej torbę.

Przerzuciłam ją przez ramię i wyszłam z domu. Skierowałam się do domu naszych najbliższych sąsiadów. Droga zajęła mi 30 minut. Przeszłam koło placu, na którym stały dziewczyny i poszłam zapukać do drzwi. Chwilę potem otwarła je kobieta.

-W czym mogę ci pomóc, kochanie? - Spytała, posyłając mi ciepły uśmiech.

-Mama kazała mi to przekazać. - Wyciągnęłam z torby pozytywkę zrobioną z lodu.

-Jest piękna. Podziękuj jej ode mnie.

Zanim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć za kobietą stanął je mąż. Mężczyzna gruby, tępy i przerażający.

-Kto przyszedł? - Kiedy spojrzał na mnie jego twarz sposępniała. - Czego tu chcesz przybłędo!? Wynoś się stąd zanim cię poszczuję!

Mężczyzna aż kipiał gniewem. Kobieta zagrodziła mu drogę zanim zdołał wyjść z budynku.

-Jak ty się odzywasz do naszego gościa?!

-Nie widzisz, że to odmieniec!? Nie chcę, żeby przebywała blisko naszej córki.

-Przestań...

-Niech pani się nie trudzi. I tak już miałam iść.

-Żegnaj i podziękuj jeszcze raz swojej mamie.

Kiwnęłam głową i odwróciłam się. Ruszyłam w drogę powrotną do domu, ale coś mnie podkusiło, żeby podejść do dziewczyn.

-Cześć. - Pomachałam i podeszłam do nich.

-Nie zbliżaj się. - Powiedziała ich przywódczyni, Marie, która była córką tamtego mężczyzny. - Jesteś dziwadłem, nie chcemy mieć z tobą nic do czynienia. - Dziewczyny pokiwały głową.

-Dlaczego sądzicie, że jestem dziwadłem? - Spytałam, czując jak ich słowa mnie ubodły.

-Tata mówi, że jesteś odmieńcem i że tacy jak ty są dla nas niebezpieczni.

-Twój tata się myli. Nigdy nie zrobiłam niczego, żeby zranić ludzi.

-Czyli potwierdzasz, że jesteś odmieńcem?

Zanim jej odpowiedziałam usłyszałam, szczekanie psa i ciężkie kroki.

-Mówiłem ci coś, pijawko! Wynoś się z mojego podwórka! Bierz ją!

Pies zaczął biec w moją stronę. Patrzyłam na niego ze spokojem i wzięłam głęboki oddech. W tym samym momencie pod moimi stopami zaczął się tworzyć lód. W chwili, w której pies skoczył w moim kierunku powstała gruba ściana, która zasłoniła mnie przed nim. Usłyszałam tylko głuche uderzenie psa o lód. Spojrzałam na dziewczyny, które patrzyły na mnie z wielkimi oczami i przerażeniem.

-O-odejdź od nas. N-nie zbliżaj się. - Zaczęły się cofać aż wpadły pod drzewo. - Nie zbliżaj się potworze!

Spojrzałam na nie z bólem, ale mój głos brzmiał spokojnie, wręcz obojętnie.

-Jeśli tego chcecie niech tak będzie. Nie zobaczycie mnie nigdy więcej.

Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu. Zanim jednak oddaliłam się uniosłam dłoń i zacisnęłam ją w pięść, niszcząc tym samym stworzoną ścianę.

xXxXx

Weszłam do domu i miałam już krzyknąć, że jestem, ale usłyszałam podniesione głosy rodziców. Po cichu zbliżyłam się do ich pokoju.

-Dlaczego jej to robisz!? Dlaczego nie pozwolisz, żeby cieszyła się życiem tak jak inne dziewczyny w jej wieku!?

-Widzę w niej potencjał, którego nie ma w naszym głupim synu. Będzie wspaniałym wojownikiem i przejmie po mnie obowiązki.

-Jest kobietą, a wy nie dajecie nam żadnych praw.

-Bo i tak nie umiałybyście z nich korzystać.

Zamachnął się, ale wychyliłam się i zamroziłam jego rękę, przez co opadła u jego boku, pod ciężarem lodu. Spojrzał na swoją dłoń, a później na mnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przerażający uśmiech. Zacisnął dłoń w pięść, a ta od razu zajęła się ogniem, a lód pokrywający ją znalazł się na ziemi w postaci wody.

-No, no, no. - Zaczął iść w moją stronę. Bałam się, bo wiedziałam, że nie wyjdę z tego bez kary, ale nie ruszyłam się z miejsca, uparcie wpatrując się w ojca. - Jak na dziewczynę jesteś odważna, ale i tak kara cię nie ominie.

-Nie obchodzi mnie co zrobisz, ale nie wolno ci dotykać mamy! - W środku drżałam z przerażenia, ale lekcje mojego ojca na coś się przydały, bo nie ugięłam się pod jego intensywnym wzrokiem.

-Niech tak będzie.

Chwycił mnie za rękę i wyciągnął z domu. Nie szarpałam się, bo wiedziałam, że skoro obiecał nie skrzywdzić mamy to dotrzyma obietnicy. Dla rycerza królewskiego nie ma gorszej rzeczy niż krzywoprzysięstwo.

Zaciągnął mnie do lasku w którym przeważnie się bawiłam. Zostawił mnie w pewnym miejscu i spojrzał na mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem.

-Zobaczymy ile zniesiesz.

Przyłożył do mojej twarzy rękę, a po chwili poczułam jak okropne gorąco ogarnia całą moją lewą stronę twarzy. Ból był okropny tak bardzo, że zaczęłam krzyczeć i wyrywać, co zaowocowało jeszcze mocniejszym uściskiem. Po chwili usłyszałam krzyki mojej matki, a następnie ogarnęła mnie ciemność.


Witam, po przerwie. Mam nadzieję, że cieszycie się z nowego opowiadania. Tym razem jest moje, bo chciałam spróbować czegoś nowego. Będzie ono kompletnie inne od pozostałych dwóch. Mam wielką nadzieję, że się wam spodoba.

Buziakuję ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top