5 Peter nie chciał by wiedzieli

W tym ff Peter JESZCZE nie ma mocy.

Peter Parker nie wiedział i chyba nawet nie chciał wiedzieć czemu znowu mu się obrywało.

Dlaczego po raz kolejny to właśnie on był kozłem ofiarnym i dlaczego reszta uczniów albo nie zwracała na to uwagi albo przyłączyła się do Flasha.

Serio. Nie żeby Peter zrobił coś złego. Bo przecierz niczym nie zawinił.

Ale świat bywa okrutny i Parker o tym wiedział.

Po raz kolejny jednak świat chciał mu zrobić jeszcze bardziej pod górkę.

Jakby całe jego życie nie było wspinaczką na Monto Everest...

Już pierwsze uderzenie Flasha zwaliło Petera z nóg.

Czternastolatek uniusł wzrok który jednak zamazywaly mu się od łez.

Widział Flasha i grupę innych uczniów. Śmiali się beztrosko nie rozumiejąc, a może nie chcąc zrozumieć jak czuje się aktualnie Peter.

Przerażony, bezsilny, wiedzący że jego słowo może spowodować że uderzy w niego kolejny cios.

Skulił się nieco mocniej kiedy przerażenie przesiąknęło go całego. Coraz ciężej było mu swobodnie oddychać.

Przygotowany na kolejny cios czekał. Ale nic nie stało.

-Zostawacie go - Peter znał ten głos. Ostry i nieco szorstkawy. Mógł należeć tylko do jednej osoby.

Peter podniusł wzrok dostrzegając wysoka postaç z przydługawymi włosami.

-Bucky? - szepnął cicho i spróbował nabrać nieco powietrza.

Coś jednak mu to skuteczn i uniemożliwiał.

Przerażony spróbował ponownie ale z tak samo marnym skutkiem.

Słyszał tupot butów uderzających o posadzkę. Grupa uciekła.

Czyjeś dłonie złapały go lekko i uniosły. Peter nie wiedział co się dzieje.

Czuł jedynie przerażenie panoszące się w nim jak burzą niszcząca cały spokuj.

Nie wiedział ile minęło kiedy ktoś posadził go ma ziemi i uklęknął przed nim szurając lekko podeszwami butów.

-Peter? - na dźwięk swojego imienia podniusł wzrok.

Przed nim, całkowicie przerażeni klęczeli Stephen, Bucky i Bruce.

-W-w-wszystko ok-kej - wyjąkał wpatrując się w resztę.

-Napewno? - Stephen spojrzał na niego z zmartwieniem - może lepiej żebyś wrucil do akademika? Odprowadzę cię!

To nie było pytanie o czym Peter dowiedział się kiedy pięć minut potem szedł obok Stephena w kierunku akademika.

-Wiesz co to było? - spytał starszy kopiąc mały kamyczek na swojej drodze.

Peter pokręcił głową.

-Bucky mówił że nie umiałeś zabrać oddechu ale kiedy wyszliśmy z sali to już w miarę normalnie oddychałeś. Wiesz co się stało?

Czternastolatek spojrzał na niego i westchnął.

-Nie, nie wiem.

Stephen westchnął ale widząc smutek Peter nieco się uśmiechnął.

-Nic nie szkodzi, dojdziemy do tego.

Nie miał odwagi by powiedzieć osiemnastolatkowi że dobrze wiedział co się stało. Był to atak paniki. Czasem je miewał.

I choć wiedział że lepiej by było gdyby ktoś o nich wiedział to jednak nie chciał by widzieli.

I tak jestem niepotrzebna sierotą w ich grupie - pomyślał - nie będę dokładać im niepotrzebnych zmartwień.

Dlatego też tego dnia nie powiedział nikomu na ten temat ani słowa.

Hej hej!

Kto się cieszy z rozdziału? *Cisza* No weźcie no... Ktoś napewno się cieszy, nie?

No dobra nie ważne... Zamiast tego spytam:

Jak tam się rozdział podoba?

Mam nadzieję że was zadowolił!

Miłego wieczorku,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top