29 Burza

Burza zaczęła targać niebem koło szesnastej kiedy Tony wraz z resztą szli pomału przez las.

Bycie podczas burzy w lesie nie było zbyt dobrym pomysłem z racji wieku wysokich punktów ale zaszli już zbyt daleko by mieć możliwość by się cofnąć.

Jestem idiota - pomyślał Tony wzdychając - jak mogłem wyjść razem z nimi nie wiedząc nawet gdzie idę

A jadnak wiedział dlaczego tak postąpił. Nie obchodziło go ile mu to zajmie ale chciał znaleźć Petera.

Był na siebie piekielnie zły że nie zauważył co przeżywa aktualnie jego młodszy przyjaciel a kiedy dowiedział się że ten zniknął, Tony pod wpływem flustracji i desperacko po prostu wyruszył by go odnaleźć.

I przy okazji niefortunnie wciągnął w to resztę.

-Tony? - usłyszał pytanie dochodzące z jego lewej.

Spojrzał w tamtą stronę dostrzegając idącą obok Wandę.

Nie mieli ze sobą zbyt dobrych relacji a jednak Tony wiedział że reszta jest zbyt zajęta sobą by wysłuchać młoda wiedźmę.

-No? Coś się stało?

Wanda skuliła się lekko i zaczęła bawić zawieszką naszyjnika.

-Boje się trochę - mrunęła unosząc na powrót wzrok ale widząc zdziwiona minę Starka natychmiast znowu go odwrucila - Przepraszam - dopowiedziała - to głupie, Peter został porwany a ja martwię się jakaś burzą.

Tony milczał. Nie był dobry w pocieszaniu. Ba! Daleko było mu nawet do bycia przeciętnym w tej dziedzinie.

Dla tego też po prostu przybliżył się nieco do dziewczyny i poklepał ja po ramieniu.

-Nie musisz się bać, jesteśmy tu wszyscy razem, nikomu z nas na pewno nic się nie stanie - powiedział.

Choć wcale nie był swojej wypowiedzi tka pewny.

Oto koniec tego rozdziału!

Jak wam się podoba? Fajny czy raczej coś byście poprawili?

To tyle na dzisiaj.

Miłego dzionka,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top