Język wspólny, ogólnoświatowy


Myślałam o tym od jakiegoś czasu, ale dzisiaj jakoś szczególnie. Światy w fantastyce są mniej, lub bardziej rozbudowane. Mają ogarnięty system magiczny, własne potwory, technologię, kulturę, religię i co tam jeszcze. Rysujemy mapy, tworzymy historię świata, często praktycznie od podstaw, wymyślamy milion skomplikowanych nazw, istot, roślin, zaklęć i przepowiedni. I wszystko fajnie, kiedy opowieści są dopięte na ostatni guzik. Ale jest jedna rzecz, na którą jakiś czas temu zaczęłam zwracać uwagę, a o której się często zapomina.

Może ja jednak tak naprawdę za mało czytam, ale nie przypominam sobie, żebym trafiła na świat fantasy, w którym nie było jednego języka, wspólnego dla wszystkich istot rozumnych. Zawsze ten temat jest albo zupełnie pomijany, postaci z różnych kultur po prostu ze sobą rozmawiają i tyle, albo jest podział ze względu na gatunek. Elfy, nie ważne skąd pochodzą, mają swój język, krasnoludy swój, trolle, czy inne cosie, swój. A i tak z dogadaniem się nie ma żadnego problemu, bo wszyscy płynnie mówią po ludzku, czy też we "wspólnym". Czasem jest też tak, że po prostu ludzie mają swój język, a istoty magiczne swój, ale to chyba jeszcze gorzej. Wyobraźcie sobie, że na świecie są języki: europejski, azjatycki, afrykański, północnoamerykański i południowoamerykański. No sorry, ale to tak nie działa. Nawet w Polsce, Ślązak z Kaszubem może się przecież nie dogadać, jeśli każdy mówi swoją gwarą. 

Nie każę tutaj nie wiadomo ilu języków wymyślać, ale fajnie byłoby znaleźć kilka zdań o poszukiwaniu tłumacza, czy przeczytać o zabawnej/przerażającej sytuacji, gdy bohater myśli, że udało mu się dogadać, a tu się okazuje, że te podobnie brzmiące słowa w języku jego rozmówcy znaczą coś zupełnie innego. Przecież to nie jest dużo więcej pracy, a daje tyle możliwości. Tyle fabuły! A i świat będzie wydawał się bardziej prawdziwy, jeśli nasz nieustraszony odkrywca wpadnie w panikę, gdy ktoś zapyta go o drogę w języku, którego ten się dopiero uczy :D

Nie dogadasz się wszędzie i z każdym. Niby angielski jest językiem międzynarodowym, ale wcale nie masz gwarancji, że gdziekolwiek pojedziesz, znajdziesz kogoś, kto go zna. Czy nie fajniej by było pobawić się tym motywem? Zwłaszcza, że przecież wielu z nas miało kiedyś sytuację, gdy z obcokrajowcem musieliśmy dogadywać się na migi, więc punkty do utożsamiania się czytelnika z bohaterem zawsze zostaną dodane.

Pamiętam, że chyba w gimnazjum, w jakiejś książce trafiłam na język zaczarowany w taki sposób, by każdy rozumiał go od pierwszego usłyszenia. Co prawda wciąż był to jakiś "wspólny", ale wydaje mi się, że fajne obejście problemu. Zwłaszcza, że to był tylko jeden język i tylko kilka osób potrafiło go używać, a reszta, żeby się porozumieć, potrzebowała tłumaczy. Tak jak teraz myślę, to było chyba najlepsze rozwiązanie problemu, na jakie trafiłam, choć świat nie był całkowicie wymyślony, po prostu autor nałożył baśniowe elementy na normalną rzeczywistość.

Odkąd zaczęłam tworzyć dosłownie encyklopedię wymyślonego przeze mnie świata, zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły, których normalni ludzie raczej w ogóle nie zauważają. Tam gdzie powinnam cieszyć się wartką akcją, ja zastanawiam się, jak możnaby zrobić to inaczej, albo, dlaczego te dwie osoby w ogóle się rozumieją. Czy to już choroba? XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top