48. Feliks Lech

Feliks wywrócił oczami, gdy Zuza próbowała dodzwonić się do niego po pięćdziesiąty drugi raz tego dnia. Chłopak odrzucał połączenie za każdym razem, choć znał swoją byłą dziewczynę na tyle, by wiedzieć, że nie odpuści tak łatwo. Z jego strony sytuacja została rozwiązaną i nie czuł potrzeby spotykania i płakania sobie w ramię, ani tłumaczenia czegoś, co i tak nie miałoby sensu.

Siedział właśnie nad ćwiczeniami z fizyki i próbował pojąć prawo odbicia światła, ale wszelkie informacje odbijały się od niego i rozbiegały w przeciwnym kierunku. Nauczyciele nie pozwalali im choć na chwilę zapomnieć o zbliżającym się egzaminie, a dodatkowe zajęcia, sprawa z plakatami, milczenie Rity i mieszkanie u babci sprawiały, że wieczorami jedyne, o czym myślał, było ciepłe łóżko i spokój, bez którego prawdopodobnie straciłby już głowę.

Babcia Zosia postawiła przed nim talerz z parującą zupą ogórkową i poklepała po głowie.

- Za moich czasów, to człowiek w twoim wieku uczył się, jak doić krowy i uprawiać jak najszybciej pole. - Wskazała na ćwiczenia Feliksa. - To nie jest normalne.

Uśmiechnęła się półgębkiem i opadła z cichym westchnieniem na kanapę. Przysunęła stołek i położyła na nim nogi, po czym zamknęła oczy i przybrała błogi wyraz twarzy.

Feliks musiał przyznać, że miał prawdziwe szczęście. Jego życie było pełne odważnych kobiet, które za każdym razem ratowały mu skórę i gotowały obiadki, bo dobrze wiedziały, jak skończyłoby się wpuszczenie go do kuchni.

Kiedy Anna z Feliksem i walizkami zjawiła się w drzwiach mamy, Zosia nie pytała o nic. Przyciągnęła do siebie córkę i wnuka i wymruczała ciche „nareszcie". Każde dostało własny pokój: mama ten, w którym mieszkała za czasów panieńskich, a Feliks cioci Marleny, mamy Michała. Babcia Basia, siostra Zosi, cieszyła się jak małe dziecko na widok tej dwójki i do tej pory nie miała ich dość.

Mama wróciła do normy, czyli do stanu przed pamiętnym dniem, kiedy Norbert zrezygnował z piłki nożnej. Spotkała się z mężem dwa razy w restauracji, by w razie problemu wezwać pomoc, ale nic takiego nie było potrzebne. Jan zachowywał się tak, jak wtedy gdy nie mieli jeszcze dzieci, a sam grał w football.

Jedną ręką trzymając długopis, a drugą jedząc zupę, przyglądał się zadaniu z optyki i nadal nic nie rozumiał. Nagle rozległ się dzwonek przy drzwiach, a babcia otworzyła ze zdziwienia oczy. Machnęła na Feliksa, aby siedział, a sama poszła otworzyć drzwi. Basia wychyliła głowę z kuchni, patrząc pytająco na chłopaka. On wzruszył ramionami. Był pewny jednego: to nie Michał, bo po pierwsze była środa, a po drugie kuzyn nie używał dzwonka, tylko wchodził jak do siebie.

- Feliks, ktoś do ciebie - powiedziała babcia i odsunęła się.

Za nią z zaciętą miną stała Zuza i świdrowała oczami pomieszczenie.

Feliks podniósł się z krzesła, a łyżka wypadła z talerza i zupa zachlapała kawałek kartki ćwiczeń.

- Cholera! - krzyknął, ale gdy zobaczył karcący wzrok babci, odchrząknął i dodał: - Znaczy, kurka wodna!

Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i zaczął osuszać stronę, mając nadzieję, że Góra nie będzie miał mu za złe tego, iż jego ćwiczenia będą pachniały ogórkową.

- To ja was zostawię samych - powiedziała babcia.

Feliks wiedział, że nie było to prawdą, bo babcia na pewno przystanęła zaraz za ścianą i zawołała do siebie siostrę, aby razem podsłuchały całą rozmowę.

Starał się opanować drżenie rąk i uspokoić się, ale świadomość, że Zuza była w stanie przyjechać aż do jego babci, by postawić na swoim i porozmawiać doprowadzała go do szewskiej pasji i nie pozwalała logicznie myśleć.

- Po co tu przyjechałaś? Przecież mówiłem, że sprawa jest zamknięta - syknął.

Ćwiczenia wyglądały trochę lepiej, ale nie na tyle, by można było nic nie zauważyć. Dół strony zabarwił się lekko na zielono i Feliks zdał sobie sprawę, że już nic lepszego mu się nie uda zrobić.

- Nie mam zamiaru błagać cię, abyś mi dał drugą szansę, czy biadolić nad swoją dolą. Wiedz, że po tym, co ostatnio odstawiłeś, dużo straciłeś w moich oczach.

- A co takiego odstawiłem, co? A, nie, czekaj, wiem! Przestałem grać w piłkę, a jeśli nie jestem już szkolną gwiazdą, to się dla ciebie nie liczę?

Zuza zacisnęła szczęki, aż zaczęły ją boleć zęby. Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę i zastanawiała się, co mogła zrobić, by wyjść z twarzą z całej tej sytuacji.

- Nawet tego nie skomentuję - burknęła w końcu. - Chcę po prostu wytłumaczyć to, co pojawiło się na tych nieszczęsnych plakatach. Nie mogę znieść myśli, że po ponad roku związku, zmieniłbyś o mnie zdanie, tylko dlatego, że jakiś żartowniś nie słyszał całej prawdy.

Zuza zamknęła usta i popatrzyła wyzywająco na Feliksa. Gdy zrozumiała, że chłopak nie miał zamiaru nijak tego skomentować, trochę się zmieszała, ale po chwili odzyskała rezon.

- Może nie jesteś w stanie w to uwierzyć, ale kiedy byłam w podstawówce, dokładnie w piątej klasie, przyjaźniłam się z Ritą. Tak, z tą Ritą. Byłyśmy nierozłączne, czego nie można powiedzieć o nas teraz. Skoczyłybyśmy za sobą w ogień, a jedna broniła drugiej jak lwica. Rita była o rok starsza, więc nieraz pomagała mi w nauce, a ja w zamian za to pisałam jej zadania na muzykę, którą gdyby nie, najpewniej by oblała.

Zuza sprawdziła, czy Feliks jej słuchał, i ponownie wlepiła wzrok z podłogę.

- Ale był też Radek. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Tak, Radek był w wieku Rity, jednak nie przeszkadzało mu to w przyjaźni ze mną. Tak właściwie, to ja poznałam ich ze sobą, czego będę żałowała do dzisiejszego dnia. W każdym razie, Rita i Radek coraz lepiej się dogadywali, a ja stawałam się coraz bardziej zazdrosna. Ale pewnego dnia, a właściwie w drugi dzień wiosny, Radek poprosił mnie o chodzenie. Byłam wniebowzięta, bo sądziłam, że woli Ritę. Prawie zawsze spotykaliśmy się w trójkę, więc nie wiedziałam, co tak właściwie było na rzeczy.

Zuza zaczęła skubać rękaw bluzy, a czerwona nitka opuszczał coraz bardziej swoje miejsce. Nie miała odwagi podnieść wzroku i spojrzeć na Feliksa. Przełknęła ślinę i kontynuowała:

- Rita mówiła, że cieszy się moim szczęściem, ale teraz wiem, że to były tylko pozory. Nigdy nie pogodziła się z wyborem Radka i coraz częściej zapraszała go na spotkania. Wmawiała mi, że to tylko koleżeńskie schadzki. Mydliła mi oczy, a je wierzyłam jej, jakby była wyrocznią. Aż pewnego dnia, zobaczyłam ich razem, gdy się całowali. Na samym środku chodnika, rozumiesz? Nie w żadnym ukryciu, tylko tak, by widział ich cały świat. Potem zrozumiałam, że Rita Stankiewicz, moja najlepsza przyjaciółka, odbiła mi chłopaka tuż pod nosem, a ja nie miałam pojęcia, co zrobić. Zerwałyśmy naszą przyjaźń i wydaje mi się, że Rita do tej pory mam mi to za złe. Rozumiesz? Ona nie widziała w swoim zachowaniu nic złego!

Feliks westchnął z ulgą, gdy zrozumiał, że Zuza skończyła mówić. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenie. W jego oczach Rita stała się jeszcze większą jędzą, która nie dość, iż knuje za jego plecami, to jeszcze odbija przyjaciółkom facetów. Mimo to nie zmieniło to jego nastawienia do Zuzy.

- Dobra, to wszystko?

Zuza spojrzała na niego z oburzeniem wymalowanym na twarzy.

- Jak ty możesz mnie pytać, czy to już wszystko, przecież...

- Zuza, jeśli tak, to proszę cię, wyjdź, bo muszę się jeszcze pouczyć.

Dziewczyna prychnęła pod nosem i głośno tupiąc, wyszła. Nie omieszkała z całej siły trzasnąć drzwiami tak, że szkło w gablocie zadzwoniło, ale na szczęście pozostało w jednym kawałku.

Babcia wyszła z kuchni ze skrzyżowanymi rękami.

- Nic nie mów - uprzedził ją Feliks. - Po prostu nic nie mów, proszę.

Z uniesionymi rękami wycofała się, a Feliks po raz pierwszy poczuł, że był całkowicie sam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top