36. Feliks Lech
Mikołajkowym prezentem od trenera, Grzegorza Giery, okazał się dwugodzinny trening.
Feliksa ten fakt ucieszył w przeciwieństwie do Zuzki. Dziewczyna zaplanowała dla nich romantyczne spotkanie w gronie jej znajomych. Na samą myśl spędzenia czasu z jej przyjaciółkami, Feliks dostawał dreszczy i gęsiej skórki.
Przystanek okazał się słabym schronieniem przed przeszywającym zimnem. Mimo że był już grudzień, Feliks nadal nie wyciągnął z dna szafy zimowej kurtki, a w jesiennej marzł za każdym razem, kiedy się nie poruszał. Dla ogrzania zaczął podskakiwać i krążyć po przystanku.
Na ławce zostawił plecak, torbę i dwa pakunki z prezentami: jeden od Kuby i jeden od Zuzy. Od kolegi dostał zestaw dezodorant z żelem pod prysznic i czekoladki. Klasyczny prezent, który był w założeniu darczyńcy podarunkiem idealnym, choć ten, kto go otrzymał, nie wydawał się ucieszony. Zuza sprezentowała mu od ochraniacze, które według jego taty, świetnie sprawdzą się w kolejnym meczu, i ogromne pudełko Rafaello. Feliks chcąc, nie chcąc, musiał ją poczęstować, choć patrzył na nią bykiem, kiedy wyjadła połowę opakowania, a potem, gdy stwierdziła, że jednak jej nie smakują, poczuł, jak nerwowo mrugał powieką.
– Wiesz co? Skoro nie chcesz się już ze mną spotykać, to mi to po prostu powiedz w twarz, a nie unikaj mnie. W końcu jesteś facetem!
Feliks wywrócił oczami. Jesteś facetem, więc się zachowuj; jesteś facetem, więc nie możesz płakać; jesteś facetem, więc piłka nożna to twoje hobby. Słyszał to przez całe życie. Każdego dnia świat przypominał mu, że jest facetem i przez to musi trzymać się określonych schematów, które wytyczono najpewniej jeszcze w średniowieczu.
– Zuzia, przecież wiesz, że gdyby to ode mnie zależało, to wybrałbym ciebie i twoje towarzystwo.
„Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!" zawołał głosik w jego głowie. „Dzięki trenerowi nie musisz wymyślać kolejnego! Ale nie sądzisz, że ona zasługuje w końcu na prawdę?"
– No, dobrze. – Przytuliła się do niego. – Ale znowu będę sama. Kiedy ostatnio spotkałeś się z moimi przyjaciółmi?
– Ale twoi przyjaciele, to twoi przyjaciele, nie moi. I wydaje mi się, że nie przepadają za mną.
– Bzdura – prychnęła Zuza. – W dodatku ostatnio w The Naked Eye czytałam, że przyjaciele mają największy wpływ na to, jak związek się potoczy. Swoją drogą, nie rozumiem, jak można było z własnej woli nadać sobie pseudonim Kowadło. Szkoda, że nie siekiera – zaśmiała się.
Feliks cicho westchnął i skarcił się w myślach za ostatni napisany artykuł. Co go naszło, aby pisać o związkach i dlaczego pozwolił, aby umieszczono go w gazetce?
– Naprawdę to czytasz? Przecież to są same bzdury!
– Nie mów tak. – Zuza pogroziła mu palcem. – Najlepsze artykuły są od osoby, która nazywa się Siarczan (VI) potasu. Muszę ją albo go poznać! Jak sądzisz, to chłopak czy dziewczyna?
Feliks zaśmiał się w duchu. Na co dzień Zuza z Ritą nie potrafiły ścierpieć swojego towarzystwa. Był pewien, że gdyby Rita usłyszała pochwały na jej temat z ust Zuzy, roześmiałaby się głośno i rzuciła kąśliwą uwagą w stronę dziewczyny.
– Nie mam pojęcia, Zuzia, i szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. – Spojrzał na nadjeżdżający autobus. – Lecę, na razie. – Dał jej buziaka w policzek, chwycił rzeczy z ławki i zniknął w autobusie.
*
The Naked Eye
Aktywna teraz
czw. o 15:37
P(aj)ączek
mam pomysł! niech do styczniowego
numeru gazetki swoje prace
przysyłają uczniowie. stworzymy
specjalny mail, na który będą
przysyłane prace.
Najlepsze trafią do TNE
Kowadło
To nie jest zły pomysł, ale co, jeśli nikt
nie przyśle nam żadnej pracy?
Siarczan (VI) potasu
wierz mi, że znajdą się TAKIE, które
przyślą największy chłam, byleby
tylko ich nazwisko pojawiło się
w gazetce
Kowadło
Fakt
Hyr
ale wydaje mi się, że im też
będzie trzeba nadać pseudonimy.
w sensie, żeby oni\one sobie
dali, bo Dyrektorek nie zgodzi się,
na ich publikację
Siarczan (VI) potasu
masz rację. w dodatku to i tak niczego
nie zmieni. wieść rozniesie się po
szkole z szybkością pendolino.
Hyr
HYR rozniesie się po szkole ;)
P(aj)ączek
xd
Kowadło
No w sumie racja :D
Siarczan (VI) potasu
brawo, Halvor, właśnie dostałeś
odznakę najgorszego żartu
w historii świata!
Kowadło
A to moja dziewczyna nie jest największym żartem?
Siarczan (VI) potasu
ty to powiedziałeś.
*
W szatni, po treningu, Szymon bez przerwy wybuchał śmiechem, szepcząc o czymś z Marcinem. Feliks starał się nie zwracać na nich uwagi, ale był niemal pewien, że mówili o nim.
– Co u ciebie, Feliks, co?
Szymon stanął przed chłopakiem, gdy ten zakładał buty. Feliks podniósł wzrok i wtedy skrzyżował spojrzenie z Szymonem. Wpatrywał się przez chwilę w jego brązowe oczy i uświadomił sobie, że były smutne. Tak, Szymon Konieczny miał smutne oczy. Kompletnie to nie pasowało do jego postawy. Założył ręce na piersiach i udawał wyluzowanego, ale w środku musiał być kruchy i zrozpaczony.
Feliks wstał i zmierzył go jeszcze raz wzrokiem. Marcin przyglądał się z zaciekawieniem dwójce zza pleców Szymona. Dopiero teraz chłopcy zauważyli, że zostali sami w szatni, a cała halę wypełniała niczym niezmącona cisza.
– Ja wiem – powiedział Feliks.
Szymon zmarszczył brwi.
– Słyszałeś ty go? – zwrócił się do Marcina. – Koleś totalnie zwariował. Powiedz nam, co wiesz, Sokratesie? Czyżbyś wiedział, że nic nie wiesz? – Marcin zachichotał. – To by się w sumie zgadzało.
Roześmiali się głośno. Feliks chwilę odczekał, zanim się odezwał.
– Wiem, że jesteś smutny.
Szymonowi nagle uśmiech zszedł z twarzy. Starał się nie okazywać emocji, ale Feliks zauważył szklące się oczy. Poklepał go po ramieniu i wyminął. Nikt nie zakłócił już ciszy.
*
Dom był jak zwykle spokojny. Feliks po wejściu usłyszał zaledwie ciche odgłosy krzątania się po kuchni. Mama przygotowywała obiad, a tata siedział przy stole i czytał Przegląd sportowy.
– Cześć – przywitał się.
Jan Lech odsunął sprzed oczu magazyn i uśmiechnął się do syna.
– I jak było na treningu?
Feliks wzruszył ramionami.
– W porządku. Umęczyłem się i tyle.
Jan przetarł zmęczone oczy. Feliks słyszał, jak kilka razy mówił żonie, że musi w końcu iść do okulisty. Ona jak zwykle nic nie odpowiedziała.
– Oj, synu, nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie – zaśmiał się. – Ale rozumiem, że dwugodzinny trening po dwóch dniach od ostatniego może być dla ciebie męczący. W sobotę macie kolejny, prawda?
Feliks przytaknął.
– To trener wyciśnie z was ostatnie poty przed świętami. Ale to może lepiej. Jeśli ktoś ożre się podczas świąt, to przynajmniej wyjdzie na zero. – Parsknął śmiechem.
Anna podeszła do nich na pacach. Rozłożyła na stole talerze, po chwili przyniosła patelnię z mnóstwem placków z kabaczków, a Jan zacmokał z aprobatą.
– Naszą ulubione danie, synu! Smacznego!
Feliks patrzył, jak tata pochłaniał jeden placek za drugim, podczas gdy on patrzył na nie z lekkim zmieszaniem. Mama stanęła przy blacie w kuchni i obserwowała w zdenerwowaniu męża. Ściskała dłonie na ścierce, aż zbielały jej knykcie. Feliks powiódł wzrokiem po jej rękach. Zauważył, że sweter się lekko odsunął, a spod niego na przegubie wyzierał fioletowy siniak. Anna zobaczyła spojrzenie syna i szybko poprawiła rękaw.
Chłopak bezwiednie zacisnął ręce w pięści i z morderczym wzrokiem spojrzał na ojca. Jan zajmował się wyłącznie swoim talerzem, więc nie zauważył wyrazu twarzy syna. Feliks nienawidził siebie. Nie ojca, nie Norberta, nie nikogo innego, oprócz siebie. Gdyby był choć odrobinę odważniejszy, nie pozwoliłby na nic, co działo się w domu. Ale nie był, przez co jeszcze bardziej siebie nienawidził.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top