30. Rita Stankiewicz

 – Co się stało z twoimi włosami? – Była to pierwsza rzecz, którą powiedziała Rita na widok Celiny.

 Dziewczyna, która na co dzień nosiła idealnie spięte włosy w koński ogon albo warkocz, w czwartkowy poranek wyglądała zgoła inaczej. Kosmyki odstawały każdą stronę, gumka do włosów ledwie się na nich trzymała, a na czubku głowy widniało kilka kogutów. Oprócz tego ciemne worki pod oczami wyglądały, jakby Celina wdała się w zacięta bójkę. Rita skrzywiła się, kiedy koleżanka otworzyła usta.

– Cela, ty nie myłaś rano zębów?

 Parę głów w autobusie odwróciły się w ich stronę i lekko odsunęło od dziewczyny. Pojazdy komunikacji publicznej nie grzeszyły czystością, a każda osoba, która dokładała do tego swoją cegiełkę, była wytykana palcami i przechodziła w stan kwarantanny.

– To przejaw mojego buntu. Dlaczego mam nienagannie wyglądać? Dlaczego mam przebierać się w kobiety z pierwszych stron gazet? Tak swoją drogą, czytałaś je? Pierwsze dwadzieścia stron: Jak pokochać siebie?; kolejne : Jak zrzucić nadwagę?; ostatnie: Przepisy na ciasto czekoladowe. I co to ma być, ja się pytam. Dlatego, w ramach protestu, postanowiłam wyglądać tak, jak wstałam z łóżka. Dlaczego ktoś miałby popadać w kompleksy, tylko z powodu tego, jak ktoś inny wygląda? Tobie też bym to radziła?

– Co byś mi radziła?

– Nie starać się wyglądać jak najlepiej. Przecież to jest tylko szkoła! Dla kogo ja mam się stroić? Dla ławki w trójce? Czy może dla tablicy interaktywnej w sali językowej? Przecież to totalna pomyłka!

– Zerwałaś z Kubą?

 Celina przestała mówić i rzuciła wściekłe spojrzenie Ricie. Bez słowa szybko odwróciła się, co poskutkowało uderzeniem w twarz przyjaciółki, i zajęła miejsce z przodu autobusu.

– Cela, nie obrażaj się. Przecież nie powiedziałam jeszcze nic niemiłego!

 Rita pokręciła głową na widok Celiny, która ostentacyjnie wpatrywała się w kierunek jazdy. Dziewczyna stwierdziła, że jeśli będzie chciała porozmawiać, wysłucha jej, ale na pewno nie zamierza się pchać i przepraszać za... No właśnie. Rita nie widziała niczego złego w swoim zachowaniu.

"Mówiłam gorsze rzeczy i jakoś ze mną wytrzymywała" skwitowała w myślach.

 Samotne miejsce przy środkowym wejściu do piątki, wydawało się Ricie jeszcze bardziej odosobnione od reszty w autobusie. Rita zaczęła przyglądać się pasażerom. O tej porze większą część stanowili uczniowie, którzy chcąc, nie chcąc, kierowali się do szkół. Dziewczyna ze zdziwieniem zauważyła, że spora grupa nastolatków to uczniowie z jej szkoły, a nawet klasy. Z tyłu stała Wiktoria z Marcel, żywo o czymś dyskutując. Chłopak pochylał się w stronę sporo niższej dziewczyny i Rita miała wrażenie, że zaraz ją pocałuje. W ostatnim momencie odsunął się, a Wiktoria zdawała się niczego nie zauważyć. Rita uniosła wysoko brwi. Nigdy nie brała Marcela za podrywacza i szczerze cieszyła się, iż jego gatunek nie zostanie przedłużony.

"Proszę, proszę" pomyślała "konkurs za kilka godzin, a to jego sposób na odstresowanie."

 Rita nie przejmowała się szkolnym etapem konkursu matematycznego. Nie czuła kompletnie nic, co byłoby związane ze stresem czy chociażby lekkim zaniepokojeniem. Pierwszy poziom zawsze rozwiązywała z wielką łatwością i nigdy nie musiała się martwić, czy znajdzie swoje nazwisko na liście. Prawdziwa jazda zaczynała się dopiero na etapie wojewódzkim.

 Drzwi autobusu otworzyły się z głośnym sapnięciem, a Rita poderwała się z miejsca i wysiadła, zanim cała reszta zorientowała się, co się dzieje. W trakcie przejścia z przystanku do szkoły ani razu nie dojrzała rozczochranej głowy Celiny. Postanowiła się tym na razie nie martwić i ruszyła w stronę sali numer jeden, gdzie miała odbyć się lekcja polskiego.

– Dzisiaj o czternastej konkurs – krzyknęła Ekierka w drodze na pierwsze piętro.

 Rita nie trudziła się odpowiadaniem.

 Korytarze nadal świeciły pustkami; uczniowie z autobusów nie zdążyli wypełnić całej wolnej przestrzeni, więc Rita cieszyła się ostatnimi momentami wolności.

– O, Rita. Jak miło cię widzieć!

 Na dźwięk dobrze jej znanego głosu przewróciła oczami i odczekała chwilę, zanim zdecydowała się odwrócić. Zuzka tego dnia uśmiechała się wyjątkowo jadowicie i szeroko, co szargało nerwy dziewczyny. Wzięła głęboki oddech.

– Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie.

 Zuza zachichotała, co niemal doprowadziło Ritę do szewskiej pasji.

– Jak to możliwe, że człowiek potrafi się tyle zmienić w ciągu trzech lat, co?

– Masz rację. Lepiej stać w miejscu i nadal zachowywać się jak przedszkolak. Rodzice nadal gotują ci papki z Gerbera?

– Oczywiście. Najbardziej lubię mus jabłkowy.

 Nastała chwila ciszy, której żadna z dziewczyn nie miała zamiaru przerwać.

 Rita spojrzała na zegarek i chciała odejść, ale w końcu odezwała się Zuzka.

– Idziesz dzisiaj na konkurs?

 Przytaknęła.

– Ja też. Czyli znowu jesteśmy konkurentkami?

– Zuza, ty nigdy nie byłaś dla mnie konkurencją. Tak jak w szachach. Czy pion realnie zagraża Królowi?

– Czy w tej grze nie chodzi o to, aby nie pozwolić się poruszyć królowi?

– W pewnym sensie.

– W takim razie każdy jest ważny, jeśli chodzi o blokowanie króla. A pamiętaj, że on ma małe możliwości ruchu.

 Powiedziawszy to, odwróciła się i zniknęła.

 Rita stała przez chwilę na korytarzu. Wszytko wydało się jej takie odległe i nierzeczywiste. Świat zamknął się w bańce mydlanej i nagle, bez żadnej zapowiedzi, przebił ją. Mydliny zaszczypały ją w oczy. Zamrugała kilkakrotnie powiekami i dziwne wrażenie znikło, ale pamięć po nim zagnieździła się w głębi umysłu.

*

 Klasa numer pięć, w której miał się odbyć konkurs matematyczny, świeciła pustakami. Na biurku, jak w każdej sali chemii, stały probówki i zlewki z kolorowymi substancjami. Z jednej z nich unosiły się kłęby pary.

 Rita dla własnego bezpieczeństwa zajęła miejsce z tyłu, w piątej ławce od okna. Z plecaka wyciągnęła dwa długopisy – jeden z czarnym wkładem, drugi z niebieskim – linijkę, natemperowany ołówek, cyrkiel, gumkę do mazania i zestaw kolorowych długopisów, na widok których sama się zaśmiała.

– Konkurencja nie śpi?

 Marcel klapnął na krześle w ławce przed Ritą. Odsunął największą kieszeń plecaka i zaczął przetrząsać jej zawartość. Po chwili na ławce pojawił się cały jego ekwipunek: siedem niebieskich długopisów (na szczęście) i dwa czarne, cztery ołówki HB i trzy B3, dwie gumki do mazania, nożyczki, czerwony i zielony marker, zestaw geometryczny, cyrkiel z zestawem rysików i pióro.

 Rita przyglądała się chłopaki, uśmiechając się półgębkiem.

– Niczego nie zapomniałeś?

 Marcel włożył głowę do kieszeni plecaka, wywołując chichot u kilku drugoklasistek. Zuza wskazała na nich palcem, szepcząc z dziewczyną o krótkich, rudych włosach.

– Masz rację. Nie wziąłem pampersa dla ciebie.

 Posłał jej rozbawione spojrzenie i odwrócił się do przodu, ignorując jej oczy pełne furii.

– Dzień dobry. Czy wszyscy już są? – zapytała Ekierka.

 Rita wywróciła oczami. Maria Skoneczna pytała się o to samo rok w rok, a potem i tak sprawdza listę obecności. Nie mając ochoty na wysłuchiwanie długiego formularza i wszelkich innych bzdetów, położyła głowę na ławce i zamknęła oczy.

"Co się ze mną dzieje?" pytała sama siebie.

 Świat wydawał się być nie na swoim miejscu. Co chwilę zaczynał wirować, a Rita miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Krzyczała na siebie, złościła, nawet groziła, że odetnie sobie dostęp do internetu i stanie się milsza, jeśli tylko wszystko znowu zajmie swoje miejsce.

– Rita?

 Dziewczyna usłyszała zaniepokojony głos nauczycielki nad uchem. Podniosła się z lekką obawą, iż głowa mogła przechylić się w każdej chwili do przodu i uderzyć z brzdękiem w stół. Przetarła rękami oczy i spojrzała na Ekierkę.

– Mogę się napić wody?

 Nauczycielka kiwnęła głową i zostawiła test na stoliku przed uczennicą. Rita sięgnęła do plecaka i zdała sobie sprawę, że zapomniała kupić butelki w sklepiku. Osłupiała i w akcie desperacji trąciła Marcela w plecy.

– Masz HIV'a?

– Co? – Chłopak zmarszczył brwi.

– Pytam się, czy niczym się nie zarażę, jeśli napiję się z twojej butelki.

– A dlaczego miałabyś pić z mojej butelki?

– Daj mi ją. Naprawdę muszę się napić wody.

 Marcel wzruszył ramionami. Odwrócił się od dziewczyny, ale ta znowu złapała go za ramię.

– Proszę? Okej? Proszę – szepnęła.

 Wiele ją to kosztowało, a bez przerwy kręcący się świat niczego nie ułatwiał.

– Nie dało się tak od razu?

 Rita wyrwała Marcelowi butelkę z ręki i wypiła połowę. Nie uśmierzyło to pulsującego bólu w skroniach, ale wszystko, choć na chwilę, wróciło na swoje miejsce.

– Macie półtorej godziny. Powodzenia – powiedziała Ekierka i włączyła minutnik.

 Rita stwierdziła, że będzie to najdłuższe półtorej godziny, z jakim miała się okazję zmierzyć.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top