3. Halvor Mazur
Halvor Mazur zawdzięczał swoje imię pielęgniarce z Oslo, gdzie się urodził.
Może z niewiedzy, może ze złośliwości, kobieta w rubryce z imieniem zamiast Karol zapisała Halvor. Kiedy rodzice zorientowali się, co się stało, było już za późno - papiery zostały wysłane do urzędu. Oczywiście, mogli składać podanie o zmianę imienia, ale zawsze byli na przekór z biurokracją.
Z biegiem czasu zaczął postrzegać swoje imię za atut. Jako przyszły artysta malarz nie musiał wymyślać fikuśnego pseudonimu, który przyciągnie pierwszych zwolenników. Samo HALVOR mu wystarczało. Swoje zamiłowanie do sztuki zaczerpnął z mang, których dawniej czytał bez liku.
W czwartek pokój Halvora wyglądał, jakby przeszedł po nim huragan. Na ziemi walały się zmięte kulki papieru z kiepskimi szkicami. Te lepsze miały swoje miejsce na ścianach. Z szafy wysypywały się ubrania, a pod biurkiem kable utworzyły spaghetti. Halvor rzucił na to pobojowisko okiem i zamknął drzwi, żeby mama nie widziała rozgardiaszu.
Do szkoły miał trzy minuty spacerem, więc nie używał autobusu, który zawiózłby go na drugą stronę budynku, tracąc kilka minut cennego snu. Od razu skierował się do szatni, aby jako nieliczny, przebrać buty na pantofle i zostawić swoją kurtkę. Usłyszał piskliwy dzwonek na lekcję, ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Pierwszą miał matematykę, a Maria Skoneczna, matematyczka i wychowawczyni, nigdy nie wyciągała poważnych konsekwencji ze spóźnień swoich podopiecznych.
– Halvor! – Zatrzymał się przed wejściem do trójki. – Przyjdziesz dzisiaj na plener?
Obok niego pojawiła się Wiktoria. Miała piękne, długie, farbowane blond włosy, grała na pianinie i od dwóch lat próbowała zaprosić Halvora na randkę. Nie zrażała się niepowodzeniami i zdecydowaną odmową chłopaka. A on? On nie mógł umówić się z żadną dziewczyną, czując wyrzuty sumienia. Z jednej strony odrzucał wszelkie jej zaproszenia, a z drugiej nie dopuszczał do siebie żadnej dziewczyny. Traktował ją jak młodszą siostrę, dlatego publicznie ogłosił, że nie zamierza spotykać się z nikim do momentu ukończenia gimnazjum.
– Jeśli nie zapowie kartkówki z polskiego z Buszującego w zbożu – westchnął.
– Wy też mieliście przeczytać przez wakacje?
– Daj spokój. – Machnął ręką. – Nawet nie miałem tej książki w ręce.
– Nam już zapowiedziała. I stwierdziła, że wam zrobi niespodziankę – powiedziała przepraszająco.
– No tak, to jest twoja wychowawczyni. A mnie nawet chyba nie lubi.
– Halvor, przyszedłeś tu na ploteczki, czy się pouczyć? – W drzwiach pojawiła się Maria Skoneczna z wielką ekierką w ręce. – A ty, Wiktoria, nie masz przypadkiem lekcji? – Wycelowała przedmiot w dziewczynę.
– Tak, już lecę. Do widzenia. Na razie, Halvor – pożegnała się.
– Już do ławki, bo zaatakuję. – Matematyczka podniosła ekierkę do góry, starając się zachować groźny wyraz twarzy. – Następnym razem przyjdę z cyrklem!
Halvor tylko pokiwał na przywitanie głową przyjacielowi, Michałowi, nie chcąc narażać się na gniew Ekierki.
*
Na plener nie poszedł. Szymborska zapowiedziała piekielnie trudną kartkówkę z powieści Salingera. Annę Kupiec, nauczycielkę języka polskiego i wychowawczynię wspaniałej 3c, ochrzczono, kiedy tylko zaczęła pracę w XIII Gimnazjum. Od samego początku pała nieukrytą miłością do twórczości Wisławy Szymborskiej i samej poetki. W trakcie lekcji potrafiła wyrecytować jeden z jej utworów, a ocenę na świadectwie w drugiej klasie warunkowała deklamacja wiersza Urodziny. Dzięki niemu Halvor dowiedział się, co to są mureny, a na lekcji geografii zabłysnął znajomością materiału transportowanego przez lodowce. Z tą wiedzą wiązały się także minusy – do dzisiaj śnią mu się te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze*.
Kiedy Halvor zobaczył pierwsze zdanie w lekturze, od razu odłożył ją na biurko.
"Nie ma takiej możliwości" pomyślał. "Przecież ja w całym swoim życiu nie napisałem tylu słów, ile składa się na to zdanie!".
Musiał wziąć solidny łyk wody i przeprowadzić wewnętrzną batalię, aby ponownie zabrać książkę w ręce. Im dłużej czytał, tym bardziej zastanawiał się, kto zatwierdził ją, jako lekturę dla młodzieży. Po przeczytaniu rozdziału, sięgnął po telefon i wykręcił numer do Michała. Odebrał po pierwszym sygnale.
– Przeczytałeś to na jutro? – zapytał, rozmasowując zmęczone oczy.
– Chodzi ci o tę lekturę z polskiego? – upewnił się. – Oczywiście. Ale była świetna! Czy ty też utożsamiasz się z Holdenem? Ja bardzo, choć wydawałoby się to szalone. Bo wiesz, na początku wydaje się strasznym... prostakiem? Nie wiem, jak to dokładnie określić. Ale potem?! Przecież on jest wrażliwy i pisze, i jest artystą, i...
– Dobra, zrozumiałem – przerwał mu Halvor. – Ale ja nie dam rady. Nie przedrę się przez to.
W odpowiedzi usłyszał westchnięcie. Doskonale wiedział, jak wyglądała w tamtym momencie twarz Michała. Zawsze, kiedy próbował komuś pomóc, marszczył czoło, drapał się po głowie, czochrając burzę brązowych włosów i wyłamywał palce.
– Ostatni raz ci pomogę, rozumiesz? – powiedział, a Halvor po raz kolejny podziękował światu za niego. – Ale „Antygony" ci nie odpuszczę. Jak wyobrażasz sobie pisanie egzaminu w kwietniu? Z czego dasz przykłady do rozprawki albo charakterystyki? Z mang?
– Oj, poradzę sobie, jak zawsze. Przecież znasz moje umiejętności. – Przypomniał sobie, jak fartem zdał egzamin z polskiego na koniec podstawówki na maksymalną ilość punktów.
– Nadzieja matką głupich – przypomniał mu Michał. – Ja mam zawsze wiatr w oczy.
– No właśnie. – Przyjaciele parsknęli śmiechem. – Masz dzisiaj czas? Moglibyśmy się spotkać.
– Chciałbym, bo na razie nie zadali dużo. No, oprócz lektury z polskiego. Ale mam próbę zespołu. Chociaż nie wiem, czy to wypali. Wiktoria poszła na jakiś plener, więc jesteśmy bez klawiszy i bez wokalisty. Będę musiał zorganizować przesłuchania. Tylko potrzebuję plakatów...
Michał nie powiedział tego wprost, ale Halvor wiedział, że przyjaciel chciałby, by zgodził się zrobić mu te plakaty. Poza tym musiał się mu odwdzięczyć za pomoc następnego dnia na teście u Szymborskiej.
– Jeśli chcesz, mogę je zrobić. Tylko wyślij mi, co ma na nich być.
– Naprawdę? Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak mi to pomoże. Do zobaczenia jutro – pożegnał się.
Halvor, odkąd zainwestował w tablet graficzny, został mianowany Szkolnym Grafikiem, do którego zgłaszał się każdy nauczyciel, gdy potrzebował pomocy.
Praca nie okazała się skomplikowana; Michał poprosił, aby plakat nie miał zbędnych ozdobników, ale przyciągał wzrok. Większą część strony zajmowały szczegóły dotyczące wymagań i kwestii organizacji. Halvor dodał od siebie portret członków zespołu, który zrobił na jego pierwszą rocznicę. Postacie trochę różniły się od siebie; Michał miał krótsze loki, Wiktoria nie farbowała wtedy czarnych włosów, Marcel był niższy o głowę od wszystkich, a Sara... Sara po prostu była. Oprócz tego zmieniły się też umiejętności Halvora. W ciągu ostatniego roku nie wypuszczał z rąk szkicownika i ołówka. Wątpił, by ktoś rozpoznał uczniów, gdyby nie nazwa zespołu Cenetis nad ich głowami. Chwilę zastanawiał się, zanim zamalował wokalistkę, Sarę. Kontury wypełnił czarnym kolorem i domalował znak zapytania, czekający na nową twarz.
* Urodziny Wisława Szymborska
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top