Pożar

Zgodnie z poleceniem Stiva ukryliśmy się za drzwiami. Wydawało mi się że kumpel chce ich ogłuszyć, więc byłem przygotowany. W końcu kłódka ( która znajdowała się oczywiście na zewnątrz) puściła i porywacze weszli do środka. Nie miałem zbyt dużo czasu by się im przyjrzeć, zauważyłem tylko, że są ubrani w obcisłe kombinezony i mieli założone maski. Gdy weszli musieli się mocno zdziwić że na krześle nikt nie siedzi, jednak nie daliśmy im dużo czasu na zastanawianie się. Gdy tylko Stiv dał znak, uderzyliśmy. I wtedy zaczęły się kłopoty. Musieliśmy mieć prawdziwego pecha, że porywacze odwrócili się dokładnie w momencie kiedy pięści mieliśmy już uniesione. W rezultacie trafiliśmy ich w twarz. Mężczyźni od razu odskoczyli i sięgnęli po broń. Oboje mieli katany. Byliśmy w kropce, jednak w ostatnim momencie wpadłem na pewien pomysł. Dałem znak kumplowi, by robił to co ja. Na początku musieliśmy wydostać się z kąta. Tutaj mieliśmy bardzo niewygodną pozycję. Gdy przeciwnicy zbliżyli się odpowiednio przeturlaliśmy się między ich nogami. Natychmiast wstaliśmy a ja zacząłem się cofać do półek, na których leżały śrubokręty i młotki. Wziąłem młotek do prawej ręki a śrubokręt do lewej. Oczywiście nawet nie myślałem żeby tym walczyć, jednak miałem inny pomysł. Kiedy porywacze podeszli, nagle rzuciłem w jednego z nich młotkiem. Oczywiście odbił go bez problemu kataną jednak to mi wystarczyło. Natychmiast skoczyłem do przodu złapałem jego rękę, wykręciłem tak by katana wypadła mu z ręki i wbiłem mu śrubokręt prosto w szyję. Ciało odepchnąłem na jego towarzysza, który nawet nie zdążył zareagować. Gdy zyskałem trochę na czasie wziąłem katanę do ręki i dyskretnie dałem znak Stivovi. Widziałem, że był przygotowany. Gdy drugi mężczyzna wstał zacząłem z nim walkę. Klasyczne ciecia, parowania, i tak dalej. W końcu specjalnie zacząłem cofać się pod ścianę. Kumpel wyczuwał, że zaraz będę go potrzebować. Gdy byłem naprawdę blisko ściany, zadałem bardzo mocny cios przeciwnikowi tak by zyskać parę sekund. Kiedy to zrobiłem rzuciłem broń kumplowi. Teraz moje życie było w jego rękach. Jednak nie był on głupkiem i przewidział moją strategię. Wziął katanę z podłogi najszybciej jak umiał i wbił ją w plecy porywacza. Byliśmy uratowani.
- Stary jak my to zrobiliśmy? - z niedowierzaniem spytał Stiv.
- Sam nie wiem - przyznałem się.
Gdy trochę się otrząsnęliśmy wyszliśmy z szopy i próbowaliśmy się zorientować w terenie. Mieliśmy farta bo rozpoznaliśmy to miejsce. To była część lasu, w której po raz pierwszy spotkaliśmy Oliviera.
- Spróbujmy znaleźć portal - powiedziałem.
- Dobry pomysł - odpowiedział Stiv.
Był tylko jeden problem. Gdy Olivier nas gonił nie zwracaliśmy uwagi gdzie biegniemy. Jednak kumplowi przypomniała się jedna rzecz.
- Kevin, pamiętam że kiedy uciekałem biegłem w stronę światła. Może to nam pomoże?
- Można spróbować - odpowiedziałem
I rozejrzeliśmy się wokoło. Rzeczywiście gdzieś w oddali zauważyliśmy światło a nad nim unosił się... dym!
- Stary... myślisz o tym samym co ja? - spytałem.
- Dokładnie, ktoś podpalił bazę.
I w jednej chwili zmieniliśmy się w pumy i pognaliśmy w kierunku portalu.

Hej, dzięki za wszystkie gwiazdki.  Mam nadzieję, że książka się wam podoba. Do następnego rozdziału :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top