Bunkier
- Halo, Kevin słyszysz mnie?
Usłyszałem. To był głos Stiva, który chciał mnie ocucić już od dobrych kilku minut.
- Tak słyszę - odpowiedziałem z ociąganiem.
- No nareszcie - odetchnął z ulgą.
W końcu uzyskałem pełny obraz. Koło mnie stał kumpel a zaraz za nim Triss.
- Co się dzieje, atakują nas czy co? - przypomniałem sobie co się przed chwilą wydarzyło.
- Na razie nikogo nie ma - stwierdziła lisica. - usłyszałabym.
Tak... miała takie pięk... imponujące lisie uszy.
- A może to nie ludzie do nas strzelali? - zaproponował Stiv.
- A więc kto? - zapytałem i uniosłem się do pozycji siedzącej. Oparłem się o auto.
- Nie wiem... może ustawili tam jakieś wieżyczki czy co? - myślał.
- Wątpię, nasza baza namierzyłaby je. - odparła Triss.
- A może to snajperzy, którzy nie opuszczają swoich miejsc? - myślał dalej kumpel.
- Możliwe, ale mało prawdopodobne. - stwierdziłem. - tak pozatym to chciałbym dotrzeć przed zmrokiem do bunkra więc może ruszajmy dalej?
- Myślę że tak będzie najlepiej - przyznała Triss.
Stiv potwierdził skinieniem głowy więc postanowiliśmy ruszyć dalej. Jednak nagle lisica podniosła rękę i wskazała na bagażnik samochodu. Zrozumieliśmy, że musi tam być broń. I rzeczywiście w bagażniku znaleźliśmy pistolet i dwa miecze.
Postanowiłem że ja będę strzelać z pistoletu. Stiv i Triss dostali miecze.
Teraz byliśmy gotowi. Chwilę później dostrzegliśmy pięć osób w takich samych kombinezonach co porywacze. Wszyscy mieli katany. Pomyślałem że to podstawowa broń tej bandy. Chociaż nie. Przecież ktoś do nas strzelał gdy jechaliśmy samochodem. Walka rozpoczęła się od mojego szybkiego strzału prosto w głowę jednego z przeciwników. Zostało czterech. Dwóch wzięli lisica i Stiv, a pozostali rzucili się na mnie. Jeden nie zdążył dobiec dostał w korpus. Zatrzymał się i złapał za ranę a następnie dostał w łeb kolejną kulą. Drugi zdążył i zadał pchnięcie w brzuch. Odskoczyłem w bok najszybciej jak się dało i uderzyłem go pistoletem w głowę. Zabolało go, ale nie zemdlał. Złapał mnie za rękę i wytrącił broń z dłoni, a następnie przydusił i przyłożył katanę do gardła. Nie wiedział jednak że miałem na to sposób. Zamieniłem się w pumę i ugryzłem go w nogę. Wrzasnął i upadł na ziemię a ja wskoczyłem na niego i ugryzłem ponownie tyle że w szyję, momentalnie go zabijając.
Odwróciłem się i zobaczyłem że Triss jest w opałach. Coraz rozpaczliwiej blokowała ciosy. Rozpędziłem się i ryknąłem. Lisica momentalnie odskoczyła a ja przewróciłem przeciwnika rozszarpując go kłami. Wyglądało to strasznie jednak nie miałem wyjścia. Tymczasem Stiv właśnie odciął głowę ostatniemu napastnikowi. Walka była skończona. Zamieniłem się w człowieka i spojrzałem na Triss, która nagle zrobiła się blada jak mąka.
- Hej Triss co z tobą? - spytał kumpel.
- Będę rzygać - oznajmiła.
Chwilę później
Dobiegliśmy właśnie do bunkra. Samochód był zniszczony więc musieliśmy biec na łapach. Zatrzymaliśmy się we wskazanym miejscu.
- To tutaj - oznajmiła dziewczyna.
Powoli dochodziła do siebie. Spojrzałem na wystającą z ziemi budowlę.
- Mam nadzieję, że tutaj będziemy bezpieczni - powiedziałem.
- Przez jakiś czas napewno.
Podeszliśmy bliżej. Wejście było zamknięte tak jak się spodziewaliśmy.
Jednak ku naszemu zdziwieniu Triss wyciągnęła kartę i przyłożyła ją do czytnika. Drzwi otworzyły się a my weszliśmy do środka. Gdy się rozejrzałem zobaczyłem dwóch osobników, których widok bardzo mnie rozweselił.
Hej na samym początku chciałbym wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji nowego roku. Dziękuje wszystkim którzy czytają i mam nadzieję że zostaniecie do końca. Do następnego rozdziału :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top