Dzień wolny

Aura otaczająca Zbrojną Agencję Detektywistyczną zazwyczaj była nawet więcej niż przyjemna i dobra. Wbrew pozorom wszystko było robione tu powoli i rzetelnie. Można było sobie zrobić bez problemu przerwę jeśli takowej się potrzebowało, można było swobodnie porozmawiać z współpracownikami oraz pożartować. Nie było też jasno ustalonych godzin pracy choć przyjęło się, że już od około ósmej wszyscy mają być w biurze czego sam Kunikida dość mocno pilnował i przestrzegał. Szef był zazwyczaj dość wyrozumiały, zlecenia były dostosowywane do umiejętności, psychiki i stażu pracowników, pensja była naprawdę dobra. Ogólnie rzecz biorąc, o takich warunkach pracy nie jeden mógłby tylko pomarzyć. Rzecz jasna było nałożonych dość sporo obowiązków jednak nikt nigdy ich nie zlekceważył. Nawet Dazaia, który tak naprawdę wykonywał swoje gdy nikt nie wiedział, ale znowu; to było wcześniej tako jako uzgodnione z panem Fukuzawą.

Obecnie jednak atmosfera panująca w pomieszczeniu ani trochę nie należała do miłych dla odczucia. Wszyscy byli już praktycznie całkiem wykończeni, ledwo trzymali się na nogach oraz kontaktowali. Nawet sam pan idealista zaczął przysypiać, a co dopiero inni. Atsushi ziewnął dyskretnie w zgięcie swoje łokcia po czym odruchowo cicho zamlaskał językiem. Nie był na nogach tyle ile jego przyjaciele jednak i on zaczął odczuwać wyraźne skutki zmęczenia . Najchętniej położyłby się na biurku, które miał przed sobą i już więcej nie wstawał. Zakryłby się jakiś losowym płaszczem i odciął nim dopływ światła do jego wrażliwych oczu oraz odpłynął w objęcia Morfeusza. Nie mógł tak jednak postąpić, wiedział, że nie mógł jednak tak bardzo go kusiło. Ziewnął jeszcze raz po czym spojrzał kątem oka na swojego rudowłosego przyjaciela siedzącego obok niego. Widać było, że nie trzymał się lepiej od niego jednak starał się choć trochę skupić na zadaniu, które zostało mu powierzone. Nawet Naomi zostawiła zostawiła go w spokoju co nie zdarzało się często, a już samo w sobie dawało do myślenia.

Nagle drzwi do ich pokoju pracy otworzyły się szeroko, a w nich stanął mężczyzna o ostrych rysach twarzy, średniej długości siwych włosach oraz wąskich oczach ubrany w zielone kimono. Jak na zawołanie wszyscy się wyprostowali, nawet sam Ranpo, który przed chwilą, Atsushi mógłby przysiąc, spał stanął niemalże na baczność przed starszym. Ten przejechał po nich wzrokiem marszcząc brwi po czym westchnął cicho przymykając powieki. Białowłosego zaczął powoli zjadać stres. A jeśli zrobili coś źle? Namieszali podczas jakiegoś ważnego spotkania lub niepoprawnie wypełnili jakieś istotne dokumenty? Scenariuszy było wiele jednak z każdą kolejną myślą jego obawy tylko się wzmagały. Nie chciał nikogo zawieść, a tym bardziej z Agencji, nie wybaczyłby sobie.

- Macie dzień wolny - odezwał się w końcu starszy, kiedy każdy był gotowy na przyjęcie kolejnego zadania do wypełnienia.

- Ha? - Dazai, który jako jedyny dopiero teraz zaczął rozumieć, że jego pracodawca właśnie wszedł do środka nie za bardzo to zrozumiał. Jak był w mafii nie było czegoś takiego jak dzień wolny. Na pewno nie w dni, kiedy normalnie musiał coś zrobić, a jakieś okoliczności niezależne od niego (takie jak znalezienie się w szpitalu z poważnymi ranami) mu to umożliwiały. Prezes jednak nie zwrócił na niego zbytniej uwagi.

- Ostatnie kilka dni były dla was więcej niż trudne. Teraz sytuacja się uspokoiła i chciałbym żebyście odpoczęli tak jak sobie na to zasłużyliście. To samo tyczy się ciebie Kunikida - tu zwrócił się do swojego asystenta przewidując to, że ten pewnie zostałby w biurze. - Nie chcę was tu już dzisiaj widzieć. Macie dzień wolny - i opuścił pomieszczenie za to słowa, które właśnie wypowiedział obijały się w ich uszach.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała głucha cisza do czasu aż pierwszy na równe nogi zerwał się mentor Nakajimy i niemalże wybiegł z pomieszczenia rzucając tylko w przestrzeń donośne "do zobaczenia!". Zaraz w ślad za nim poszła Yosano z wyraźnym planem odstresowania się, Kenji wyciągnął gdzieś Kyouke (najpewniej chciał z nią odwiedzić Hanako), Naomi wyszła z Haruno mówiąc coś o zakupach, a Kunikida wyraźnie był ledwo żywy i żeby nie zamienić się w pół zombie będzie po prostu spać. Zanim się obejrzał nikogo nie było już w środku oprócz niego i poromańczowookiego. Spojrzeli na siebie zdezorientowani i pogrążeni w niezręcznej atmosferze nie wiedząc co powiedzieć.

— No cóż chyba zostaliśmy sami... Heh — odezwał się w końcu heterochromik.

— Na to wygląda — przytaknął cicho spoglądając mu w oczy.

Trwali tak przez chwilę aż w końcu niemalże synchronicznie wybuchli śmiechem co pozwoliło się rozejść napięciu. Białowłosy lubił relację, która ich łączyła i ich wspólne dziwactwa. Nie wymieniłby tego na nic innego nawet jeśli proponowano by mu ze sto porcji jego ulubionego jedzenia. Po prostu ich nieformalne stosunki były dla niego kojące.

— Idziemy coś zjeść? Chyba już nie pamiętam, kiedy gdzieś ostatnio razem wyszliśmy — zaproponował były student, a drugi pokiwał głową entuzjastycznie na tą propozycję. Już po chwili znaleźli się na zewnątrz biorąc kluczyki oraz zamykając część budynku w której codziennie urzędowali.  

Atsushi przypatrywał się ruchom nadgarstka przyjaciela, a następnie kiedy zaczęli schodził po schodach jemu profilowi dostrzegając lekkie zadrapanie na policzku osiemnastolatka. Wczoraj w związku z pewną sprawą został on wraz z Kunikidą wysłany do bronienia jednego polityka, kiedy ten załatwiał coś potrzebnego w urzędzie. Mieli taki pech, że akurat przeprowadzono atak (swoją drogą jak najbardziej uwzględniono w nim obecność chronionego mężczyzny) na rząd. Podobno jeden z napastników wziął na zakładnika dziewczynkę, która przyszła akurat wtedy ze swoją mamą. Z tego co mu jeszcze opowiadano ryży widząc to nadzwyczajnie się wkurzył i ignorując swojego przełożonego zaatakował wroga. Dzięki swojej iluzji był w stanie ich pokonać jednak raz nie zdołał się osłonić na czas, a co za tym szło został uderzony i to właśnie stąd wzięła się owa rana. Kunikida powiedział to całej Agencji besztając przy okazji młodszego od siebie. Dopiero wtedy kiedy starszy od okularnika szatyn powiedział, że zachowuje się tak jakby był jego matką ten go zostawił i poszedł krzyczeć na swojego partnera. W sumie wstyd było to Atsushiemu przyznać, ale bardziej skupił się na tej drugiej części niż na pierwszej. Swoją drogą był też dość zaskoczony z powodu tego, że Yosano-sensei nie zaciągnęła od razu starszego z rodzeństwa Tanizaki do swojego gabinetu i nie próbowała go "przekonać" do pozwolenia jej użycia swojej zdolności na nim. Zdawała się praktycznie go zignorować jednak nie chciał się w tym zagłębiać zwłaszcza, że Ranpo-san też mu to odradzał. Chyba miała trochę gorszy humor.

— Swoją drogą jak to jest używać twojej zdolności? — Usłyszał nagle.

— Hę?

— No wiesz, co czujesz podczas przemiany w tygrysa bądź zmienianie kończyn na łapy — zaczął wymachiwać dłońmi do przodu za to dwukolorooki poczuł jak lekko się czerwieni choć sam do końca nie wiedział dlaczego. Sam też nigdy się nie zastanawiał nad tą kwestią.

— No wiesz, um.... — zastanowił się. — To nie boli to na pewno. Czuję się przy tym też trochę jakbym stał obok i to wszystko obserwował, skóra mnie mrowi — nie wiedział co jeszcze miałby powiedzieć. — A u ciebie?

— Właściwie to chyba nic nadzwyczajnego — przyznał wzruszając ramionami. — No wiesz, jest tylko trochę chłodniej jednak nie tak by zwracać na to uwagę.

Tygrysołak pokiwał głową w zastanowieniu chcąc to sobie wyobrazić. Droga mijała im w ciszy jednak nie była ona niezręczna, wręcz bardzo przyjemna. Nakajima naprawdę cenił sobie takie momenty gdzie mógł pobyć z kimś w ciszy jak na przykład nie mógł kiedy towarzyszył panu Dazaiowiz który praktycznie nigdy nie przestawał mówić. Co prawda był jeszcze Doppo i Izumi jednak przy blondynie czuł się zestresowany, a przy młodszej odczuwał potrzebę odezwania się wiedząc, że ta zamyka się w sobie i po prostu tego potrzebuje. Tym cenniejsze były właśnie chwilę takie jak te. Zatrzymali się, kiedy sygnalizacja świetlna pokazała im czerwone światło.

— Moja Lu! — Krzyk jakiejś dziewczynki doszedł do uszu członków Zbrojeniówki.

Na ulicę wybiegła drobna postać, nie mogła mieć więcej niż osiem lat. Teraz kiedy osiemnastolatek się przyjrzał faktycznie pośrodku asfaltu leżała drobna zabawka, najpewniej lalka. Brunetka musiała wypuścić ją kiedy przechodziła na drugą stronę.

— Sakura wracaj tu! — Tym razem musiała być to matka dziewczynki. Jej ton był przepełniony niepokojem i troską o małą co było w pełni uzasadnione.

Nagle dookoła rozległ się głośny dźwięk klaksonu auta. Wszyscy zdawali się nagle zalec w bezruchu, a Atsushi jak w zwolnionym tempie widział jak dziecko obraca się na pięcie przerażone i sparaliżowane. Był w stanie dokładnie zobaczyć jak jej skóra blednie, niebieskie oczy rozchylają się szeroko tak samo jak usta. Widział jak nakrapiana w zielone kropki żółta sukienka dziewczynki unosi się kiedy ta upada na jezdnię. Widział jak pojazd był coraz bliżej. Jednak nie potrafił się ruszyć, nie potrafił zareagować. Czuł jak jego mięśnie zamieniają się w drewno nie zdolne do ruchu, czuł jak krew płynąca w jego żyłach zastyga niczym wosk. Z tego stanu wyrwały go dopiero krzyki, płacz oraz dźwięk roztrzaskującego się samochodu.

***

Siedział na murku oddalonym kawałek od miejsca wypadku, który miał miejsce około trzydziestu minut temu, a na samą świadomość tego żołądek zaciskał mu się boleśnie. Nie zareagował na cudzą krzywdę, nie był w stanie nawet kiwnąć palcem. Ona... Ona była taka mała, chciała po prostu odzyskać swoją zabawkę. Jego ręce zatrzęsły się, a on starał się nabrać powietrza bez robienia szybkich wdechów choć przez to miał wrażenie, że zaraz się udusi. Na skroni skroplił się pot, blizny po rozgrzanych prętach na brzuchu piekły jakby chcąc mu przypomnieć, że do niczego się nie nadaje. Że nie jest w stanie uratować ludzkiego życia, nie jest w stanie pomóc, że nie zasługuje na życie. Nie zasługuje na tych wszystkich ludzi którzy wyciągnęli mu pomocną dłoń, tych wszystkich którzy się dla niego poświęcili i tych wszystkich którzy nauczycieli go wszystkiego co umiał. Przed przygarnięciem przez Agencję nie umiał nawet dobrze liczyć nie mówiąc już o czytaniu.

Przed oczami stanęła mu Kyouka, która chciała się dla niego dać znów zaciągnąć do mafii i dalej trwać w ciemności. Lucy, która zdradziła własną organizację żeby pomóc mu się wydostać, Akutagawa który dał się zabić i zmienić w wampira po to żeby mógł ujść z życiem. To wszystko przemykało mu przez głowę jakby chcąc tylko bardziej wtopić mu się w mózg, jakby już sam o tym nie myślał wystarczająco dużo razy. Skóra go swędziała, a tęczówki drgały niespokojnie. Przez chwilę myślał nawet, że za jego plecami znów stał dyrektor jego sierocińca by mu wypomnieć jaką porażką życiową być jednak szybko pokręcił na to przecząco głową. To już było z anime i nigdy więcej nie miało wrócić. Nie mógł rozpamiętywać przeszłości kiedy przyszłość malowała się tak pięknymi barwami jak to mówił Sigma-san. Westchnął głęboko i akurat w tym momencie poczuł lekkie uderzenie w ramię, które miało za zadanie zwrócić jego uwagę na osobę z która właśnie przyszła.

Rudzielec trzymał w dłoniach dwa szaszłyki, jeden specjalnie dla niego wegetariański. Wysilił się na uśmiech w stronę drugiego po czym chwycił w dłoń patyczek z nadzianym jedzeniem choć nie był pewny czy zdoła to przełknąć. Pomarańczowooki zajął miejsce koło niego przez chwilę wpatrując się w kostkę brukową po czym się odezwał.

— Nic jej nie będzie. Co prawda nabiła sobie z dwa siniaki jednak bardziej tutaj przeważał szok i strach niż jakiekolwiek fizyczne urazy — powiedział cicho. — Właśnie odjechała karetka, mimo wszystko chciano wziąć ją do szpitala by dokładniej ją przebadać.

— Podziwiam cię — odezwał się cicho białowłosy przyciągając zdezorientowane spojrzenie starszego stażem. — Nie byłem w stanie nawet zainterweniować na czas, a ty rzuciłeś się jej na ratunek ryzykując własnym życiem. To było niesamowite — jego głos z sekundy na sekundę coraz bardziej cichnął.

— Przestań, to nie było nic wielkiego — westchnął widząc nieprzekonany wzrok heterochromika. — Każdy w danej sytuacji zareagował by inaczej. Z resztą oboje byliśmy zmęczeni. Gdybym był pełni sił to pewnie nic by mi za bardzo nie było, a tak okropnie obiłem sobie żebra. No więc no. Nie obwiniaj się za to, przecież to ty wezwałeś karetkę, ja bym o tym zapomniał. Jeśli stałoby jej się coś poważniejszego czego byśmy nie zauważyli w tej chwili to najpewniej przypomniałoby to o sobie wtedy kiedy trudniej byłoby to wyleczyć czy się tym zająć.

— Myślisz? — Zapytał rejestrując, że faktycznie podniosło go to trochę na duchu.

— Myślę. Więc nie zadręczaj się tym — wzruszył ramionami wgryzając się w swoje jedzenie. — Swoją drogą ocaliłeś też jej lalkę co nie?

Nakajima potrzebował chwili żeby zrozumieć o co mu chodzi. Po chwili jednak przed oczami stanął mu obraz wyślizgującej się zabawki z rąk niebieskookiej. Faktycznie gdyby wtedy nie rzucił się jak głupi pod koła samochodu ryzykując przejechaniem pluszowa lalka najpewniej dość mocno by ucierpiała. Wpatrywał się przez chwilę w swoje naderwane nogawki spodni co było skutkiem przemienienia swoich nóg w łapy po czym Uniósł głowę z nową siłą. Uśmiechnął się w stronę pomarańczowłosego co ten odwzajemnił. Zderzyli ze sobą swoje pałeczki po czym zajęli się jedzeniem. Zasłużyli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top