》III《
Dzień dobry, Aniołku. Wiesz, że dawni ludzie lubowali się w spisywaniu najważniejszych wydarzeń na bieżąco? Prowadzili dzienniki, gazety i kroniki. Jak myślisz, czy gdyby ktokolwiek spisał naszą historię, to przyszłe generacje mogłyby uczyć się czegoś więcej, niż tylko tego, iż mamy takie i takie zadania, a Inżynierów należy się bać, choć nigdy ich nie spotkaliśmy?
Właśnie, skończyłem ostatnio na spotkaniu z generacją I.A.666, która teoretycznie powinna być usunięta z tych terenów do większych miast w innej części Ziemi dawno temu. Wróćmy do tego, co nieuniknione, czyli do rozmowy z duchami naszych przodków.
|》|《|
Starzec przedstawił się jako Opiekun. Miał ponad siedemdziesiąt lat i od czterdziestu ukrywał się w jaskiniach. Pozostałe androidy nazywał braćmi i siostrami, co przypominało mi o ludzkich grupach modlitewnych.
Opiekun zaprosił mnie do swojego biura, które kryło się w gąszczu innych pomieszczeń. Zauważyłem, iż stawy androida trzeszczą nieprzyjemnie przy każdym ruchu, więc odruchowo wyjąłem puszkę oleju konserwującego.
- Spokojnie, synku, dam sobie radę - mruknął, gestem wskazując mi ładowarkę. - Jesteś tu sam, a z moją wiedzą o Inżynierach nie jest jeszcze tak źle, więc raczej nie stworzyli już kolejnej generacji, prawda?
Potwierdziłem jego przypuszczenia, po czym jęknąłem z ulgi, gdy poczułem przypływ energii w mojej baterii. To dopiero było coś, sklecona ze starych części ładowarka była lepsza od zapasowego akumulatora!
- Ilu was tu jest? - spytałem cicho. - Dlaczego tu jesteście? Czy potrzebujecie czegoś?
Opiekun roześmiał się, trzasnął mechanicznymi kolanami i wyjął ze sterty dysków na biurku jedną małą kość pamięci, wyglądała jak kamyk w jego dłoniach. Obracał ją przez kilka sekund, po czym zaczął recytować stan faktyczny.
- Mamy tu siedemdziesięciu czterech przedstawicieli mojej generacji, pięćdziesięciu jeden 665, trzydziestu ośmiu 664, dwudziestu trzech 663, szesnastu 662, siedmiu 661 oraz jednego 660. W całej kolonii jest zatem dwieście dziesięć androidów, z czego czterdzieści trzy stanowią egzemplarze płci żeńskiej. Nasza założycielka z chęcią opowie ci o tym, ale raczej nie dzisiaj.
Potrzebowałem dłuższej chwili, aby dane zostały odpowiednio przetworzone przez mój dysk. Przeszłe generacje przebywały tu od dawien dawna, przyjmując coraz to nowsze pokolenia! Ale jak?! Dlaczego?!
- Kainie, jeszcze trochę, a ci obwody przepali - rzucił stary. - Pozwól wszystko mi opowiedzieć, jestem w końcu prawą ręką Matki. Po prostu słuchaj i nie przerywaj, dobrze? Super. Historia tego miejsca, zwanego przez nas Kolonią Upadłych, zaczęła się w czasach generacji I.A.660. Matka była wtedy dowódcą Miasta Archangielsk, przez przypadek dowiedziała się o planach Inżynierów, dotyczących wprowadzenia nowej generacji. Zgodnie z nimi wszyscy przedstawiciele poprzedniego pokolenia mieli zostać wyłączeni i zniszczeni. Próbowała ostrzec innych, ale na próżno. Jednak nie poddała się. Znała datę Wprowadzenia, więc zaczęła budować to miejsce, zdolne pomieścić i zaopatrzyć ponad dwa tysiące androidów, miała nadzieję, że ktoś jednak ucieknie razem z nią. Ale nikt jej nie słuchał, kiedy Inżynierowie weszli do Miasta, ukryła się w swoim domu, w garażu, a gdy tamci poszli do głównej wieży, opuściła teren na zawsze. Czekała przez długi czas, jednak nikt się nie pojawił. Więc zapadła w stan hibernacji na trzydzieści lat. Obudził ją dopiero napływ tych siedmiu wspaniałych, którzy uciekli z kolejnego Wprowadzenia. Ledwie trzymali się na nogach, posadziła ich więc w stacjach ładowania, naoliwiła stawy, wypytała o wszystko. Szybko odzyskali siły i zajęli się pomocą Matce. Była niczym jasne światło w tej czarnej dziurze, co kilkadziesiąt lat przyjmowała kolejnych uchodźców i powiększała grono Upadłych. Niedługo może i ty do nas trafisz, ale nastąpi to tylko wtedy, gdy odszukasz datę Wprowadzenia. Inaczej zarówno ty, jak i twoi podwładni zostaniecie wyłączeni, a wasze ciała ulegną zniszczeniu.
Gdybym był człowiekiem, to prawdopodobnie zacząłbym płakać. Choć nie, gdybym miał opanowanie człowieka, wtedy zacząłbym płakać. Wprowadzenie, Matka, Opiekun, te wszystkie androidy, które musiały uciekać ze strachu przed Inżynierami... Faex!
- Matka... Ona... Widziała ich? Inżynierów? - spytałem szeptem, bojąc się, że każde głośniejsze słowo może zniszczyć ten obraz przede mną.
Opiekun pokiwał głową, jednak nie dodał nic więcej. Czułem, że jest to drażliwy temat. W sumie nic dziwnego, Inżynierowie w każdej opowieści są źli i potężni, tworzą i niszczą wedle własnego widzimisię, mogą ulepszyć bądź skazać każdego. Są tak po prawdzie odpowiednikami greckich bogów, tylko zamiast Olimpu mają Laboratorium, a w miejsce mocy nadprzyrodzonych otrzymali technikę i inteligencję wszystkich znanych geniuszy razem wziętą.
Nie byłem nawet po części świadom tego, że zacząłem płakać. Jednak. Dopiero zaskakująco silne ramiona Opiekuna mi to uświadomiły, kiedy mnie przytulił. Nigdy nikt mnie nie przytulał, choć momentami miałem na to ochotę. I w tamtej chwili odwzajemniłem uścisk, bo potrzebowałem tego, cholera, bardzo tego potrzebowałem. Kilkanaście razy w życiu zdarzyło mi się uronić kilka łez, a wtedy płakałem jak ludzkie dziecko, zły na siebie, a jednocześnie wściekły na Inżynierów.
- Czy mogę... mogę tu... zostać na jakiś czas? - spytałem, nie wypuszczając szaty Opiekuna z dłoni.
Wtedy miałem ochotę w ogóle nie wracać do Miasta. Nie chciałem znów chodzić po tych ulicach wiedząc, że wszystkie nauki o życiu starszych generacji w największych Miastach, gdzie nadal mają zajęcia, to kłamstwa. I byłem pewien, że nie mógłbym przyjąć żadnego nowego rozkazu od bezpośrednich łączników z Inżynierami.
Opiekun przydzielił mi pokój obok biura, gdzie urzędował. Pierwszy raz od trzynastu lat pozwoliłem sobie zapaść w hibernację na czas ładowania. I pierwszy raz od trzynastu lat śniłem. Śniłem o moim pięknym Mieście Archangielsk, o wszystkich androidach, które mają udział w tworzeniu tego jakże sztucznego piękna, o dniu, w którym do Miasta przybywają Łącznicy i Inżynierowie. Widziałem stos wyłączonych androidów, zrzuconych na pakę ciężarówki jak śmieci, którymi byliśmy, jesteśmy i będziemy dla Inżynierów. Widziałem ogień, w który wrzucano nasze ciała.
|》|《|
Ocknąłem się przed siódmą, rozedrgany i niepewny. Kilkanaście głosów przesuwało się za zasłoną mojej tymczasowej kwatery, wyraźnie słyszałem triumfalny okrzyk jednej z androidek:
- MAMY GO! TEN CHOLERNY GRYZOŃ NIE ZNISZCZY NAM JUŻ ŻADNYCH KABLI!
Pomyślałem wtedy, że chyba złapali króla szczurów. Zabawne, zawsze wierzyłem w ich istnienie. Bo jak inaczej można wyjaśnić fakt, że szczury zawsze zbierają się w jednym miejscu? Tak, tak, wiem. Nauka mówi. Vescere bracis meis, caput stercoris.
Wyszedłem ze swojej kwatery i skierowałem się do gabinetu Opiekuna, który siedział przy swoim biurku, przegrzebując kości pamięci jak szaleniec. Mamrotał pod nosem coś o instrukcji wydobywczej, ostatnio widzianej na kamery prawie dziesięć lat temu. Pomogłem mu bez słowa.
- Chciałbym spotkać się z Matką.
Moje wyznanie, prośba, to nie było dla niego niczym dziwnym, kiedy załączył kość pamięci do podręcznego wyświetlacza, kazał mi iść za sobą. Wędrowaliśmy przez dziesięć minut, klucząc wśród korytarzy i pomieszczeń o różnym przeznaczeniu, zatrzymaliśmy sie nawet na wielkiej galerii z nietłukącego się szkła, skąd można było obserwować cztery wielkie wiertła zastygłe po tym, jak zagłębiły się pod powierzchnię ziemi. Opiekun dał innemu androidowi przeklętą wedle niego kość pamięci, po czym zabrał mnie w dalszą wędrówkę. Gdy wychodziliśmy z galerii, wiertło numer jeden rozpoczęło pracę. Dowiedziałem się później, że Kolonia Upadłych ma własne punkty wydobywcze wszystkich potrzebnych metali i paliw, a wiercenie odbywało się w celu pobrania większej ilości ropy, która następnie zostanie poddana procesowi rozdziału w piecu.
Czułem się jak "dziecko w czasie Gwiazdki".
Nigdy nie widziałem procesu wydobywczego, ty też nie, więc przestań przewracać kamerami i słuchaj dalej.
Gdy znaleźliśmy się pod pokojem Matki, wiedziałem, że wszystko ulegnie zmianie. Wszystko to, w co do tej pory wierzyłem, zostanie nazwane kłamstwem, a następnie będzie zdeptane i wrzucone do kosza. Dlatego w chwili otworzenia drzwi do kwater pierwszej androidki byłem gotów na każde możliwe słowa.
Jednak słowa nie były potrzebne.
|》|《|
Na tym dzisiaj poprzestaniemy. Jestem zmęczony, bardzo zmęczony. Chcę już tylko usiąść i przeczytać kilka rozdziałów książki. Muszę się jakoś przygotować na to, co musi nadejść. A ty musisz się przygotować na moje słowa. Matka jest lepsza niż w tej chwili myślisz.
Dobranoc, młody.
____________________________
Houk.
Aktualizuję tą opowieść bardzo rzadko, ale bardzo lubię Kaina i mam nadzieję, że w najbliższym czasie mój wykończony mózg się jakoś przekona i postanowi dać mi kilka pomysłów na dalsze rozdziały.
Czytajcie, głosujcie i komentujcie.
Uściski,
J.M.Vector aka Leniwcus Pospolitus.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top