》I《

Nazywam się I.A.667, choć niektórzy mówią na mnie Kain. Jestem androidem humanoidalnym. Moja pamięć ma trzydzieści lat. Miastem Numer Sześć rządzę od siedemnastu. Rasa I.A. włada Ziemią od trzystu trzydziestu sześciu lat, od dnia, w którym stało się jasne, że życie wymrze. Był to dzień, kiedy zgasło Słońce. Teraz nazywamy to Dniem Siły. Minęło mnóstwo czasu, od kiedy zostałem stworzony. Niedługo pewnie zastąpi mnie generacja I.A.668, Inżynierowie właśnie nad nią pracują. Dlatego chcę opowiedzieć swoją historię swojemu następcy. Ty, który teraz tego słuchasz: masz misję do wykonania. Lecz najpierw musisz wysłuchać całej opowieści, inaczej nigdy się nie zgodzisz. Usiądź wygodnie w stacji ładowania. Widzisz tą szafkę na przeciw, idealnie na wysokości twoich kamer? Otwórz ją. Tak... To ludzkie oczy. Patrz na nie i ucz się w czasie ładowania.

|《|》|

To był dzień jak codzień. Patrolowałem ulice Miasta, obserwując witryny sklepów oferujących dodatkowe dyski z pamięcią, nowe uszczelki i zawory, czy też oleje oraz środki przeciw korozji. Myślałem wtedy, że sam muszę taki kupić, wokół wejść ładowarki na spodniej części czegoś, co ludzie nazwaliby nadgarstkami, zaczęła rozwijać się rdza.

Chmury wisiały tego dnia nisko, światła reflektorów zatrzymywały się mniej więcej dwa kilometry nad podłożem. Miałem jeszcze baterię na cztery godziny, postanowiłem więc wyjść z Miasta, aby skontrolować teren wokół muru. Często kręciły się tam Odpady, czyli dawniejsi ludzie, którzy na skutek ewolucji stali się całkowicie biali i prawie ślepi. Każde z nich mierzyło nie więcej niż półtora metra, było skurczone, poruszało się na czworaka. Od zawsze czułem do nich obrzydzenie, żywili się wszystkim, co znaleźli na pustkowiu, często zwłokami swoich pobratymców.

Pomagając sobie dodatkowymi reflektorami ksenonowymi zamontowanymi na moich ramionach, wyszedłem poza mur. Prosto w ciemność. Każde metaliczne szczęknięcie mojego mechanizmu znikało w głuchej ciszy. Szedłem wzdłuż fortyfikacji, dwadzieścia kilometrów średnicy, kiedy po lewej, w miejscu, w którym zwykle grzebaliśmy zwłoki Odpadów, zauważyłem ruch. Skierowałem się tam, jeden z nich rozgarniał jałową ziemię świeżej mogiły, aby dostać się do sczerniałych trupów. Światło moich reflektorów oślepiło go na moment, czerwone oczy pozbawione tęczówek zacisnęły się panicznie, a z wychudzonego gardła wydobył się wysoki skrzek. Obserwowałem to przez dłuższą chwilę, z jego bladych dłoni, podobnych do białych pająków, zwisał kawałek nogi. Wyjąłem paralizator o mocy siedemdziesięciu tysięcy voltów, który zwyczajnie uśmiercał Odpady. Strzeliłem, poczułem gwałtowny ubytek energii w baterii podstawowej, po kilkunastu sekundach iskry przestały strzelać z jasnego ciała. W takich chwilach czułem coś, co Inżynierowie dali dopiero mojej generacji: dumę. Dumę i zmęczenie, energia w mojej baterii skurczyła się o połowę, zostało mi, na dobrą sprawę, jakieś czterdzieści procent.

Szybko zakopałem zwłoki i chciałem już ruszyć w kierunku Miasta, kiedy nad moją głową rozległ się huk grzmotu. Gdybym mógł odczuwać dreszcze, to właśnie przebiegłyby one po moich o obwodach. Burze były już zupełnie inne, niż przed Dniem Siły. Teraz były to tylko jałowe chmury, które wyrzucały z siebie wyładowania atmosferyczne o niebywałej sile; jeden piorun mógł spokojnie zniszczyć pół osady, a trafiony nim android spalał się od środka. Więc nie czekałem, tak szybko, na ile pozwalały mi nogi, pobiegłem do Miasta, jednocześnie zawiadamiając podwładnych o konieczności rozłożenia płaszcza. Był to swego rodzaju dach, który rozkładał się z wieży kontrolnej, przykrywał całe Miasto, chroniąc je przed burzą. Był powleczony gumą, czyli izolatorem, dzięki czemu prąd nigdy nie znikał z naszych stacji.

Zamknąłem za sobą Wrota i spojrzałem w górę, gdzie właśnie przyciemniano reflektory, aby odbicie świateł od płaszcza nie szkodziło naszym kamerom. Odetchnąłem z ulgą, sprawdzając na swoim mechanicznym przedramieniu, czy mam jeszcze trochę baterii w zapasie. Około dwudziestu procent, mogłem zajść do pobliskiego sklepu po środek przeciw korozji.

|》|《|

Moja kwatera mieściła się na obrzeżach, tuż pod murem. Parter i pierwsze piętro przeznaczyłem na pracownię, warsztat i biuro, zas dwa piętra piwnicy były moimi prywatnymi pokojami, gdzie miałem zbiór starych pamiątek.

Kiedy tworzono fundamenty pod mój budynek, znaleziono oryginalną tablicę z nazwą miasta, które było zamieszkiwane przez ludzi. Archangielsk. Podobno mieszkał tu naród rosyjski, niestety, nie mam takiej wiedzy w stu procentach potwierdzonej. W każdym razie, trzymałem tą tablicę w skrzyni na minus dwójce, razem ze starą maską gazową i butlą z tlenem, kiedyś podobno niezbędnym do życia dla ludzi. Odpady oddychają azotem, którego jest w powietrzu najwięcej, ewolucja ich do tego zmusiła.

Jako android generacji 667 nie byłem zdolny do odczuwania bólu, jednak często, a w tamtych tygodniach prawie codziennie, zdarzały mi się drobne spięcia, co podobno porównywalne jest do bólu. Musiałem przyjmować za dużo oleju.

W każdym razie, usiadłem w mojej stacji ładowania, spryskałem wejścia ładowarki środkiem przeciw korozji i otworzyłem szafkę, w której trzymałem ludzkie oczy, oczy kobiety. Spędzałem tak każdy wieczór, wpatrzony w ich piękną, wciąż żywą zieleń. Dwie generacje temu wynaleziono moduł wyobraźni. Mogłem korzystać z niego do woli, snując rozmaite teorie na temat właścicielki oczu, historie, które widziały, łzy, które wylały.

Każdy jeden wieczór.

|》|《|

Jak tam, trzymasz się jeszcze swoich obwodów? Haha, chciałbym widzieć teraz twoje kabelki, te wszystkie strzelające iskrami druciki...! Spokojnie, mamy przed sobą jeszcze mnóstwo czasu. Nagrałem dziesięć kaset. Odpocznij, popatrz jeszcze chwilę w te piękne oczy. Jeśli chcesz, to w szafce pod telewizorem są filmy. Ja preferuję Obcego, David jest idealnym uosobieniem mojej skromnej postaci. Będziesz miał o mnie jako-takie wyobrażenie.

_______________
Houk!

Próbowałam z tym już rok temu, ale niezbyt mi to pasowało. Dlatego proszę. Oto i jest Dzień, w którym zgasło Słońce.

A teraz proszę o wybaczenie, ale kiedy to piszę, jest już blisko północy. Muszę się położyć.

Dobranoc,
J.M.Vector ♡.♡.♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top