Część 7 „Czy to się kiedykolwiek skończy?!"

Zdyszana kolejny już dzisiaj raz wbiegłam do domu, zatrzaskując drzwi za sobą, co nie uszło uwadze mojej babci.

- Co tak trzaskasz drzwiami?! - krzyknęła mimo tego, że stała przed drzwiami przedpokoju.

- Przesadzasz. - zignorowałam kolejne jej wypowiedzi, co skutkowało małą kłótnią, a także pouczeniem za tak późny powrót. Wysłuchałam wszystkich uwag, by mieć je jak najszybciej za sobą i weszłam do swojego pokoju, zamykając drzwi od niego. Nigdy nie lubiłam zostawiać ich otwartych, taki nawyk.

Przebrałam się w pidżamę i wpełzłam do łóżka. Nie miałam ochoty na żadną kolację. Za dużo ostatnio się działo w moim życiu i potrzebowałam świętego spokoju. Z zadziwiającą łatwością po jakiejś godzinie udało mi się zasnąć, niestety sen nie trwał zbyt długo ze względu kolejnego szkolnego dnia. Promienie słońca wdarły się nachalnie do mojego, a moje oczy powoli się otwierały. Przewróciłam się na drugi bok. Tak bardzo nie chciałam wstawać dzisiaj z łóżka. Wolałam przespać cały dzień, ale jednocześnie wiedziałam, że muszę. Po kilku minutach wypełzłam z łóżka i je pościeliłam. Spakowałam jeszcze parę rzeczy do szkoły i wybrałam komplet ubrań na dzisiaj. Zdecydowałam się na luźną zieloną bluzkę, niebieskie jeansy, beżowy sweter i czarne adidasy.

Jak to zwykle rano zeszłam do kuchni na śniadanie, gdzie siedziała już moja babcia. Po wczorajszej kłótni poza przywitaniem się nie zamieniliśmy ani słowa. Pochłonęła szybko moje kanapki z szybką i wyszłam z domu. Po raz pierwszy w tym miesiącu nie musiałam gnać do szkoły, a i w końcu zdążyłam na autobus. Dzisiaj miałam w planie lekcji matematykę, polski, angielski, biologie i fizykę — same najgorsze przedmioty. Gdybym mogła, zerwałabym się dzisiaj ze szkoły, ale ze względu na moje oceny nie stać mnie tak taką swobodę.

Po drodze spotkałam Rozalię, która w przeciwieństwie do mnie była jeszcze bardziej radosna niż zazwyczaj. Podejrzewałam, że to dzięki jej nowemu chłopakowi. W sumie to dobrze, że nic jej nie powiedziałam. Nie powinnam jej tym obciążać ani narażać jej bezpieczeństwa wystarczy, że sama się wpakowałam w to bagno.

- Cześć! Wyglądasz na przybitą już z samego rana, co jest? - zapytała zdziwiona.

- Część, a jak mieć inny nastrój przy dzisiejszych lekcjach, które nam serwują. - skłamałam, przy tym miałam nadzieje, że mi uwierzy i nie będzie dopytywać o coś więcej.

- Chodź, nie będzie tak źle. - zaśmiała się. Cała droga minęła nam na przyjemnej rozmowie. Niestety, gdy już doszłyśmy, nauczycielka od razu zrobiła niezapowiedzianą kartkówkę.

- Nieźle się zaczyna, co? - szepnęłam do przyjaciółki.

- Nie zaczynaj, to dopiero pierwsza lekcja, a ty znów marudzisz. Fakt nie zaczyna się zbyt kolorowo, ale to dopiero pierwsza lekcja.

- Właśnie dopiero. - powtórzyłam z widoczną niechęcią do kolejnych dzisiaj zajęć.

Godziny dłużyły się w nieskończoność, a ja odliczałam na fizyce już minuty do jej końca. Już myślałam, że usnę, ale wtedy zadzwonił dzwonek. Nareszcie mogłyśmy wyjść ze szkoły. Już miałam pożegnać się z Rozalią i wracać, ale wtedy zaproponowała wspólne wyjście do kawiarni. Na początku nie byłam przekonana po ostatnich wydarzeniach w moim życiu, później jednak stwierdziłam, że może właśnie tego potrzebuje. Razem wsiadłyśmy do tramwaju, by tam szybciej dotrze. To byłą kwestią kilku minut.

Gdy złożyłyśmy zamówienie i zajęłyśmy wygodne miejsca przy oknie, Rozalia zaczęła wypytywać mnie o tego chłopaka, z góry zakładając, że o to chodziło. Nie myliła się zbytnio, ale gdyby się dowiedziała, z kim spędziłam ten czas, to jak przypuszczam, nieźle by mi nagadała. Bardziej obawiałam się jednak tego, że mogłabym ją wpakować w niezłe kłopoty. Szłam w zaparte przy każdym jej pytaniu, miałam złudne nadzieje, że w końcu odpuści.

- Ależ ty jesteś strasznie uparta! W sumie sama nie wiem, jak jakikolwiek facet mógłby z tobą wytrzymać. - stwierdziła. Fuknęłam coś pod nosem, udając obrażoną, co nie trwało długo i skończyło się wspólnym śmiechem. Rozalia zaczęła opowiadać o ukochanym, a także różne zabawne sytuacje, których była świadkiem w jego domu. Jego rodzina wydawała się całkiem pozytywnie nastawiona do ich związku. Złapała z nimi świetny kontakt, a zwłaszcza z jego matką. Cieszyło mnie to, że tak dobrze im się układa.

Nasza rozmowa została niestety przerwana przez jakiegoś chłopaka, który do nas podszedł. Zamarłam, gdy go tylko zobaczyłam. To był ten sam mężczyzna, który zaatakował mnie w parku.

- Witam piękne panie. - uśmiechnął się szarmancko. - Można się dosiąść?

- Cześć. - uśmiechnęła się i puściła mi dyskretnie oczko. - Pewnie, siadaj.

W tym momencie moja przyjaciółka dostrzegła, że zamówienie już czekam na odbiór, więc po nie poszła. W tym samym momencie nieznajomym mężczyzna nachylił się i szepną mi do ucha.

- Mówiłem, że cię znajdę, malutka. - zachichotał cicho. Podczas nieobecności Rozalii pobawił się jeszcze moim pasemkiem i opuścił kawiarnie. We mnie narastała coraz większa panika, gdy tymczasem Rozalia wróciła.

- Gdzie jest ten czarujący mężczyzna? - spojrzałam na nią zdziwiona, jakby dopiero po chwili dotarło do mnie jej pytanie.

- Poszedł sobie.

- Ty to naprawdę potrafisz odstraszyć każdego mężczyznę. - pokiwała głową rozbawiona, jak sądziła moją beznadziejnością w tych sprawach. Mnie jednak nie było do śmiechu. Byłam przerażona. Musiałam się stamtąd ewakuować jak najszybciej.

- Wiesz, przypomniałam sobie, że muszę zrobić coś ważne, więc wybacz, ale muszę lecieć. - oddałam jej resztę za kawę.

- Ale teraz? - spojrzałam na mnie zaskoczona.

- Tak. - odpowiedziałam zdecydowanie zbyt szybko. - Nie obrazisz się na mnie, że cię tak zostawiam? Zapomniałam o czymś naprawdę ważnym. - powiedziałam z nadzieją, że się nie zorientuje...

- Nie, spoko, ale dziwnie się ostatnio zachowujesz.

- Wariatka ze mnie, co. - zażartowałam.

- Nie taka jak ja, ale ujdzie. - zawtórowała, machając mi na pożegnanie i dopowiedziała. - Udanej randki.

Spiorunowałam ją spojrzeniem mówiącym „nie przeginaj", a potem wyszła z kawiarni w pospiechu. Pędziłam do domu, obawiając się, że on mnie znajdzie. Biegłam tak szybko, jak mogłam, uważając, aby się nie potknąć i na mijanych po drodze ludzi.

Gdy dotarłam, byłam padnięta, ledwo łapałam oddech. Nie miałam zbyt dobrej kondycji. Weszłam do domu i od razu skierowałam się do pokoju. Byłam coraz bardziej przerażona pogarszającą się sytuacją. Wyjęłam zeszyty i podręczniki z torby. Zajęła się odrabianiem pracy domowej z polskiego i matematyki próbując zając czymś myśli. Zajęło mi trochę czasu, dochodziła już północ. Nawet nie spostrzegłam, że zajęło mi to aż tyle czasu. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się zmęczona. Wstałam i przebrałam się w pidżamę. Po dłuższym czasie zadręczona własnymi myślami udało mi się zasnąć. Przez kolejnych kilka następnych dni czas mijał spokojnie, aż za bardzo. Nie byłam jednak w stanie zapomnieć ostatnich wydarzeń. Martwiłam się tym, co jeszcze może mi się przydarzyć, znając moje szczęście. Całymi nocami przed snem nękało mnie przeczucie, że to jeszcze nie koniec moich problemów.

Po skończeniu prezentacji na biologie i wysłaniu jej na e-mail naszej nauczycielki wreszcie mogłam pójść spać. Byłam wykończona. Szybko się przebrałam i już miałam iść spać, ale zapomniałam zasłonić okno żaluzją, co ostatnio czyniłam. Może to była przesadna ostrożność, ale dzięki temu czułam się lepiej. Spojrzałam w niebo jeszcze przed snem. Dzisiaj gwiazdy świeciły jasno, a księżyc był bardzo dobrze widoczny.

Gdy już miałam zasłonić okno i pójść spać poczułam, że coś jest nie tak i wtedy to zobaczyłam. Przeszedł mnie dreszcz, a moje ciało zastygło w bezruchu, chociaż było ciemno, dostrzelam niewyraźną sylwetkę mężczyzny po przeciwnej stronie ulicy. Obawiałam się, że to on, że mnie znalazł. Nie widziałam go wyraźnie, jego uśmiech był tak samo przerażający i rozpoznałabym go po nim wszędzie. Obawiałam się, że w końcu może coś mi się stać za jego sprawą. Jego oczy wydawały się teraz bardziej złociste niż wcześniej. Wpatrywał się nimi we mnie. Jego czarne włosy powiewały na wietrze, nawet jeśli widziałam go nie wyraźnie to gdy wytężyłam wzrok, zauważyłam jego długi płaszcz. Wyglądał naprawdę przerażająco w tych ciemnościach.

Wydawało mi się, że zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Był niezwykle rozbawiony, tym jak świetnie idzie mu zastraszanie mnie, a przynajmniej takie miałam wrażenie. W końcu zebrałam się na odwagę i zasłoniłam okno.

„Czy to się kiedykolwiek skończy?!" - pomyślałam zrozpaczona. Wpełzłam do łóżka pod kołdrę, a moje ciało nadal drżało z przerażenia, gdy tylko pomyślałam jutrzejszym wyjściu do szkoły. Bałam się tego, co jeszcze może mi się przydarzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top