Część 3 „Czego on ode mnie chce?!"
Przez długą ilość czasu siedziałam w fotelu przy Królu Thranduilu. Sumiennie odpowiadając mu na wszystkie pytania dotyczące mojej osoby i jak go znalazłam. Kazał mi przysiąc, że nikomu o nim nie powiem, co oczywiście uczyniłam. W sumie obawiałam się, że mógłby coś mi zrobić, jeśli bym tego nie zrobiła. Miałam małe wahanie czy nie powiedzieć o tym Rozalii, ale zaraz potem uznałam, że nie powinnam jej w to wciągać. Zdecydowałam się pójść kupić jedzenie z tego samego miejsca co wczoraj wieczorem. Oczywiście powiedziałam mu, dokąd idę, bo inaczej pewnie nie pozwolił, by mi odejść tak łatwo. Musiałam zachować ostrożność względem jego osoby. Wyszłam i równie szybko wróciłam. Głównie dlatego, że nie było zbyt dużo ludzi o tak wczesnej porze. Przygotowałam nam jakieś kanapki i herbatę. Nie wiedziałam za bardzo, co elfy jadają, czy piją, więc miałam nadzieje, że nie będzie wybrzydzał. W czasie gdy ja zajmowałam się śniadaniem, czułam, jak uważnie mnie obserwuje. To mnie bardzo krępowało. Gdy skończyłam, spożyliśmy posiłek w niezręcznej ciszy. Troszkę też rozmawialiśmy, o dziwo Thranduil sporo dopytywał na temat mojego życia w moim świecie. W tym moje zainteresowania, jeśli można to tak ująć, a wieczorną porą oglądaliśmy zachód słońca. Zastanawiałam się nad pewną kwestią, mianowicie, czemu chciał, żebym została i na jak długo. Obawiałam się, że znów będę poprosić Rozalie, żeby mnie kryła. Miałam tylko nadzieje, że i tym razem uda mi się uniknąć wszelkich dociekliwych pytań.
- Co z twoją raną? - zapytałam ostrożnie. Mężczyzna natychmiast się odwrócił w moją stronę, przez chwilę mnie obserwując, kolejny raz już dzisiaj.
- Wszystko w porządku. Rany elfów się szybko goją. Nie ma czym się martwić. - nie spuszczał ani na chwilę ze mnie wzroku i z dziwną ciekawością, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byłam pod stałą obserwacją tego mężczyzny.
- To dobrze. - podziwiałam nadal zachód słońca, który był dzisiaj niezwykle piękny. Niebo dzisiaj miało barwę szkarłatu. Co nie było aż taką codziennością.
- Miło mi, że się tak o mnie martwisz. - zaśmiał się dźwięcznie widocznie zadowolony z mojego zainteresowania jego osobą. W końcu ponownie przeniósł wzrok w stronę okna, co zdecydowanie przyniosło mi ulgę. Dziwnie się przy nim czułam. Jego wzrok przeszył całą mnie. Dałabym wszystko, żeby przestał tak intensywnie patrzeć, jakby chciał wedrzeć się w moją duszę.
Gdy już miałam wychodzić, żeby wykonać telefon, niespodziewanie Thranduil chwycił mnie za rękę. Jak oparzona odwróciłam się w jego stronę. Patrzyłam w jego oczy, które nie ukazywały żadnych emocji. Obdarzyłam go pytającym spojrzeniem, nie wiedząc, o co mu chodzi. Nie rozumiałam jego zachowania.
- Dokąd idziesz? - zapytał obojętnym tonem.
- Muszę zadzwonić. - wyjaśniłam trochę zakłopotana jego zachowaniem. Co by nie było, nadal trzymał mnie za rękę.
- Do kogo? - był bardzo podejrzliwy, a przecież obiecałam, że nikomu nic nie powiem. „No tak" - pomyślałam, uświadomiwszy sobie najbardziej oczywistą rzecz, przecież to elf, a one już takie są.
- Do mojej przyjaciółki. Nie chce, żeby się o mnie martwiła. - cały czas moje myśli krążyły mi po głowie z jednym pytaniem. Co by było, jakby jej opowiedziała o tym wszystkim. Ochrzaniłaby mnie, czy może podeszła do tego ze zrozumieniem? Zdecydowanie to pierwsze. Za dobrze ją znałam.
- Twoi rodzice pewnie też się martwią. - stwierdził, wyrywając mnie z moich rozmyślań, jak bardzo by mi się oberwało, a od mojej rodziny to już w ogóle.
- Chyba tak. - odparłam, niezbyt się tym przejmując.
Natychmiast to zauważył. Wyglądał na trochę zdziwionego moją reakcją, ale na razie o nic nie pytał i to mi pasowało. Naprawdę nie miałam ochoty zaczynać tego tematu.
- Nie możesz tutaj zadzwonić? - nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież nie mogłam mu się przeciwstawić. To mogłoby się źle skończyć.
- No dobrze... - niechętnie przystałam na jego prośbę.
Wyjęłam komórkę ze swojej kieszeni i wybrałam numer do Rozalii.
- Hallo?
- Cześć!
- Ooo... Cześć Nurissa! Co tam? - zapytała zaciekawiona, a ja już dobrze wiedziałam, o co chodzi.
- Dobrze, a jak tam u ciebie spotkanie?
- Świetnie, ale nie zmieniaj tematu! W końcu wczoraj cię kryłam, tak jak prosiłaś. Liczę, że mi wszystko opowiesz! - mówiła podekscytowana.
- Wiesz ja właśnie w sprawie tego dzwonie... - czułam się nieco niezręcznie, znów musząc ją prosić o pomoc.
- Mów, o co chodzi.
- Czy mogłabyś mnie jeszcze dziś kryć? - zapytałam niepewnie. Od razu zareagował na moje słowa i spojrzał na mnie pytająco. Zignorowałam go.
- No okey... Pamiętaj, że potem się tak łatwo z tego nie wymigasz! - ostrzegała mnie, nie dając za wygraną.
- Dzięki! Jesteś najlepsza.
- Wiem. - zaśmiała się głośno. - To do jutra.
- Pa.
Po skończonej rozmowie wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni w moich spodniach.
- Czemu ma cię kryć? - zapytał zniecierpliwiony.
- Cóż moja rodzina nie musi wiedzieć, gdzie się znajduje. W ten sposób będą bardziej spokojni. - odparłam z obojętnością.
- Rozumiem... Pewnie nie byliby zachwyceni, że jesteś z kim z rasy elfów. - stwierdził najbardziej oczywistą rzecz. Nic nie odpowiedziałam. Mężczyzna zauważył, że nie chce o tym rozmawiać i nie naciskał. Atmosfera między nami była spięta. Postanowił więc trochę mi o sobie opowiedzieć, co niezmiernie mnie dziwiło.
- Chcesz trochę posłuchać o moim królestwie? - zapytał z nadzieją, że uda mu się skłonić mnie do rozmowy. To było widać.
- Pewnie...- odpowiedziałam trochę zbyt nieśmiało.
Niestety, gdy zaczął, potwierdził tym samym moje obawy, że jest królem elfów w Mrocznej Puszcze. Opowiedział mi o architekturze jego pałacu i leśnych elfach. Dowiedziałam się, jak wiele pięknych miejscach się tam znajduje, wśród nich wymienił królewski ogród, kilka obszarów, które zna tylko on. O różnych świętach wśród jego ludu takich jak Uczta Światła Gwiazd, która jest uwielbiana przez leśne elfy najbardziej, a także ich tradycjach. Wymienił parę gatunków zwierząt. Posiadał także jelenia — swego wiernego towarzysza. Opowiedział także o innych królestwach takich jak: Rivendell, Lorien, Gondor, Erebor i innych, a także jakie rasy tam żyją. Nie zdradzał większy sekretów jego królestwa, co było zrozumiałe. Mimo iż nie powinnam, to słuchałam tego wszystkiego z wielkim zaciekawieniem. Byłam tym wszystkim zafascynowana, co nie umknęło jego uwadze. Śródziemie wydawało się tak niebezpiecznym miejscem, a zarazem piękny chociaż wiedziałam, że nigdy go nie ujrzę, to ciekawie było go sobie wyobrazić. Przy okazji dowiedziałam się też o rasie orków. Ponoć to straszne stworzenia, które chcą przejąć kontrolę nad wszystkimi innymi rasami. Z „plugawych" jak on to ujął istot, dowiedziałam się jeszcze o istnieniu goblinów, trollach I mrocznych siłach, które od lat nawiedzają Śródziemie. Były nawet duże pająkach zamieszkujące Mroczną Puszcze. Miałam nadzieje, że nie tak wielkie, jak z filmu „Harry'ego Pottera". Najbardziej mnie zdziwiło w tym wszystkim, że wspomniał o swoich zmarłych rodzicach. Jego ojciec był dzielnym królem, który poległ w bitwie... O matce jednak nic nie powiedział poza tym, że była piękna i pamięta po dziś dzień kołysanki, które mu śpiewała, jak był mały. Na to wspomnienie się lekko uśmiechnął.
Muszę przyznać, że trochę mnie przerażają Trolle. Może nie są aż takie złe? W sumie W „Harry Potterze", jeden nie był, ale to był wyjątek, bo opiekował się nim Hagrid. Jednak się ich boję!
Gdy usłyszałam imię Sauron, którego miałam się wystrzegać ciarki mnie przeszły. Usłyszałam historie, jak wiele wymagało pokonanie go, a także o jego wielkiej stracie... Jego żonie, która zginęła podczas bitwy z orkami. Kiedy to opowiadał, w jego głosie było słychać potworny smutek i cierpienie... Do tej pory miał złamane serce... Ten wspaniały świat był dla mnie fascynujący mimo wielkiego zła, które go niszczyło. Jednak było mi bardzo przykro z powodu jego straty. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak wielkie jest jego cierpienie... Jego ciężaru... Nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć. Jak mogłabym go pocieszyć? - głęboko się nad tym zastanawiałam.
Thranduil natychmiast zauważył moją zmianę nastroju i spojrzał na mnie w osobliwy sposób. Nie potrafiłam go rozszyfrować.
- Nie martw się to już przeszłość. Smutek nie wróci jej życia... - jego ton głosu brzmiał zbyt smutno. Nie mogłam tego znieść.
Chociaż się obawiałam, to na niego spojrzałam i to był błąd. On na mnie także patrzył, a jego spojrzenie przeszły mnie całkowicie. Czułam się tak, jakby przejrzał mnie na wylot mimo bariery, którą zawsze otaczam swe serce i tak właśnie trwaliśmy przez dłuższy czas. W ciszy. Jednak twoje serce nadal bolało. Gdy przypomniałam sobie swą internetową niespełnioną miłość, której nigdy nie miałam szansy spotkać. To naprawdę dołuje...
I tak jakoś nam zeszło do rana.
Gdy nastał już całkowicie ranek przypieczętowany przez lekko wychylające się słońce ogłaszające, iż pora wstawać. Przetarłam oczy, przypominając sobie o jednej rzeczy, a mianowicie dziś jest poniedziałek. Co oznacza, że mam lekcje i kilka klasówek do zaliczenia. Oczywiście, do których wcale nic nie powtórzyłam. Już nie mówiąc o zbliżającej się maturze... Popatrzyłam zaspanym wzrokiem na zegarek i to od razu postawiło mnie na nogi. „Zaraz się spóźnię!" to zdanie huczało mi w głowie. Bez namysłu wstałam szybkim ruchem z fotela, wzięłam torbę z zamiarem opuszczenia pokoju. Byłam już gotowa wybiec. Gdy już nacisnęłam klamkę i otwierałam drzwi, gdy nagle... Ktoś ręką zamknął mi je przed nosem. Nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć, że tą osobą nie był kto inny niż Thranduil...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top