Część 10 „Gdzie ja jestem i co ja tutaj robię?!"

Promienie słońca nachalnie wdzierały się przez okno, wyrywając mnie skutecznie z sennego letargu. Ledwo uchyliłam powieki, a już miałam ochoty je zamknąć. Zajęło mi trochę czasu, zanim moje oczy przywykły, gdy mi się to już udało, ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie znajdowałam się w tym samym pokoju, w którym zasnęłam. Co napełniło mnie niepokojem. Był bogato ozdobiony, tajemniczy niczym jakiejś opowieści fantasy, co tym bardziej pobudziło moją ciekawość. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wyjrzeć przez okno, jednak tego, co ujrzałam, w życiu się nie spodziewałam. Przetarłam oczy i uszczypnęłam się w skórę, żeby mieć pewność, że nie śpię. Okolicę otaczał wielki ciemny las, ale było w nim coś dziwnego, hipnotyzował swoim pięknem, ale i niepokoił.

Byłam tym tak oszołomiona, że nie zwróciłam nawet uwagi, że byłam ubrana w piękną jedwabną koszulę nocną, ale chwila?! Czy Thranduil mnie przebrał! Gdy tylko o tym pomyślałam, natychmiast cała oblałam się rumieńcem. Usiadłam oszołomiona tym wszystkim, co do tej pory zobaczyłam. Próbowałam jakoś poukładać to sobie w głowie. Zastanawiałam się nad najważniejszą rzeczą dla mnie na tę chwilę, mianowicie gdzie podział się Thranduil.

Chciałam poszukać swoich ubrań, ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć, a w szafie znajdowały się piękna szaty dla mężczyzn. Zapamiętałam, że to była jedna z wielu rzeczy, o których mówił mi Thranduil, gdy opowiadał o różnych świętach, tradycjach i ubiorach noszonych przez elfy. Zastanawiałam się, do kogo należy tej pokój, ale po chwili stwierdziłam, że chyba wolę nie wiedzieć. Po nieudanych poszukiwaniach nabrałam w końcu odwagi, żeby opuścić to pomieszczenie, w którym się ocknęłam. Uchyliłam drzwi i wyjrzałam na korytarz, nikogo nie było widać. Cichutko zamknęłam drzwi za sobą i ruszyłam przed siebie, uważnie się rozglądając. Korytarz był bardzo długi, jak się później okazało. Wędrówka nim wydawała się nie mieć końca, mijałam przy tym dużo zakrętów, aż w końcu za następnym przez moją nieuwagę wpadłam na kogoś... Przewróciłam się, a gdy spojrzałam przed siebie, ujrzałam dwie elfki.

- Przepraszam! Nie zauważyłam was... - utkwiłam wzrok w podłodze. Gdy się już trochę uspokoiłam, podniosłam głowa ponownie. Patrzyły na mnie zaskoczone, ale nie wiedziałam czym. 

- Kim jesteś? - zapytała podejrzliwie rudowłosa. Czułam, jak język utkwił mi w gardle, a żadne słowo nie chciało przejść przez gardło. Wyglądała dosyć groźnie. 

- Daj spokój Tauriel, nie bądź wobec wszystkich taka podejrzliwa. - skomentowała jej podejście kruczowłosa. 

- To ty jesteś zbyt miła Nirva! - zaprotestowała. 

- Nie denerwuj się tak. - rzekła z uśmiechem, po czym skierowała wzrok na mnie. - Wybacz ta nerwuska to Tauriel. - położyła jej dłoń na ramieniu. - A ja jestem Nirva, a ty jak się nazywasz? Zamyślona patrzyłam na dwie piękne elfki zdecydowanie zbyt długo, a one wyczekiwały mojej odpowiedzi. Nirva miała krucze włosy, o jasnoszarych oczach. Miały obie niecodzienne uniformy, jej był akurat czarny. Trzymała łuk, a plecach miała kołczanem ze strzałami i dwoma sztyletami przy pasie zresztą podobnie jak ta cała Tauriel tylko, że jej kolor uniformu był zielony tak samo, jak oczy. Niestety w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki była wrogo do mnie nastawiona. 

- Nurissa... - wydukałam w końcu. - To może zabrzmieć dziwnie, ale gdzie ja jestem? - Tauriel od razu spojrzała na mnie jeszcze bardziej podejrzliwym wzrokiem. 

- Jesteś w pałacu króla Thranduila w Mrocznej Puszczy. - wyjaśniła. - Wyglądasz na dosyć zagubioną, jak chcesz, to możemy cię do niego zaprowadzić, ale może powinnaś ubrać się w coś innego? - skomentowała z rozbawieniem, widząc, jak jestem ubrana. Tauriel zawtórowała przyjaciółce i uśmiechy zdobiły przez moment ich twarz. 

- Nie mam nic innego. Obudziłam się tutaj i nie wiem, co się stało... - odpowiedziałam niepewnie, co wywołało jeszcze większy uśmiech u rudowłosej, bawiła ją moja sytuacja... Ponownie odezwała się Nirva. 

- Dziwne. - wyglądała, jakby myślała o czymś intensywnie. - Chodź ze mną, dam ci coś do ubrania w końcu nie możesz się tak pokazać królowi. - następne słowa skierowała do przyjaciółki. - Idź powiadomić o tym króla. 

- Dobrze, nie mogę się doczekać. - wrednie się uśmiechnęła w moją stronę, zanim dodała. - Nirva, ale nie uważasz, że to nierozważne pomagać? Nie wiemy nawet, skąd się tu wzięła i czy mówi prawdę. - stwierdziła z niezadowoleniem. 

- Daj już spokój... - odparła już zirytowana jej zachowaniem. 

- Niech ci będzie, żeby tylko nie było później, że cię nie ostrzegałam. - bez wahania pobiegła korytarzem i skręcając, wbiegała na schody, za którymi zniknęła. 

- Chodź, to niedaleko. - machnęła zachęcająco ręką. 

- Dobrze. - ruszyłam za nią w drugą stronę, trochę się cofnęłyśmy i skręciłyśmy w lewą stronę. Szłyśmy przez dłuższą chwilę korytarzami, mijając kolejne zakręty, aż w końcu doszłyśmy do jakichś drzwi. Nirva wyjęła klucze i je otworzyła. Podeszła do szafy i wybrała dla mnie jakiś strój, ale nie tego się spodziewałam. 

- Muszę się ubierać? - zapytałam z nadzieją, że da mi co innego, ale tylko się łudziłam. 

- Niestety, takie zasady. - zaśmiała się i pomogła mi się w nią ubrać mimo moich licznych protestów. Gdy byłam już gotowa, a Nirva jeszcze delikatnie poprawiła mi włosy. Odwróciłam się do niej, a one patrzyła na mnie z uśmiecham. - Pięknie wyglądasz.

- Przesadzasz... - mruknęłam pod nosem.

- Ależ nie, nawet król będzie pod wrażeniem, zobaczysz. - mrugnęła do mnie z uśmiechem. Pod wpływem wspomnienia o Thranduilu poczułam, jak moje policzki płoną rumieńcem.

- jesteś pewna, że mi to pasuje? - spojrzałam niepewnie na swoje odbicie w lustrze.

- Co to za pytanie, przecież wyglądasz prześlicznie! - powiedziała z podziwem w oczach, z blaskiem w oczach. Po dłuższej chwili przyglądania się mi pociągnęła mnie do wyjścia. Znów byłyśmy na korytarzu i szłyśmy strasznie długi korytarzem. 

- Gdzie idziemy? 

- Jak to gdzie? Do króla Thranduila. - odpowiedziała z lekki zdziwieniem na moje pytanie. - Powinien być w sali tronowej. Jak cię zobaczy, to na pewno szczęka mu opadnie! - wydawało mi się, że jest zaciekawiona reakcją władcy, a ja właśnie tego się chyba obawiałam. Zastanawiałam się, jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Po dłuższym czasie marszu znalazłyśmy się przed wielkimi wrotami, domyślałam się, że tutaj właśnie się mieści sala tronowa. 

- Wiesz, może to nie jest taki dobry pomysł... - próbowałam się z tego nieudolnie wyplątać, bezskutecznie. 

- Pewnie, że jest! Nie bój się, król Thranduil nie jest taki zły na pewno cię polubi, zobaczysz! - prawie wepchnęła mnie do sali tronowej. „Problem w tym, że ja go już znam i raczej się go boję. Zresztą będzie musiał mi sporo wyjaśnić, choćby co ja tu robię?!"- pomyślałam zdenerwowana całą sytuacją, w jaką się spakowałam na swoje własne życzenie.

Nivre rozkazała strażnikom natychmiast otworzyć, co uczynili od razu. Minęłyśmy dwójkę mężczyzn i weszłyśmy do pomieszczenia. Na szczycie schodów znajdował się tron, a na nim siedział Thranduil, rozmawiał z Tauriel. - To ona Panie! - wskazała na mnie. Władca skierował swe lodowe oczy w moją stronę, gdy tylko na mnie zobaczył, uśmiechnął się, co zdziwiło Tauriele. W sumie nie tylko ją sama się tego nie spodziewałam. Naprawdę nie sposób było przewidzieć jego reakcji, nieprzewidywalny. Raz był miły, a raz chłodnym i zimny naprawdę tego nie rozumiałam. Jedyne czego chciałam to wyjaśnień i jak najszybciej wrócić do domu, moja babcia da mi wieczny szlaban. Król Thranduil podszedł do nas, a bardziej chyba do mnie, bo cały czas na mnie patrzył, a uśmiech nie znikał z jego twarzy. Czułam się skrępowana. 

- Nurissa widzę, że już się obudziłaś, ale co ty tutaj robisz tak ubrana? - zapytał zaciekawiony, ale zobaczyłam w jego oczach jakąś nieznaną mi emocje, naprawdę to wszystko staje się coraz dziwniejsze. 

- Nirva dała mi jedną ze swoich sukienek, żebym mogła tu przyjść. - wyjaśniłam. 

- Dziękuję Nirve! - wydawał się wdzięczny elfce za jej pomoc. 

- Nie ma za co Panie! - odpowiedziała zdezorientowana, była tym wszystkim równie zdziwiona, jak Tauriel. 

- Chodź Nurissa! Nirva, Tauriel możecie wracać do swoich obowiązków! - rozkazał, nawet nie patrząc na żadną z nich. Obie elfki kiwnęły głowami na znak przyjętego rozkazu i opuściły pomieszczenie. My natomiast skierowaliśmy do ogrodu, a przynajmniej on tal twierdził. Miałam nadzieje, że mi to wszystko jakoś wyjaśni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top