Niedługo wrócę, kochanie (1/2)

Gdyby nie rytmicznie unosząca się klatka piersiowa, można byłoby pomyśleć, że życie uleciało z Norberta już dawno temu.

Leżał w poprzek łóżka, na wznak, i tylko nogi dyndały mu nad podłogą. Oczy miał szeroko otwarte, lecz emocji było w nich tyle, co u śniętej ryby. Nawet muchy kłębiące się pod sufitem, zdawały się mu nie przeszkadzać. Bzyczały głośno, syte, zadowolone i przez nikogo nieodpędzane.

Mimo wszystko, Norbert żył. Na złość samemu sobie, nie mógł umrzeć, choć niczego innego nie pragnął. Leżał w tym barłogu od bardzo wielu dni, wegetując w smrodzie własnych odchodów, lecz jego serce nie zamierzało się poddawać. Biło, na przekór wszystkim i wszystkiemu.

Gdy Maria zdołała dostać się do mieszkania, musiała pobiec do łazienki. Wymiotowała. Pogotowie wezwał brat Norberta. Sądził, że przyjadą, by stwierdzić zgon. Sam nie mógł znaleźć w sobie odwagi, która pozwoliłaby mu zbliżyć się do łóżka. Gdy był dzieckiem, zaciągnięto go na pogrzeb ciotki. Robił wówczas wszystko, by nie zajrzeć do otwartej trumny. Choć zdążyło upłynąć wiele lat, umarli nie przestawali go przerażać.

15 sierpnia

Minął tydzień, nim Norbert opuścił szpital i kolejne dwa, nim odważył odezwać się do Marii. Przeprosił ją i podziękował. Zapewniła go, że ma za co.

– Głupio mi – rzekł Norbert. – Naprawdę, nie zasłużyłaś, by zobaczyć coś tak... odrażającego.

Maria machnęła ręką. Zupełnie nie wiedziała, co powinna w tej sytuacji powiedzieć.

– Dobrze, że przypomniało mi się, że mam numer do twojego brata. Wiesz, chciałam, by otworzył twoje mieszkanie... Bo jednak uznałam, że wzywanie policji to zły pomysł. To znaczy... było na to za wcześnie i... – zamilkła, czując, że z każdym słowem pogrąża się coraz bardziej.

–Dziękuję. Zasługujesz na jakieś wyjaśnienia. Chodzi o to, że straciłem kogoś bardzo bliskiego. Rozstałem się z kobietą, którą kochałem. – Ostatnie słowa wypowiedział szeptem. – To mnie przerosło... Ja...

Głos mu zadrżał. Maria zbliżyła się nieśmiało, by poklepać Norberta po ramieniu, lecz ten cofnął się o krok.

– Przepraszam... – szepnęła, patrząc na swoją wyciągniętą rękę.

– Nie ma za co.

Milczeli przez chwilę. Norbert zawahał się, nim przemówił.

– Miała na imię Kaja. – Pociągnął nosem. – Poznaliśmy się w szkole muzycznej...

Nic więcej nie zdołał powiedzieć. Jęknął cicho, a jego ciało przeszył dreszcz. Maria znów wyciągnęła rękę. Tym razem Norbert pozwolił się objąć.

***

Maria nie pamiętała równie gorącego i suchego lata. Ludzie, którzy wyjechali na wakacje w poszukiwaniu słońca, równie dobrze mogli zostać w domach. Temperatura rzadko spadała poniżej dwudziestu pięciu stopni. Rolnicy skarżyli się na nieustanną suszę, a prognozy pogody nie pozostawiały im większych nadziei. Piekielny upał miał trwać jeszcze przez co najmniej kilka tygodni.

Zawsze, gdy Maria wychodziła przed sklepik, by wystawić miskę z wodą dla spragnionych zwierząt, zerkała na okna mieszkania Norberta. Z ulgą odnotowała, że mężczyzna zaczął podnosić rolety o nieco normalniejszych porach. Od czasu ich ostatniej rozmowy, kilka razy zrobił u niej drobne zakupy. Wyglądał znacznie lepiej i Maria miała nadzieję, że uczęszcza na jakąś terapię. Bardzo lubiła swojego sąsiada. Był wyjątkowo uprzejmy i, mimo tego, że w przeciwieństwie do niej nie musiał martwić się o pieniądze, nigdy się nie wywyższał. Sprawiał wrażenie dobrego człowieka, lecz los nie był dla niego zbyt łaskawy.

Maria uważała wprawdzie, że złamane serce, choć boli, nie powinno wpędzić nikogo do grobu. Może nie znała się na ludzkich emocjach, a może oczekiwała u innych twardości podobnej do tej, którą sama się odznaczała. Choć w jakiś sposób podziwiała wrażliwość sąsiada, nie potrafiła do końca jej zrozumieć.

Któregoś dnia Norbert wbiegł do sklepu i zapytał Marię o kadzidełka.

– Kaja bardzo je lubi. Chciałem jej zanieść, by...

Maria spojrzała na niego z zaskoczeniem i powiedziała, że niestety, ale może je co najwyżej zamówić, choć pewnie minie kilka dni, zanim przyjdą. Te słowa sprowadziły Norberta na ziemię. Milczał przez chwilę, spojrzał na półkę z alkoholami, zawahał się i wyszedł. Maria odprowadziła go wzrokiem. Patrzyła na przygarbione plecy, słyszała szuranie butów o żwir. Norbert w jednej chwili przygasł,a rozpacz, która od niego biła, stała się niemal namacalna. Sprzedawczyni przemknęło przez myśl, że mógł doznać pomieszania zmysłów.

Wówczas podjęła decyzję, że zadzwoni do jego brata. Na wszelki wypadek.

***

– Nie pamiętam, czy podziękowałem pani za opiekę nad Norbertem – powiedział wysoki mężczyzna w eleganckiej, lnianej koszuli. Wszedł do kawalerki Marii i pospiesznie wyłączył dzwoniącą komórkę.

Usiadł na wskazanym przez gospodynię fotelu, z wdzięcznością przyjął szklankę mrożonej herbaty i natychmiast upił kilka łyków.

– Przeklęte upały... – wymamrotał i westchnął ciężko.

Maria usiadła naprzeciwko niego i pomyślała, że przy ich pierwszym spotkaniu nawet nie zwróciła uwagi na to jak bardzo jest podobny do Norberta.

–Dziękuję, że pan przyjechał – powiedziała.

– Nie, to ja dziękuję, że pani zadzwoniła. Wie pani, jak to jest. Ja w Warszawie, brat tutaj... Naprawdę, trudno dziś o tak dobrych sąsiadów i jesteśmy z żoną ogromnie wdzięczni, że...

– Mówiłam, to żaden problem. Ja się bardzo martwię o Norberta. Oczywiście, po tym, co on przeżył, nikt nie oczekiwał, że będzie wesoły, ale... No, tak zupełnie szczerze, mam wrażenie, że jest z nim po prostu źle. Wie pan, on nie zachowuje się tak, jakby ktoś go zostawił. Raczej jakby ktoś umarł. Może gdyby namówić go na jakąś terapię...

– Dobra myśl, choć szczerze wątpię, że on się zgodzi. – Artur pokręcił głową. – Wiadomo, minie trochę czasu, nim on to odchoruje...  Ale nie ukrywam, że trochę mnie to przeraża. Ta kobieta, Kaja... Nawet nie bardzo wiem, kim ona była.

– Podobno poznali się w szkole muzycznej.

– Naprawdę? – Artur wytrzeszczył oczy.

– Co w tym dziwnego?

– Norbert chodził tam jako dziecko. Bardzo krótko zresztą, bo okazało się, że brakuje mu talentu. – Kąciki ust mężczyzny drgnęły. – Że nie wspomnę o chęci do pracy... Ale no, nie przypominam sobie, by miał koleżankę Kaję. A mieliśmy raczej wspólnych znajomych, zwłaszcza w podstawówce. Osiedle dopiero się budowało, także... Hmm...

Maria zmarszczyła brwi.

– Może wcześniej nie znali się zbyt dobrze?

– Może. Przypomniałem sobie, że ze trzy miesiące temu rozmawiałem z Norbertem o naszym domku w górach – powiedział Artur po chwili milczenia. – Pytał nas, czy zamierzamy tam jeździć przez wakacje, bo chciałby się wybrać ze swoją przyjaciółką. Żona się ucieszyła, bo, wie pani, dzieciaki mają alergie, a poza tym te kleszcze i tak dalej... Jeśli góry, to raczej jesienią... –zadumał się Artur. – W każdym razie sądzę, że to mogło chodzić o Kaję. Czasowo by się zgadzało...

Maria pokiwała głową.

– Tak, pasowałoby.

– Chyba pójdę porozmawiać z Norbertem. Nie sądzę, że zdołam nakłonić go do szukania pomocy, ale może chociaż dowiem się czegoś nowego.

***

Fałszywe współczucie. Po ostatnich wydarzeniach, Norbert doszedł do wniosku, że potrafi rozpoznać je na kilometr. Artur regularnie pytał go o stan zdrowia, choć robił to tylko po to, by sąsiadka wreszcie przestała dręczyć go telefonami. Wchodził przy tym w swoją rolę tak dobrze, że ktoś nieznający sytuacji z pewnością uznałby go za przykładnego członka rodziny.

Gdy wpadł do Norberta ostatnim razem, wręczył mu kilka książek jakiegoś felietonisty, które okazały się wręcz podręcznikowym przykładem grafomanii, co gorsza silnie narcystycznej. Czekały na nocnym stoliku, ułożone w schludny stosik, który zdążyła już pokryć cienka warstwa kurzu. Norbert udawał, że nie istnieją, że są równie nieprawdziwe jak zarys kobiecej sylwetki i pianina, które malowały mu się przed oczami, ilekroć wspomnienia przejmowały nad nim kontrolę.

Takie chwile miały swoje lepsze i gorsze strony. Lepsze, ponieważ ucisk na piersi Norberta stawał się odrobinę lżejszy, a ból przestawał mu doskwierać. Gorsze, ponieważ zacierały i tak cienką granicę między obłędem a rzeczywistością.

– Norbert. – Artur odchrząknął, nim znów odezwał się do brata. – Wydrukowałem ci numery różnych poradni. Sądzę...

– Nie. Słuchaj, to naprawdę w niczym mi nie pomoże.

– Wiem, że ona od tego nie wróci, ale... Przepraszam. Chyba lepiej, jeśli o niej nie mówię, co?

Norbert wzruszył ramionami.

– Sam powiedziałeś, że ona nie wróci – wycedził kolejne słowa.

– Przepraszam – powtórzył Artur. – Słuchaj... może spróbujesz mi o niej opowiedzieć?

Artur usiadł w fotelu i przybrał spokojny, uprzejmy wyraz twarzy, który w jego mniemaniu mógłby pasować do terapeuty. Norbert z trudem stłumił prychnięcie.

– Na co czekasz? – zapytał, gdy cisza stała się nie do zniesienia.

– Jak ona się właściwie nazywała?

– Kaja.

– Kaja...? A nazwisko?

Norbert nie odpowiedział.

– Jak to właściwie z wami było? Może chciałbyś, żebyśmy...

– Nie! Co cię to właściwie obchodzi, co?

Artur spojrzał na niego z wyrzutem, ale zdołał ugryźć się w język.

– Słuchaj, ja już zupełnie nie wiem, jak ci pomóc! Ona... Ta cała Kaja... Byłeś z nią wtedy w górach, tak?

– Dlaczego mnie tak wypytujesz? Naprawdę sądzisz, że uwierzę, że się o mnie martwisz?

– Postaw się w mojej sytuacji! Ile to już minęło, miesiąc? Miesiąc temu leżałeś tam, za ścianą, zaszczany i półżywy! Twoja sąsiadka była pewna, że umarłeś i gnijesz, bo...

– Przy takiej pogodzie nic nie zgnije.

– Słucham?!

– Chodzi mi o to, że w tym upale ciało wyschnie. Zmumifikuje się, że tak powiem.

Jeśli w Arturze kryły się jeszcze jakieś pokłady spokoju, to w tamtej chwili wyparowały do cna.

– Wiesz co? Dalej jesteś gówniarzem, który domaga się uwagi mamusi. Naprawdę, chłopie, zastanów się nad sobą i pomyśl o psychiatrze. Ja się poddaję.

To mówiąc, mężczyzna wstał i ruszył do drzwi. Głupi bachor, pomyślał. Głupi ja.

7 lipca

Pierwsza fala upałów wyczerpała Kaję tak bardzo, że musiała odwołać kilka zleceń i zrobić sobie wolne. Początkowo planowała po prostu siedzieć w mieszkaniu z uruchomionym wiatrakiem i butelką zimnej wody. Na wakacje, przynajmniej na razie, nie mogła sobie pozwolić. Oszczędności wydała na nieplanowany remont łazienki, a pieniądze zarobione dzięki ostatnim zleceniom musiała przeznaczyć na codzienne wydatki.

Wizja romantycznego wyjazdu z Norbertem, póki co ustąpiła miejsca bardziej przyziemnym sprawom. Kaja czasem żałowała, że nie pracuje na etacie. Choć lubiła czuć się panią własnego losu, bywały chwile, gdy doskwierał jej brak stabilizacji. Może gdyby posłuchała znajomych i zaczęła uczyć gry na pianinie, zdołałaby załatać część dziury w domowym budżecie? Cóż, Kaja nie była co do tego przekonana. Nie przepadała za dziećmi, a sama myśl o tym, że jakiś nieznośny bachor miałby uderzać brudnymi palcami w najcenniejsze co posiadała... Nie, na to z pewnością nie pozwoli. Sytuacja nie jest aż taka zła, pomyślała. Nie mam kredytów, na dniach wrócę do pracy... Nie, nie ma się czym przejmować.

Z zamyślenia wyrwało ją wibrowanie komórki.

– Norbert?

– Cześć, kochanie. Słuchaj, pomyślałem sobie, że moglibyśmy wybrać się w góry. Choćby w ten weekend. – W głosie Norberta, nawet zniekształconym, dało się słyszeć entuzjazm. – Wykurujesz się do tej pory?

– Nie wiem. Dopiero wtorek, więc pewnie tak. Ale... Norbert, przecież wiesz, że ja teraz nie mogę nigdzie jechać.

– Daj spokój, przecież to żaden problem. Hotel masz, jakby nie patrzeć, za darmo. A świeże powietrze dobrze ci zrobi, prawda? Albo lepiej, potraktuj to jak zaproszenie. Zapraszam cię na małe wakacje. Co ty na to?

Kaja uśmiechnęła się do słuchawki.

– Wiesz, to bardzo miłe. Ale znamy się dość krótko i trochę mi głupio...

– Czy trzy miesiące to tak krótko? A nawet jeśli, to już zdążyłem zakochać się w tobie po uszy. Proszę, Kaja. Tam stoi pianino i w ogóle. Wiem, jak bardzo lubisz to miejsce. Cisza, spokój... Nie daj się prosić! Wiesz, jak dobrze ci zrobi taki wyjazd? To wręcz kwestia zdrowia.

Parsknęła śmiechem.

– No dobra. Ale pojedziemy tylko na weekend.

***

Ostatnie dni przed wyjazdem upłynęły na przygotowaniach. Wizja opuszczenia miasta dodała Kai energii. A fakt, że to Norbert ją zaprosił... Cudowna sprawa. Choć Kaja była zakochana już kilka razy, po raz pierwszy miała wrażenie, że odkryła w drugim człowieku część samej siebie. Gdyby wierzyła w istnienie sił nadprzyrodzonych, mówiłaby zapewne o porozumieniu dusz i dopatrywała się w całej sprawie jakiejś mistyki.

Spakowała niewiele rzeczy. Od estetyki, ważniejsza była dla niej praktyczność. Dwa rodzaje sprayu na komary i naprędce skompletowana apteczka zajęły tylko odrobinę mniej miejsca od ubrań. Ostatecznie, jechali przecież tylko na weekend.

Kaja, po chwili wahania, włożyła na dno torby komplet eleganckiej bielizny. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, wyobrażając sobie minę Norberta.

Dopięła bagaż akurat w chwili, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła je czym prędzej. Czuła się jak zakochana nastolatka.

Wspięła się na palce i pocałowała Norberta w usta.

– Jedziemy? – zapytała z błyszczącymi z podniecenia oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top