Walka to nic przyjemnego

Po skończonym patrolu podczas którego niewiele się działo Bakugou odprowadził partnerkę do mieszkania. Arata jeszcze spał więc w środku było zupełnie ciemno. Jedynym co rozpraszało mrok było światełko palące się na telefonie stacjonarnym informując o nowej wiadomości w skrzynce. Shuryuno podeszła i kliknęła przycisk aby odsłuchać wiadomości.

Scrach... To ja... Przyjedź proszę jak najszybciej... To... To bardzo ważne...

Żółtooka podniosła przerażony wzrok na Katsukiego.

- Muszę tam jechać. - powiedziała drżącym głosem.

- Gdzie? Kto to był? O co chodzi? - pytał nie dając jej czasu na odpowiedź.

- Moja mama. - odpowiedziała w pośpiechu sprawdzając czy wszystko ma.

- Nie możesz pojechać jak odeśpisz patrol? - dopytywał widząc roztrzęsioną dziewczynę.

- Ty nic nie rozumiesz. - machnęła na niego ręką.

Mijała go w przejściu z zamiarem wyjścia z mieszkania gdy złapał ją za ramię zatrzymując ją.

- Wyjaśnij. - jego ton był ostrzejszy niż zwykle.

Nienawidził jak ktoś panikował.

- Katsuki, ona nigdy nie powiedziała do mnie Scrach. - jej dolna warga zaczęła drżeć wypowiadając te słowa. - To był pseudonim Chiko i nigdy nie zaakceptowała tego, że go przejęłam. - mówiła rozglądając się na boki. - Musiało się coś stać, sama do mnie nigdy nie dzwoni. - wyrwała się z jego uścisku.

- Idę z Tobą. - zarządził ruszając za kobietą.

- Nie, będziesz mnie spowalniał. - rzuciła wychodząc na korytarz.

Wspiął się za nią po drabinie na dach budynku.

- Nie pozbędziesz się mnie. - poinformował zanim nie skoczyła na kolejny budynek. - Choćbym miał zużyć cały dar żeby Cię dogonić, połamać sobie ręce czy zniszczyć po drodze budynki. Będę za Tobą czy tego chcesz czy nie. - mówił podchodząc do niej.

Spojrzała mu w oczy a widząc jedynie determinację zdała sobie sprawę, że nie ma sensu się z nim kłócić.

- W takim razie czeka Cię przejażdżka. - westchnęła na co on zrobił tylko pytającą minę.

Odsunęła się od niego aby po chwili stać przed nim w postaci geparda. Powiększała się krusząc przy tym beton pod jej łapami a gdy osiągnęła odpowiednie rozmiary położyła się wydając przy tym głuchy dźwięk. Warknęła wskazując głową na swój grzbiet na co blondyn wdrapał się na nią zanurzając ręce w jej sierść, która była zaskakująco przyjemna.

Bez żadnego ostrzeżenia wstała przy czym mężczyzna na jej grzbiecie zachwiał się i mocniej zacisnął palce na jej sierści. Zacisnął nogi wokół jej boków gdy skoczyła na drugi budynek. Jej silne łapy rysowały i kruszyły dachy kolejnych bloków a kobieta jedynie przyspieszała z każdym skokiem. Bakugou z przymrużonymi oczami niemal leżał na niej aby ograniczyć do minimum opór powietrza a przy okazji podziwiał prędkość jaką może Ikamiko osiągnąć jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie jest to pełny pokaz jej umiejętności.

Zbliżali się do szeregu domów jednorodzinnych przez co Scrach będąc na jednym z niższych bloków zeskoczyła z niego co skończyło się dziurami w asfalcie i turbulencjami dla Bakugou. Po minięciu paru domów i niekończącej się liczbie zakrętów, które tak irytowały Ikamiko, w końcu zatrzymali się przed domem rodziny Shuryuno. Zeskoczył z jej grzbietu po czym kobieta wróciła do swojej ludzkiej postaci. W budynku nie paliło się żadne światło i nie było słychać zupełnie nic poza szumem liści poruszanymi przez wiatr.

- Ja wchodzę pierwszy. - zarządził podchodząc do furtki.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. - burknęła podchodząc do niego.

- Bez dyskusji. - zgromił ją wzrokiem po czym wszedł na podwórko.

Pierwszym co było dziwne to fakt, że furtka w ogóle była otwarta. Najciszej jak się dało, co dla Ikamiko nie było problemem, weszli na ganek zatrzymując się przed drzwiami wejściowymi. Blondyn złapał za klamkę i kiedy żółtooka skinęła głową powoli ją nacisnął otwierając drzwi. Kolejna dziwna rzecz. Dziewczyna wchodząc za partnerem zdjęła drążek z pleców aby w razie czego być gotową do ataku lub obrony.

- Widzę w ciemności lepiej niż Ty, powinnam iść pierwsza. - szepnęła mu prosto do ucha.

Skinął głową na co ona wyprzedziła go i powoli kierowała się do salonu uważnie nasłuchując a gdy tylko przekroczyła jego próg wszystkie światła się zapaliły zmuszając ją do zmrużenia oczu.

- Miło Cię znowu widzieć Scrach. - usłyszała zbyt dobrze jej znany głos.

- Dabi. - warknęła mocniej zaciskając palce na broni.

Nacisnęła przycisk na jej obroży natychmiast chroniąc się przed ogniem Dabiego lecz ten nie zaatakował.

- Pogadałem sobie z Twoimi rodzicami. - czarnowłosy uśmiechnął się do niej szeroko i zaczął spacerować po pokoju.

- Gdzie oni są? - zapytała gotując się ze złości.

- Spokojnie koteczku, nic im nie będzie. - zaśmiał się pod nosem widząc jak bardzo zdenerwowana jest.

- Nie masz z nami najmniejszych szans. - powiedział blondyn stojąc obok Shuryuno.

- Na pewno? - przeniósł na niego wzrok. - Jak tak patrzę na Twoją partnerkę to nie widzę żadnego zagrożenia. Jedynie małą, załamaną dziewczynkę błagającą o śmierć. - jeszcze szerzej wyszczerzył zęby w diabelskim uśmiechu.

- Od tamtej pory trochę się pozmieniało. - wtrąciła się robiąc krok w stronę wroga.

Dabi nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń i wyrzucił słupy ognia w kierunku Katsukiego wiedząc, że Scrach nie zrobią one żadnej krzywdy. Ona natomiast z głośnym warknięciem rzuciła się na złoczyńcę celując swoją metalową rurką w skronie lecz uchylił się on w ostatniej chwili. Z tylu głowy zastanawiała się jak Dynamight poradzi sobie z płomieniami chociaż najważniejsze było dla niej unieszkodliwienie Dabiego. Meble wokół zaczęły płonąć co dawało mu przewagę ograniczając pole widzenia bohaterom a trzask drewna skutecznie zagłuszał jego ruchy osłabiając słuch Shuryuno.

- Możesz już pożegnać się z rodzicami. - usłyszała głos gdzieś spomiędzy języków ognia. - Niedługo spłoną żywcem. - nieopanowany śmiech rozniósł się po domu.

Przerażona zaczęła otwierać wszystkie drzwi po kolei w poszukiwaniu rodziców lecz nigdzie nie mogła ich znaleźć. Wołała swoim zdeformowanym głosem przez maskę lecz nie uzyskała żadnej odpowiedzi. W końcu weszła na piętro aby dostać się na strych. Otworzyła klapę w suficie i zaczęła wspinać się po drabinie. Wśród kłębów dymu dostrzegła dwie sylwetki klęczące na ziemi. Podbiegła do związanych i zakneblowanych rodziców aby w pośpiechu ich wyswobodzić.

- Wszystko będzie dobrze. - powtarzała rozcinając więzy pazurami.

- Gdzie on jest? - zapytała jej matka gdy wypluła knebel.

-Walczy z Dynamightem. - odpowiedziała uwalniając ojca.

- Wydrapię mu oczy. - zawarczała z wściekłością.

- Mamo musicie jak najszybciej uciec z domu i powiadomić bohaterów. - powiedziała łapiąc Hiroko za ramiona. - Rozumiesz? - potrząsnęła nią aby uzyskać z nią kontakt wzrokowy.

- Zajmiemy się tym. - zapewnił ją ojciec.

Skinęła mu głową i zeszła po drabinie po czym poczekała aż jej rodzice zrobią to samo. Otworzyła okno na końcu korytarza żeby nie schodzili na parter.

- Poradzicie sobie? - spojrzała na nich niepewnie.

- Damy sobie radę. - Shūji uspokajająco położył jej dłoń na ramieniu.

Podszedł do okna i zeskoczył na ziemię po czym spojrzał w górę czekając na żonę. Hiroko spojrzała jeszcze na córkę po czym poszła w ślady męża i zaraz oboje zniknęli z jej pola widzenia. Odwróciła się gwałtownie i biegiem rzuciła do schodów aby jak najszybciej pomóc Bakugou. Przez trzask ognia dotarły do jej uszu przekleństwa i krzyki więc skierowała się w tamtą stronę. Widząc sylwetkę Dabiego rzuciła się na niego od tyłu zaciskając nogi wokół jego tali i wbijając pazury w gardło skąd wydobył się krzyk wściekłości. Złapał kobietę za włosy i wyrzucił przed siebie co skończyło się dla niej bolesnym upadkiem. Wstała szybko na nogi a obok niej zaraz pojawił się Katsuki.

- Są bezpieczni? - zapytał cały czas obserwując przeciwnika.

- Tak! - krzyknęła jednocześnie odpychając go aby właśnie wystrzelony w jego stronę ogień go nie trafił.

- Poradziłbym sobie! - skoczył na Dabiego przekrzykując swoje własne wybuchy.

- Wmawiaj sobie! - odkrzyknęła skacząc na bruneta zmuszając go do walki na dwa fronty.

Uderzali jedno po drugim nie dając przeciwnikowi ani chwili wytchnienia. Nie mogli pozwolić aby zebrał siły czy obmyślił plan działania. Wszystkie jego blizny zaczęły krwawić a płomienie powoli słabnąć. Wtedy kobieta wykorzystując jego osłabienie i lukę w obronie wbiła mu pazury w klatkę piersiową. Mężczyzna zrobił jeden chwiejny krok w tył, potem kolejny i kolejny póki nie upadł w zgliszcza mebli. Shuryuno z satysfakcją w oczach patrzyła na jego ciało ciężko dysząc i odwróciła się do Katsukiego lecz nie było go tam gdzie ostatni raz go widziała.

- Dynamight?! - krzyknęła szukając go wzrokiem. - Dynamight?! - w jej głosie było słychać początki paniki. - Katsuki?! - zaczęła gorączkowo się rozglądać i przeszukiwać pomieszczenie.

Znalazła go nieprzytomnego i otoczonego płomieniami. Z przekleństwem na ustach złapała go za strój i wykorzystując całą swoją siłę ciągnęła do drzwi tarasowych aby zabrać go jak najdalej od trującego dymu.

- Czemu jesteś taki ciężki?! - krzyknęła z wysiłkiem.

W końcu udało jej się wyjść na zewnątrz i położyła blondyna na trawie. Nachyliła się nad nim sprawdzając czy oddycha po czym westchnęła z ulgą czując jego oddech na policzku. Położyła sobie jego głowę na kolanach odgarniając kosmyki włosów ze spoconego czoła. Podniosła wzrok na kłęby dymu unoszące się z jej domu rodzinnego a w jej oczach wezbrały łzy. Potrząsnęła głową i skupiła całą swoją uwagę na Bakugou, który zaczął cicho kasłać.

- Możesz przestać mnie ratować? - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszała.

- Oj już się zamknij. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

Zła na siebie patrzyła na wszystkie oparzenia na jego klatce piersiowej dlatego z ulgą przyjęła dźwięk syren strażackich i karetek. Siedziała z głową blondyna na kolanach póki nie pojawili się przedstawiciele służb i nie zabrali go do szpitala. Kobieta też dała się przebadać ale jej ciało nie miało żadnych oznak poparzeń. Pojechała jednak do szpitala aby być na bieżąco ze stanem zdrowia swojego partnera. Gdy po badaniach leżał nieprzytomny w sali z maską tlenową na twarzy usiadła przy jego łóżku. Obiecała sobie, że będzie czuwać lecz zmęczenie wzięło górę i zaraz zapadła w niespokojny sen.

-----

Witam, witam i o zdrowie pytam.

Mam nadzieję, że się podobało!

~ Wasza Airi

-----

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top