Kot i pies
Leżała na kanapie oglądając jakiś denny serial, którego fabułę ciężko było zrozumieć gdy po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Ze stęknięciem podniosła się i przeciągnęła czemu towarzyszyło strzelanie stawów.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytał Katsuki wychylając się zza drzwi sypialni.
- Psycholożka dzisiaj przychodzi. - westchnęła po czym skierowała swoje kroki do przedpokoju.
Wpuściła kobietę do środka i zaparzyła dla niej herbatę. W milczeniu siadły obok siebie na kanapie czekały, która pierwsza rozpocznie rozmowę.
- Jak Ci z tym, że Dabi jest w areszcie? - zapytała terapeutka po dłuższym oczekiwaniu.
Ikamiko ledwo zauważalnie przewróciła oczami. Znowu zaczyna się ten cyrk.
~
Zmęczona zamknęła drzwi za swoim gościem i przekręciła zamek. Tak, rozmowy z psychologiem były zdecydowanie bardziej męczące niż treningi. Weszła do sypialni gdzie zastała Bakugou w łóżku przeglądającego coś w laptopie.
- Coś ciekawego? - zapytała opierając się o framugę drzwi.
Zamknął laptopa i podniósł na nią wzrok.
- Jesteśmy coraz bliżej Ligi. - odpowiedział przecierając oczy. - Myślę, że to kwestia dni, jak nie godzin, aż zostanie podjęta decyzja o ataku. - dodał odkładając laptopa na bok i wstając z łóżka.
Pokiwała wolno głową ze zrozumieniem.
- Psycholog dała mi namiary na grupę wsparcia. - powiedziała z lekkim rozbawieniem. - Chodzą tam osoby, które tak jak ja mają w sobie zwierzę.
- Chcesz tam iść? - zapytał podchodząc do kobiety.
- Może. - przyznała podnosząc na niego wzrok.
- Wątpię, że powiesz obcym ludziom co Cię gryzie. - stwierdził łapiąc ją za podbródek.
- To chociaż posłucham jak to wygląda u nich. - wzruszyła lekko ramionami.
Pokiwał wolno głową nachylając się do niej aby pocałować ją przyciągając do siebie.
~
Wysiadła z samochodu przed wysokim budynkiem. Weszła do środka od razu kierując się do recepcji. Kobieta siedząca przed komputerem uśmiechnęła się do niej ciepło co Ikamiko zupełnie zignorowała. Bez słowa podała jej kartkę ze skierowaniem. Chyba nie chciała żeby ktokolwiek wiedział, że ona tu jest. Grupa wsparcia? No bez przesady, nie jest aż taka słaba. A może jest? W końcu jednak tu przyszła. Odtrąciła od siebie te myśli i poszła przed drzwi sali z numerem 203, które wskazała jej recepcjonistka. Stanęła z ręką nad klamką lecz ta chwila zawahania nic nie zmieniła i z głową uniesioną do góry weszła do pomieszczenia. Wszystkie oczy zaciekawione zwróciły się na nią.
- Pani Shuryuno? - zapytała kobieta o fioletowych włosach.
- Tak. - odpowiedziała podchodząc do zebranych w kółko ludzi w różnym wieku.
- Zostawiliśmy dla Pani wolne miejsce. - z uśmiechem wskazała na wolne krzesło.
Ikami podeszła do niego i usiadła rozglądając się. Fioletowowłosa musiała być jakimś prowadzącym bo w ręku trzymała notes i długopis. Reszta siedziała z rękami złożonymi na kolanach, twarze mieli bez wyrazu a w pokoju dało się wyczuć przygnębiającą atmosferę. Shuryuno niewiele z tego rozumiała, miało to być spotkanie dla ludzi takich jak ona a czuła się jakby trafiła między osoby z problemami innej natury.
- Wszyscy mówimy tu sobie po imieniu i nic nie wychodzi poza tę grupę, dlatego możesz być spokojna i się odprężyć. - zapewniła ją terapeutka. - Chce ktoś zacząć nasze dzisiejsze spotkanie? - rozejrzała się po twarzach zebranych.
- Ja mogę. - odezwała się kobieta mająca na oko 30 lat. - Mam na imię Mariko. - zerknęła na Shuryuno jakby z myślą o niej się przedstawiała.
Kobieta zdrapywała niebieski lakier z paznokci i dopiero po chwili podniosła wzrok aby kontynuować.
- Przedwczoraj przemieniłam się w sklepie. - powiedziała cicho. - Niechcący zrzuciłam słoik z półki... Tak bardzo się zawstydziłam, że się zmieniłam. - dodała ze łzami w oczach.
- O jakim zwierzęciu mówimy? - zapytała się jej prowadząca.
- Pancernik. - odpowiedziała rumieniąc się wściekle.
Ikamiko westchnęła w duchu i skrzyżowała ręce na piersi. Pancernik? Serio? Gdzie ona trafiła do cholery?
- Nie chcę już nie mieć kontroli. - kontynuowała Mariko. - Nie chcę się już bać wyjść z domu. - dodała po czym zaszlochała cicho.
- Mam tak samo. - wtrącił postawny mężczyzna. - Mam na imię Yasu. - skinął głową w kierunku Ikamiko.
Jego łysina odbiła światło lamp przez co Shuryuno mało się nie zaśmiała. Gęsta, siwa broda spoczywała na jego klatce piersiowej odcinając się od czarnej koszulki. Skórzana kamizelka charakterystycznie skrzypiała gdy się poruszał tak samo jak buty z tego samego materiału. Ćwieki w niemal wszystkich częściach jego garderoby połyskiwały i brzęczały tak jak kolczyki w jego uszach. Uwagę przyciągały również tatuaże na całym ciele a szczególnie na przedramionach.
- Chyba najbardziej boję się, że kogoś skrzywdzę. - usiadł wygodniej na krześle szykując się do opowieści. - Czasami nie radzę sobie z opanowaniem zwierzęcia, jest zbyt silne. Jako naturalny drapieżnik mam wrażenie, że chce upolować i mnie.
Ikamiko lekko się pochyliła zainteresowana jego słowami. Może jednak znajdzie tu zrozumienie?
- Czasami są dni, że jest łatwiej. - kontynuował swoim niskim głosem. - Bestia w takie dni nie jest tak silna, nie walczy ze mną tak zaciekle. Jednak przez większość czasu życie z nią jest okropnie męczące. Miewałem myśli, żeby oddać jej kontrolę i nie musieć już ciągle z nią walczyć. - westchnął gdy jego głos się załamał. - Nawet szukałem na czarnym rynku czegoś co pomoże mi pozbyć się daru, może w jakiś sposób uśmiercić to paskudne zwierzę albo osłabić jego wpływ. - wyznał a Ikamiko miała wrażenie, że w oczach tego postawnego mężczyzny zakręciły się łzy.
- Nie boisz się, że bez zwierzęcia nie będziesz sobą? - zapytała Shuryuno zaskakując tym zebranych.
- Tak, myślałem o tym. - przyznał kiwając głową. - Dlatego nic w tym kierunku nie robię ale czasami jestem tak zmęczony... Tak bardzo zmęczony. - potarł twarz swoimi dużymi dłońmi. - Chciałem się nawet przez to zabić, żeby nikogo nie zranić. - dodał z gorzkim śmiechem.
- Nie no bez przesady. - prychnęła Shuryuno odchylając się na krześle. - Nigdy nie jest aż tak źle, żeby się zabijać. - stwierdziła z pogardą.
W tym momencie przez głowę przeleciało jej wspomnienie jak sama błagała o śmierć pod wpływem niekończących się tortur, które zgotował jej Dabi. Chyba nie miała prawa nikogo osądzać, prawda? Jednak nigdy nie chciała umrzeć przez swój dar, nie potrafiła tego pojąć i nawet lubiła tego kota w sobie. Była to część jej, nie była pewna jak duża, ale jednak część. To fakt, czasami wieczny spór z gepardem był na tyle męczący, że jedyne na co miała ochotę to długi sen ale w jej życiu przeważały korzyści płynące z jej daru. Wróciła myślami do spotkania gdy Yasu znów zabrał głos.
- Czuję się zagrożeniem dla społeczeństwa. - mięśnie na jego szczęce zacisnęły się co było widoczne pomimo brody. - Dla społeczeństwa, rodziny i dla samego siebie. - dodał patrząc prosto w żółte oczy Ikamiko.
Po tych słowach wśród zebranych zapadła cisza. Większość patrzyła się intensywnie w swoje buty jakby były one najciekawszym obiektem w sali. Shuryuno chyba zrozumiała dlaczego jak weszła do tego pomieszczenia to wyczuła tak gęstą i smutną atmosferę. Każda z tych osób siedząca razem z nią w kółku zupełnie nie potrafiła żyć ze świadomością częściowej dzikości, nikt im nie powiedział jak funkcjonować w społeczeństwie ze zwierzęcymi cechami. Nie wiedziała czy członkowie ich rodzin byli tak samo zagubieni czy nie chcieli im pomóc ale w sercu Ikamiko obudziło się coś na kształt współczucia. Ona miała to szczęście, że jej pomogła siostra.
- Yasu. - zagaiła mężczyznę marszcząc brwi. - Jakim zwierzęciem jesteś? - zapytała zastanawiając się czy będzie w stanie mu pomóc.
- Chihuahuą. - odpowiedział natychmiast.
Kobieta zbladła gwałtownie a jej krew zawrzała. Bez słowa wstała tak agresywnie, że krzesło przewróciło się do tyłu z łomotem. Zebrani popatrzyli na nią zaskoczeni i śledzili ją wzrokiem aż nie wyszła za drzwi, którymi głośno trzasnęła.
Co jest do kurwy nędzy?! Ona trafiła do grupy wsparcia czy do pieprzonego sklepu zoologicznego? Zdenerwowana nie na żarty wyszła z budynku a zimne powietrze jeszcze bardziej zepsuło jej humor. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku mieszkania szczelniej owijając się kurtką. Gdy do niego dotarła z gniewnymi pomrukami na ustach weszła do kuchni gdzie urzędował blondyn znowu bawiąc się w szefa kuchni. Podniósł na nią pytający wzrok unosząc jedną brew.
- Nie pytaj. - uniosła dłoń powstrzymując go przed wypowiedzeniem choćby słowa. - Chyba, że masz zamiar mi powiedzieć, że jesteś wściekłą chihuahuą. To lepiej teraz, póki nie ochłonęłam. - dodała skanując mężczyznę wzrokiem.
Patrzył na nią nic nie rozumiejąc i nie miał zamiaru zrozumieć. Nie wiedział o co chodzi z chihuahuą i prawdopodobnie nigdy się nie dowie, więc wziął się z powrotem do gotowania. Psycholodzy, grupy wsparcia i zwierzęta to nie jego działka.
-----
Mniej poważny przerywnik w "poważnej" fabule. Rozdział będący wynikiem zakładu dlatego taki od czapy ale przynajmniej mam 100 zł więcej na koncie.
~ Wasza Airi
-----
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top