Wisła, 22.11.2020
Anze Lanisek
22 listopada 2020
Od rana chodziłem szczęśliwy. Na tyle, iż Timi powiedział, że póki nie uspokoje się to przestanie się do mnie odzywać. To akurat nieco postawiło mnie na nogi, dlatego przestałem tryskać aż tak wielką radością.
Pierwszy konkurs indywidualny miał być dla mnie szansą, jednak już od południa chodziły plotki, że wiatr może popsuć konkurs. Nie przejąłem się tym zbytnio.
Do czasu pojechania na skocznie miałem wiele rzeczy do zrobienia. Zacząłem od rozmowy ze swoją miłością, która na szczęście nie była aż tak długa. Standardowo to były bardzo ciepłe motywacyjne słowa w moją stronę. Nie ukrywam, ale one bardzo mi pomagały i były o wiele skuteczniejsze niż te od psychologa.
Później odbyłem rozmowę z Gorazdem, który omówił szybko co mógłbym ewentualnie poprawić. Trener powiedział, że bardzo we mnie wierzy i że z pewnością jestem nadzieją drużyny.
Nieskromnie myśląc też mi się tak wydawało, ale z nikim nie dzieliłem się tym.
Ostatnią rzeczą, a jednak też dosyć istotną był fakt, że musiałem się spakować, a bywałem zapominalski i nie raz któryś z chłopaków pożyczał mi koszulkę czy dodatkową czapkę.
Gdy to wszystko zrobiłem nim obejrzałem się, siedziałem w autokarze. Tam podjąłem rozmowę z Žigą i Anže na temat warunków. Obstawialiśmy czy seria próbna albo konkurs dojdą do skutku. Doszliśmy do wniosku, że wszystko się odbędzie, w końcu to dopiero początek sezonu i niespodzianki nie byłyby miłe.
W wiosce skoczków każdemu z nas zmierzono temperaturę, wręczono nową maseczkę i kazano zachować odstęp. Tak też zrobiliśmy, bo jednak nie marzyło mi się nie pojawić za tydzień w Finlandii. Ryzyko jednak zawsze było.
Każdy zajął się sobą, a ja poszedłem z Tilenem nieco się rozciągnąć. Dołączył do nas Piotr Żyła, dlatego razem w trójkę robiliśmy różne ćwiczenia. Polak powiedział nam, że krąży plotka na temat odwołanej serii próbnej.
Miał rację, bo piętnaście minut później przyszedł Gorazd i przekazał nam wiadomość, że trening najpierw miał być przełożony, jednak nieźle wieje, więc zostaje odwołany.
- To nie ma sensu - mruknął Bor, po tym gdy trener opuścił domek.
- Oni nie odwołają konkursu - wtrąciłem.
- Nie opłaca im się to - rzekł Peter - z resztą wiele było takich sytuacji. Tu chyba nie ma zagrożenia.
- Każdy konkurs jest na wagę złota - powiedział Timi.
Wszyscy zaczęliśmy się przebierać, aby jakiś czas później ruszyć na górę. Nie byłem pewny po kim skacze, ale wiedziałem, że mój przyjaciel jest zaraz po mnie.
Poprawiłem wszystko, jeszcze raz zdezynfekowałem dłonie i wyrzuciłem maseczkę, po czym ruszyłem na zewnątrz.
Nasz szkoleniowiec mówił, abyśmy uważali, gdyż wiatr nieszczególnie sprzyja i warunki są loteryjne. To jednak nie zdemotywowało mnie.
Gdy usiadłem na belce startowej głęboko odetchnąłem, odczekałem aż Gorazd machnie chorogiewką, po czym wystartowałem.
O dziwo czułem się dobrze podczas skoku, a finalnie wylądowałem dosyć daleko. Przynajmniej tak odczułem. Byłem z siebie zadowolony.
Pomachałem do kamery i oddaliłem się do tablicy, w celu sprawdzenia wyników. 136 metrów. Byłem liderem i czułem się lepiej niż zazwyczaj. Żeby tak udało mi się dociągnąć do końca.
Zacząłem się przebierać, a kilka minut później dołączył do mnie Timi.
- Beznadziejne warunki - jęknął.
- Mi poszło całkiem w porządku.
- Przynajmniej tyle dobrze przyjacielu. Bardzo ściąga na dół, jestem taki zły.
Rozmawialiśmy przez chwilę, a ja poszedłem w stronę miejsca dla lidera. Stałem tam do końca pierwszej serii. Nie sądziłem, a jednak.
Podczas przerwy odbyłem krótką rozmowę z trenerem, który prosił o skupienie i o to abym daleko wyciągnął swój skok w finałowej serii.
Nim się obejrzałem skakałem jako lider. Niestety po wybiciu czułem, że to nie będzie długi skok.
Nie byłem z tego zadowolony, ale Timi miał rację - ściągało w dół, stąd te 118 m.
Stwierdziłem, że jednak nie będę się winił siebie, a wiatr. Kolejne konkursy czekały i nie mogłem przestać wierzyć w siebie. Nie byłem taki.
Udzieliłem dwóch wywiadów, a niedługo później siedziałem w stołówce i jadłem pyszny makaron.
- Tragedia - powiedział Peter dosiadając się do mnie i reszty chłopaków.
- Nie rozmawiajmy o tym - westchnął Žiga.
- Podbijam - wtrącił Tilen wstając od stołu - jak macie ochotę to po nadaniu bagaży możemy iść pograć w coś.
Nasz wieczór jak i dzień zakończył się wspólną grą. Co prawda staraliśmy się zachowywać odstęp i dosyć nam to wychodziło.
Przed północą rozeszliśmy się do swoich pokoi, bo trener robił obchód i podczas treningu dostalibyśmy dodatkowe kółka. Zdecydowanie nie chciałbym biegać. To najgorsze co może istnieć jako kara.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top