Weeby i piłka

Tak dawno nie trenowałam z chłopakami, że prawie zapomniałam o treningu po lekcjach. Ogólnie to powiedzieli mi, że trening jest w naszym centrum treningowym. Wszystko fajnie, świetnie tylko no nie wiem gdzie to centrum jest. Ugh... Axela nie ma w szkole, Mark już dawno pognał tam, a nikogo z naszej drużyny też nie widzę... No to ciekawie. Nagle zobaczyłam naszego trenera, więc postanowiłam podejść i zapytać się gdzie jest to centrum treningowe. Jednak nim do niego doszłam, dostrzegłam, że rozmawia z kimś przez telefon.
- Tak. [...] N-nie wiem jak to się stało, że wygrali. [...] D-dobrze zrobię co w mojej mocy - usłyszałam urywek rozmowy. Jestem ciekawa o co chodzi.  Zaczyna coś mi nie pasować w tym typie. Nie mniej jednak i tak muszę się mu spytać gdzie mam iść, bo inaczej nie dojdę na trening. Gdy się rozłączył delikatnie odkrząknęłam, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. On się lekko przestraszył i odwrócił zestresowany. Dobra, teraz to mam pewność, że coś ukrywa.
- Och Sky wybacz nie zauważyłem cię... Słucham, chciałaś się mnie o coś zapytać?
- Tak trenerze, bo Mark mi powiedział, że mamy dzisiaj trening w centrum treningowym, a ja nie wiem gdzie ono jest... Mógłby mnie pan tam zaprowadzić..? - uśmiechnęłam się miło.
- Oczywiście, jak mógłbym ci odmówić? - zaprowadził mnie pod jakieś metalowe drzwi, które po chwili się otworzyły. Pan (o matko jak się pisało jego nazwisko) Wintersy poszedł załatwiać papierkowe sprawy, a ja weszłam do środka, gdzie znajdowała się winda. Zjechałam nią na dół i jak drzwi się otworzyły ujrzałam ogromną salę treningową i słyszałam różne odgłosy maszyn i piłek.
- WOOW! Tego się nie spodziewałam.
- O Sky jesteś już - Sylvia miło się do mnie uśmiechnęła.
- No tak... Przepraszam za spóźnienie, nie wiedziałam gdzie iść.
- Nie przejmuj się, tutaj głównie ćwiczą indywidualnie na maszynach, więc nic nie szkodzi.
- To ja może dołączę do chłopaków.
Poszłam na maszynę do ćwiczenia prędkości gdzie był też Kevin i Nathan. Zatrzymali się gdy mnie zobaczyli i wytłumaczyli jak działa maszyna. Po chwili wznowiliśmy ćwiczenia.
   W centrum treningowym spędziliśmy prawie trzy godziny. Wszyscy byli padnięci. No muszę przyznać, że te urządzenia dają nieźle popalić, ale da się przeżyć. Gdy wyszliśmy z podziemi padało.
- Świetniee... - mruknęłam.
- Lepiej się pośpieszę zanim całkiem zacznie lać... Do jutra drużyno! - pożegnałam się i zaczęłam biec w stronę domu.
- Jakim cudem ona ma jeszcze siłę do biegania - usłyszałam za sobą chyba zdyszany głos Bobby'ego. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i biegłam dalej. Zanim zdążyłam dobiec do domu, rozpadało się już na dobre. A ja miałam jeszcze kawałek do przebiegnięcia, dodatkowo strasznie zachciało mi się pić, a niedaleko jest knajpka pana Hilmana. Stwierdziłam, że wstąpię się przywitać, przy okazji się napiję wody i trochę ogrzeje, bo jestem już przemoczona do suchej nitki. Weszłam do środka.
- Dzień dobry! - przywitałam się łapiąc lekko oddech.
- Witaj Sky. Czyżbyś wybrała się pobiegać w taką pogodę!? Chcesz się przeziębić?? - zaczął się martwić kucharz.
- Jeszcze takich szalonych pomysłów nie mam. Mieliśmy przed chwilą trening, ale zanim wyszliśmy z sali zaczęło padać, a że nie miał kto po mnie przyjechać postanowiłam, że przebiegnę się zanim zacznie lać, ale jednak deszcz nie był dla mnie łaskawy - zaśmiałam się i podniosłam głowę, przez co pojedyncze, mokre kosmyki włosów zleciały mi na twarz.
- Rozumiem, usiądź. Zrobię ci coś ciepłego do picia i przeczekasz trochę tę ulewę.
Podeszłam do lady z moją torbą i usiadłam na stołku.
- Dziękuję - powiedziałam.
Pan Hilman podał mi napój i stanął na przeciwko. Rozmawialiśmy dopóki się nie rozpogodziło, czyli jakieś 40 minut. Akurat za chwilę będzie musiał zamykać knajpkę, więc pomogłam mu posprzątać. Po wykonaniu wszystkich czynności pożegnałam się z nim i poszłam znowu w kierunku domu.
Na następny dzień całą drużyną siedzieliśmy w domku klubowym i czekaliśmy na wyniki meczu, od których zależało z kim będziemy grać w następnym spotkaniu.
- Ćwierćfinał rozgrywają teraz Liceum Otaku z Liceum Czarnej magii - zakomunikowała Sylvia.
- Magiczni? Nie lubię ich... - powiedział Mark. Na samo wspomnienie ich i ich sztuczek przechodzą mnie dreszcze. To uczucie braku możliwości ruchu... Okropne.
- A kto to jest to drugie liceum? - spytałam. Dziewczyna wyczytała, że ich drużyna może poszczycić się wysokimi wynikami w nauce, ale fizycznie są cięcy.
- Co więcej ze wszystkich drużyn biorących udział w turnieju są postrzegani za najsłabszy skład. Uh! Czy ja dobrze widzę-? - dziewczyna urwała zaskoczona.
- Co jest? - dopytał Mark.
- Em... Tradycyjnie przed każdym meczem cała drużyna wybiera się do jednej z tych dziwnych Maid Cafe. Ale wstyd! - powiedziała głośniej zarumieniona.
- Tam gdzie kelnerki są w strojach pokojówek!!? - wykrzyknął nagle Willy z tyłu.
- Słucham? Też mi coś. - powiedziała Nelly.
- Ci goście mają ogromne szczęście, że doszli tak daleko. Nie ma szans. W półfinale na bank będziemy grać z magicznymi - stwierdził Max.
- MAMY KŁOPOTY!! - nagle Celia wbiegła do domku klubowego.
- Co się dzieje? - ktoś spytał.
- Magiczni... Przegrali... - wysapała i po chwili było słychać szmery zdziwienia.
- Dobra co to jest za zespół!? - powiedział głośno Mark.
- Chyba będziemy musieli sami się przekonać, w tych ich Maid Cafe - wyrwał się Willy. Jego pomysł nie spotkał się z pozytywnymi opiniami.
- Mark my musimy tam pójść - kontynuował.
- A-ale...
- PAMIĘTAJ, ŻE NIC NIE WIEMY O NASZYM PRZECIWNIKU. NIC CO BY NAM DAŁO PRZEWAGĘ.
- Ja powiem tak. - odezwałam się wreszcie. - Willy ma z tym rację, ale mnie nic nie zmusi do pójścia tam, więc róbcie co chcecie. Ja tam nie idę. - powiedziałam stanowczo (co zresztą chyba widać po kropkach), wstałam z siedzenia i podeszłam do torby sprawdzić, która godzina, bo tata mnie odbiera.
- Widać jak ci zależy na tym turnieju - skomentował okularnik.
- Widać jak ci zależy na swoim życiu - powiedziałam groźnie wyprostowując się i powoli odwracając z założonymi rękami. Willy ewidentnie się przestraszył mojej miny.
- Jakiś jeszcze komentarz? - dopytałam  retorycznie.
- Sky spokojnie nie chcemy tu trupów - zażartował Nat by choć trochę odwrócić moją uwagę od złych emocji. Muszę przyznać, że mu się to udało. Bo nawet się uśmiechnęłam lekko na myśl, że naprawdę daje pozory groźnej. Przecież bym go nie skrzywdziła raczej. Miałabym za duże wyrzuty sumienia, że skrzywdziłam bezbronnego. Nevermind. Doszliśmy do porozumienia, że idą tam jutro sami chłopacy i potem się zobaczy.

*****
(Już jest po tym jak odkryli kto jest liceum Otaku)

Mark zadzwonił do mnie, abym poszła na boisko nad rzeką, więc szybko się ogarnęłam i poszłam tam. Na moście zobaczyłam, że ktoś tu trenuje, ale to nie byli nasi. Dopiero jak schodziłam kamiennymi schodkami z boku boiska zobaczyłam niektórych z drużyny siedzących za drugą bramką. Podeszłam do nich.
- Opowiadajcie czego się dowiedzieliście i co to za ciamajdy na boisku? - powiedziałam siadając i wskazując kciukiem za siebie, czyli tam gdzie znajdowały się "grające" nastolatki.
- To jest właśnie liceum Otaku - powiedział Max na luzie.
- Dobry żart, a teraz serio - nie wierzyłam. Ci goście za nami męczyli się od razu po dwóch minutach truchtem i byli wolni jak ślimaki.
- To było serio - Mark potwierdził słowa kolegi.
- Na poważnie to z nimi gramy? - odwróciłam się by jeszcze raz im się przyjrzeć. W sumie nie wiem czego się spodziewałam po informacjach, które mieliśmy od Sylvii, ale skoro pokonali magicznych to myślałam, że tylko pozorami są tacy słabi, a naprawdę nawet dobrzy. Ale teraz... Teraz się zastanawiam co musiało się stać na tym meczu, że tym kujonom udało się strzelić gola. Jednak skoro już się tak stało to wypadałoby poważnie podejść do tematu.
- Cała drużyna jest zbyt odprężona... - stwierdził Mark.
Odwróciłam się.
- Dziwisz się? Spójrz na nich... Ciężko ich nie lekceważyć. Ale jednak jakimś cudem pokonali magicznych... Szkoda że turniej nie jest nagrywany lub transmitowany. Obejrzylibyśmy powtórkę i wiedzieli co się tam stało - myślałam na głos.
- Wiadomo, że tak byłoby lepiej. Nie mniej jednak jestem pewny, że wygramy - odpowiedział Max.
- Pamiętajcie, może wyglądają nie groźnie, ale jednak jakoś dotarli tak daleko - odezwał się Willy.
- No cóż, tak naprawdę to zobaczymy na meczu ile umieją - wzruszyłam ramionami i wstałam z ziemi. - Ja spadam chłopaki, muszę się uczyć... Do jutra.
- Narazie - odpowiedzieli mi.

*****

Dzień meczu, a wszyscy są dziwnie rozluźnieni... Mimo wszystko to jednak półfinał, więc przydałoby się choć trochę skupić. Ech... Mam nadzieję, że chociaż podczas meczu się skupią na celu. Dojechaliśmy na miejsce. Po tym jak się przebraliśmy, menagerki przeciwnej drużyny nas zatrzymały mówiąc, że wszystkie menagerki podczas spotkań na ich boisku muszą ubrać stroje pokojówek bo "taki jest u nich regulamin". Nelly się oburzyła. Kiedy się przebrały, widać było po jej minie że czuje się zażenowana i nie komfortowo. Ktoś kazał im się uśmiechnąć do aparatu i zaczął robić zdjęcia.
- Jak dobrze, że nie jestem menagerką... - powiedziałyśmy równo z Kate po czym się zaśmiałyśmy.
Wyszliśmy na murawę się rozgrzać. Zobaczyłam tam jakiegoś pana u nich na ławce, który cały czas je arbuza. Wait... Czy to... Ich trener?? Okej, dobra. To, że nie wygląda na sportowca nie znaczy, że nie jest dobry, racja..? Nic mnie już dzisiaj nie zdziwi.
    Mark siedzi z planem boiska, na którym są zaznaczone pozycję i numery naszych graczy.
- A Axel'a zastąpi...
- Dobra, ja - zgłosił się Bobby.
- W tym meczu musisz postawić na asa - wysunął się do przodu Willy.
- A kto to taki? - spytał Mark.
- Wyprawa do Made Cafe pozwoliła mi lepiej zrozumieć ich styl gry. Z tą zdobytą wiedzą jestem pewny, że mogę poprowadzić naszą drużynę do zwycięstwa. (BOŻE CZEMU PISZĄC TO SŁYSZĘ AUTENTYCZNIE JEGO GŁOS. DLACZEGO)
- W sumie racja, niech zagra. Jest bardzo zmotywowany - stwierdził Bobby.
- Tak, to prawda. Willy będziesz dzisiaj napastnikiem. Liczymy na ciebie - powiedział Mark.
- Zastąpienie Axel'a Willy'm to niedorzeczny pomysł. Zbyt dużo tu ryzykujecie - wtrąciła Nelly. Po części się zgadzam z obiema stronami, ale i tak nic nie zmienię nawet jeśli coś powiem. Drużyna zaczęła zadawać pytania typu "racja, a co jeśli ucieknie tak jak w meczu z królewskimi?". Mark przerwał wszystkie szmery.
- Ja w niego wierzę. Widzę jego zaangażowanie, a jeśli ktoś jest zmotywowany, by coś osiągnąć to trzeba mu zaufać.
- W razie czego jesteśmy za nim gotowi pomóc, racja chłopaki? - odezwałam się wreszcie.
- Tak!! - odpowiedzieli zgodnie.

Za moment przekonamy się na co ich stać. Y-y ale jakim cudem nie możemy trafić do bramki?! Zobaczymy czy Willy faktycznie ich rozgryzie!! Oglądajcie (czytajcie) kolejny odcinek (rozdział) "Debiut Willy'ego"! Ale będzie się działo!!!

Umm... Siemka. Zdrowych, spokojnych po świętach heh. No nie wyrobiłem się na święta, trochę sadge :<

To ten skorzystam z okazji i się zareklamuje, bo założyłem tiktoka! →xxjukyxx Więc będzie mi miło jak tam wbijecie i zostawicie coś po sobie 😉

To do następnego rozdziału💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top