Prawdziwy zrzut inazumy
Wykonujemy pierwsze podania i od razu napieramy na bramkę przeciwnika. Ich trener do nich coś krzyczy, ale nie rozumiem go, bo to brzmi jak jakiś małpi język. Ich kapitan, to znaczy chyba to ich kapitan... Przetłumaczył to głośno dla ich drużyny i wszyscy się ucieszyli. Zrozumiałam tylko, że dostaną coś jeśli wygrają. No trudno, to raczej tego nie otrzymają. Dostałam piłkę od Kevina.
Dragonfly podał piłkę do Evans, która od razu przeszła do ataku!
Musisz? Gościu ja tu chce się skupić! Dobra, nieważne... Biegnę po lewym skrzydle i omijam przy tym przeciwników. Podałam do Nathan'a, który biegł po prawej stronie boiska.
Doskonałe podanie na drugi koniec boiska, prosto pod nogi Swift'a!
Chcę tego gościa olewać, ale się nie da! I jak tu grać...
Swift podaje do Kevina, za którym biegnie Blaze! Przygotowują się pewnie do wykonania "smoczego tornado"!
Odkryłeś Amerykę gościu... Kevin już miał wykonać swoją część ruchu kiedy go sfaulowali... Gracz nie dostał za to nawet żółtej kartki! No to już jest szczyt chamstwa i niesprawiedliwości! Kevin niestety nie może już grać dalej... Za niego wchodzi Bobby na obronę, a Mark przeniósł Jacka do ataku.
Niespodziewany ruch ze strony kapitana. Obrońca stał się napastnikiem!
Jack się trochę bał. Uważa, że nie powinien być napastnikiem... Ale Mark ma rację. Oni to prawdopodobnie jedyna szansa na gola! Ale musi im się najpierw udać... Axel podał do mnie, abym rozpoczęła akcję, przedostając się z piłką jak najbliżej.
- Szybkość błyskawicy! - ominęłam trzech zawodników i gdy byłam już prawie w polu karnym podałam do Axela oraz Jack'a, aby wykonali strzał. Chłopak znowu się przestraszył przez co Axel był za nisko i kapitan przeciwników odebrał mu piłkę w powietrzu. Gna prosto na naszą bramkę. Mark to obroni jestem tego pewna, więc nie będę się cofać aż tak daleko. Musimy być gotowi na wyprowadzenie kontrataku. Mark tak jak to przewidziałam obronił. Gdyby nie on to już dawno przegrywali byśmy. Jego ręce pewnie mocno spuchły... Podał do mnie. Postanowiłam, że spróbuję zdobyć pierwszą bramkę. Co prawda mam marne szanse, aby pokonać ich w powietrzu, ale warto spróbować! Niestety tylko ja pomyślałam, aby nie cofać się aż tak daleko... Trudno, nie takie rzeczy się robiło. Co tam ominięcie 10 zawodników... Heh... Nawet w swojej głowie nie umiem siebie pocieszyć... Biegłam przed siebie, dryblując.
Sky postanowiła chyba wziąć sprawy w swoje ręce i okiwać wszystkich w pojedynkę! Czy to się jej uda...?
Dzięki za otuchę, naprawdę pomaga się skupić... (wyczujcie ten sarkazm)
Jestem już prawie w polu karnym. Zostało mi tylko ominąć dwóch obrońców i nie dopuścić, aby reszta ich drużyny zdążyła się wrócić.
- Szybkość błyskawicy! - udało się. Podkręciłam piłkę...
- Atak żywiołów! - już miałam wykonać ostatnie kopnięcie w tej technice, gdy zza moich pleców wyskoczył ich kapitan i przechwycił piłkę główką. Przez co straciłam równowagę i niefortunnie upadłam na moje cztery litery.
- Auć...
- He, he, spróbuj szczęścia innym razem! - i pobiegł w stronę naszej bramki. Ugh... Ty mały... Szybko wstałam i biegłam z dużą prędkością aż do linii obrony. Nie zamierzałam przejmować piłki wcześniej. Gdy już się do nas zbliżał wszyscy usłyszeliśmy gwizdek.
Koniec pierwszej połowy! Na razie mamy bezbramkowy remis!
Zeszliśmy z boiska. Celia, Sylvia i Nelly miały dla nas przygotowane napoje i ręczniki. Każdy padł ze zmęczenia. Tylko Mark i ja staliśmy na równych nogach, Axel też nie był aż tak zmęczony, ale jak tyle razy upadł to był nieźle poobijany przez co siedzi teraz na ławce.
- Dziewczyno, wytłumacz mi jakim cudem biegałaś cały czas z tą samą prędkością, a czasami nawet szybszą od jednego końca boiska do drugiego i potrafisz ustać na nogach? - spytał zdyszany Bobby. Popatrzyłam się na niego nie wiedząc co powiedzieć.
- Umm... Trudno to wyjaśnić... Mam... Ech...
- Wiesz trenowała duużo u Królewskich, to teraz ma lepszą kondycję od nas. - szczerze nie spodziewałam się, że Kevin mógłby uratować mnie od tłumaczenia czegoś o czym nie mam pojęcia. Dziwnie to brzmi, że nie kumam tego, a przecież jest związane ze mną. Ale no nic nie poradzę. Mark ściągnął rękawice. Ma całe czerwone dłonie, a jeszcze druga połowa przed nami. Biedactwo... Podeszłam do... przenośnej zamrażarki? Lodówki turystycznej? Whatever. Wzięłam z niej woreczek lodu i przyłożyłam go delikatnie brunetowi do rąk. Zamknął jedno oko z bólu. Zmartwiłam się. On chwilę patrzył na woreczek, potem spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Chyba widział, że się martwię bo dodał.
- Nie smuć się, nic mi nie będzie. Obronię naszą bramkę w końcu to moje zadanie! - powiedział z szerokim uśmiechem i determinacją. Też się delikatnie uśmiechnęłam, widząc u niego iskierki w oczach.
Rozpoczynamy drugą połowę!
Przeciwnik wznawia grę. Skoro naprawdę jedyną naszą nadzieją to "zrzut inazumy", to nic nie stoi mi na przeszkodzie, abym mogła ulżyć Markowi. Nie dopuszczę, aby przeciwnik miał szansę wykonać strzał! Dzięki temu Mark trochę odpocznie. Rywal się zbliża. Czas na...
- Przechwyt cienia! - ten chłopak chyba nawet nie zauważył, że piłka mu zniknęła sprzed nóg, bo biegł dalej. Zaśmiałam się lekko i podałam do Axela. Wtedy zauważyłam, że Jack się poddał. Usiadł na murawie i nie chciał już próbować. Axel postanowił spróbować sam, ale to oczywiste, że nie da się wykonać w pojedynkę techniki przeznaczonej dla dwóch osób. Przeciwnik przy piłce. Ominął obronę. Teraz będzie musiał ominąć mnie.
- Przechwyt...! - w ostatnim momencie podał. Musiałam szybko wychamować. W tym czasie oni wykonali strzał.
- Strzał tarzana! - Mark obronił. Nie wiem jak długo damy radę nie tracić bramki, ale przydałoby się abyśmy my w końcu coś strzelili. Jack nadal siedzi na murawie. Axel do niego podszedł i zaczął coś mówić. Ja postanowiłam, żeby przeciwnicy nie poczuli się zbyt pewnie, spróbować jeszcze raz zdobyć bramkę. Przejęłam piłkę i pognałam na połowę rywala. Skoro ich kapitan skacze tylko odrobinę wyżej ode mnie to może "skrzydlata piłka" da radę? Bo chyba jej nie dosięgnie tak, aby wylądować bez szwanku, bo byśmy na siebie wpadli. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Skoczyłam aby oddać strzał. Kapitan wyskoczył ze mną.
- Nie masz ze mną szans w powietrzu. - usłyszałam. W tym momencie mieliśmy problem... Zderzyliśmy się. Ja chcąc wykonać strzał, on chcąc odebrać piłkę. Piłka spadła w tym samym miejscu, w którym została wybita, a my niedaleko niej, leżeliśmy po upadku na ziemi. Spróbowałam wstać i od razu tego pożałowałam.
- Moje plecy... - powiedziałam cicho, zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy z bólu.
#Oczami Jack'a#
Usiadłem na murawie. Axel do mnie podrzedł i kazał otworzyć oczy. Starał mi się przemówić do rozumu. Kazał spojrzeć na Marka jak się nie poddaje i broni bramki. W tym momencie Sky ruszyła do ataku. Gdy wyskoczyła w górę zderzyła się z kapitanem tamtej drużyny. Upadła, chciała wstać. Złapała się za plecy i zamknęła oczy z bólu. Nie rozumiem. Oboje z Markiem uparcie wykonują swoje zadania, chociaż to nie daje rezultatów.
- Po co im to wszystko? Przecież tylko się krzywdzą. - spytałem blondyna.
- Wierzą w nas. Wierzą, że nam się uda. Dlatego my też powinniśmy uwierzyć w siebie. - po tych słowach wstałem i poczułem chęć pokazania na co stać Gimnazjum Raimona!
#Oczami Sky#
Ałć... To tak boli... Ale dam radę! Do końca zostało chyba tylko 15 minut. Powoli wstałam z murawy. Od razu poczułam kłujący ból. Dobra, tym razem nie mogę udawać, że nic mi nie jest jeśli chcę zagrać w kolejnym meczu. Sędzia widząc, że mam problem do mnie podszedł.
- Dasz radę dalej grać? - po chwili namysłu, pokiwałam głową na nie. Sędzia powiadomił trenera, że muszę zejść z boiska, a jako, że nie mogłam tego zrobić o własnych siłach, musieli mnie znosić na noszach. To pierwszy raz gdy przez uraz (czyt. kontuzję) schodzę z boiska... Cóż jak się okazuje nie jestem w stanie wytrzymać wszystkiego. Todd wszedł za mnie.
Niestety Sky po niefortunnym zderzeniu z kapitanem drużyny dzikich musi zejść z boiska! Co za pech! Za Evans wchodzi Ironside!
Tak właściwie to jestem ciekawa jakim cudem ich kapitan po podobnym wypadku co ja, nadal gra... Może miał więcej szczęścia. Gra wznowiona. Chłopaki chcą wykonać zrzut inazumy. Mam nadzieję, że im się uda. Wyskoczyli z piłką. Jack na chwilę zamknął oczy i... Jest! Nie spojrzał w dół, więc się nie boi! Udało się! Zdobyliśmy bramkę! Chwilę później usłyszeliśmy gwizdek końcowy. Wygraliśmy! Cała drużyna się cieszy, a mnie męczy jedno pytanie: jak ja wrócę do domu? Nawet nie mogę sama dojść do autokaru... Uch... Wymyśli się coś. Może przestanie boleć? Jak to się mówi: nadzieja umiera ostatnia. Heh...
#mówi Mark#
Wygraliśmy nasz pierwszy mecz w strefie footballu! Ale to dopiero początek sukcesu! Że co?! Czemu nie możemy trenować naszych zagrywek!? Oglądajcie (czytajcie) kolejny odcinek (rozdział) "wredne cyborgi". Ale będzie się działo!!
------------------
Sky: Ja miałam zapowiadać! *obraża się*
Mark: Ty to musisz odpoczywać.
Sky: Mogłam zapowiadać, odpoczywając. *nadal ma focha*
Juky: Sky, nie obrażaj się bo nie zagrasz w następnym meczu. *mówi z powagą*
Sky: *przestraszona, bardzo szybko* J-już nie mam focha.
Juky: To dobrze.
______________________________________
---------------------
A jak wam się podobał rozdział? Dajcie znać w komentarzach.❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top