2.Strach...
pov. Natasha:
-Silva, nie chcę cię skrzywdzić. - Loki przemawiał kojącym głosem do nastolatki, na co ta się skuliła, jakby czekała na podniesienie ręki.
Pamiętam tę dziewczynkę, gdy miała sześć lat, James przedstawiał ją naszej drużynie. Był później taki załamany, kiedy jego mała córeczka została zamordowana przez Hydrę.
Najwyraźniej upozorowali jej śmierć.
Jest wychudzona, przerażona i zdezorientowana.
Spojrzałam na resztę.
Każdy głowił się co mogło jej się przydarzyć.
Wandzie spływały łzy po policzkach. W końcu dla każdego z nas Silva jest bardzo ważna. Z każdym z nas ma jakieś wspomnienia... Chociaż teraz ich brak...
Przeklęta Hydra!
Zawsze coś namieszają!
-Wanda, powiedz telepatycznie Lokiemu, żeby przyszedł na chwilę tutaj.
Bóg w środku pomieszczenia pokiwał głową. Wstał, ale reakcja dziewczyny była bardzo gwałtowna.
Teleportowała się w róg pokoju, gdzie zakryła swoimi ramionami chude nogi.
Loki wyszedł powoli.
Dołączył do drużyny i wszyscy stanęliśmy przed lustrem weneckim.
Patrzyliśmy na nastolatkę z niepokojem, co zrobi.
Po chwili przemieniła się i zaczęła wylizywać swoje rany. Obok mnie bóg kłamstw zacisnął pięści.
Położyłam mu rękę na ramieniu i wskazałam na dziewczynę.
Silva w tym czasie przemieniła się z powrotem w ludzką postać. Mgła otoczyła ją z każdej strony i za sekundę była ubrana w luźne dresy.
-Dam jej leki przeciwbólowe i nasenne, bo widać jak słania się na nogach - Bruce wyjął strzykawkę z komody, która stała przy drzwiach.
Wstukał kod i powoli wszedł do pomieszczenia.
Silva odwróciła się z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Zaczęła się wycofywać do tyłu.
Bruce przemówił kojącym i uspokajającym głosem do nastolatki, ale ta pokręciła głową i przylgnęła do ściany.
-Zawołaj Barnesa. - trzeba mu pokazać jego małą dziewczynkę. - Bruce musi się niestety wrócić. Teraz nic nie zadziałamy. Boi się każdego z nas, nie możemy wywierać na niej presji.
Steve mówił przez chwilę do komunikatora, przyczepionego do ucha.
Tony wyciągnął Bannera i znowu czekaliśmy.
Silva już została przy ścianie, czujnie się rozglądając.
Wyglądała jak przerażone zwierzę. Zawsze zwarte i gotowe do ataku.
pov. James Barnes:
Dostałem komunikat od Steva, że mam być za chwilę w sali przesłuchań.
Wsiadłem do windy i sekundę później byłem przy lustrze weneckim, skinąłem wszystkim głową, po czym wszedłem do pokoju.
Na początku myślałem, że to głupia iluzja, ale gdy Silva rzuciła mi przestraszone spojrzenie, ja już wiedziałem o co chodzi.
-Tato...
-Moja kruszynko... Tyle lat... Chodź, chcę ci pomóc. - podszedłem do niej i usadziłem na moich kolanach.
-Nieee.... Proszę... Nie... - gdy miałem ją przy sobie, ona zaczęła się wyrywać, oczywiście nie puściłem jej tylko zacząłem kołysać na boki.
Jej przerażenie wzrosło, prawie czułem to w powietrzu.
-Steve, chodź tutaj, dasz mi leki, które są w strzykawce? - szepnąłem do komunikatora.
Po chwili usłyszałem zamykane drzwi, a ja sam miałem strzykawkę w ręku.
Silva obróciła się w moją stronę, ale gdy zobaczyła, co mam w rękach, wyrwała się i skuliła w rogu pokoju. Pociągnęła parę razy nosem i usłyszałem stłumiony szloch.
-Shhh, już cichutko. - zacząłem ją uspokajać. - Wiesz że chcę Ci pomóc.
-Nie chcę... Nie potrzebuję tego... - jej głos był przesiąknięty bólem.
Usiadłem przed nią i zamknąłem w szczelnym uścisku. Po chwili zastanowienia wyszeptała :
-Ale jak się obudzę będziesz przy mnie? To nie jest sen? Nie obudzę się w celi? Zostanę z wami?
-Ależ oczywiście, że tak. Nikt, nigdy więcej nie zrobi ci krzywdy. - wyciągnąłem strzykawkę i usadowiłem dziewczynkę przodem na moich kolanach.
-Poczujesz maleńkie ukłucie.
Ona wtuliła się we mnie i nic nie powiedziała.
Powoli wstrzyknąłem leki w bark Silvy, która wzdrygnęła się i opadła na mnie.
-Kocham cię Tato. - szepnęła wyczerpana.
-Obiecuję Ci, będzie tak jak kiedyś. Nikt cię już więcej nie skrzywdzi.
Ona zasnęła kurczowo się mnie trzymając.
-Możecie wejść. - powiedziałem do komunikatora przy uchu. Wszyscy wpadli jak burza do pokoju.
-Musimy wyleczyć tę skręconą kostkę, może wdać się zakażenie. Ktoś może nastawić kość? - Banner spróbował wziąć dziewczynę na ręce, ale ja szybko się poderwałem i poszedłem do sali obok.
Sterylna sala szpitalna przyprawiła mnie o mdłości.
Odczepiłem nastolatkę od siebie i ułożyłem na łóżku.
-Wiem jak jej pomóc. - odezwałem się szybko.
Usiadłem na krześle obok i czekałem aż wszyscy wyjdą.
Tutaj także była ściana z lustra weneckiego.
Usłyszałem rumor i przekręciłem oczami z zażenowania.
Anthony zawsze zapomniał, że są tutaj komody z "gadżetami".
Leki, broń i inne duperele.
Teraz spokojnie poczekam, aż Silva się obudzi. To nie potrwa długo, bo jej wewnętrzna wilczyca pozbywa się nadnaturalnie szybko leków nasennych.
DODATEK:
731 słów.
A.A.J.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top