XI

Siedzimy w barze i robimy to co zawsze, czyli chlejemy i śmiejemy się na cały lokal. 

-Przedstawię was mojej żonie. -powiedział Farraday wyciągając rewolwer -Na imię ma Ethel. Bardzo ją kocham.

-Jestem zaszczycony. -powiedział Goodnight

-To miłość mojego życia. Ona nie kłamie wali prosto w oczy. -ryczałam już ze śmiechu, podobnie jak reszta. 

-Odłóż rewolwer. -powiedział Horne

-Nazywa się Ethel i macie jej okazywać szacunek. -powiedział chowając rewolwer -Mari szacunek nie potrzebny. -powiedział wyciągając drugi rewolwer -Tylko nie mówicie Ethel o Mari. 

-Mówicie o broni i o kobietach. Nie wolno mówić o nich razem. -powiedział Horne

-Wolno. -odpowiedział Vasquez

-Skoro gadamy o naszych miłościach to ja wam opowiem o moich. To jest Andy. -powiedziałam wyciągając mój rewolwer -Andy nie lubi jak jacyś faceci mnie dotykają, dlatego każdy kto mnie dotknie traci jaja. A to jego brat bliźniak Jerry. On natomiast nie lubi jak ktoś dotyka Andy'ego.

***

Następnego dnia wieczorem siedzieliśmy na werandzie baru. Byłam już zmęczona więc oparłam głowę na ramieniu Faraday'a. Zdziwiło mnie to, że jej nie zrzucił, czy nie zaczął tego komentować. Goodnight zrezygnował i odjechał. Podszedł do nas Sam. 

-Jeżeli ktoś chcę się wycofać teraz jest ostatnia szansa. -oświadczył

-A ty? -zapytał Vasquez

-Będę do końca. Ci ludzie muszą znowu żyć normalnie.

-Nie mam dokąd pójść. Zostaje.

-Wiedziałem, że jutro będzie mroczny dzień. Jest nas mniej, będzie jeszcze ciemniej, ale móc służyć innym u boku ludzi których szanuję. To znaczy was. Nie mogę prosić o nic więcej. -powiedział Horne

-Pewnie gdyby nie to, że ludzie Bogue'a zabili mi ojca na moich oczach pewnie by mnie tu nie było. Jedyne o co proszę to, aby ten skurwiel zginął.

Sam kiwnął do nas głową i odszedł. Zapanowała cisza, którą przerwał Red Harvest.

-Głodny jestem.

-Mówisz po angielsku? -zdziwił się Horne

-To co? 

-Ty mały gnoju. Mamy o czym pogadać. -powiedział Horne i razem z Vasquez'em i Red Harvest'em weszli do baru.

-Ja idę do Mustanga. - powiedziałam do Farraday'a.

-Może jednak chcesz się wygadać? - zapytał mnie -Jutro możemy zginąć.

-Niech Ci będzie. Na początek opiszę Ci mojego brata. Ma na imię Kris i ma 22 lata. Od zawsze chciał być łowcą głów. Ojciec tego nie popierał, więc go wyrzucił z domu gdy skończył 16 lat. Kris ze względu na mnie postanowił zostać w miasteczku. Zamieszkał w starym domku w lesie. No i było fajnie. Kiedy miałam 15 lat, pewnego dnia gdy czekałam na Krisa w barze usłyszałam rozmowę dwóch facetów. Rozmawiali o moim bracie. Mówili jak to z niego nieudacznik i tak dalej. W pewnym momencie nie wytrzymałam i do nich podeszłam. Skończyło się to tym, że zaczęli mnie bić za barem. Gdyby nie mój brat, chyba by mnie zabili. Kiedy zobaczyłam jak Kris umie walczyć chciałam być tak dobra jak on. Przekonywanie go trochę zajęło, ale udało mi się. Kris nauczył mnie wszystkiego co umiał. I tak przez 2 lata, 2 razy w tygodniu spotykaliśmy się na treningach. Kilka dni po moich 17 urodzinach Kris oznajmił mi, że wyjeżdża z miasteczka. Chciałam jechać z nim, ale kazał mi zostać z ojcem. Obiecał, że kiedyś wróci i mnie stąd zabierze. No i tak o to od 2 lat czekam, aż go zobaczę.

-Wierzysz, że wróci?

-Jak nie wiara to co nam pozostaje?

CDN...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top