Epilog
Inaczej niż w filmie
Wbiegłam do mojego pokoju i wygrzebałam z szafy koc z kieszeniami. Wyszłam z domu i zagwizdałam. Przy mnie pojawił się Mustang.
-Wiem, że tego nie lubisz, ale wszystkiego w kieszeniach nie pomieszczę. -powiedziałam i pocałowałam konia w łeb.
Narzuciłam na konia koc i schowałam do kieszeni dwie laski dynamitu, naboje i wszystko co potrzebne do opatrywania ran. Dosiadłam konia i ruszyliśmy w stronę lasu. Wszyscy są na swoich pozycjach. Przynajmniej będę miała fajny widok. Zobaczyłam ludzi tego skurwysyna. Spora ta ich armia. Armia zaczęła biec.
-Cztery... Trzy... Dwa... Jeden. I bum! -szepnęłam
Wycelowałam. I zaczęła się zabawa. Jeden, drugi, trzeci itd.
-Skarbie, biegnij na prawo. -powiedziałam do konia, a on wykonał moje polecenie.
Celowałam i strzelałam w każdego przeciwnika. Zobaczyłam niedaleko Farraday'a. Nieźle mu szło. Jeden prawie zszedł go od tyłu, ale przerwałam jego wysiłki. Farraday spojrzał na mnie, a ja puściłam mu oczko i ruszyłam dalej. Jeździłam na około miasta. Szło nam dobrze. Kilku ludzi poległo. Życie. Walka trwała w najlepsze.
-Charlie na zachodzie! -krzyknął Red Harvest
-Już się robi!
Przejeżdżając obok Farraday'a zobaczyłam jak robi combo wybuchów, za pomocą dynamitu i młotowa. Puki co żyje. Nie wiem czemu, ale zaczęłam martwić się o Farraday'a.
Zobaczyłam Goodnight'a, ale mój wzrok pokierował się w inną stronę. Armia Bogue'a ma Gatlinga! Zginiemy, a ja będę pierwsza, bo stoję na środku pola.
-W stronę domów! -krzyknęłam do konia
Dostałam, świetnie. Mustang staną za jednym z domów. Zeszłam z niego i kazałam koniowi się położyć. Kiedy skończyli strzelać zaczęłam strzelać do wrogów którzy przeżyli. Zobaczyłam Farraday'a który ostatkiem sił idzie w stronę Gatlinga. Wsiadłam na Mustanga.
-Linią lasu w stronę oddechu szatana! -krzyknęłam, a koń zaczął biec.
Zobaczyłam Farraday'a który upada przed Kapitanem bez oka (ma opaskę pirata) i wkłada do ust cygaro. Wiem co on chcę zrobić.
-Mustang szybciej!
Pirat odpalił cygaro Farraday'a, a ten pochylił się do przodu. Pirat odwrócił się, a Farraday dźwignął się i pokazał armii dynamit. Jestem już blisko tego debila który gra bohatera.
-Szczęście miałem nie tylko w kartach. -powiedział debil w którym się zakochałam. Tak zakochałam się w tym idiocie.
Rzucił dynamit, a ja w ostatniej chwili pociągnęłam go za kołnierz. Mustang gwałtownie skręcił ratując nas przed śmiercią.
-Farraday nie zamykaj oczu. Nie po to ryzykowałam życie żeby ratować trupa. -Nie ruszył się. -Ty sukinsynu nie zostawiaj mnie! Sprawiłeś, że się w tobie zakochałam to teraz mnie nie zostawiaj!
Koń zatrzymał się przy jednym z domów.
-Zakochałaś się we mnie? -usłyszałam jego słaby głos
-Ty żyjesz. I dobrze. Nie chciałam ratować trupa.
Zaczęłam opatrywać rany tego debila od siedmiu boleści. Trochę zajęło mi zszywanie go. Tym bardzie, że musiałam wyciągać z jego ciała kule. Po dobrych kilkudziesięciu minutach był jak nowy, stary pozszywany pluszak.
*Sam Chisolm*
Po zabiciu Bogue'a udałem się główną ulicą gdzie zobaczyłem Vasquez'a i Red Harvest'a. Szli z końmi Horne'a i Faraday'a.
-Farraday? -zapytałem z nadzieją
Vasquez pokręcił głową. Spojrzałem w stronę kościoła. Na ziemi leżał Goodnight, a w wieży było ciało Billy'ego.
-Pastorze?
-Zajmę się nimi jak trzeba. -kiwnąłem tylko głową.
-Teddy zajmij się koniem Farraday'a. -powiedział Vasquez
-Wara od mojego konia. -usłyszeliśmy głos Farraday'a?!
Spojrzałem w stronę głosu. Farraday siedział na Mustangu którego prowadziła Charlie.
-Już nigdy więcej nie ratuje życia temu idiocie. -warknęła dziewczyna
-Czemu? -zapytałem
-Facet nawet nie powiedział dziękuję.
Farraday zszedł z konia i stanął obok Charlie i ją pocałował. W końcu.
-Dziękuję. -powiedział kiedy skończył
-Dobra gołąbeczki, jedziecie z nami czy zostajecie? -zapytał Vasquez
-Wybaczcie panowie, ale ja jadę szukać brata -powiedziała Charlie i weszła do jednego z domów.
-W końcu Farraday. W końcu. -powiedział Vasquez
-Tak, wiem.
-A ty jedziesz z nami? - zapytałem
-Muszę pilnować tego smoczego jeźdźca. -powiedział wskazując na dom z którego wyszła Charlie z dwiema torbami.
-Trzymaj. -powiedziała i rzuciła jedną torbę Farraday'owin
-Tylko pamiętajcie. Dzieci dopiero po ślubie. -powiedziałem
-Ja z nim/nią w życiu! -powiedzieli równo
-Goody miał rację. Będzie z nich wybuchowa para. -powiedział ze śmiechem Vasquez.
-Zgadzam się. -powiedział Red Harvest
Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy...
THE END
Możliwe, że za niedługo pojawi się kolejna część tej książki ;)
Mam nadzieję, że historia wam się podobała :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top