Rozdział 5
Kolejne dwa dni były dość spokojne, jeśli ataki niepojętej fascynacji Stacy w temacie balu i chłopakami można nazwać spokojem. Była ogromnie radosna, bo David zaprosił ją na ten nieszczęsny bal. Marzyła o tym i nie mogła przestać mi o tym gadać. We wtorek, tego wieczoru co byli u niej w domu David i Nick. Tego właśnie wieczoru David (podobno) przez przypadek wszedł do jej pokoju, zauważył że przymierza buty na piątek i wtedy padło pytanie czy z nim pójdzie... Znaczy się, w mojej wersji tej historii nie ma aż tylu emocji, jak gdy opowiada ją szatynka.
- Robisz mi to specjalnie! Ja ci tu opowiadam rzeczy, które będę opowiadać wnukom, a w tobie nie ma grama radości. - mówi obrażona.
- Czy ty jesteś normalna? Mam się ekscytować tym, że jakiś chłoptaś cię zaprosił? Ok. Aaaa jak fajnie, super. Musimy to uczcić, od razu zróbmy wam album, żebyś mogła go pokazać trzem kolejnym pokoleniom. - mówiłam z udawaną ekscytacją.
- Jesteś wredna.
- Przepraszam Stacy. Miałam kiepską nockę. Może dlatego nie umiem dzielić z tobą radości z tego wydarzenia.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i mruknęła, że pora iść do sali. Wyjęłam jeszcze szybko notatnik z mojej szafki i poszłyśmy do wcześniej ustalonego miejsca. Gdy byłyśmy na miejscu rozległ się śmiech w klasie. W środku były tylko dwie osoby.
- Stacy! Oto moja partnerka. - David wskazał na dziewczynę. - O której mogę cię odebrać?
- Bal jest od 20 to może jakoś tak? Akurat trochę się rozkręci. - chłopak tylko kiwnął głową na zgodę.
- A ty? Z kim idziesz?- już miałam się odezwać- A tak nie idziesz, no nikt cię nie zaprosił. - mówił śmiejąc się.
- Nick do cholery, może po prostu nie chciała iść. - wrzasnęła Stacy, zaskoczyła mnie.
Usiadłam na swoim miejscu i zajrzałam do podręcznika. Miałam dość głupich docinek z jego strony, ale starałam się go ignorować. A im bardziej ja byłam cicho, to on robił się coraz głośniejszy.
Nareszcie nadszedł piątek. Dzień, na który jedni czekali, bo to koniec tygodnia, a inni przez bal. Ja należałam do tych pierwszych. Nie wierzę, że dałam się namówić na to wszystko. Dzień w szkole minął całkiem szybko, ale prawie każda dziewczyna szalała, że nie zdąży, że się nie wyrobi. Ja reagowałam na to tylko przewracaniem oczami. No naprawdę, jakby nie było większych problemów.
Po skończonych zajęciach, spokojnie wróciłam do domu, a raczej zostałam odwieziona przez Iana i to całkiem szybko, bo Stacy marudziła, że braknie jej czasu. Weszłam do domu, zjadłam obiad, wzięłam prysznic, wysuszyłam swoje włosy i zaczęłam wprowadzać plan w życie. Na moje długie blond włosy, które zazwyczaj związuje lub spinam, nałożyłam puder koloryzujący. Miałam czarne i czerwone pasemka, gdy skończyłam jeszcze je zakręciłam. Później zrobiłam makijaż, ale głównie skupiłam się ustach, bo większość twarzy będzie zasłonięte maską. Skoro wszędzie czerwień to i usta będą w tym kolorze. Byłam wciąż w szlafroku, ale zgłodniałam, więc zeszłam na dół przegryźć coś jeszcze, wróciłam do pokoju i spojrzałam w lustro, poprawiłam usta szminką, po czym założyłam sukienkę i buty. Dobrałam do tego długie kolczyki i naszyjnik do kompletu. Zadzwoniłam po taksówkę, a gdy kierowca dał mi znać, że już jest, zarzuciłam pelerynkę na ramiona, chwyciłam w dłoń torebkę i prawie zapomniałam o masce. Wróciłam po nią i szybko zeszłam. Przywitałam kierowcę i powiedziałam gdzie ma jechać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top