Rozdział 4
Zadzwonił budzik, mój największy wróg. Z ogromną niechęcią wstałam z łóżka i poszłam wybrać ubrania. Nie miałam ochoty się dzisiaj stroić, więc postawiłam dziś na szare spodnie i trochę za dużą czarną bluzę z kapturem. Szybko się ogarnęłam, zawiązałam stabilnego koka, jak zawsze i zeszłam na dół. Nie miałam ochoty na śniadanie, wrzuciłam tylko jabłko do plecaka i stwierdziłam, że dzisiaj przejdę się do szkoły. Dałam znać Stacy, żeby nie przyjeżdżali i ruszyłam w drogę. Miałam co iść, bo przynajmniej z 25 minut.
Szłam sobie spokojnie, gdy obok mnie zatrzymało się auto.
- Może jakbyś była milsza to bym cię podwiózł. Ale ty mała, nawet wieczorem nie przeprosiłaś. – milczałam i szłam dalej. Łatwiej będzie go ignorować. – Mówię do ciebie. – użył klaksonu. Spojrzałam na niego i wzięłam głęboki oddech. Już widziałam u niego nadzieję, że dałam się sprowokować.
- Mhm – mruknęłam, na co chłopak głośno prychnął i wcisnął gaz, tylko po to by zniknąć za rogiem. Tyle dobrego, że dał mi spokój. Po kilku minutach dotarłam na miejsce, na parkingu widziałam jak opiera się o swoje czerwone auto i z dziwnym uśmieszkiem przyglądał się mojej osobie. Przewróciłam oczami i udałam się do mojej szafki. Wyjęłam odpowiedne książki i notatniki, schowałam do plecaka i szybko udałam się do sali od francuskiego. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce, zdążyłam przygotować wszystko do zajęć, a do sali wpadła młoda Wild.
- Zdążyłam ? – pytała zadyszana.
- A widzisz tu kogoś poza nami ? – szatynka rozejrzała i zaśmiała się. Zajęła miejsce obok i zaczęła swój ulubiony temat, jednak ja jej przerwałam – Stacy słuchaj. Nikt nie może wiedzieć, że ja.. no wiesz.
- Czemu ? – już miałam jej powiedzieć, ale zaczęli zbierać się uczniowie w klasie.
- Powiem ci na przerwie. Pamiętaj, żeby się nie wygadać. Chyba Ianowi nie mówiłaś ?
- Mówiłam, że kupiłam kolejną sukienkę, ale jest u ciebie, bo mama by mnie zabiła za kolejną.
- Ok.
Do kremowego pomieszczenia, weszła młoda nauczycielka. Nie wiem czy ma nawet trzydzieści lat. Kilku uczniów wręcz ślini się na widok tej kobiety. Żałosne – przeszło mi przez myśl. Nauczycielka zaczęła lekcję, opowiadała z ogromną pasją o języku.
- Panowie w ostatnim rzędzie, proszę o spokój. Może lepiej byście posłuchali i dla odmiany się czegoś nauczyli. – z tyłu było słychać tylko prychnięcia – Francuski, dalej zwany językiem miłości. – mówiła coś jeszcze, ale już się wyłączyłam. Rysowałam jakieś dziwne szlaczki w notesie.
Gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka, niezwykle się ucieszyłam, zabrałam rzeczy i jak co przerwę zaliczyłam spacer do szafki. Otworzyłam ją i głośno westchnęłam. Znikąd pojawił się obok mnie Ian.
- Cześć – uśmiechnął się szeroko – Pytanko, idziesz z kimś na bal ?
- Hej, nie. – Mówiłam grzebiąc w szafce.
- To może chcesz ze mną ?
- Ian, myślałam, że Stacy ci mówiła. Ja nie idę na ten bal. Takie imprezy to nie moja bajka. Przepraszam. – uśmiechnęłam się lekko – wybacz, ale muszę uciekać na zajęcia.
Ucieczka – to było wyjątkowo dobre słowo definiujące to co teraz zrobiłam, ale to był chyba jedyny sposób.
Przetrwałam resztę zajęć. Powiedziałam Stacy, że zastanowię się czy pójdę na ten cały bal. Mimo, że sukienkę już kupiłam, nie jestem pewna czy to dobry pomysł abym tam szła. Pożegnałyśmy się pod szkołą, a ja wróciłam do domu w ten sam sposób jak do szkoły. Nie pójdę, nie chcę i nie powinnam. Jeśli pójdę to.. no właśnie co ? Może będzie inaczej niż zwykle. Weszłam do domu i w końcu coś zjadłam, przez cały dzień nie miałam apetytu. Odpoczęłam trochę w salonie i poszłam na górę. Weszłam do garderoby, wyjęłam maskę z pudełeczka i przyłożyłam do twarzy.
Nadal wyglądam jak ja.
Wtedy mnie olśniło. Wymyśliłam plan idealny. Od jutra będę zbierać wszystkie elementy do jego realizacji. Dzisiaj jednak zajęłam się zadaniami, myślałam że skończę je całkiem szybko. Nawet nie wiedziałam jeszcze jak się myliłam.
Stacy Wild: W życiu nie zgadniesz kto siedzi w moim salonie ! ! !
Victoria Douglas: Nie zamierzam zgadywać. Kto ?
Stacy Wild: Przystojny duet (brakuje trzeciego muszkietera) DAVID I NICK !
Victoria Douglas: Nie jaraj się tak. Przyszli pewnie do Iana, nie do Ciebie.
Stacy Wild: Wredna jesteś!
Victoria Douglas: I tak mnie kochasz !
Stacy Wild: FAKT !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top