Rozdział 10
Vi
Niedziela minęła mi całkiem spokojnie, ale stwierdziłam, że zostawię zasłonięte okna. Potrzebuje odpoczynku od Blacka na chociaż jeden dzień.
Tata był zajęty nowym zleceniem, które jest dosyć spore, więc spędziłam samotnie dzień w moim pokoju.
Poniedziałek przyszedł równie szybko, jak tego wszyscy nie chcą.
Budzenie ludzi przed 7 powinno być przestępstwem. Zwlekam się z łóżka, bo inaczej tego nazwać się nie da. Idę do łazienki by wziąć szybki prysznic. Owinięta w ręcznik idę do garderoby. Myślę nad wyborem ubrań, ale nie mam zbytnio pomysłu co założyć. Wybieram czarne, przylegające spodnie i do tego dłuższą bordową bluzkę. A dopełnieniem stroju będzie długi czarny kardigan. Schodzę na dół, ale na blacie w kuchni znalazłam tylko liścik od taty.
Dzisiaj rano wreszcie przyprowadzili Twoje auto. Kluczyki i dokumenty masz już w torbie. Miłego dnia kochanie.
Tata
No wreszcie przyjechała moja piękność. Od razu poniedziałek stał się lepszy. Zjadłam szybkie śniadanie, chwyciłam torbę i poszłam szybko do auta. Gdy odpaliłam silnik, zauważyłam tylko jak Nick wychodzi z Susie. Wygląda na dość zaskoczonego, że widzi mnie w samochodzie. W sumie fakt, ostatnio widywał mnie jak chodziłam na piechotę. Ominęłam jego auto i pojechałam jeszcze do sklepu, miałam ochotę na coś czekoladowego. Dość szybko uporałam się z zakupami, a potem ruszyłam już prosto do szkoły. Gdy podjechałam i zaparkowałam, wokół samochodów na parkingu zrobił się jakiś większy tłum niż zwykle.
- To twoje ? - Rzucił Mike.
- Tak.
- Wow, fajna ta corollka, a jaki rocznik ?
- 2015.
- Nieźle. Dasz się przejechać?
- Ymm raczej nie. Wiesz ukochane auto. Dobra muszę lecieć, dosłownie za 5 minut zaczynają się zajęcia.
Wzięłam rzeczy, zamknęłam auto i ruszyłam do szkoły. Zajęcia minęły wyjątkowo szybko i spokojnie. Black nie dawał oznak życia, przynajmniej nie w żaden irytujący sposób. O ile on może nie być irytujący...
Spędziłam dzień samotnie, tak jak lubię najbardziej. Chciałam żeby taki był ten dzień.. Jednak moją samotnie w domu zakłócił dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
- Ian? Co ty.. - nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, on mnie pocałował. Odepchnęłam go. - Co ty wyprawiasz?
- Tęskniłem, musiałem.
- Nie musiałeś, po prostu chciałeś.
- Prawda. Czy możemy..
- Nie możemy być razem.
- Chciałem spytać czy możemy pogadać..
- A mamy o czym?
- Proszę. - odsunęłam się tak aby mógł wejść.
Usiadł na kanapie w salonie i milczał.
- Chciałeś rozmawiać, a teraz milczysz?
- Ja.. Ja cie prosze, błagam. Spróbujmy.
- Spróbujmy co?
- Być razem.
- Ian, wtedy udawaliśmy. To nie było prawdziwe i teraz też by nie było.
- Kocham cie.
- Ja ciebie też, ale tak jak Stacy. Kocham jak brata. Nie pokocham cię jako kochanka, partnera i tak dalej.
- Dlaczego?
- Nie potrafię. Po prostu nie potrafię inaczej cię kochać.
- Dobrze. - Powiedział smutno, po czym wstał i wyszedł. A ja znów zostałam sama. Wróciłam do pokoju. Usiadłam na parapecie i patrzyłam bez sensu w firanę. Chyba jednak nie lubię mojej samotności, po prostu do niej przywykłam, bo tak było zawsze. Zawsze odpycham ludzi.. Iana.. Nicka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top