3

Noc Arietta spędziła dobrze. Łóżko faktycznie okazało się być o wiele przyjemniejsze do spania niż ziemia. Również posiłki, które przynosili jej ludzie ze służby, były smaczne i sute.
Dziewczyna wstała z łóżka i przeciągnęła się, lekko ziewając. Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju i pomyślała sobie, że chyba trochę będzie jej brakować tej wygody, jaką mają ludzie w swoich siedzibach. Jednakże tęskniła mocno za domem, no i swoim stadem. Bardzo chciała już tam wrócić. Mimo wszystko wiedziała, że świat ludzi to nie jest jej miejsce, choć ma w sobie tyle piękna. Nawet będąc teraz człowiekiem, jej dusza i serce zawsze pozostanie jednorożcem. Ale cieszyła się, że mogła poznać uroki bycia ludzką dziewczyną.
Arietta uśmiechnęła się do siebie i ubrała z powrotem pelerynę przygotowując się do podróży.
Niewiele później zeszła do holu i czekała aż zjawi się Will. W gildii jak zawsze panował spory ruch. Mnóstwo czarodziejów krzątało się dookoła pogrążeni w swoich sprawach. Arietta zauważyła, że poszczególne grupy mają ubrania w różnych kolorach: od niebieskich po czarne. Choć większość szat magów jest w sumie skrojona w ten sam sposób. Zaczęła domyślać się, że kolory muszą oznaczać hierarchię lub pozycję danego czarodzieja w gildii. Coś podobnego widziała w swoim lesie u pewnych zwierzątek futerkowych, które mocno przestrzegają owej hierarchii bazującej na ubarwieniu futerka. Przypomniało jej się, że Will wspomniał, iż jest Młodszym Czarodziejem Drugiej Klasy, więc chyba to ważna pozycja. Miał na sobie wtedy fioletową szatę. Jednakże teraz, gdy właśnie szedł holem, nie miał szaty tylko podróżny płaszcz, a pod nim zwykłe męskie ubranie. 
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Hej, jak się spało?
Arietta również się uśmiechnęła.
- Doskonale. Dziękuję jeszcze raz za pokój.
- Żaden problem. Rozmawiałem z Arcymagiem o tym, że wyjeżdżam na jakiś czas. Nic oczywiście nie powiedziałem, w jakim dokładnie celu. Sądząc po jego minie, pewnie myśli, że znowu jadę na kilkudniową imprezę.
Will zaśmiał się lekko.
- A niech sobie dalej tak myśli. Stary zgred.
Arietta uśmiechnęła się szerzej.
- To co, ruszamy? - Dodał jeszcze Will.
I oboje wyszli z budynku. Konie, które mieli wziąć na podróż, już czekały na nich gotowe i oporządzone przed stajnią gildii. Will przywitał się ze stajennym, który trzymał wierzchowce za lejce, cierpliwie czekając na odbiór. Arietta stanęła przed rumakami czując mieszane odczucia. Will zauważył to i zwrócił się do niej:
- Wiem, że pewnie nie umiesz jeździć, ale szybko się nauczysz.
Popatrzył chwilę na nią i nieco poczerwieniał na twarzy zakłopotany.
- No tak, zapomniałem. Mam nadzieję, że nie masz żalu o to. Konie są dla nas bardzo ważne. Nie przeczę, że często się nimi wyręczamy, ale zapewniam ciebie, że dobrze je traktujemy. A przynajmniej staramy się.
Arietta uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na pysku siwego ogiera, który od razu zaakceptował ten dotyk.
- Nic nie szkodzi, rozumiem. Wiem, że ludzie nie potrafią się poruszać tak szybko jak my, dlatego dosiadają inne zwierzęta. Jeśli one to akceptują to w porządku.
Przytknęła czoło do konia i coś do niego szepnęła cicho, na co ogier zastrzygł uszami i lekko skinął głową, jakby w odpowiedzi.
- A więc pewnie wybierasz siwka na swojego towarzysza?
- Tak – Przytaknęła.
- Pomogę ci wsiąść.
Will podszedł do konia i pochylił się układając dłonie, aby Arietta oparła się o niego. Dziewczyna tak też zrobiła i ostrożnie wdrapała się na grzbiet ogiera. Koń spokojnie stał, nie poruszywszy nawet kopytem. Arietta dziwnie się czuła siedząc na grzbiecie zwierzęcia, ale czuła od niego akceptację i spokój. Po chwili Will też wskoczył na konia i zbliżył się do niej.
- Chwyć mocno wodze i stuknij o niego piętami, by wiedział, gdzie ma iść.
Arietta popatrzyła na uprząż i pogłaskała delikatnie szyję konia. Szepnęła do niego parę słów i rumak pomału ruszył, prawie niekierowany. Will uniósł brwi.
- Tak też można – Powiedział do siebie i spiął lekko swojego wierzchowca.
Po chwili skierowali się do granic miasta i już wkrótce opuścili Lyrię.

                                                                  🌺

Powrót do Liliowego Lasu rzeczywiście zajął mi zaledwie dwa dni. Poruszali się szybko, ale z przerwami na nocleg i krótkimi odpoczynkami, aby coś zjeść i dać odetchnąć koniom. Will kierował się wprawdzie mapą, ale sprawnie obierał najlepszą drogę, która by nie zajęła zbyt wiele czasu. W przeciwieństwie do mozolnej, wcześniejszej wędrówki Arietty, teraz różnica była spora. Dziewczyna stwierdziła, że stolica była bliżej w rzeczywistości niż sądziła. Wszak początkowo przemierzała kraj bez celu, by tylko znaleźć gdzieś czarodzieja. Dopiero Cassandra wskazała jej drogę do Lyrii. Arietta nie omieszkała wspomnieć o niej Willowi.
- To szczęśliwy traf, że spotkałaś tę czarownicę. Magowie tej klasy są bardzo pomocni, ale ze względu na swój samotny tryb życia, nie łatwo się z nimi dogadać - Powiedział jedząc kanapkę -Więc tym bardziej super, że powiedziała ci o naszej gildii.
Arietta skinęła głową. Teraz, podczas powrotu, obrali drogę, która niestety nie wiodła przez okolice, w których mieszkała Cassandra. Ale Arietta pamiętała drogę do jej domku i bardzo chciała kiedyś tam wrócić w odwiedziny.

Niewiele później ona i Will zatrzymali konie w pewnej odległości od Liliowego Lasu i czarodziej uważnie wpatrywał się w połacie drzew.
- A więc tu żyjesz z innymi jednorożcami.
Arietta przytaknęła czując znowu smutek.
- Tak. To mój dom.
Will popatrzył na coś w oddali.
- Zgaduję, że z kolei na tym wzgórzu mieszka nasz czarnoksiężnik.
Arietta spojrzała w tamte miejsce i dostrzegła, że niewiele dalej od lasu, stoi stara forteca o grubych, ponurych murach. Była od dawna opuszczona. Przynajmniej jak dotąd. Dopiero teraz dziewczyna zrozumiała, skąd przybył owy zły mag.
- Chyba tak. Nigdy nie widziałam jej z bliska, jako że nie mogłam opuszczać lasu. Czyli to tam uwięziona jest moja rodzina...
Will spojrzał na nią i podjechał bliżej na koniu, by lekko położyć dłoń na jej ramieniu.
- Spokojnie. Uratujemy ich. Na pewno wciąż żyją. Jednakże od teraz musimy być bardzo ostrożni. Jeśli faktycznie czarnoksiężnik ma na swoich usługach orki, musimy najpierw nimi się zająć. Dopiero potem dotrzeć do jednorożców i możliwie jak najszybciej je uwolnić. Jeśli mag nas zobaczy, ty uciekasz, a ja z nim walczę.
Arietta skinęła głową ze zrozumieniem.
Podeszli pod las, po czym zsiedli z koni i przywiązali je do drzewa. Następnie zaczęli iść na wzgórze z fortecą, ostrożnie zachowując czujność na wypadek orków. Zbliżał się wieczór, ale jeszcze ostatnie promienie słońca jasno oświetlały okolicę.
- Trzymaj się blisko mnie i nie zdejmuj kaptura. Inaczej będziesz za bardzo widoczna z daleka z powodu białych włosów – Poinstruował Will.
Arietta skinęła znowu i okryła się szczelniej peleryną. Przed fortecą było parę krzaków, więc raz po raz chowali się za nimi, by pomału iść do przodu. Sama Forteca nie była duża, ale Will już dostrzegł wartowników stojących na murach oraz pod nimi. Nigdy nie walczył z orkami, ale wiedział, że stwory do najbystrzejszych nie należały. Postanowił najpierw zająć się tymi na murach.
- Jeden, dwa, cztery... - Policzył po cichu i wyciągnął przed siebie dłoń.
Wyczarował kilka usypiających baniek i skierował je wysoko nad ziemią. Bańki poszybowały nad murami, a stwory, które obserwowały okolicę, nie zauważyły ich do ostatniej chwili. Gdy bańki cicho pękły, aktywowało się zaklęcie i nagle orki padły na ziemię uśpione. Will odczekał chwilę, by się upewnić, że nie zaalarmowało to więcej żołnierzy, po czym dał znak Ariecie, aby podejść bliżej. Brak drzew, czy też jeszcze wiszące słońce, nieco utrudniało im podkradanie się do fortecy, ale liczyła się każda godzina i minuta. Mimo wszystko Will starał się być rozważny. Gdyby ich złapano, z pewnością to by nie pomogło uwięzionym jednorożcom.
Schowali się za kamieniami, płasko przylegając brzuchami do ziemi i Will wyczarował kolejne bańki, tym razem na wartowników przy bramie. Podobnie jak ci na murach, tak i te stwory osunęły się na ziemię prawie bezgłośnie. Will i Arietta znów podjęli szybki i cichy bieg pod mury i przywarli do nich plecami.
- Uff, dobra. Nie wiemy ilu orków siedzi w środku, ani gdzie dokładnie trzymają twoje stado. Szalenie to ryzykowne – Powiedział chłopak.
Arietta zastanowiła się chwilę i przyszła jej pewna myśl.
- Może miałabym jeden pomysł, ale nie wiem czy to podziała skoro jestem człowiekiem.
Will spojrzał na nią.
- Jaki pomysł? Mów śmiało.
- Jako jednorożec posiadam umiejętność bycia niewidzialną. Działa to na wszystkie stworzenia oprócz innych jednorożców i magów. Gdyby udało się tę moc uruchomić i jeszcze podzielić ją na towarzysza...
Chłopak rozwarł oczy.
- To wspaniała umiejętność! Nie wiedziałem, że jednorożce tak potrafią.
- Tylko ja – Odparła Arietta – Ale źródłem naszej magii są rogi, więc nie wiem czy bez rogu wciąż mam tę moc.
- Arietto, spróbujmy. To by było idealne rozwiązanie. Mogłaś powiedzieć to od razu, nim pousypiałem te wszystkie orki – Dodał z uśmiechem Will.
Dziewczyna zarumieniła się nieco.
- Wybacz, nie przyszło mi to wtedy do głowy.
- Spróbuj przywołać te zaklęcie - Zachęcił ją.
Arietta zamknęła oczy i wciągnęła oddech. Czuła wewnątrz siebie uśpioną magię, więc starała się ją przebudzić. Poczuła reakcję mocy i nakazała jej wypełnić ciało. Faktycznie bez rogu, jako podstawowego narzędzia, było to trudne, ale nie niemożliwe. Magia wypełniała ją coraz bardziej aż poczuła, że stała się niewidzialna. Uradowała się i spojrzała na Willa.
- Jest! Udało mi się!
Will uśmiechnął się szeroko.
- I to jest prawdziwy talent. Niestety ja wciąż ciebie widzę. Musimy sprawdzić to na orkach.
Arietta rozejrzała się i prędko podbiegła do leżących wartowników przy bramie. Chwyciła jednego z nich za kołnierz brudnej zbroi i wytrzaskała go dłonią po twarzy. Will parsknął cicho pod nosem ze śmiechu i przygotował bańkę usypiającą. Ork zaskrzeczał cicho, nieco przytomniejąc i zamrugał oczami. Arietta puściła go i wpatrywała się w niego niecierpliwie.  Stwór usiadł na ziemi i rozglądał się dookoła mocno zdziwiony i zdezorientowany. Błądził wzrokiem przed siebie, zupełnie nie widząc Arietty. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i popatrzyła na Willa. Ten skinął głową pełen podziwu dla jej mocy i wciąż skryty pod murem wyciągnął dłoń, posyłając bańkę na orka. Wartownik popatrzył na nią jeszcze bardziej zdziwiony i zaraz padł z powrotem na ziemię pod wpływem czaru. Arietta wróciła do towarzysza.
- Spróbuję teraz otoczyć niewidzialnością nas oboje.
Chwyciła jego dłonie i skoncentrowała się. Jej bliskość i dotyk sprawiły, że Will znowu bezwiednie zarumienił się na twarzy, ale szybko odpędził od siebie to uczucie i spróbował wzmocnić jej moc swoją magią. Po chwili poczuł, że jego ciało otoczyła aura zaklęcia.
Arietta popatrzyła na niego.
- I jak?
- Chyba podziałało. Poczułem jak nasze moce się połączyły – Odparł Will.
Dziewczyna skinęła zadowolona.
- Świetnie. Trzymaj moją dłoń na wypadek gdyby to był warunek, abyś był niewidzialny razem ze mną.
- Jasne. No to spróbujmy się prześlizgnąć do fortecy.
Podeszli do bramy i Will zaczął napierać na ciężkie wrota. Arietta pomogła mu i razem pomału otworzyli bramę. Najpierw odrobinę i Will ostrożnie zerknął przez szparę. Na dziedzińcu dostrzegł kolejne orki, krzątające się tu i tam. Nie było ich wiele, ale i tak wystarczająco dla dwójki intruzów. Chłopak rozchylił szerzej bramę i wraz z Ariettą prześlizgnęli się do środka. Prędko skryli się pod ścianą muru, by mimo wszystko ukryć swoją obecność pod każdym względem. Paru orków popatrzyło zdumione na bramę, która sama się otworzyła i podeszli, by ją zamknąć. Dwójka przybyszów odetchnęła z ulgą. Will stwierdził, że jeszcze stwory nie zorientowały się, że na murach leżą uśpieni wartownicy, ale to kwestia czasu nim to zauważą. Ale zawsze istnieje szansa, że nie powiążą tego z wtargnięciem intruzów. Skinął głową na Ariettę i zaczęli iść dalej, ostrożnie lawirując pomiędzy ponurymi istotami. Na szczęście tu nie były już tak bardzo czujne jak na murach i na zewnątrz. Większość orków zajęta była drzemaniem, czyszczeniem broni lub jakimiś rozrywkami dla zabicia czasu. Will gorączkowo myślał, gdzie mogą być przetrzymywane jednorożce. Forteca może i nie była wielka, ale i tak pełna zakamarków. Ale był pewien, że jednorożce musiały zostać umieszczone w jakimś przestronnym miejscu. Gdzie łatwo się dostać, ale jednocześnie, by żaden nie uciekł...
Wtem zobaczył jak jeden z orków idzie przez dziedziniec pchając przed sobą taczkę pełną siana. Will uniósł brwi. Wątpił, aby to siano było przeznaczone dla żołnierzy, a już na pewno nie było tu koni. Orkowie nie jeżdżą konno. Popatrzył na Ariettę, która również uważnie wpatrywała się w orka z taczką i skinął znowu głową. Pośpiesznie podążyli za stworem. Ork skręcił w korytarz i zmierzał do wielkich drzwi na końcu. Gdy je otworzył, wszedł do środka, a zaraz za nim Will i Arietta. Ich oczom ukazał się drugi, mniejszy dziedziniec, który otoczony był kolejnymi murami. Z kolei na dziedzińcu była zagroda zbudowana z żeliwnych, grubych słupów. Arietta wciągnęła gwałtownie powietrze, prawie się demaskując. Wewnątrz zagrody znajdowały się jednorożce. Wszystkie skute łańcuchami, zarówno do siebie wzajemnie, jak i do słupów zagrody. Stworzenia stały z ponurymi minami, przygnębione i z wyrazem beznadziejności na pyskach. Nawet ich sierść na ciele i rogi zdawały się być przygaszone i nie lśniły tak jak przedtem.
- Moje stado... - Szepnęła Arietta.
Will posmutniał na ten widok. Nigdy nie widział jednorożców na własne oczy, a teraz poznał je w takich okrutnych okolicznościach. Ork, który pchał taczkę z sianem, teraz wysypał jej zawartość przez pręty zagrody. Ani jeden jednorożec nawet nie drgnął, gdy suche źdźbła posypały się dookoła. Ork, zadowolony, że wypełnił te zadanie, zawrócił i wyszedł z powrotem z taczką z dziedzińca. Oprócz niego nie było innych orków. Will pomyślał, że pewnie uznali, iż i tak jednorożce nie wydostaną się stąd o własnych siłach. W tym momencie poczuł jak dłoń Arietty zaciska się na jego ręce i spojrzał na nią.
- Arietta, spokojnie.
Ale dziewczyna zignorowała go i nagle puściła jego rękę biegnąc do zagrody. Natychmiast oboje na nowo stali się widzialni, przerywając połączenie magiczne. Arietta przestała już o to dbać i chwyciła rękoma pręty.
- Mamo! Tato! 
Jednorożce spojrzały na nią zdziwione.
- Nie odzywaj się do nas, człowiecze – Powiedział jeden z nich.
Dziewczyna zdjęła kaptur i potrząsnęła białymi włosami.
- To ja! Wróciłam, żeby was uwolnić!
Jednorożce popatrzyły na nią z jeszcze szerszymi oczami.
- Arietta?? Ale jak to? - Rozległ się kolejny głos i do zagrody zbliżyła się Erinti.
- Uwierzcie mi, to naprawdę ja – Mówiła dalej Arietta – To tylko zaklęcie. Stałam się człowiekiem, aby sprowadzić pomoc. I udało mi się to!
- Arietto... - Szepnęła Erinti – Wszyscy już myśleli, że nie wrócisz. 
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jestem szczęśliwa, że żyjecie. Will miał rację. Czarnoksiężnik jeszcze was nie zabił. 
Jej matka przytaknęła.
- Tak. Chce odprawić rytuał dziś w nocy, gdy będzie pełnia księżyca.
- A więc nie mamy czasu. Gdzie jest ojciec?
Erinti spuściła głowę i nie odpowiedziała. Arietta poczuła zimny dreszcz na ciele.
- Mamo, gdzie jest ojciec? - Powtórzyła.
Jednorożce odsunęły się i Arietta ujrzała jak na samym końcu zagrody stoi ogier, odwrócony do niej plecami.
- Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa – Powiedział – Ale będąc teraz człowiekiem, nie dasz rady walczyć z magiem.
Powoli odwrócił się i Arietta rozwarła oczy, przykładając jednocześnie dłonie do twarzy 
- Nie, nie...
Aldaron, dumny i najsilniejszy z całego stada jednorożców, miał odcięty róg. Po pięknym, iskrzącym magią orężu pozostał jedynie równo ścięty pień.
- Ojcze...
Arietta poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Will, który cały czas obserwował z oddali tą scenę, znowu posmutniał.
- Ale dlaczego? Przecież mieli ściąć rogi później! - Załkała dziewczyna.
- Nie przejmuj się tym, Arietto – Powiedział Aldaron – Czarnoksiężnik od razu zorientował się, że mój róg jest źródłem najsilniejszej magii w stadzie, więc nie czekał. Odciął go, jak tylko nas tu przyprowadzono.
Arietta ścisnęła pręty.
- Zapłaci za to. Uwolnię was, nim ten człowiek tknie, choćby małym palcem, jeszcze któregokolwiek z was!
- Nie dasz mu rady, wiesz o tym – Powiedziała poważnie Erinti.
- Dlatego sprowadziła mnie – Odezwał się Will, podchodząc bliżej – Obiecałem, że pomogę uwolnić jej rodzinę. I dotrzymam słowa.
Aldaron spojrzał na niego uważnie i z pogardą.
- Mamy ci zaufać po tym, co zrobili nam ludzie?
- Tato! - Zawołała od razu Arietta.
Will wyprostował się, wytrzymując spojrzenie ogiera.
- Nie proszę byście zaufali mi, tylko jej. Jestem czarodziejem z miasta Lyria. Arietta przybyła długą drogę, by prosić o pomoc moją gildię. Nie jestem taki jak ten, który was uwięził.
Aldaron zmrużył oczy wciąż nieufnie.
- Tato, sam powiedziałeś bym się udała do świata ludzi i udało mi się – Podjęła Arietta – Gdyby nie Will, zapewne zostałabym sama. Ja mu ufam, proszę abyście też w niego uwierzyli.
Jednorożce patrzyły to na nią, to na Willa, czując wciąż mieszane odczucia.
Will już miał coś powiedzieć, gdy w tym momencie poczuł znajome drżenie powietrza. Na ułamek sekundy zastygł i nim zdążył zareagować, jakaś potężna siła pchnęła go mocno do tyłu, aż poleciał na ścianę muru. Uderzył o nią boleśnie i spadł na ziemię.
- Will!! - Krzyknęła przerażona Arietta, i już miała do niego pobiec, gdy kolejny magiczny atak sprawił, że z ziemi wystrzeliły korzenie i oplątały jej nogi unieruchamiając w miejscu.
Jednorożce widząc to, poderwały się z głośnym rżeniem i parę z nich uderzyło wściekle o słupy zagrody. Tymczasem z cienia dziedzińca wynurzyła się kolejna postać. Mężczyzna w czarnej tunice i krótkiej, czarnej bródce, który teraz uśmiechnął się złowieszczo do Arietty i Willa.
- Gdybym wiedział, że będę mieć gości, to stosownie bym ich powitał. Ale widzę, że raczej mam do czynienia ze szczurami, które wtargnęły tu bez zapowiedzi.
Will, który wciąż leżał na ziemi łapiąc oddech, powoli uniósł głowę.
- Mogę sobie być szczurem, ale ty nie masz prawa więzić tych jednorożców.
Czarnoksiężnik spojrzał na niego uważnie.
- Ach tak. Przyszliście je uwolnić. Obawiam się jednak, że nie mogę wam na to pozwolić. Te stworzenia należą teraz do mnie. Ich rogi i krew są cennym źródłem magii. Zbyt cennym, aby pozwolić na ich marnotrawstwo.
Arietta szarpnęła się z gniewem, próbując uwolnić się z pęt.
- Ty bydlaku! Wypuść moich przyjaciół!
Mężczyzna przeniósł wzrok na dziewczynę i zmrużył oczy.
- Przyjaciół mówisz? A wiec tak bardzo są dla ciebie ważni?
Arietta już miała odpowiedzieć, gdy usłyszała głos Willa:
- Arietta! Nic więcej mu nie mów!
Czarnoksiężnik machnął palcem i znowu Will uderzył o mur za sprawą magii. Chłopak krzyknął  czując otępiający ból w plecach. Mag podszedł do dziewczyny, która wciąż usiłowała wyrwać się spod czaru unieruchamiającego, i powiedział cicho:
- Coś przede mną ukrywacie. Nie jesteście zwykłymi intruzami, prawda?
Arietta zacisnęła usta, nie odpowiadając. Mężczyzna chwycił ją mocno za brodę i zbliżył do niej twarz.
- Wyczuwam w tobie coś dziwnego. Mów, kim jesteś?
Arietta odwróciła wzrok, usiłując nie patrzeć na te szare świdrujące oczy czarnoksiężnika. Z kolei ten zacisnął mocniej palce na jej brodzie i wpatrywał się w nią usilnie. Gdy na chwilę ich spojrzenia się zetknęły, mag dostrzegł w oczach dziewczyny dziwne odbicie. Jakby lasu i zwierząt. Niewyraźne mgnienie, ale to wystarczyło. Spojrzał na jej czoło i drugą ręką odgarnął z niego grzywkę. Na widok znamienia w kształcie gwiazdy rozwarł oczy i puścił brodę Arietty, jednocześnie cofając się ze zdumieniem.
- Ty nie jesteś człowiekiem. Tylko jednorożcem.
Arietta spojrzała na niego z pogardą. Pozostałe jednorożce znowu zarżały z oburzeniem i ponownie natarły na zagrodę.
- Teraz rozumiem – Mówił dalej czarnoksiężnik – A więc jedna uciekła. Muszę naprawić ten błąd.
Nagle w jego stronę poszybował ognisty pocisk i mag odbił go ręką bez wysiłku. Odwrócił głowę i spojrzał na Willa, który znów stanął na nogi.
- Zostaw ją - Powiedział.
- Chłopcze, naprawdę myślisz, że jesteś ode mnie silniejszy? Ten śmieszny atak nie wystraszyłby nawet dziecka.
- Jestem Młodszym Czarodziejem Drugiej Klasy z Gildii Czarodziejów. Chętnie się przekonam, co potrafi czarnoksiężnik – Dodał Will.
Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Gildia Czarodziejów? Ta w Lyrii? To nasuwa wspomnienia. Byłem tam wiele lat temu, nim zostałem z niej usunięty.
- Ciekawe dlaczego – Zakpił Will – A poza tym, nie kojarzę ciebie.
- Hm, a więc szybko o mnie zapomniano. Ale gdy tylko posiądę magię jednorożców, imię Varus będzie w końcu budziło szacunek. Ale zacznę najpierw od dziewczyny. Trzeba będzie przywrócić ci pierwotną formę, inaczej nie pozyskam rogu.
I zrobił znowu krok w stronę Arietty. Ponownie o niego odbił się ognisty atak rzucony przez Willa.
- Mówiłem żebyś ją zostawił! To ja jestem twoim przeciwnikiem!
Varus obejrzał się.
- A więc niech tak będzie.
Uniósł dłoń i wystrzelił zaklęcie w stronę Willa. Ten tym razem był na to przygotowany i odbił atak magiczną tarczą. Potem sam rzucił znacznie silniejszy atak w postaci spirali ognia. Varus zrobił unik, a płomienie z zaklęcia trafiły w pęta trzymające Ariettę i spaliły się natychmiast na popiół. Arietta od razu zrzuciła je z siebie i podskoczyła do zagrody. Varus widząc to próbował ponownie ją spętać, ale kolejny atak Willa uniemożliwił mu to. W końcu zrozumiał, że jeśli nie pozbędzie się młodego czarodzieja, to nie zrealizuje swojego planu. Musi to załatwić szybko. Uniósł znowu dłoń i wyczarował grad strzał, który posypał się na Willa. Ten osłonił się i odpowiedział serią ognistych kul.
Podczas gdy dwójka magów walczyła, Arietta szarpała za słupy zagrody próbując je wyrwać z ziemi. Ale trzymały bardzo mocno.
- To na nic. Nigdy się nie wydostaniemy – Powiedział jeden z jednorożców.
- Musi być jakiś sposób – Odparła Arietta i popatrzyła jeszcze raz na konstrukcję. Słupy były solidnie zrobione, a łańcuchy grube i mocne. Nawet siłą ciężko by było zniszczyć zagrodę. Z kolei furtka, zamykająca całość, miała dużą, żelazną kłódkę. Zdecydowanie nie do sforsowania. Wtem przypomniało jej się o czymś.
- Zaraz, przecież mamy w stadzie jednorożca, który potrafi otwierać różne zamknięte rzeczy. A więc powinien umieć też otworzyć zagrodę!
Jednorożce popatrzyły na nią nieco zdziwione i przez tłumek przecisnął się ogier, o którym wspomniała Arietta.
- Myślisz, że to podziała? Przecież klatka to co innego niż zamknięte orzechy czy pudełka.
Arietta popatrzyła na niego.
- Spróbuj, Finirze. Nakaż po prostu, aby kłódka zerwała się. To tak, jakbyś miał otworzyć właśnie coś zamkniętego. Na pewno zadziała.
Finir popatrzył z powątpiewaniem na kłódkę, ale w końcu zbliżył róg i skoncentrował się. Jednorożce niecierpliwie przyglądały się tej pracy.
- Pospiesz się. Chcę wrócić do domu! – Powiedział ktoś.
Finir wzmocnił magię i ze zmrużonymi oczami wpatrywał się w kłódkę. Jego róg iskrzył się od mocy. Arietta spoglądała na czarodziejów pilnując, by czarnoksiężnik nie zorientował się z ich zamiarów. Ale ten skupiony był już całkowicie na Willu, który nieustannie obsypywał go zaklęciami. Po chwili usłyszała cichy trzask i okrzyk:
- Udało się! - Zawołał Finir.
Arietta spojrzała na kłódkę, która zwisała zerwana i jeszcze błyszcząca do energii czaru. Uradowała się.
- Dobra robota! Teraz to samo zrób z łańcuchami, które was oplatają.
Ogier skinął głową i mocno zmotywowany skupił się na zerwaniu łańcuchów.
Will sapnął ze zmęczenia i ledwo odbił kolejny atak Varusa, który miał jeszcze sporo mocy. Chłopak wiedział, że mag jest silniejszy. Zdecydowanie. Ale nie miał zamiaru poddać się łatwo. Nie po to pół dnia spędził na studiowaniu zaklęć bojowych przed wyjazdem, aby dać się pokonać jakiemuś tam czarnoksiężnikowi. Za to ten westchnął z irytacją:
- Nie rozumiem, dlaczego bronisz te stworzenia. Jesteśmy tacy sami. Obaj szczycimy się dumną profesją czarodziejów. A dla każdego czarodzieja nie ma niczego ważniejszego niż stale rozwijanie swojej magii. Czyżbyś ty tak nie robił, chłopcze?
Will otarł czoło z potu i odparł poważnie:
- Oczywiście, że tak. Cały czas uczę się nowych technik magii. Ale różnica polega na tym, że nie robię tego kosztem innych istot. Nie odbieram im życia dla mocy. To jest zbrodnia.
Varus roześmiał się.
- Masz rację. Nie jesteśmy tacy sami. Brakuje ci ambicji, młody czarodzieju.
I wyczarował wielkiego, czarnego kruka, który poszybował skrzecząc na Willa. Chłopak rozwarł oczy i przywołał zaklęcie trąby powietrznej, która rozwiała kruka. Ale nie do końca. Czar Varusa był potężny i nim ptak się rozleciał, zdążył cienistymi piórami poranić ciało Willa, który skrzywił się z bólu. Upadł na jedno kolano i popatrzył na swojego rywala.
- Nie wygrasz ze mną, chłopcze. Jeśli się poddasz, podzielę się z tobą magią jednorożców. Od razu staniesz się silniejszy. Zapewniam cię – Powiedział Varus.
Will znowu sapnął i chwiejąc się, podniósł z klęczek.
- Pierdol się.
Mag zmrużył oczy i nagle usłyszał głośny brzęk łańcuchów. Szybko odwrócił się i rozwarł oczy ze zdumienia. Łańcuchy leżały na ziemi porozrywane, a kłódka od furtki zagrody była złamana. Całe stado jednorożców zrobiło krok do przodu już bez lęku, a z hardymi spojrzeniami.
- Niemożliwe, jak to zrobiliście?! - Zawołał Varus.
- Chyba nas nie doceniłeś, Varusie – Odparła Arietta stając obok stada.
- Nie uciekniecie stąd! Należycie do mnie!
Jednorożce zarżały głośno i czując silny gniew oraz pragnienie zemsty, jednocześnie puściły się biegiem na maga. Ten cofnął się i przywołał jeszcze większe ilości magii. I nagle pojawiła się wielka, ognista forma, która przybrała postać byka, a on z kolei popędził na stado wzburzając wokół siebie płomienie. Jednorożce stanęły w miejscu ze strachem i natychmiast rozpierzchły się na boki.
- Nie! - Krzyknęła Arietta i próbowała zatrzymać spanikowane zwierzęta.
Will podbiegł bliżej i ostatnią resztką mocy wyczarował wodnego konia. Zaklęcie popędziło za bykiem i zderzyło się z nim wywołując głośny huk. Varus zakipiał z gniewu i wzmocnił swój czar. Byk z powrotem uformował się i zaszarżował na wodnego konia. Przez chwilę trwała przepychanka pomiędzy dwoma zaklęciami, choć koń był na skraju rozpadnięcia się, jako że Will ledwo już utrzymywał swoją moc.
Arietta stanęła naprzeciwko rozbieganych jednorożców unosząc dłonie i zawołała do nich:
- Musimy pomóc Willowi! Przestańcie panikować!
Aldaron krzyknął do reszty stada i wszyscy zatrzymali się w końcu.
- Czarodziej zaraz przegra tę walkę. Musimy uciekać.
- Nie! Razem możemy pomóc pokonać Varusa. Nie widzicie tego? To dla nas Will naraża swoje życie! Proszę! - Powiedziała Arietta.
Jednorożce popatrzyły na siebie i jeszcze raz na Ariettę.
- Ale co możemy zrobić? - Spytała Erinti.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jeszcze pytacie? Przecież magia jednorożców jest najsilniejsza ze wszystkich magicznych stworzeń. Połączcie moce i prześlijcie je do Willa!
Wszyscy zdumieli się tym pomysłem, ale Aldaron od razu wysunął się na przód.
- Dobrze, zróbmy to.
Jednorożce spojrzały na Willa, który wciąż ostatkiem sił utrzymywał wodne zaklęcie i każdy po kolei przywołał swoje moce. Rogi zaświeciły się jasno i po kolejnej sekundzie strumyczki magii powędrowały do Willa łącząc się z jego mocą. Chłopak w tym momencie poczuł ze zdumieniem przypływ olbrzymiej ilości magii i odwrócił głowę. Gdy zobaczył, że jednorożce zwiększają jego siłę swoją mocą, uśmiechnął się i po raz ostatni zwiększył zaklęcie. W efekcie wodny koń nagle urósł i zaczął napierać jeszcze mocniej na ognistego byka. Varus cofnął się i z gniewem próbował utrzymać swoje zaklęcie, ale nie był w stanie przezwyciężyć siły całego stada jednorożców. Wodny koń głośno zarżał i uderzył w byka, który w końcu rozleciał się w kaskadzie iskier, a zaklęcie Willa popędziło dalej, prosto na czarnoksiężnika. Ten tylko popatrzył na nie  niedowierzająco i koń uderzył w niego z kolejnym głośnym hukiem. Mag poleciał aż na stary mur, który zaczął pękać i rozlatywać się. W końcu ściana fortecy runęła i dookoła posypał się grad kamieni, przy okazji na dobre kończąc zapał Varusa. Na miejscu muru powstała ogromna wyrwa, a po drugiej stronie ukazała się grupa orków, które teraz poderwały się zaskoczone i popatrzyły w stronę dziedzińca.
- Teraz! Biegnijcie i nie zatrzymujcie się! - Krzyknęła Arietta.
Jednorożce zarżały donośnie i pogalopowały do przodu prosto w orków, dosłownie taranując je bez wahania. Stwory nawet nie zdążyły się na to przygotować. Uciekały w popłochu, a ci którzy próbowali strzelać do zwierząt z kusz lub zatrzymać je mieczami, również natychmiast zostali stratowani przez rozwścieczone stado. Arietta podbiegła do Willa i zarzuciła jego rękę na swoje ramię, pomagając mu podnieść się na nogi. Will uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i razem dogonili jednorożce. Po drodze jeszcze chłopak rzucił usypiające bańki na orków, które mozolnie próbowały ich zatrzymać.
Jednorożce staranowały bramę od fortecy i wszyscy w pełnym pędzie wybiegli na zewnątrz. Orkowie popatrzyli tylko za nimi rezygnując już z pościgu, a za nimi runęła kolejna ściana budowli sprawiając, że forteca przestała już być domem czarnoksiężnika. Arietta i Will obejrzeli się za siebie i jeszcze raz uśmiechnęli. Udało się.
Stado zatrzymało się dopiero pod lasem i teraz wszyscy odpoczywali i pełni radości trącali się pyskami. Każdy był niewymownie szczęśliwy, iż udało się odzyskać wolność. Prawie każdy był zdrowy i cały, co też było powodem do radości. Arietta popatrzyła na jednorożce czując pod powiekami łzy.
- Will, dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję, że pomogłeś ich ocalić.
Will uśmiechnął się znowu.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że w ogóle zdołałem coś zrobić. Varus był naprawdę silny. Ty też mi pomogłaś.
W tym momencie nogi mu się ugięły i upadł na kolana. Całe ciało pulsowało mu z bólu i zmęczenia, a z niektórych ran sączyła się krew. Arietta spojrzała na niego ze strachem.
- Will!
Chłopak uśmiechnął się do niej słabo.
- Nic mi nie jest, nie martw się.
Jednorożce popatrzyły na nich i z grupy wysunęła się Erinti, podchodząc do Willa.
- Zawdzięczamy ci życie, młody czarodzieju. Udowodniłeś, iż naprawdę są na świecie i szlachetni ludzie. Dziękuję.
I pochyliła głowę na wzór ukłonu. Will uśmiechnął się szerzej. Erinti podeszła jeszcze bliżej i nagle jej róg zabłyszczał magią. Zbliżyła go do ciała chłopaka i przesłała magię do jego ran. Will poczuł przyjemne, kojące ciepło, które rozlewało się po ciele. Rany zaczęły się zamykać i zabliźniać, krew obeschła, a mięśnie zregenerowały się w ułamku sekundy. Młodzieniec westchnął z ulgą i wstał o własnych siłach. Zdumiał się, jak szybko nagle odzyskał prawie wszystkie siły. Spojrzał na Erinti.
- Dziękuję. Od razu mi lepiej. Czy to była lecznicza magia?
- Mama posiada umiejętność uzdrawiania – Powiedziała z dumą Arietta – Nie potrafi leczyć bardzo poważnych ran, ale na szczęście twoje chyba nie były jednak najgorsze.
Will uśmiechnął się i popatrzył na siebie.
- Magia jednorożców rzeczywiście jest wspaniała.
Zwrócił się teraz do Arietty:
- Czas na ciebie. Na pewno chcesz wrócić do swojej prawdziwej postaci.
- Oczywiście! Potrafisz to zrobić? - Uradowała się.
- Jasne. To drobiazg dla takiego czarodzieja jak ja – Odparł Will podciągając rękawy. Wyciągnął dłoń w jej stronę, po czym zawahał się. Poczuł supeł na sercu, który targał jego emocjami.
- Co się stało? - Zapytała Arietta widząc jego wahanie.
Will uniósł wzrok i nieznacznie się uśmiechnął.
- Będzie mi ciebie brakować. Bardzo.
Dziewczyna zarumieniła się na twarzy i podeszła do niego. Dotknęła dłonią jego policzek.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, Williamie. Zawsze będziesz mile widziany w naszym lesie.
Chłopak rozpromienił się lekko.
- Odwiedzę cię kiedyś. Obiecuję.
Arietta skinęła głową i po chwili Will znów uniósł dłoń. Westchnął do siebie i przywołał zaklęcie transformacji.
Gdy Arietta stanęła przed nim jako jednorożec, serce mu podskoczyło z zachwytu. Była tak samo piękna, jak będąc ludzką dziewczyną. Ani trochę nie żałował, że pomógł jej i pozostałym jednorożcom. Każda chwila była tego warta. Szczególnie chwila spędzona z nią.
Arietta podeszła do niego i schyliła głowę. Chłopak dotknął ją delikatnie dłonią.
- Dziękuję jeszcze raz za wszystko. Do zobaczenia – Powiedziała klacz.
- Do zobaczenia, Arietto – Odparł Will.
Ostatni raz spojrzeli na siebie, po czym Arietta odwróciła się i wróciła do swojego stada, które wciąż cierpliwie na nią czekało. Will przyglądał się jak wkraczają w las i znikają pomiędzy drzewami. Arietta jednak jeszcze obejrzała się i spojrzała na niego, aż w końcu i ona zniknęła w cieniach lasu.
- Do zobaczenia, dziewczyno z Liliowego Lasu – Szepnął Will i w końcu odwrócił się, ocierając oczy palcem.
Wrócił do swoich koni, wciąż czekających nieopodal, i odjechał z żelaznym postanowieniem, że zrobi wszystko, by chronić ten las i jednorożce przed polowaniami.
I by nie zapomnieć o przyjaciółce o białych włosach i perłowym rogu.


                                                                     🦄🦄🦄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top