Porażka
Ciemność. Wrzask. Ból.
- Ona jest chora! - Czyj to głos? Znam go...?
Ponownie ból - ściskający klatkę piersiową. Nie! Przeszywający całe ciało.
Czuła łzy spływające po twarzy. Ich słony smak przedostawał się do ust. Obejmowało ją gorąco, zaraz po tym przenikliwe zimno.
- Należy do piratów. Może zdychać. - Znam ten głos?
- Pomagała ci przez lata. Nawet jako pirat, należy jej się życie.
Ciemność. Pustka.
Cisza.
----------------
Kai otworzyła oczy. Czuła się fatalnie, jakby własnie stoczyła najtrudniejsza walkę w całym swoim życiu. W ustach miała metaliczny posmak, lecz gdy do niego przywykła, poczuła niezwykłą suchość w gardle. Chciała sięgnąć po szklankę wody, lecz gdy tylko wyciągnęła dłoń przed siebie, usłyszała niezrozumiały szelest czegoś ciężkiego. Dopiero kiedy ponownie ruszyła ręką, spojrzała w stronę, z której dobywał się dźwięk.
Zobaczyła łańcuch, którym przykuto jej kończynę do łoża. Dopiero po chwili zrozumiała, że jej druga ręka oraz obie nogi również zostały uwięzione. Jakim cudem nie zwróciła wcześniej uwagi na ten ciężar?
Dziewczyna próbowała przypomnieć sobie ostatnie chwile przed snem, zemdleniem czy co to było, lecz niczego nie pamiętała. Nie pamiętała, co działo się po tym, jak trafili na wyspę. A może wcale się na niej nie znaleźli?
Kai rozejrzała się po pomieszczeniu. Może chociaż ono zdradzi jej ułamek przeszłości.
Pokój nie był wielki. Stworzono go z kamienia. Sądząc po złym samopoczuciu się dziewczyny, mógł to być morski kamień kradnący siły każdemu władającemu. Przez maleńkie okienko wpadał snop światła, lecz nie wskazywał on na dzień, a jedynie na blask księżyca. Przy łóżku leżały ubrania Kai. Patrząc na nie dziewczyna zaczęła coś sobie przypominać.
Zamaskowana - pomyślała. Byłam nią przed tym...
Na ubraniach nie dostrzegła śladów świadczących o walce - ani krwi, ani dziur. Musiała zostać pojmana bardzo sprawnie, albo sama oddać się w czyjeś ręce.
Bo przecież została pojmana, prawda? Jak inaczej wytłumaczyć to skrępowanie łańcuchami. I - coś co dostrzegła dopiero później - kraty oddzielające pomieszczenie od korytarza.
- Nie pamiętam - wyszeptała sama do siebie. Opadła na poduszkę. Ogarnęło ją zmęczenie, chociaż dopiero co się ocknęła. Miało ochotę płakać. Czuła jak na jej twarzy wyskakują rumieńce, mimo że przez plecy przechodziły dreszcze. Miotała nią bezsilność - jak miała się stąd wyrwać, będąc przytwierdzoną do łoża? W dodatku skoro się tu znalazła, świadczyło to o jej bezradności i słabości, o tym, że nie poradziła sobie z kimś. Po za tym musiała czekać co najmniej do rana, ażeby dowiedzieć się, co się stało. Wcześniej z pewnością nikt się nie zjawi.
Mogła wykorzystać ten czas. Lecz jak?
Jedyne na co wpadła, do oglądanie tych ubrań i próba przypomnienia sobie, co się stało.
Spoglądała więc na ubiór z wysiłkiem i nadzieję, że to cokolwiek da. Lecz czarne spodnie... nie mówiły nic. Czarne buty... nie mówiły nic. Szara bluzka... nic. Czarna chusta... nic.
Kai rozpłakała się. Po jej policzkach spływały łzy. Przypomniał jej się ich słony smak. Czuła go tak niedawno temu. Kojarzył jej się z bólem, który ostatnio ją przeszył.
- Serce... - wyszeptała nagle.
Pamiętała jego ból. Wzdrygnęła się na same wspomnienie.
Był to jednak jedyny ślad przeszłości, jaki posiadała z ostatnich dni. Musiała się go uczepić i dzięki niemu dojść do tego, czego zapomniała.
Skoro ją coś bolało, Law z pewnością o tym wiedział. Co z nim? Kiedy widziała go po raz ostatni?
Z całych sił skupiała się na jego twarzy. Widziała jej wyraz - zmartwiony, lekko przerażony, niepewny... Z pewnością taki grymas rządził nią, kiedy Kai widziała ja po raz ostatni. Dlaczego tak wyglądała?
Martwił się... Mną. Czemu?
Dziewczyna próbowała połączyć fakty, lecz na razie miała tylko zmartwionego Trafalgara oraz ból serca. Law był lekarzem, więc być może zajął się Kai. Lecz skoro na co dzień zdawał się tak opanowany, co się zmieniło, że wówczas Kai dostrzegała taką niepewność i zdenerwowanie? Przecież chłopak nigdy nie dawał po sobie znać, że coś jest nie tak.
- mo... zdycha...ć - rozbrzmiało w jej głowie. Słowa były niewyraźne, jakby zagłuszone przez kilka kamiennych ścian. Dziewczyna nawet nie mogła rozpoznać głosu osoby, która to powiedziała. Kai musiała się jednak na nich skupić.
Kto mógł to wypowiedzieć? Kiedy? Do kogo? Jak brzmiało pełne zdanie?
- Monkeya.... - Pamiętała, jak ktoś wypowiedział jego nazwisko. To ta sama osoba, której głos odbijał się teraz echem w głowie dziewczyny. - mo... zdycha...ć - Musiał to być ktoś, kto chciał go dorwać lub chociaż wiedzieć, gdzie Luffy się znajduje.
Piraci czy marines? - zapytała samą siebie. Kto pytałby mnie o niego...?
Nagle przypomniała sobie o listach.
- Smoker! - zrozumiała. I nagle wszystko do niej wróciło.
------------------------
Zemdlała, lecz nim sprowadzono pomoc, ocknęła się. Bolało ją serce. Z całych sił krzyczała, błagając o pomoc.
- Law! - Płakała. - Pomóż mi! - Łzy zalewały jej twarz i wpadały do ust, pozostawiając po sobie słony posmak.
- Co się dzieje?! - spytał. chciał rzucić się ku niej, lecz zbyt mocno go trzymano, w dodatku on również był osłabiony przez działanie kamienia morskiego. Chłopak błagalnie spojrzał na Smokera. Wiedział, że mężczyzna niechętnie pozwoli na pomoc Kai, jeżeli w ogóle zdecyduje się, że dziewczyna powinna przeżyć.
Ale przecież była cenna. Cenniejsza niż wiele innych piratów. Wiedziała wyjątkowo wiele, i zebranie od niej informacji, mogło być kluczowe w zwalczaniu piratów. Smoker ulitował się więc i kazał zabrać dziewczynę do lekarza.
- Pozwól mi się nią zająć! - krzyknął Trafalgar. Nie sądził, że Smoker pozwoli mu na to, lecz coś nakazywało mu prosić.
Law nie wiedział czemu, lecz Smoker zgodził się na to. Być może odezwało się w nim sumienie - dziewczyna wiele razy przecież pomogła marines. Nawet jeśli należała do piratów, wisiał jej niejedną przysługę.
- Kai! Co ci jest? - usłyszała pytanie z ust Lawa.
Nie była w stanie mu odpowiedzieć, lecz chłopak sam zdołał domyśleć się problemu. Serce - spełniły się jego najgorsze przypuszczenia. Lecz czemu własnie teraz? Sądził, że ma więcej czasu!
Zemdlała ponownie.
Dziewczyna ocknęła się w gabinecie lekarskim. Widziała zdenerwowanego Lawa i innego mężczyznę w kitlu lekarskim. ten drugi widocznie nie był zadowolony ze swojego zadania, lecz wykonywał je bez słowa sprzeciwu.
- Chcesz dać jej TO serce? - spytał oburzony.
- Bez niego nie przeżyje - odpowiedział Law. Musiał dostrzec, że Kai się ocknęła, bo posłał jej uspokajający uśmiech.
- Może zdychać - odpowiedział lekarz pogardliwie.
- I ty jesteś lekarzem? - zapytał. - Twój dowódca kazał ci jej pomóc. więc to zrób.
Law podszedł do Kai. Położył na jej czole dłoń, mając nadzieję, że to ją uspokoi. W jego drugiej ręce błysnęła strzykawka. Dziewczyna dostrzegła ją dopiero teraz.
Boję się igieł - pomyślała, lecz w tej chwili ten strach zdawał się być kompletnie absurdalny, zwłaszcza, że powinna się bać, czy w ogóle przeżyje.
- Spokojnie - powiedział i wbił igłę w ramię dziewczyny. - Śpij.
Więcej nie pamiętała nic.
---------------------------
- Ocalili mnie. Law.... i Smoker - zdziwiła się. Nie była jednak pewna, czy to faktycznie się zdarzyło, czy może sama ubzdurała sobie te ostatnie wydarzenia.
Co do jednego nie miała jednak wątpliwości - komuś była winna szczere podziękowania, nawet jeśli ta osoba niebawem przyczyni się do jej zgładzenia.
Zerknęła za siebie - na kraty oddzielające jej celę od korytarza. Pozwolił by mnie ocalono, a później wrzucił tutaj. Przegrałam. I to w najgorszy z możliwych sposobów.
---------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top