Nowy problem
- Po co to robisz? - krzyknęła Kai do Akihiro, kiedy ten zamachnął się na nią.
- Po co? Głupia. Jestem piratem. Grabież to mój chleb powszedni. - Uśmiechnął się perfidnie.
Kai spojrzała za przeciwnika. Chciała zorientować się w sytuacji. O dziwo jej załoga radziła sobie całkiem dobrze. Co prawda do wygranej nadal było daleko, jednak Kai sądziła, że nie musi się o nikogo martwić, bo wszyscy sobie radzą.
Czy to czas na moc owocu? - zastanawiała się, jednak cały czas obawiała się, że może być na to za słaba. Lecz jak inaczej mogłaby wygrać z Akihiro? Nie chciała go skrzywdzić, a żeby samej nie zginąć, potrzebowała o wiele więcej sił niż chłopak. Właściwie czemu nie chciała go skrzywdzić? Czy kiedy oszczędziła mu życie za pierwszym razem, podpisała cyrograf, nakazujący jej oszczędzać go już do końca życia? Nie znała go i sądziła, że nie żywi do niego żadnych uczuć, przecież był dla niej obcą osobą. Mimo tego nie potrafiła zamachnąć się na niego ostrzem z premedytacją.
Muszę spróbować. Niestety.
Zamknęła oczy na sekundę, choć bała się, że może to kosztować ją głowę. Na szczęście w tym czasie Akihiro nie zdołał jej ani razu zaatakować.
Nagle Akihiro poczuł okropny ból. Kiedy się obejrzał zobaczył... Kai.
- Co to...? - zaczął zdziwiony widząc klona, lecz nim zdołał dokończyć oberwał po raz kolejny płazem w głowę, co zmusiło go do upadnięcia na kolana.
- Tama - krzyknęła Zamaskowana, spoglądając na jedną z dziewczyn. - Podaj linę! Szybko!
Kiedy mężczyzna został związany (co nie obyło się bez problemów), nagle piraci zaczęli się wycofywać.
- Co jest...? - szepnęła zdziwiona dziewczyna. Jeszcze bardziej zaskoczyło ją, kiedy statek nieprzyjaciela zaczął odpływać od nich. Dziewczyna spoglądała na niego, nie wierząc własnym oczom. - Czemu? - Przecież mieli szanse... Gdzie kapitan? A oficerowie?
Usłyszała śmiech. Spojrzała na związanego.
- Z czego drwisz? - warknęła na niego. Co oni knuli?
- Z was. Z ciebie - odparł.
Klon Kai zniknął, a dziewczyna zachwiała się. Kurwa... Znowu? Podczas walki nie czuła zmęczenia, jednak teraz odezwało się ono z wielkim echem.
- Po co to zrobiliście? Chciałeś się pośmiać? Zobaczyć mnie po latach? - żartowała, lecz bez uśmiechu na twarzy.
- Nie. Nie ty byłaś celem. Wyrżnięcie całej załogi też niezbyt nas interesowało.
- Więc co?
Słyszała, jak załoganci opłakiwali poległych, lecz ona nie mogła dzielić z nimi tego bólu. Teraz musiała się dowiedzieć, czemu służył ten bezsensowny jak dla niej atak. Na łzy przyjdzie jeszcze czas i to nie tylko ten jeden raz. Z resztą, czy to pierwszy raz, kiedy kogoś tracą? Mimo prób i chęci, Kai, jak i jej załoga, byli jedynie ludźmi. Nie posiadali mocy, które pozwoliłby im na ocalenie każdego. Niemniej jednak każdy odczuwał stratę bliskich, a nawet dalszych osób, które dopiero co poznał.
- Możesz wejść pod pokład? Mogę postawić głowę za to, że jest tam mniej osób niż powinno. Zwłaszcza cudzą.
Porwali kogoś? Kiedy?! Kogo?
- Miałaś kogoś "cennego" ze sobą.
- Miałam - przyznała. I straciłam...?
Serce stanęło jej w miejscu. Doskonale pamiętała wszystkie osoby, które udało jej się zabrać ze sobą ostatniej wyspy, na jakiej cumowali. Wśród nich znalazła się pewna księżniczka - młoda dziewczyna o pięknych, złotych włosach i nienagannych manierach. Z początku zdawało się, że nie nada się na statek, że nie wytrzyma na nim dłużej, niż kilka godzin, lecz wbrew pozorom bardzo szybko się zaaklimatyzowała. Porzuciła drogie suknie na rzecz wygodnych strojów idealnych do biegania po pokładzie; z żalem mówiła o powrocie do domu. Teraz jednak - na nieszczęście - opóźni się on.
- Poświęciłeś życie po to, by inni mogli ją porwać? - spytała, mając nadzieję, że wciąż się myli.
- Przecież oboje wiemy, że mnie nie zabijesz.
- Niby skąd ta pewność?
- Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się skrzywdzić kogoś, kogo już raz ocaliłaś? Nawet jeśli on próbwał cię później zabić? - Kąciki jego ust uniosły się ku górze.
Fakt. Nie zrobię mu nic.
- Żałuj swej głupoty - powiedziała z kamienną twarzą. - Yōji! - Ponownie odwróciła twarz, tym razem jednak nie dlatego, że chciała spojrzeć na osobę, do której mówi, lecz po to, by nie widzieć twarzy osoby skazanej na śmierć. - Poderżnij mu gardło i wrzuć do oceanu.
Nie odwracała się w stronę Akihiro. Wiedziała, że pobladł; że był zdziwiony i zszokowany; że nie dowierzał. Lecz gdyby spojrzała jeszcze raz na tę buźkę i w te oczy, z pewnością by się ugięła. Mimo tego nie odchodziła ani na chwilę, kiedy jeden z załogantów wykonywał wyrok. Ignorowała krzyk, lament, błagania o litość. Z trudnością powstrzymywała łzy.
Kai, weź się w garść - mówiła sama do siebie. Nie płaczesz za kamratami zabitymi przez wrogów, więc nie płacz za wroga zabitego przez kamrata.
Gdy było po wszystkim podeszła do Yōjiego, i podziękowała mu.
- Przepraszam, że zrzuciłam na ciebie ten ciężar.
- Kapitanie, to był rozkaz. A ja rozkazy szanuję. Zwłaszcza kapitana, dzięki któremu żyję.
Jeden problem za nami. Ale co z księżniczką... To większy priorytet niż spotkanie ze Słomkowymi? Beze mnie, nie klona, mogę sobie nie poradzić z odzyskaniem jej. Lecz nie mogę tracić czasu... Co teraz?
-------------
Tym razem rozdział nieco krótszy, lecz mam nadzieję, że równie przyjemny do czytania :)
Do następnego! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top