Mroźna wyspa
Zimno, jakie im towarzyszyło świadczyło o tym, że są niewyobrażalnie blisko. Aż do chwili, w której dziewczyna poczuła chłód, siedziała pod pokładem, przez co nawet nie zauważyła gdzie się znajdują.
Kai ubrała się cieplej, zakładając na strój marines, który tylko ona nosiła, wyjątkowo ciepły płaszcz, który jednak nie miał krępować jej ruchów. Gdy już to zrobiła, poprawiła ciemne włosy i związała je silniej, by mieć pewność, że w razie ewentualnej walki nie będą jej przeszkadzać.
Wchodząc na pokład, zauważyła niepokój na twarzach towarzyszy.
- Co się dzieje? - Spytała, podchodząc do pierwszej lepszej osoby. Natychmiast jednak wyczuła powód ich zadumy.
Przepływali koło mroźnego świata utworzonego w wyniku walki dwóch admirałów, z czego jeden objął później dowodzenie w siedzibie głównej marynarki. W chłodnym, dotkliwym mrozem powietrzu dało wyczuć się coś, czego jednak być nie powinno.
- Trzymaj. - Hideo wyrósł przed dziewczyną, tak błyskawicznie, że tylko ona była w stanie dostrzec jego ruchy, lecz wszyscy pozostali zdziwili się, widząc go.
- Maska gazowa... - Natychmiast przyjęła "podarunek" od przyjaciela, wiedząc, że z pewnością się przyda. - Gdzieś tutaj jest Słomkowy, tak? I jego załoga?
- Nom... - odmruknął jej chłopak wpatrując się w dal. Jego twarz, podobnie jak i twarze wszystkich pozostałych członków G-5, w tym również Kai, pokrywała maska gazowa, chroniąca przed wyczuwalną trucizną, tak silną, że aż można ją było ujrzeć. - Denerwujesz się?
- Jasne. Ale w tym momencie nie Słomiany jest problemem - odpowiedziała natychmiast. - Chodzi o truciznę. To na pewno nie jego sprawa, ale... - nagle w jej głosie pojawiło się jakieś dziwne zamyślenie. -... jej nie powinno tu być. Nie po takim czasie.
- Wypadek na Punk Hazard nie był wcale tak dawno te...
- Ale to tutaj walczyli admirałowie. - Nie przestawała ani na chwilę. - W dodatku... - Chciała dokończyć, lecz właśnie wtedy usłyszała głosy Tashigi oraz Smokera. Rozmawiali dokładnie o tym samym.
- Ktoś chce nas stąd przegonić - powiedziało w końcu któreś z nich. Wiadomo. Tylko kto?
Decyzją końcową żeglowali dalej. Dalej w niebezpieczeństwo. I dalej w nieznane.
Marynarze podpłynęli bliżej do brzegu nie zniechęceni gazem, który miał ich najpewniej odwieźć od zejścia na skutą lodem wyspę.
Ktoś chce nas stąd wykurzyć. Ciekawi mnie, komu tak bardzo psujemy plany, będąc tutaj - pomyślała dziewczyna, gdy tylko zeszła na ląd.
- Kai - odezwał się nagle Smoker. Była to jedna z nielicznych osób, która zwracała się do dziewczyny po prostu po imieniu.
- Tak, panie Smoker? - Natychmiast spojrzała na twarz wiceadmirała. Blask lodu odbijał się w jego czarnych oczach, które minimalnie kryły się za barierą wypalonego z cygar dymu.
- Zostaniesz pilnować statku.
- Co?! - wrzasnęła, co bardzo zdziwiło jej przełożonego. Nie ciężko było zauważyć jak zdenerwowana jest dziewczyna, co na ogół się nie zdarzało. Nawet walcząc, czy też ociekając krwią, będąc na skraju życia i śmierci, nikt nie widywał jej takiej.
Kurwa... Nie powinnam się tak wydzierać, tylko łagodnie zapytać "dlaczego". Kiepsko... Nie potrafiła jednak spokojnie porozmawiać. Teraz wolała poczekać na reakcję Białego Łowcy, niż wmieszać się przypadkowo w jakieś jeszcze większe bagno. Puki co miała jeszcze szansę coś wskórać i nie chciała jej zaprzepaścić.
- Zostaniesz tutaj - powtórzył.
- Nie mogę iść razem ze wszystkimi? Też jestem jedną z G-5. - Ściskała silnie pięści, by jakoś się uspokoić. Wbijające się w skórę paznokcie przysparzały jej bólu, który jakimś sposobem uspokajał ją.
- Nie.
- Dlaczego, panie Smokerze? - Chcę się spotkać ze Słomkowym! Prędzej nie będę miała okazji - chciała wrzasnąć, lecz wiedziała, że sprowadziłoby to na nią przekleństwo. Mogłaby zginąć. Monkey D. Luffy należał do jednego z najbardziej poszukiwanych ludzi, a każdy kto nadmiernie chciał się z nim spotkać, budził niepokój. Ale Smoker też taki był. Czyżby bał się, że odbiorę mu jego nagrodę? Głowę Słomianego Kapelusza?
- Taką podjąłem decyzję. Potrzebujemy kogoś, kto będzie dbał o statek. Ty jedna powinnaś sobie poradzić, a więc mogę wziąć ze sobą więcej ludzi.
Zachciało jej się płakać, więc kątem oka rozejrzała się wokoło, zastanawiając się, ile osób właśnie na nią patrzy. Nie. Nie. Nie... Nie mogę. Muszę się uspokoić. Nie mogę i nie będę płakać.
- W takim razie może lepiej zostawić tu więcej ludzi, a ja pójdę razem z panem i pozostałymi? - W duchu prosiła by jej prośba została spełniona. Na próżno.
- Nie. To rozkaz - odparł chłodno.
Rozkaz...
- Tak jest - odpowiedziała, starając się ukryć smutek.
Smoker znał ją wystarczająco, by wiedzieć, jak postąpić, by go posłuchała i właśnie skorzystal z tej wiedzy. Pomimo że Kai nie szanowała marynarki, pracowała w niej. Prośba była prośbą, lecz rozkaz to rozkaz - nie można go odrzucić.
- Natychmiast wrócę na pokład. - Po tych słowach odwróciła się i szybko oddaliła, pamiętając jednak by nie biec przed siebie. Musiała wytrzymać tylko chwilę. Tylko dwie-trzy minuty powstrzymując łzy i swój krzyk. Tylko tyle... Chociaż teraz mogło się zdawać, że było to aż za wiele.
Moja okazja... Błagam nie. Nie, nie, nie... Spotkam się ze Słomkowym i nic mnie nie obchodzi Smoker, Tashigi, G-5! To ojciec mnie tu wysłał. Nigdy nie uznawałam Marines! Gdy tylko się oddalą ja... Spojrzała za siebie, jakby bojąc się o to, czy ktoś przypadkiem nie podsłucha jej myśli.
Muszę poznać Słomkowego. Mokey D. Luffy to wzór, który naśladuję. Nie pozwolę takiej szansy przelecieć mi przed nosem! Nie ma mowy.
Mogę być jedną z marines, ale jestem nią z przymusu, z którego zamierzam zrezygnować. Byłam tu, bo chciałam spotkać Słomianego. A skoro teraz mam szansę, nie zaprzepaszczę jej. O nie.
----------------
hejka. Przepraszam, że nie wyrobiłam się z rozdziałem. Na pisanie mam tydzień, wg obietnicy (obietnic się nie łamie, a przynajmniej nie powinno), ale czasem coś wypadnie - wiadomo i nawet tyle czasu nie wystarczy. Mimo to spróbuję żeby następny rozdział był na czas.
Ps. Od tego momentu wydarzenia z anime i mangi będę wplątywać między rozdział, ale stworzę z nich swoją własną wersję.
Do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top