Brak sił
Ujrzała miejsce przeokropne. Widziała nawałniczy szał, w który popadli ludzie. Uciekali przed czymś straszliwym, czego jej wzrok nie mógł dosięgnąć.
Jak długo byłam nieprzytomna?
Rozglądała się wkoło. Chociaż nie było czasu, musiała to zrobić, by zrozumieć, jak wiele ją ominęło i co się właśnie stało.
- To koniec - wyszeptała nieprzytomnie. - Absolutny koniec.
To nie przed ludźmi uciekano, nie przed dziećmi ani przed Caesarem. A jedynie przez wytworem, który na szczęście nie zauważył Kai, lecz nawet to nie uratowałoby jej, gdyby zechciała dalej się mu przyglądać. Natychmiast zawróciła, bo tam czekała na nią jedynie śmierć.
Rozwaliłam to przejście... niepotrzebnie. Musze przedostać się gdzie indziej. Tam zginę. W niczym nie pomogę.
Ale gdzie niby się przydam? Dokąd iść?
Pomyślała o swoich kopiach, o tej znajdującej się w marynarce. Ale nie wyczuła jej obecności, zupełnie jakby nagle zaginęła.
Co się stało? Ile mnie ominęło?
Nawet jeśli nie była przy niej, powinna być w stanie nagle "połączyć się" z jej myślami i zmysłami, w końcu były jednością. Lecz nie udało jej się.
- Zniknęła - wyszeptała ze strachem. - Ja zniknęłam. Zniknęłam z marynarki! - Przeraziła się. "Co teraz?" zakołatało w jej umyśle. Straciła połączenie pomiędzy swoimi wrogami. W dodatku martwiło ją to, dlaczego. Jeśli to przez stratę mocy, to być może zginęła też inna kopia - ta na statku. A jeśli nie, to znaczy, że zginęła w walce.
Pozbieranie myśli od kogoś, kto już zginął nie było wcale takie łatwe, lecz gdy już się udało Kai wcale się nie ucieszyła.
Gdybym zginęła z rąk Caesara nie byłoby problemu. Coś bym na to poradziła. A tak... Utrata tamtej kopii oznaczała utratę ogromnej ilości mocy. Jeśli tak to dziewczyna była już na skraju wytrzymałości. Stąd mój stan.
Na szczęście kopia znajdująca się na morzu, cały czas żyła, lecz również nie miała się zbyt dobrze.
- Trzeba było posłuchać Słomkowych - wyszeptała do siebie. Zakręciło jej się w głowie i zakołysała się. Złapała ponownie równowagę, jednak obraz przed nią rozmywał się. Dziewczyna wściekała się na siebie, że zniszczyła jedną ze ścian zamiast rzeczywiście poczekać. Teraz do wnętrza pomieszczenia wolno wlewała się trucizna z zewnątrz, a dziewczyna musiała ponownie szukać kryjówki. Pomimo tego że na początku planowała pomóc Słomkowym, teraz dostrzegała, że jedynie zaszkodzi. Potrzebowała się ukryć i chociaż na chwilę odpocząć, by zebrać siły.
Tak samo jak zniszczyła pierwsza ścianę, pozbyła się kolejnej, by przedostać się do wnętrza budynku. Szybko biegła w poszukiwania jakiegoś pomieszczenia, w którym mogłaby się zabunkrować i osłonić przed trucizną oraz wrogami, których nawet nie znała.
-------------------------------------
Nim odzyskam siły, nim uda mi się wstać, walka powinna się skończyć. Kiedy o tym myślała, jej oczy wypełniały się łzami. Sądziłam, że jestem wystarczająco silna. Że mam jeszcze dużo czasu... Czuła się coraz gorzej. Ból rozchodził się po jej całym ciele. Miała wrażenie, jakby ktoś wbijał ogromne szpile w jej skórę i powoli dobierał się do mięśni. Nie czuła wypływającej na wierzch krwi, lecz czuła jakby ta ciecz kompletnie ją okryła. Niedługo znowu zemdleję - pomyślała. Starała się zachować świadomość, lecz z upływającym czasem stawało się to coraz trudniejsze. Dlaczego właśnie teraz? Tak nagle? Tyle lat pływała po morzu, walczyła i cudem chroniła się przed śmiercią, a teraz, gdy właśnie niczego nie robiła, znajdowała się w największym zagrożeniu.
Chciałam dołączyć do Słomkowych. Pomagać Luffiemu. - Płakała. Ale jak? Nie będę w stanie. Kilka dni i kompletnie opadnę z sił. Tak jak w tym momencie.
Pomyślała o swoim drugim ciele, tym na statku, na którym była kapitanem.
Marzenia na bok. Tam jestem bardziej potrzebna.
Na statku jednak znajdowała się jedynie kopia. Dziewczyna musiałaby się z nią spotkać, by móc zająć jej miejsce. Gdyby spróbowała zabrać teraz jej moc, któż zająłby się jej załogą? Fakt zyskała by odrobinę sił,. poczułaby się lepiej, ale jakim kosztem?
Jak ja to powiem Luffiemu? Przecież to on miał być moim kapitanem, a teraz powiem "jednak nie"?
Jej myśli przerwał ogromny huk, zaraz po tym usłyszała głos Luffiego oraz jego kamratów.
Walka już się skończyła?
Usłyszała kolejny huk i czyjś krzyk. Nie, ona nadal trwa. I jest coraz groźniejsza.
Spojrzała w stronę, z której dochodziły ją te dźwięki. Nie mogła pomóc, lecz mimo to coś kazało jej wstać i ruszyć w tamtym kierunku. Na szczęście gdy tylko wstała, upadła. Gdyby nie to, nic by jej nie zatrzymała i z pewnością zginęłaby. Kai nie potrafiła się jednak zmusić i grzecznie, w spokoju czekać na niepewne rozstrzygnięcie. Chciała pomóc, lecz bezsilność, w jakiej się znajdowała wyniszczała ją.
- Przepraszam - zaczęła łkać. Nigdy tego nie robiła, jednak ból wykańczał ją nie tylko fizycznie, ale również psychicznie.
Ponownie zemdlała.
-----------------------------------------------------
Hejka. Minęło sporo czasu (mniej-więcej pół roku). No cóż... nie obiecuję, że to mój "powrót" i od teraz będę dodawać co pięć sekund nowe rozdziały. Nie.
Na pewno będę coś dodawać, ale... nie wiem jak często i na pewno nie będzie to regularnie. Przykro mi, dla tych, którzy liczyli na coś innego.
Wiem także, że ten rozdział nie był jakiś niezwykle spektakularny i niesamowity, jednak sądzę, że zrozumiecie, że przerwa od pisania na pewno nie wpłynęła dobrze na moje umiejętności. Zdarza się.
Niemniej jednak obiecuję, że będę się starać. I być może już niebawem będziecie mogli przeczytać zakończenie tej książki (wybaczcie również jeśli liczyliście na niekończącego się tasiemca. Ten rozdział miał być niejako sygnałem, w jaką stronę potoczy się historia.)
*****Korzystając z okazji życzę wam szczęśliwego nowego roku i niezapomnianego sylwestra***
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top