Abordaż
Kai nie pamiętała, kiedy zasnęła, ani tym bardziej, jak znalazła się w kajucie. Obudził ją przepyszny zapach oraz wesołe odgłosy obudzonej załogi. Bardzo miło wspominała miniony wieczór. Czuła, że dzięki rozmowie z Zoro odpoczęła o wiele lepiej, niż podczas leżenia w łóżku. Nie miała jednak pojęcia, czy to wystarczająco, by mogła się uspokoić i nie myśleć dłużej o swoim stanie zdrowia. Żałowała, że nie będzie miała okazji, żeby zostać na tym statku dłużej i się o tym przekonać. Jej załoga znajdowała się na tyle blisko, że nie mogła zmarnować okazji dołączenia do niej i znalezieniu się na miejscu swojego klona. Dopiero gdy zyska pewność, że może bez obaw walczyć na kilku frontach równocześnie, będzie mogła powrócić do Słomkowych, o ile ci jej na to pozwolą. Kai nie liczyła jednak, aby nastąpiło to szybko. Chociaż czuła się dobrze, to był to taki pierwszy raz od naprawdę dawna i możliwe, że za kilka godzin powróci do poprzedniego stanu.
Muszę cieszyć się tymi kilkoma dniami, które mi zostały... - mówiła sobie, wstając rano. Była szczęśliwa, dlatego bez trudu się uśmiechała, jednakże mimo tego nie potrafiła odpędzić od siebie dołujących ją myśli.
-------Zamaskowana------
- Widzę, że pani kapitan dobrze się dziś miewa - odezwała się do Kai urocza dziesięciolatka. Mała była córką jednej z kobiet, które szykowały właśnie posiłek dla całej załogi. Póki jej matka była zajęta, dziewczynka biegała po pokładzie bez ustanku przez kilka godzin, jednakże po zobaczeniu kapitana, natychmiast się zatrzymała i ukłoniła.
- Fakt - odpowiedziała Kai. Nadal miewała zawroty głowy, lecz to całkowicie normalne przy tak dużych falach, jakie dzisiaj panowały na morzu i tak słabym stanie zdrowia. Niemniej jednak to nie to ją martwiło, a fakt, że w każdej chwili mogli natrafić na marines. Znajdowali się zaledwie dwa do trzech dni drogi od Dressrosy i szanse na spotkanie z żołnierzami rosły z każdą chwilą.
Obecnie na pokładzie znajdowało się zaskakująco wiele osób zdolnych do walki, lecz nawet jeśli, to nie zmieniało to faktu, że osób nie mogących chwycić za szable było znacznie więcej i ich obrona stanowiąca priorytet, z pewnością mogłaby ich pogrążyć. Lecz w razie ataku, nie mogli pozostawić dzieci, starców czy schorowanych na pewną śmierć.
- Kapitanie! - odezwał się głos za jej plecami. - Statek na horyzoncie - powiedział jeden z chłopaków, gdy Kai spojrzała w jego stronę.
Proszę, nie marines. Nie marines. Nie marines.
- Wesoły Roger! - dodał po sekundzie.
- Podaj lupę! - Krzyknęła, natychmiast podbiegając do niego. Zabrała narzędzie i podbiegła do relingów. Z początku nie zauważyła statku, lecz gdy go ujrzała, poczuła przerażenie. Zastanawiała się, jakim cudem znaleźli się aż tak blisko niego. Przez ułamek sekundy żywiła nadzieję, że okręt okaże się należeć do którejś z zaprzyjaźnionych pirackich band, lecz niestety bandera, jaką ujrzała oznaczała coś zupełnie przeciwnego.
Na czerwonej fladze widniały piszczele a także czaszka przyozdobiona dwoma opaskami na oczy.
- Znasz ich, kapitanie? - spytał ten sam chłopak.
- Piraci Ślepego - odparła z niezadowoleniem. Wiedziała, że skoro statek znalazł się tuż przy nich, z pewnością nie mają pokojowych zamiarów. Zwłaszcza, że należeli do piratów. - Pełna gotowość! - krzyknęła nagle, odwracając się w stronę pokładu. - Do broni! Pozostali pod pokład!
- TAK JEST, KAPITANIE! - wrzasnął w odpowiedzi tłum.
- Co teraz? - nie ustępował chłopak.
- Wykonujecie polecenia. Walczysz o wygraną. Lub siedzisz i się o nią modlisz. - Nie traciła czasu na uspokajanie ludzi. Pod pokładem znajdowały się osoby mogące ją w tym wyręczyć, natomiast jej jako kapitana, nie mógł zastąpić nikt.
Na spokojnym pokładzie nagle zapanował chaos. Matki szukały swych dzieci, a starzy odprowadzani przez młodych z trudem pojmowali, co się dzieje. Każdy, nawet ci co się kryli, szukali broni, która przecież powinna znajdować się pod ręką. Lecz na statku znajdowały się też osoby spokojne, które święcie wierzyły, że wygrają nadchodzące starcie mimo przeciwności losu. Stały spokojnie wyczekując rozkazów. Ich wzrok kierował się w stronę przeciwników ochoczo trzymających w dłoniach broń.
- Ster lewo! Wachta pierwsza przygotować się do stawiania reszty żagli! - Kai wydawała komendy jedna po drugiej. Oficerowie, których niestety było o wiele za mało, pomagali jej we wszystkim. Odpowiedzialni za konkretne wachty dopytywali się o swoje zadania. Kiedy wiedzieli co mają robić i nad czym czuwać, spełniali się w tym. Jednakże nie mieli już czasu, by uciec.
------Słomkowi----
Kai jadła przyrządzone przez Sanjiego śniadanie, gdy poczuła jak serce staje jej w miejscu. Spuściła wzrok i zachłysnęła się.
- Kai? Coś się stało? - Odezwała się Nami, która jako pierwsza zauważała, że coś z nią nie tak.
Nagle wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę.
- Na drugim statku... - wyszeptała z trudem. - ... za moment rozpocznie się walka.
- Tam są dzieci! - odezwała się z przerażeniem Nami.
- Jesteście daleko od nas? - spytał Sanji, co dla Kai było równoznaczne z propozycją pomocy. Slomiani z pewnością ruszyli by z odsieczą, gdyby nie fakt, że nie mogli.
- Nie. Ale przy tym wietrze i tak nie dopłyniemy na czas. W dodatku... Sami wiecie jak to jest na tym morzu. - Czuła jak łzy nachodzą jej do oczu, lecz wiedziała, że jej klon jest o wiele spokojniejszy. Dobrze, że jesteśmy dwie. Przynajmniej ta druga "ja" może skupić się na walce i się nie martwic, bo ja robię to za nią. - Spróbujemy płynąć na zachód, a skończymy płynąc na południe .
- Nie możemy tak was zostawić!
- Nami nas pokieruje!
- Znajdziemy spokój!
Nie docierały do niej te krzyki. Słyszała jedynie przerażone matki i przejęte traumą dzieci. Nie przegramy. Nie możemy.
- Poradzimy sobie - zapewniała Kai, lecz ze względu na jej przejęty wzrok i pobladłą twarz nikt jej nie wierzył. - To nie jest banda, z jaką nie da się wygrać. - Oby.
Znała ich z akt. Po raz pierwszy pojawili się na West Blue. Z początku bardzo łatwo było ich rozbić, lecz co by się nie działo, nigdy nie udawało się pojąć sześciu konkretnych, zawsze tych samych osób, co przykuło jej uwagę. Po przekroczeniu Grand Line nie zrobiło się o nich głośno, dopóki nie roznieśli w pył jednej z pirackich band, która właśnie pięła się ku górze. Były to nieliczne siły, lecz ich przywódca zasłużył sobie na list gończy z nagrodą o wysokości 40 mln beli, a trzech z oficerów na 20 mln beli, 15 mln beli i 8 mln beli, co razem stanowiło sporą sumę pieniężną. Niestety poza podstawowymi informacjami, Kai nie pamiętała nic więcej.
- Wybaczcie, ale... skoro muszę walczyć, to muszę też odpocząć. Pyszne śniadanie. Dziękuję.
-------------Zamaskowana------
- Abordaż! - usłyszała nagle, kiedy okręt znalazł się tuż przy nich. Pomimo usilnych prób, nie udało się go zgubić.
Salwy z katapult nie okazały się wystarczająco efektywne, a więc załoga przeszła do walki wręcz. Wspięli się na liny, stanęli na burtach i zaczęli przedostawać się na okręt Zamaskowanej. Rozpoczęła się walka.
Kai nie mogła używać mocy swojego klon-klon owocu od samego początku walki, wiedząc, że skończy się to natychmiastowym opadnięciem z sił. Wierzyła jednak, że jeśli uda im się pokonać połowę osób które przedostały się na ich statek, będzie mogła skorzystać z niego, a wówczas wygrana okaże się być niemalże pewna.
Niemniej jednak do tego momentu wiele im brakowało. W ich załodze znajdowało się mnóstwo osób niewyszkolonych w walce. Kai codziennie zalecała im treningi, jednakże ludzie będący na tym statku zaledwie tydzień, dwa, a nawet i miesiąc nie byli w stanie dorównać piratom z krwi i kości, a przynajmniej nie na ten moment. Jednakże każda pomoc była ważna.
Kai dzierżyła dwie katany, którymi zwinnie się posługiwała. Nie czuła nic, przecinając tętnice szyjne przeciwników, lecz gdy zauważyła niewielką strugę krwi spływającą po nodze jednego ze swoich załogantów, popadła w szał. Chciała przejść do pełnej ofensywy, jednakże zdawała sobie sprawę z tego, że nie może dać się pokonać emocjom, bo wówczas z pewnością przegra. Musiała cierpliwie czekać, dopóki załoga nie pomoże jej wytępić większości przeciwników.
Nigdzie nie dostrzegała też osób, których rzekomo powinna bać się najbardziej - Ślepego, będącego kapitanem, oraz oficerów. Czyżby nadal znajdowali się na swoim statku?
Słyszała krzyki, plusk wody, kiedy ciała wpadały do morza. Krew lała się wszędzie. Nagle piękna poranna sielanka zamieniła się w brutalną rzeź. Nie mieli czasu, by patrzeć na nieruchome już ciała walające się pod nogami. Niekiedy potykali się o ręce czy nogi swoich towarzyszy czy też przeciwników. Teraz nie miało to znaczenia, lecz za jakiś czas, kiedy walka minie, dojdzie do nich co się stało. A wówczas nie powstrzymają się już od rozpaczy. teraz każde ciało, było po prostu stertą przeszkadzającego im mięsa. Jednakże część z tych ciał należała do osób, z którymi jeszcze przed chwilą rozmawiali.
I za co to wszystko? Przecież to niewinni ludzie! Piraci nigdy nie mieli pieniędzy, bo łatwo je wydawali. Po co więc na nich napadać? By niszczyć konkurencję? Kai nie mieściło się to w głowie, lecz nie miała czasu, by o tym myśleć.
Wyprowadziła cięcie i nagle usłyszała brzdęk stali. Ktoś je zablokował? Jakim cudem? Lecz następnego mu się nie uda! Spróbowała, lecz o dziwo po raz kolejny przeciwnik je sparował. Spojrzała na jego twarz. Już ją kiedyś widziała, lecz na pewno nie na liście gończym. Powtarzała ataki, lecz cały czas okazywały się nieskuteczne. Dlaczego?! Kim jest ten człowiek?
Nie potrafiła przypomnieć sobie do kogo należały te zwinięte w kucyk blond włosy, piwne oczy i złośliwy uśmiech, wyraźna opalenizna i pieprzyk koło nosa. Kim jesteś? Spojrzała na ramię i dostrzegła na nim przeogromną bliznę.
- Ty?! - wrzasnęła, uświadamiając sobie nagle, kto stoi naprzeciwko niej.
- Ja - odpowiedział przeciwnik, po czym kopnął ją w brzuch. Dziewczyna potknęła się o ciało i upadła na ziemię. Nie zdążyła wstać, lecz zdołała zablokować cięcie przeciwnika kataną. Podniosła się w mgnieniu oka, lecz nie potrafiła zaatakować, wiedząc już, z kim ma do czynienia.
- Miło, że mnie pamiętasz - powiedział blondyn ochrypłym głosem, jakby dopiero co wstał. Zaprzestał na moment walki. Nie przejmował się biegającymi wokół ludźmi. Wpatrywał się w Kai ze zwycięskim grymasem na ustach.
- Abe Akihiro. - Patrząc na niego, widziała niezwykłą poświatę. Pamiętała, jak spotkała go po raz pierwszy. Wtedy również znajdowali się na statku, a on promieniał wokół rozprzestrzeniającej się rzezi. Tak jak teraz.
- A mogłaś mnie po prostu zabić. Tak jak ci wtedy mówiłem.
- Mogłam - przyznała, z przerażeniem.
----------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top