Dopłynięcie
---Zamaskowana---
Co teraz? Nie mogła udawać, że nie widzi tego, co dzieje się na wyspie. Lecz z drugiej strony miała swoje zadanie - uratowanie księżniczki. Co ważniejsze?
Tu w grę wchodzą życia setek... tysięcy osób - myślała. Od kiedy tylko znalazła się na Dressrosie nie potrafiła odrzucić tych rozmyślań. Chodziła roztargniona, niepewna dalszego ruchu. Ale... jeśli jej nie odzyskamy... może rozpętać się wojna. To trwa długo... ten chaos tworzony przez Doflamingo. Kilka dni, nawet miesiąc nie sprawi różnicy, natomiast to... to pilna sprawa.
Spojrzała w niebo okryte plandeką. Musiała czekać na przybycie Słomkowych i przyjść im na powitanie, ażeby wiedzieli, gdzie ukryć statek. Nie miała jednak ani ochoty ani siły wstać. Gdy tylko się podniesie, zobaczy przecież wszystko to, co zmuszona będzie porzucić na jakiś czas.
- Zamaskowana! - odezwał się ktoś. - Kai! - dodał, gdy ta nie zareagowała.
Kai - powtórzyła i nagle coś w niej pękło. Nie jestem już w marines. Nie mogę brać na siebie tego wszystkiego. Ale...
Jeśli zaczną ją ścigać, najpewniej Smoker okaże się tym, który zbliży się do niej najbardziej, jako jej poprzedni dowódca, a także osoba mająca za złe Monkey'emu. Po listach Kai, Smoker najpewniej wiedział, że spróbowała spotkać się z nim. A więc tam gdzie ona, tam też i Monkey.
A jeśli tak, widząc ją walczącą w obronie świata, nawet mając zupełnie inne rozkazy, zmuszony zostanie by jej pomóc.
Nagle przypomniała sobie, że ktoś ją wołał. Wstała i zerknęła w kierunku, z którego wydobywało się dźwięczne "Kai". Podeszła tam.
------Kai------
- Rozdzielić się? - Zdziwili się załoganci na pomysł Kai. Wystarczyło odrobinę zastanowić się nad tym, ażeby dojrzeć mnóstwo luk w planie podyktowanym przez dziewczynę. Czemu osoba znajdująca się na skraju śmierci i swymi oczami pełnymi żalu błagająca o pomoc, nagle zdecydowała się zrezygnować z niesionej jej pomocy?
Zalała ją seria pytań, zbyt trudnych, zbyt błahych... po prostu - zbyt wiele ich było, by na nie odpowiedzieć. Przeczekała więc.
- Na Dressrosie źle się dzieje - tłumaczyła raz jeszcze. - Przyślą marines. Sami sobie nie poradzą, więc trzeba im pomóc. Ale nie może być nas zbyt wiele, by łatwo było zbiec. Nie można zostawić też księżniczki. Tam... nie wiadomo ile osób się przyda, lecz ze względu na wasz sojusz - spojrzała na Luffiego, a następnie przerzuciła wzrok na Lawa - nie powinniście się rozdzielać.
- Sprzeciw - odezwał się Trafalgar. - Moja załoga jest daleko od nas. Płynąc z tobą, uda mi się z nią spotkać.
- Zabrałeś vivre card? - spytała z wyrzutem. - Skąd wiesz, w którą stronę popłyniemy?
- Zabrałem - przytaknął. - Na pewno będzie bliżej, i kto wie, może zdołamy się złączmy z moją załogą. Wówczas łatwiej będzie odzyskać tę księżniczkę.
Musiała przyznać mu rację, lecz zbyt wiele obaw jej dokuczało, by mogła spojrzeć na to tak trzeźwo jak Law.
Westchnęła ciężko.
Jest lekarzem. kapitanem. Najgorszym pokoleniem. Przyda się. I... Wie o mnie więcej niż oni. Pomoże mi, gdy znowu pojawi się jakiś atak.
- Jeśli wszyscy się zgodzą, proszę bardzo. - Zmusiła się do uśmiechu i słów, które sprawiały jej zadziwiająco wiele bólu - będę wdzięczna za twą pomoc.
Po ponownym przedyskutowaniu planu, udało się namówić Słomkowych.
Poza Lawem i Kai za księżniczką mieli ruszyć Zoro, Franky, i Robin, a także kilka osób wyselekcjonowanych z załogi Kai. Wybór osób był niezwykle trudny. Nami ogromnie przydałaby się jako nawigator podczas poszukiwań księżniczki, lecz była to równocześnie jedna z najbardziej odpowiedzialnych jeśli nie najodpowiedzialniejsza osoba w załodze, toteż idealnie sprawowała się jako niańka dla pozostałych, mniej rozgarniętych kamratów. W dodatku w razie odkrycia przez marynarkę tymczasowej kryjówki, jej zdolności zezwolą na bezpieczną ucieczkę z wyspy i co ważniejsze - pomogą w dostaniu się w miejsce zbiórki, gdzie spotkają się z pozostałą częścią załogi. Chopper został jako lekarz. W razie walk stanowił kluczową postać. Sanji nie zamierzał płynąć razem z zielonowłosym szermierzem. A Luffy, jako najsilniejszy, mógł zapewnić bezpieczeństwo swoim przyjaciołom. Poza nimi Kai wyczuła, że Usopp czuje do Lawa pewną niechęć, a więc zdecydowała się poprosić długonosego o pozostanie przy kapitanie, co ten zrobił z niewymowną wdzięczności. Ostatnia osobą był Brook, który szczerze mówiąc mógł być potrzebny wszędzie. Dobrze walczył. Lecz z jakiegoś niezrozumianego przez Kai powodu, dziewczyna nie chciała by ten zawracała z wyznaczonej mu drogi. Być może w grę wchodziła jego historia o wielorybie, którą opowiedziano jej któregoś wieczoru. Czuła, że ten człowiek, a bardziej szkielet, nie może zawracać.
Pozostałe osoby, jakie znajdowały się na statku, lecz nie należały do załogi, miały pozostać na Dressrosie.
Na koniec dziewczyna przeprosiła wszystkich jeszcze raz. Kręciło jej się w głowie od tego wszystkiego, lecz ciągłe zmiany planów były wyłącznie jej winą, z czego zdawała sobie sprawę.
Dlaczego życie nie mogło być prostsze? Nie! Ono jest proste, po prostu Kai bez przerwy mąciła spokój swymi klonami. Z początku w ogóle nie miała tworzyć żadnego klona na stałe, lecz z czasem dzięki nim stworzyła alternatywne postacie. Przez nie mogła przeżyć życie takim, jakim chciała, takim jakim chcieli jej rodzice, a także takim, w którym pomimo jej wyborów rządziły obowiązki.
Nim zaczęła wycieńczać ją choroba, zdarzało jej się używać klonów do znacznie bardziej błahych spraw, toteż obecnie Kai zamartwiała się, czy gdyby nie to, dłużej opierałaby się chorobie. Gdyby tak, może nigdy jej klon z marines nie znikłby, a G-5 nie dowiedziałoby się o jej drugiej twarzy. wówczas miałaby też siły, by samotnie ocalić księżniczkę lub... może wcale by jej nie porwali.
A gdybym w ogóle nie miała mocy? Wówczas nadal należałabym do marynarki? Tylko tam?
Denerwowało ją mnóstwo rzeczy w marines, niepoprawności, nieścisłości, słabość...! Lecz... na krótko przed zniknięciem jej klona poznała człowieka, dzięki któremu ta instytucja mogłaby się mocno zmienić na lepsze. Smuciło ją to, że nie będzie jej dane tego zobaczyć. Mimo że marynarka nie należała do przyjemnych miejsc, zdarzały się sytuacje, dzięki którym Kai nabierała przekonania, że znajduje się w miejscu, w którym zawsze chciała. Były to momenty, podczas których udawało jej się komuś pomóc.
Czy naprawdę tych momentów było coraz mniej, czy to ona zrobiła się a tyle zgorzkniała, że przestała je dostrzegać? Może marines... wcale nie było złe.
-----Zamaskowana----
Załoga dziewczyny zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniły się ich początkowe plany. Chociaż wiele osób chciało na pierwszej wyspie, na jakiej tylko się znajdą - zwłaszcza, po ataku jaki przeżyli kilka dni wcześniej - opuścić statek i nie wracać już na niego, pomimo tego, że czuło ogromny dług względem Kai, to dziewczyna kategorycznie zakazała im tego.
- Ta wyspa nie jest dobra. Wysiądziecie na każdej wyspie, na jakiej będziecie chcieli, lecz nie na tej - tłumaczyła im spokojnie i ciepło, lecz wiedziała, że w pewnym momencie będzie musiała krzyknąć, a wówczas wiele osób przestraszy się jej. Być może pomyślą, że ta dziewczyna wcale nie jest tak dobra, na jaką się kreuje. Co jeśli wcale nie chce zwrócić im wolności, a jedynie sprzedać jako niewolników? Było to oczywiście idiotyczne myślenie, lecz Kai wiedziała, że w sytuacji, w jakiej znaleźli się ci ludzie, obawy takie były całkowicie na miejscu.
Kazała swoim oficerom pilnować, aby nikt nie uciekał w strachu przed nią.
- Przestraszą się - zauważył drugi oficer. Kai spojrzał z żalem w jego oczy. Niegdyś był chłopcem, którego porwano dla zysku. Kiedy Kai go spotkała przemienił się już z chłopca w młodego mężczyznę. Żałowała, że spotkała go dopiero po tylu latach. Był starszy od niej, co znaczyło, że przeżył w tej męce co najmniej połowę swego życia. Mówił, że miał szczęście, bo przynajmniej przeżył, a później, bo został ocalony. Lecz nawet jego historia mogła nie przekonać tych ludzi. "Kłamie!" - powiedzą. Po co więc próbować i odkopywać te straszne wspomnienia? Lepiej, aby milczał. - Przestraszą - powtórzył, gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
Kai mrugnęła, wyrywając się z zamyślenia.
- Cóż innego zrobię? - miała ochotę płakać z bezsilności. Gdy inny z oficerów to zauważył podszedł do niej i spytał ostrożnie, czy nic jej nie jest. Zdawał sobie sprawę z problemów zdrowotnych dziewczyny. Poza tym nie wiedział, czy nie oberwała podczas abordażu na ich statek i nie ukrywała tego przed nimi.
-Spokojnie - starała się brzmieć przekonująco i szczerze, lecz wątpiła w to, czy jej się udało. - To nerwy, nie choroba.
- Nie możesz się tak forsować - odezwał się drugi oficer.
- Nie. Ale przybyły posiłki. - Zerknęła w stronę, z której nadpłynął statek Słomkowych. Teraz, czuła się już bezpiecznie i pewnie. - Będzie dobrze - dodała, bardziej do siebie niż do swych rozmówców.
-------
zaczęły się wakacje, toteż zaczęła się wakacyjna przerwa. Rozdziały będą wrzucane rzadziej, tak samo jak ten był po długiej nieobecności na wattpadzie.
Jeśli podoba ci się moja twórczość, a nie masz ochoty czekać na dalszy rozdział, polecam moje ff o bleachu (na ten moment są ukończone dwie części, lecz za jakiś czas powinien pojawić się rozdział w trzeciej, więc zapraszam)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top