Choroba
Przygotowania do wypłynięcia nie mogły trwać dłużej niż zaledwie kilka godzin. Chociaż byli zmęczeni, zdecydowali się rozpocząć podróż już nocą; dzięki temu mogli zaoszczędzić kilka godzin wykorzystując bryzę nocną, która pozytywnie wpłynęła na ich prędkość.
Od kiedy Kai połączyła się z jednym ze swych klonów, czuła się znacznie lepiej. Niemniej jednak cały czas obawiała się, tego, co dzieje się z jej załogą podczas jej nieobecności. W dodatku głupio się czuła, pozostawiając swoich trzech oficerów z tak trudnym i poważnym zadaniem.
Są ze mną tak długo. Przecież im ufam - tłumaczyła sobie, starając się uspokoić.
Razem z nią wypłynęło kilka osób z jej załogi gotowych do walki w każdej sytuacji. Wierzyła i ufała im. Połowa z tych osób pływała z nią już rok, reszta krócej, lecz wystarczająco długo, by zdołać poznać ich niezwykłe umiejętności.
Morze było spokojne, toteż dziewczyna zdecydowała się odwiedzić Lawa. Mieli kilka spraw do przedyskutowania niecierpiących zwłoki, poza tym liczyła, że lekarz przebada ją i znajdzie magiczny lek. Leku co prawda nie dostała, szczerze mówiąc Law praktycznie nic jej nie powiedział. Zupełnie jakby wolał przemilczeć stan dziewczyny. Może musi to przemyśleć - stwierdziła Kai. Nie chciała mu w tym przeszkadzać, toteż wyszła na zewnątrz. Zdrowe powietrze z pewnością dobrze jej zrobi.
Gwar, który panował na pokładzie jeszcze przed minutą, ustąpił, kiedy pojawiła się Kai. Gdy jednak załoganci zrozumieli, że dziewczyna nie ma do nich żadnego interesu, wrócili do rozmów i karcianych gier.
- Lepiej, pani kapitan, dziś wygląda - podszedł do niej jeden z jej załogantów. Był to młody chłopak, lecz starszy od niej o kilka lat. Był bardzo umięśniony i barczysty. Jego siła i determinacja z pewnością okażą się istotne podczas tej misji.
- I lepiej się czuję - odpowiedziała, nie odrywając wzroku od horyzontu. Chociaż jej stan uległ poprawie, obawiała się, ile czasu pozostało jej nim ponownie wróci do poprzedniej formy. Bała się tej chwili. Za każdym razem kiedy ta myśl powracała, przed oczami widziała Lawa. Zastanawiała się czy młody lekarz będzie w stanie jej pomóc. Pokładała ogromne nadzieje w jego zdolnościach. Wiedziała, że przyjaciel nie zdoła jej uleczyć, lecz nawet ukojenie bólu lub zwolnienie procesów wykańczających organizm mogło okazać się zbawiennym.
- Cóż to za przewlekła choroba?
Kai nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek wspominała chłopakowi o chorobie. Wątpiła też, by oficerowie wyznali ten sekret innym załogantom. Musiał się sam domyśleć. Nic dziwnego.
- Nie do końca wiadomo - odpowiedziała po długim milczeniu. Nie była pewna, czy powinna kontynuować tę rozmowę. Mówienie o chorobie, to mówienie o słabościach, a kapitan nie mógł sobie na takowe pozwolić. Jeśli wieść rozejdzie się dalej, skutki mogą być opłakane. I to bez różnicy czy dowie się o tym reszta załogi, czy - broń boże - marines. Z drugiej strony ukrywanie tego w momencie, w którym wiele osób na niej polegało, mogło doprowadzić ich do zguby. Skoro ten chłopak ufał jej i powierzył swe życie w jej rękach, nie mogła tego przemilczeć. - Choroba genetyczna osłabiła mnie podczas innej, nieuleczalnej choroby, która powoli atakuje organizm, zaczynając od tego, co w nim najsłabsze. Teraz, nawet zwykłe przeziębienie do dla mnie walka o przetrwanie. Wybacz - odezwała się nagle. Zdjęła dłonie z relingów, po czym odeszła.
Poczuła ból w klatce piersiowej. Świat zawirował wokół niej.
------Law-----
Chłopak patrzył na zebraną przez siebie dokumentację. Westchnął ciężko. Notatki dotyczące Kai a także dotyczące planu ich podroży przeplatały się. Trudno stwierdzić, cóż z tych dwóch problemów gnębiło go bardziej. Jednakże o ile z wyznaczaniem kursu i planowaniem trasy, tak, aby uniknąć niebezpiecznych zawirowań powietrza i niepewnej pogody, która w tym regionie zmieniała się dosyć regularnie, miał sporo pomocy w postaci nawigatorów, o tyle w dokumentacji lekarskiej nie mógł mu pomóc nikt. Kiedy Kai do niego przyszła, radosna, szczęśliwa, pełna życia, nie spodziewał się, że jej stan jest aż tak poważny. Normalny człowiek już dawno temu gniłby w trumnie lub na dnie oceanu. Kai jednak przez cały ten czas była w stanie względnie normalnie funkcjonować.
Minęła już ponad godzina od kiedy dziewczyna wyszła z jego kajuty, a on wciąż nie potrafił przestać myśleć o niej. Chopper tego nie zauważył - pomyślał z goryczą. A Kai nie raczyła mu o tym wspomnieć. Przypomniał sobie, jak zbadał serce dziewczyny. W każdej sekundzie mogłoby stanąć w miejscu, lecz jakimś cudem nadal biło. Z pozoru zdawało się być całkiem zdrowe i pewnie żaden inny lekarz na świecie nie zdołałby dostrzec tak poważnej wady w jego funkcjonowaniu.
- Ta wyprawa będzie porażką.
Umysłem powrócił do lat dzieciństwa. Myślał o tej pięknej, maleńkiej przyjaciółce, wówczas kompletnie zdrowej. Któż spodziewał się, że czeka ją taki koniec?
Usłyszał pukanie do drzwi. Natychmiast rozwarł oczy i zerknął w ich stronę. Nim zdążył się odezwać, do środka wparowała niewielka osóbka, a zaraz za nią pojawił się Zoro. Oboje wyglądali na wystraszonych.
- Kapitanie Law! - krzyknęła mniejsza postać. - Pani Kai...!
Nie zdążył dokończyć, a Law natychmiast rzucił się do drzwi.
- Jest na pokładzie! - krzyknął za nim Zoro, po czym również rzucił się do biegu. Był nad wyraz zdenerwowany. Miał ochotę krzyczeć, lecz tłamsił w sobie tę chęć.
--------------
Od razu zobaczył zbiegowisko ludzi okrążających dziewczynę.
- Odsuńcie się - powiedział swoim niskim, donośnym głosem. Chociaż wewnętrznie cały się trząsł, nie dawał tego po sobie poznać. - Wróćcie do swoich zadań. Zajmę się nią. - Przyklęknął przy przyjaciółce. Dyszała ciężko, na jej twarzy tworzyły się krople potu; oczy miała na wpół zamknięte.
Zoro przyklęknął tuż przy nich.
Franky i Robin zajęli się rozganianiem ludzi. Jeśli Law chciał pomóc, potrzebował przestrzeni oraz ciszy. Mały człowieczek, który w raz z Zoro przybył powiadomić Trafalgara o incydencie, przybył wraz z wiaderkiem wody oraz ze szmatką. Podał ją lekarzowi.
Nie moge nic zrobić. Jeśli to serce, nie mam jak. Jeśli to nie ono, sama sobie z tym poradzi.
- Musi odpocząć. To wszystko.
Nie możemy dopuścić jej do wal...
- Law! - Odezwała się Kai. Jej głos łamał się, lecz dziewczyna wyglądała znacznie lepiej niż przed sekundą. Trafalgar zamarł. Jego twarz zwróciła się w stronę Kai. Dziewczyna próbowała wstać, lecz Zoro powstrzymał ją, przytrzymując jej barki. - To pewnie przez to ciśnienie. - Odsunęła od siebie dłonie zielonowłosego. Chciała wstać, lecz wiedziała, że jeśli się zachwieje, pożegna się z udziałem w misji, a na to nie mogła sobie pozwolić. To przecież ona wpakowała księżniczkę w te kłopoty i to ona musiała ją z nich wyciągnąć. - Co sekundę się zmienia i to nagle. - Widziała krytykę i surowość w oczach Trafalgara, lecz chłopak milczał. - Dziękuję. Za wszystko. - Usiadła. Sięgnęła do swojej kurtki. Szukała papierosów, ażeby zapalić jednego i uspokoić się. Marzyła o tym by odetchnąć dymem. By wypełnił jej płuca. By ten aromat, nieprzyjemny dla tak wielu, a tak pyszny dla niej, rozszedł się po jej organizmie. - Zabrałeś mi... - Nie zdążyła dokończyć. Zobaczyła trzymane w dłoni Lawa papierosy. Kiedy to zrobił? Na pewno nie teraz. Nie myślałby o tym. Musiał to zrobić, kiedy Kai znajdowała się w jego kajucie. Ale przecież dziewczyna cały czas obserwowała Lawa, a ten - jak jej się zdawało - nawet nie zbliżał się do jej rzeczy.
- Nie zalecałbym ci ich - powiedział tylko, po czym schował je w kieszeni płaszcza.
- Tak czy siak jestem trupem.
Chłopak nie uznał, aby ta rozmowa była odpowiednia dla nich. Zbył ją ruchem dłoni.
- Odprowadzę cię. Powinnaś wypocząć.
Chciała się z nim spierać, lecz zdawała sobie sprawę z tego, że miał rację. Wstała potulnie, w czym pomógł jej Zoro, po czym razem z dawnym przyjacielem udała się do swojego maleńkiego kąciku.
--------------------------------
Dopiero po dłuższej chwili Law dostrzegł łzy kapiące z oczu dziewczyny. Pozwolił jej szlochać. Skoro tego potrzebowała, nie powinien jej tego zabraniać. Przeżywała trudny okres. Wielu silniejszych od niej i bardziej doświadczonych przez życie, załamałoby się, a ona na przekór im wciąż starała się walczyć. Lecz z każdym dniem stawało się to coraz trudniejsze. Wkrótce i ona się podda.
Nic dziwnego, że szukała ukojenia w nałogach. Poza paleniem, lekarz dostrzegł jak dziewczyna często popija alkohol, prawie zawsze zaczyna dzień, a nawet kończy go kawą. Z pewnością też nie zrezygnowała z treningów. Może i brakło jej sił na codziennie czynności, lecz ćwiczenie pozwalało jej na myślenie, że wciąż może coś zmienić, że nie jest jeszcze za późno,a choroba wcale nie postępuje tak szybko. Rzeczywistość była jednak okrutna.
- Co... co tym razem zaatowała choroba? - spytała wreszcie.
- Płuca - skłamał. - Nie możesz zbyt szybko oddychać, ani wdychać niczego szkodliwego.
Spuściła wzrok.
Jeśli w to uwierzy, może powstrzyma się od sytuacji, w których oddech mógłby przyspieszyć, czyli wszystkich tych, w których i jej serce pracowałoby szybciej. Chore serce było wyrokiem śmierci, zaś chore płuca wciąż dawały nadzieję długiego życia.
- Law - odezwała się ponownie. W jej głosie rozbrzmiewała pustka, jakby dziewczyna w ciągu tych kilku minut zdołała pogodzić się ze swą tragedią. - Jeśli cokolwiek mi się stanie, dokończ misję.
Spojrzał na nią. Przytaknął.
- I zaopiekuj się moją załogą. To głównie dzieci, starcy, schorowani. Lecz są tam ludzie, zwłaszcza oficerowie, którzy mają do zaprezentowania światu cały wachlarz umiejętności. Nie powinni się zmarnować. Jeśli uznasz, że są gotowi, poślij ich w morze.
- Sama to zrobisz.
- O ile zdołam.
-------------
Przez całą noc Trafalgar planował. Był najznakomitszym chirurgiem jakiego widział świat. Z pewnością było coś, czym mógł pomóc Kai. Potrafił wycinać serca i zmieniać je na inne. Gorzej, że dziewczyna mogłaby nie przeżyć takiego zabiegu. Z resztą, to nie jedyne co konieczne do zoperowania.
Law planował. Znalezienie "dawcy" nie stanowiło problemu. Lecz czy tak ryzykowne operacje są konieczne? Nie lepiej zaczekać, aż staną się ostatecznością.
Law nigdy wcześniej nie wątpił w swe umiejętności. Skąd więc te rozterki?
Otworzył szufladę, by wyjąć notatki, które schował w niej zaledwie minutę wcześniej. Dostrzegł skonfiskowane papierosy i zapalniczkę.
Co ja robię?
Wyciągnął jeden z papierosów, włożył filtr do ust i podpalił. Dym rozszedł się w płucach. Law zakaszlał. Dawno nie palił. Ostatni raz chyba kilka lata temu, kiedy spotkał się z Kai. Wówczas, dopiero co zachorowała. Czemu wtedy nie posiadał swych mocy? Na tak wczesnym etapie choroby, być może udałoby się zneutralizować jej skutki?
- Obrzydlistwo - pomyślał, spoglądając na papieros, po czym wziął drugiego bucha.
--------------------
Byłabym wdzięczna, gdyby znalazła się jakaś miła duszyczka i zechciałą przypomnieć mi w wiad prywatnej dokładny przebieg wydarzeń na dressrosie. ze względu na moją ingerencję w historii muszę nagiąć lekko to, co wydarzyło się w arcu, a niestety nie mam wystarczająco czasu, by oglądać wszystkie odc anime od nowa, więc jeżeli ktoś pamięta, byłabym wdzięczna za pomoc
dziękuję
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top