"Niech żyje wolność..."

Wolność. Słowo, którego na ogół nadużywamy, bo mamy przecież wolność słowa, wolność wyznaniową, wolność osobistą, wolność rynkową i tak dalej, i tak dalej, a zapominamy o tej najważniejszej - o wolności narodowej, o wolności jednostki, o stanie, w którym nikt nie strzeli nam między oczy tylko dlatego, że użyliśmy słowa w naszym ojczystym języku, o czasach, w których nie napadnie nas jakiś pomylony skinhead narodowiec, o miejscu, w którym możemy żyć bez strachu o to, że w centrum handlowym wyskoczy jakiś sympatyk państwa islamskiego i krzycząc na całe gardło: "Allahu Akbar", "Allach jest wielki", zdetonuje kamizelkę wypchaną po same szwy trotylem.

Właśnie o takiej wolności zapominamy, kiedy w telewizji mówią o naszych wojskach i ich manewrach na Dalekim Wschodzie, nasze myśli są mniej więcej takie: "No szkoda, szkoda tych żołnierzy, no i te dzieci takie małe, ale, o rany, zaraz mi się lasagne przypali, goście już jadą..." Smutne? Dla osoby postronnej może i takie sobie, dla bardziej uczuciowej powód do melancholii, ale czy ktokolwiek z nas pomyślał o tym, jak czują się żołnierze, który wracają z misji w Iraku czy w Iranie? Często popadają w depresje różnego rodzaju. Czasem odbierają sobie życie, bo walczyli za wolność, a nie dyskryminację mniejszości narodowych. Rzadko, ale jednak, emigrują do bardziej cywilizowanych krajów. Najrzadziej wracają na front.

Dokładnie to chciała zrobić major Julia Błysk, kiedy przejechała na wózku krótki odcinek między ulicą Zamenhofa a Śródmieściem Białegostoku. Przy autobusie nikt nie pomógł, jedna starsza pani powiedziała nawet "Na cholerę się tu pchasz z tym wózkiem? Tylko miejsce porządnym ludziom będziesz zajmować". Gdy major chciała wytłumaczyć, że obie nogi straciła w wyniku wybuchu miny przeciwpiechotnej, ta sama staruszka wyzwała ją od narkomanek i pijanych kierowców. Później było już tylko gorzej, bo kiedy w końcu przyjechał autobus niskopodłogowy, musiała machnąć legitymacją kombatantki, żeby zwolniono miejsce specjalnie przeznaczone dla wózków inwalidzkich. Potem czekała prawie pół godziny na to, aż ochroniarz głównego wejścia raczy przyjść na jej dzwonek, a gdy zobaczył w jakim jest stanie, powiedział, że winda dla niepełnosprawnych znajduje się z drugiej strony budynku. Dopiero około czternastej podjechała przed drzwiami doktor habilitowanej ortopedy Julity Błysk-Komorowskiej, swojej matki i jednocześnie lekarki prowadzącej. Naprawdę starała się nie okazywać swojej wściekłości, ale przynajmniej część z emocji zebranych w ciągu dnia musiało wyleźć jej na twarz, bo mama natychmiast zrobiła jej kawę, mocną i słodką, obie taką lubiły.

- Córcia, mam dla ciebie protezy najnowszej generacji. Będziesz mogła chodzić tylko z laską, bo mają mechaniczne stawy i system stabilizowania. Przepisałam ci też morfinę, ale wiesz, że wkrótce przejdziesz na inny lek, bo od tego powoli się uzależniasz...

Julia Błysk pokiwała głową w geście zrozumienia, jednak myślami nadal była o wiele dalej niż w szpitalu, zapomniała o chorobie i swoim kalectwie, o ojcu, który nie odwiedził jej ani razu, o porannej kłótni z Alicją, nawet o kubku z reklamą środka na zwyrodnienie stawów, wypełnionym kawą, a objętym drżącymi dłońmi. Chciała cofnąć czas i opowiedzieć wszystko Falkowskiemu na samym początku znajomości, widziała, w jaki sposób na nią patrzył, na pewno by jej pomógł. Ale ona się wstydziła, bała się generała, może też martwiło ją szaleństwo w oczach Dawida. Jednak obraz cuchnącego tanią wodą kolońską, obleśnego i wiecznie napalonego generała prześladował ją co noc, w snach, które były szalenie realne, widziała jego nieogoloną gębę, czuła go w sobie i na sobie, ból, uderzenia, słyszała jego głos, kiedy kazał jej klękać i przełykać spermę, nadal miała w ustach jej kwaśno-gorzki smak, w uszach nadal brzmiały słowa obleśnych rozkazów i okrzyki zbliżających się ejakulacji, pamiętała palący ból przełyku w czasie wymiotów, kiedy nerwy i obrzydzenie wygrywało nad postanowieniami, pamiętała to wszystko, ciągle to do niej wracało, ale nie zgadzała się na analizę psychiatryczną, na wprowadzenie leków i terapii, nie chciała skończyć jak starszy sierżant Dawid Falkowski, zamknięta w domu bez klamek.

Kiedy wracała do domu, miała już nowe protezy na kikutach nóg, wspierała się drewnianą laską z napisem Semper Fi u podstawy, miała już gotowy plan działania na popołudnie, postanowiła zmienić wystrój pokoju, sprzedać lampy i lalki na allegro lub e-bayu, zawsze ktoś szalony je kupi, cóż, zerwie draperie, ściągnie czarne baldachim i firanki, zawiesi coś zwyczajnego, ale w "jej stylu", przeprosi Alicję Szefrik, a w końcu położy się w swoim łóżku, mając złudną nadzieję, że następnego dnia uda jej się pogadać z ojcem.

Jeśli mamy być szczerzy, to major Julia Błysk nienawidziła ojca, miała ochotę zastrzelić go z karabinu na pociski smugowe, żeby się przypiekał przed śmiercią, a nie pieprzył o rodzinnej filii klinik dla żołnierzy. Kiedy była w śpiączce, mama zaglądała do niej co godzinę, Melisa nawet nie wychodziła z jej sali, ale ojca próżno było szukać. Miał tą swoją chorą satysfakcję, że znów jego słowa okazały się prawdą, że pójście jego córki do wojska było błędem.

Ani trochę się o nią nie martwił.

Alicja Szefrik siedziała na kanapie w salonie, wyciągając nad stolikiem kikut nogi, w niektórych miejscach był już poraniony, proteza przestała spełniać swoją funkcję, ale ona zarabiała na nowszy model, bo nie chciała być nic winna dla państwa. Kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę z wyrazem zaciętości na twarzy, natychmiast poprawił jej się humor. Zawsze tak na nią działał widok roześmianej Julii Błysk.

- Cicho! Ani słowa o nowych protezach, bo cię oskalpuję - rzekła zamiast powitania i weszła do pokoju.

Przez następne dwie godziny wyrzuciła ze swojej sypialni osiemnaście worków niepotrzebnych rzeczy, zastępując je jasnymi barwami.

___________________________

Houk!

Tak więc trzeci rozdział, najkrótszy jak do tej pory, ale taki właśnie miał być. W następnym pojawi się postać naszego demonizowanego nieco generała, który przysporzy mnóstwo kłopotów, a Dawid Falkowski, nowa miłość ForeverTeenWolf24, wyjdzie ze szpitala dla umysłowo chorych, targany najgorszymi przeczuciami.

...Fuck, znowu za dużo powiedziałam.

Czytajcie, głosujcie i komentujcie!

Całusy,
Wasz Robocik/Maleństwo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top