Julia Błysk
Starsza oficer, major Julia Błysk - Falkowska obudziła się tak po prostu, kiedy jej mózg uznał, że już wystarczy. Leżała na boku, opatulona ciepłą kołdrą i puchatym kocem, który małżeństwo zabrało ze sobą z Mińska. Czuła, jak Dawid obejmuje ją od tyłu, jego równy oddech łaskotał jej szyję, zaś nieco przydługie broda i wąsy mężczyzny drapały w kark. Wtuliła się w niego mocniej, niezbyt chcąc wstawać. W Mińsku nie musieli nic robić, chodzili na spacery i rozkoszowali się przedwczesną emeryturą wojskową. A teraz? Zgodziła się tylko na miesiąc w jej własnej bazie, zbyt wiele przypominało tu o poprzednim życiu i Ksanderze. Tamte dziewczyny, one nie wiedziały, co to znaczy być wojskowym. Podobno pracowały tylko przy ochronie konwojów pomocy humanitarnej. Ona była wichrzycielem, przeprowadziła w swojej karierze siedemdziesiąt cztery akcje dywersyjne, często zapuszczała się do kontrolowanych przez wroga miast samotnie, a w końcu była też na froncie. Dlatego patrząc poprzedniego dnia na młode żołnierki odniosła wrażenie, że system się sypie. Do tej pory do bazy trafiali tylko żołnierze ze stopniem od starszego sierżanta wzwyż. Teraz widziała tu trójkę szeregowych. Kiedyś kobiety i mężczyźni w wojsku mieli bardzo podobny stopień umięśnienia, zwykle dość wysoko rozwinięty. Teraz widziała dziewczęta po prostu zbyt grube. No i wreszcie kiedyś w bazie był dowódca. Teraz dziewczęta wprowadziły sobie grafik i demokrację.
Julia Błysk - Falkowska bała się zejść do niższych poziomów, z obawy przed zastaniem tam różowych draperii, zastawy do herbaty i opakowań po ciastkach, a wśród tego bajzlu plotkujące żołnierki, które malują sobie na wzajem paznokcie. Na całe szczęście Wroński pozwolił jej na tymczasowe wprowadzenie starych reguł, które miałyby obowiązywać aż do odlotu małżeństwa.
Z tą myślą dosłownie wyskoczyła z łóżka i poszła w kierunku szafy, w której trzymała swoje mundury. Założyła czarne bojówki, specjalnie na tą misję zrobione z miękkiego materiału, wojskowe buty i koszulę moro z dystynkcjami majora. Włosy, które teraz opadały jej do połowy pleców, zaplotła w warkocz od czubka głowy, dopiero wtedy spojrzała na zegar. Była szósta czterdzieści rano czasu lokalnego. Idealnie, ona zawsze budziła swoich podopiecznych o tej godzinie.
Delikatnie wyrwała Dawida z objęć Morfeusza, wskazała mu mundur i kilka teczek akt personalnych, które leżały na stole w części kuchennej. Po krótkiej chwili wyszła z ich pokoi, uzbrojona w patelnię i drewnianą łyżkę, udając się w kierunku bunkra sypialnianego dziewcząt.
Nie pomyliła się w kwestii opakowań po ciastkach, bo te leżały wszędzie wokół. Westchnęła, chcąc dogonić złość, po czym zaczęła uderzać łyżką w patelnię.
- Co jest...?
- Rany, dopiero szósta...
Fuknęła przez nos, widząc ich guzdranie się.
- Macie dziesięć minut na to, aby się ubrać! Raz! Raz! Rozkaz wyższego stopniem!
Dziewczęta mozolnie wygrzebaly się z łóżek, ledwie powłócząc nogami. Kilka z nich wyjęło mundury, reszta zabrała się za jakieś cywilne ciuchy.
- W wojsku czas chodzi na skróty, zostały wam trzy minuty! - wrzasnęła major, patrząc na młode żołnierki morderczym wzrokiem.
Po upływie wyznaczonego czasu w nierównym szeregu stało przed nią sześć dziewcząt w cywilnych podkoszulkach i szortach, tylko cztery w zwyczajowym mundurze. Julia Błysk zamknęła oczy, usiłując uspokoić oddech. Co one sobie myślą?! Starszy stopniem stoi przed nimi, w pełnym mundurze obowiązującym w bazie, a te tutaj chodzą sobie jak po domu?! Niedoczekanie.
- Jesteście do bani. Wy cztery idziecie do kuchni, macie zjeść śniadanie. Wasza szóstka zostaje tutaj, musimy sobie porozmawiać o umundurowaniu wojskowym.
Była wściekła. Marzyła o tym, aby uderzyć kogoś w twarz. Najlepiej tą grubą brunetkę, która prezentowała światu trzy fałdy tłuszczu na brzuchu, wyłaniające się spod crop topa moro.
- Po pierwsze: gdzie są wasze mundury? - rzuciła Jula, patrząc nieco ponad ich głowami. - Szeregowy Stasic?
Brunetka poruszyła się niespokojnie, w końcu sięgnęła pod łóżko, gdzie w nieco spleśniałej walizce leżał równie spleśniały mundur.
- Wasze? - spytała reszty żołnierek. Kiwnęły ze wstydem głowami. - Okay, tak się chcecie bawić, to tak będzie. Macie pół godziny. Nie wiem jak chcecie to zrobić, ale kiedy tu wrócę, pokój ma lśnić, a zajrzę w każdy kąt, zaś Wy macie być w mundurach. Czystych, bo te z daleka zalatują szlugami i grzybem. Do roboty!
Wyszła z pomieszczenia zastanawiając się, co generał Wroński sobie myślał, gdy wysłał tu te dziewczęta.
~~~*~~~
- Dawid, daj mi broń. Proszę. Polecę prosto do obozu Wrońskiego i go zabiję.
Starszy sierżant spojrzał na żonę z przerażeniem w oczach, jednak po chwili jego wzrok złagodniał. Zaparzył Julii poranną kawę, podał talerz ze świeżymi kanapkami. Przyjęła kubek bez wahania, musiała dostarczyć choć odrobiny energii swojemu organizmowi, nie myślała, że krótka wizyta w baraku sypialnianym aż tak ją wykończy.
- Bardzo źle? - spytał prosto z mostu Dawid.
Spojrzała na niego znad krawędzi kubka z kawą, nie widział jej ust, ale oczy w zupełności wystarczyły. Kiedyś, kiedy w bazie byli tylko we dwójkę, spojrzała tak na niego, gdy zapytał ją o to, dlaczego musi wymieniać skafandry ochrony biologicznej co pięć-sześć użyć. Zarówno wtedy jak i w czasie śniadania zrozumiał, iż zadał głupie pytanie.
- Chcesz, żebym pomógł ci wprowadzić nowe-stare zasady, kotku?
Kiwnęła niemrawo głową, ledwo czując ten ruch. Wyjęła z drukarki ciepły jeszcze regulamin bazy, plan dnia oraz listę obecności. Trzymając kubek w jednej ręce, zaś papiery w drugiej, pomaszerowała do głównej kuchni, poprzedzona przez Dawida, który otwierał jej drzwi.
~~~*~~~
Po przeprowadzeniu dokładnej inspekcji sypialni, spisaniu na kartce wielu błędów i kolejnych mocnych słowach ze strony major Błysk, cała grupa zebrała się w kuchni, gdzie Julia kazała mężowi bezceremonialnie zerwać grafik dziewczyn i zawiesić w tym samym miejscu regulamin oraz plan dnia. Mimo ogólnych protestów ze strony żołnierek, na lodówce zawisła kartka z jadłospisem.
- Po co nam to?
- Nie wiecie, czym jest prawdziwa wojna. Kiedy znajdziecie się w gorącej strefie, zrozumiecie wszystko.
- O tak, na pewno polecę na front. Mam skończyć z twarzą jak ta pani Frankenstein?
Julia odwróciła się w stronę szeregowej Stasic po prostu błyskawicznie, jednak Dawid był szybszy. Stanął nad brunetką, a jego oczy ciskały gromy.
- Poszłaś do wojska po to, aby malować paznokcie i paść się na koszt państwa oraz ONZ, czy po to, żeby walczyć? - spytał zimno, jednocześnie dając żonie sygnał, iż powinna zadzwonić do Wrońskiego. - Odpowiadaj, szeregowy, starszy stopniem zadał ci pytanie!
Niezręczna cisza trwała przez kilka dobrych minut, przerwała ją dopiero starsza oficer, która wcześniej niepostrzeżenie wymknęła się z kuchni. Wszystkie jedenaście par oczu zwróciło się na nią, napięcie w pomieszczeniu dosłownie zabierało większości zebranych oddech. Major odłożyła telefon na blat, krótkie paznokcie zabębniły cichutko o kamień. Przez chwilę w kuchni możnaby było usłyszeć upadającą szpilkę.
- Szeregowa Stasic, powstań. Masz dwie godziny na spakowanie swoich rzeczy, zgodnie z decyzją generała Wrońskiego zostajesz dyscyplinarnie wydalona z wojska. Oddasz mu broń osobistą i wszystkie tymczasowe dokumenty. Jeśli zapomnisz czegoś, już tego nie odzyskasz. Zarząd bazy "Błysk" nie ponosi odpowiedzialności za pozostawione lub zagubione rzeczy. Odmaszerować.
_______________
Houk!
Kolejny rozdział, dajcie znać, jak się Wam podoba.
Całusy,
J.M.Vector ♡.♡.♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top