Drobne rzeczy mają największe znaczenie.
*Lika*
☆ kilka miesięcy później☆
Razem z Damonem walczę z anoreksją, jest coraz lepiej. Przytyłam siedem kilo. Ważę 42kg. Nie mam aż tak wystających kości biodrowych i policzkowych, mimo to daleko do mojej dawnej wagi 65kg. Lekarz twierdzi że jestem na dobrej drodze.
-Lika!- krzyknął Damon z histerią w głosie.
-Co znów przeskrobałeś? - zapytałam.
Weszłam do kuchni a raczej to była kuchnia. Spojrzałam na chłopaka z niedowierzaniem. Jak dosłownie w pięć minut sprawić by kuchnia wyglądała jak po ataku bomby atomowej? Spytajcie Damona. Jakaś zielona maść, która okazała się być zmiksowanym groszkiem, była na ścianach i suficie.
-Jak ta maź, zwana groszkiem znalazła się na suficie?- spytałam spokojnie.
-Wrzuciłem groszek do miksera i go włączyłem i obróciłem się na chwilę po miskę a jak wróciłem na miejsce, to zastałem ten widok.- jego głupota powinna go boleć, zamiast jego boli mnie, ponieważ muszę to sprzątać.
-Nie nałożyłeś pokrywy, prawda?- patrzył na mnie jakbym mówiła po chińsku- Nie było tematu.
Wzięłam się do sprzątania, skończyłam po dwóch godzinach. Ręce i plecy dosłownie miałam sztywne od ciągłego zginania.
-Damon!- krzyknęłam.
Nie reagował. Poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Mam dosyć.
-Kochanie!?
Super jak ja go wołam to go nie ma...
Zasnęłam. Niestety nie na długo. Usłyszałam jak ktoś kładzie się obok mnie. Spojrzałam na zegarek- 2:34 w nocy. Super. Spojrzałam na niego i spytałam
-Gdzie byłeś?
Odpowiedziało mi chrapanie. Ja z nim nie wytrzymam. Wzięłam poduszkę i ruszyłam do salonu na kanapę. Położyłam się w nakryłam kocem, który leżał na kanapie.
*Damon*
Podczas gdy Lika sprzątała kuchnię, w której celowo zrobiłem bałagan by nie pytała gdzie jadę, ponieważ nie chciałem kłamać. Szykowałem jej pewną niespodziankę, która mam nadzieję jej się spodoba. Niestety pech chciał, że w drodze powrotnej były okropne korki i do domu wróciłem jakoś po drugiej w nocy. Będę się jutro gęsto tłumaczył. Byłem tak zmęczony że położyłem się na łóżku i od razu zasnąłem. Gdy się obudziłem Liki ani jej poduszki nie było obok- zły znak. Zszedłem do salonu i ujrzałem ją śpiącą na kanapie. Postanowiłem ją udobruchać śniadaniem. Zrobiłem nam naleśniki polane bitą śmietaną i czekoladą do tego kakao. Przygotowane śniadanie zaniosłem do salonu. Wiem, że zapewne wszystkiego nie zje ale zawsze coś. Usiadłem na kanapie obok niej i wziąłem ją na kolana, pezykrywając szczelnie kocem. Pocałowałem ją w czoło i wyszeptałem jej do ucha
-Księżniczko, śniadanie czeka.
Zamruczała coś słodko pod nosem. Zaśmiałem się cicho czym spowodowałem otwarcie jej oczu. Spojrzała na mnie ze smutkiem.
-Wszystko ci wytłumaczę podczas śniadania, skarbie. Nie masz czym się martwić. Nie byłem w klubie ani pubie. Nie mogę ci powiedzieć co robiłem bo zepsuję niespodziankę.- powiedziałem.
-Proszę- powiedziała robiąc swoje śliczne maślane oczka.
-Oj maleńka, niestety nie zdradzę ci nic prócz tego co powiedziałem. A teraz usiądź i jedz.
Posłuchała mnie. Cieszyłem się, że wraca do zdrowia. Przytuliłem ją do siebie i powiedziałem
-Dziękuję.
-Za co? -spytała z odrobiną czekolady w kąciku ust. Nachyliłem się nad nią i ją króto pocałowałem.
-Za to, że jesteś.- powiedziałem po prostu a tak wiele.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top