Odwagi!
Nie wierzyłam, że dałam się w to wciągnąć. Co ja najlepszego robiłam ze swoim życiem? Proponowano mi rolę w filmie, ale się nie zgodziłam, już i tak wystarczająco często występowałam przed kamerą. Myślałam, że się odczepią, ale oni znaleźli mi inne zadanie. W zasadzie to Adrien im je podsunął, bo wygadał się, że grałam. Dzięki, braciszku. Miałam zająć się oprawą muzyczną. Grać na skrzypcach. W filmie akcji. Dalej nie mogłam pojąć, jakim cudem ten pomysł przeszedł. W każdym razie było mi głupio odmówić, zwłaszcza, że Adrien też brał udział, dostał główną rolę męską, kto by się spodziewał? Jemu błyszczenie przed kamerą najwyraźniej aż tak nie przeszkadzało, bo zgodził się bez problemu. Mimo wszystko rozumiał moją decyzję, poza tym zastąpić mnie mógł każdy, zaproponowano mi jakąś mało istotną rolę poboczną.
Z gry jednak już trudniej było mi się wykręcić, nie miałam być widoczna na filmie, a nie mogłam zasłonić się nadmiarem obowiązków, w końcu Adrien miał tyle samo roboty, co ja, a zgodził się wystąpić. Ostatecznie przystałam na to, może wtedy poczułabym się wreszcie częścią klasy i na coś bym się przydała. Koniec końców zostawili mi wolną rękę, musiałam wszystko zrobić sama. Zarwałam kilka nocek, by się przygotować. Godziny poświęciłam czytaniu scenariusza napisanego przez Alyę i szukaniu utworów, które budowałyby klimat. Nie pomagał mi fakt, że na wszystko nie mieliśmy zbyt wiele czasu, około miesiąca. Alya się sprężyła i napisała scenariusz w pięć dni, w tym czasie Marinette załatwiła nam u dyrektora sale do kręcenia filmu po lekcjach. W rezultacie dostałam nieco ponad tydzień na ogarnięcie muzyki, a Marinette w tym czasie zajęła się kostiumami. Aktorzy mieli trochę na wyuczenie się roli.
Wszystko to po to, bym teraz stała i po raz dziesiąty grała to samo, bo Mylène wciąż bała się Ivana w stroju potwora i musieliśmy wciąż powtarzać jedną scenę. Ja naprawdę wszystko rozumiałam, ale każdy z nas się napracował i to nie mogło teraz pójść na marne. Po co zgłosiła się do tej roli, skoro wszystkiego się bała? Każdy z nas był już wykończony i miał dość, ja przez to wszystko uzależniłam się od kofeiny w niecałe dwa tygodnie, raz nawet Nathalie zabrała mi skrzypce, bo tak się obawiałam, że nie zdążę, że zaczęłam ćwiczyć grę o pierwszej w nocy. Powiedziała mi, że mam kłaść się spać i odda mi instrument rano przy śniadaniu, a moje tłumaczenia nie pomogły.
Odłożyłam na chwilę skrzypce na szkolną ławkę i się o nią oparłam. Przymknęłam powieki i potarłam skronie, ile jeszcze razy zamierzali to kręcić? Zbliżała się szesnasta trzydzieści, na dworze o tej porze roku robiło się już zupełnie ciemno. Obstawiałam, że posiedzimy tu sobie do dziewiętnastej, bo o tej godzinie zamykali szkołę. Bez przesady, Ivan miał na głowie czerwony worek z niebieskimi frędzlami i domalowanym okiem na czole, to naprawdę nie było przerażające, a raczej komiczne. Czy ktoś nie mógł tej dziewczyny po prostu zastąpić, ktokolwiek? Każdy by się sprawdził lepiej, a chyba wszyscy znali scenariusz na pamięć. Westchnęłam zrezygnowana i wyjęłam z torby tabletkę przeciwbólową, miałam już tego dosyć. Kto wpadł na ten durny pomysł, by zgłaszać naszą klasę do konkursu?
— Mylène, nakręciliśmy już dziesięć dubli i nadal nie mamy ani jednej sceny — irytował się Nino, który pełnił funkcję reżysera. A tak, to był jego pomysł.
— Dokładnie czternaście, ale kto by liczył? — wtrąciła się Alix. Bardziej, niż zdenerwowana, wydawała się zmęczona.
— Ja... przepraszam was. Tym razem na sto procent będzie już lepiej, obiecuję — zapewniła nas Mylène.
Zazdrościłam Adrienowi cierpliwości, wciąż zdawał się pełen energii, choć Juleka już chyba setki razy poprawiała mu makijaż i zapewne też chciał wreszcie odpocząć. Cóż, sam się w to wpakował, poza tym był przyzwyczajony.
— Ktoś chce herbatki? — Rose biegała po sali z termosem. Na początku nie rozumiałam, po co została z nami, chociaż nie brała udziału w kręceniu filmu, ale po dwóch godzinach nagrywek dotarło do mnie, jak bardzo ważny był jej wkład. Przyniosła masę przekąsek i pilnowała, byśmy się nie odwodnili. Niby głupota, ale jednak wszyscy jej chyba potrzebowaliśmy. Skakała od ławki do ławki z uśmiechem na ustach, na serio ją podziwiałam.
— Ja chętnie się napiję, jeśli mogę — odezwałam się.
Co prawda przydałaby mi się raczej mocna kawa pomieszana z energetykiem, ale jak się nie ma, co się lubi...
Ledwie odstawiłam termos, już znowu zaczęło się coś dziać, zero odpoczynku.
— Jak dla mnie, to on jest straszny nawet bez maski — rzuciła jak zwykle złośliwie Chloé.
— Dobrze Chloé, że ty wyglądasz dziś tak wspaniale — wypaliłam, nim zdołałam się ugryźć w język. Dziewczyna mruknęła oburzona, ale nie bardzo się tym przejęłam. Wreszcie nie musiałam udawać, że ją lubiłam. Poza tym nigdy nie obrażała się na długo.
— Ivan, zakładaj z powrotem maskę, przecież grasz potwora, a ty, Mylène, nie możesz wychodzić ze swojej roli — zarządził pan reżyser, więc ponownie sięgnęłam po skrzypce.
Mylène w tym czasie wpadła na mojego brata i znowu się wystraszyła. Już widziałam, jak ona idealnie odgrywała tę scenę.
— I Oscar dla najbardziej żałosnego, skulonego kota, który boi się własnego cienia, otrzymuje... Myléne! — Znów zadrwiła Chloé.
Przytknęłam dłoń do czoła.
— Chloé, wytłumacz mi, po co ty tutaj z nami siedzisz? — zapytałam, bo traciłam cierpliwość do tej dziewuchy.
— Chcę popatrzeć, jak kręcicie ten wasz żałosny film i jak ponosicie porażkę — zaśmiała się złośliwie.
W czasie tej uprzejmej wymiany zdań nasza aktorka uciekła z płaczem. Westchnęłam i wzniosłam oczy do nieba, bo czułam, że zaraz ja też będę płakać.
— Mylène! I co, nikt za nią nie pobiegnie? — zdziwiła się Marinette.
— Myléne, zaczekaj! — krzyknął Ivan i wybiegł, zrzucając po drodze maskę. Pokręciłam głową, teraz nie mieliśmy dwóch aktorów.
— Dzięki, Chloé, po prostu genialnie! Jak mamy nakręcić film bez naszej głównej aktorki? — pieklił się Nino.
— A komu ona jest potrzebna? Jest potwornie słaba. — Dziewczyna kompletnie nic sobie nie robiła z jego pretensji.
— Sama jesteś słaba! — O, Ivan wrócił. — Mylène wypłakuje sobie przez ciebie oczy w łazience!
— Ja? Słaba?
— Hej, hej! — przerwała Marinette. — Wszyscy macie się uspokoić. Masz rację, Chloé jest słaba, ale kłótnie w niczym nam teraz nie pomagają. Ja jestem producentem i zrobię wszystko, byśmy skończyli zdjęcia do filmu jeszcze dziś — zapewniła nas.
— Termin zgłoszeń na festiwal filmów krótkometrażowych mija jutro — zaznaczył Max — dokładnie za dwadzieścia sześć godzin, piętnaście minut i czternaście... trzynaście sekund od teraz.
— Dziękuję ci, Max — burknęła Marinette — Potem jeszcze tylko montaż, efekty... — wyliczała.
— Kto może zastąpić Mylène? — dociekał Adrien.
Czyli teraz mieliśmy kręcić wszystko od nowa? Opadłam na ziemię, nie wyjdziemy z tej sali do końca życia.
— No oczywiście ja! — zgłosiła się ochoczo Chloé.
Chyba sobie żartowała...
— Ty nawet nie czytałaś scenariusza — zauważyła słusznie Alya.
— Jasne, że czytałam! — broniła się. — Przynajmniej pierwszą scenę. Mogę nawet wam powiedzieć, że na końcu agentka Smith całuje się z oficerem Jonesem.
Oplułam się herbatą, której chciałam się napić. Co? No to Adrien będzie miał niezłą zabawę. Przyjrzałam mu się, ale wyglądał, jakby pierwszy raz usłyszał o tej scenie.
— Wiedziałeś o tym? — zapytałam, podchodząc do niego.
— Jasne, że nie! — panikował, co okropnie mnie bawiło.
— Wiesz, że nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz — dodałam już poważniej i położyłam mu dłoń na ramieniu — nikt cię nie zmusza...
— Nie no, to tylko rola, Ámbar, nic się nie dzieje — zapewnił — mają rację, może faktycznie dzięki temu wygramy konkurs...
— Ale na pewno? Nie będzie ci to przeszkadzać? — Nie ustępowałam.
Mój brat westchnął, coraz bardziej zirytowany tym wszystkim. Oparłam ręce na brzuchu, mogłam dać mu spokój, przecież on też był już zmęczony. Tylko ktoś musiał z nim o tym porozmawiać, a jakoś nikogo innego jego zdanie nie obchodziło, więc to ja byłam zmuszona się o niego zatroszczyć. Problem w tym, że jeśli Chloé faktycznie zastąpi Mylène, Adrien już nigdy się od niej nie opędzi, musiałam coś wymyślić.
— Soczku? — zaproponowała mu Rose, która jak zwykle pojawiła się obok znikąd.
— O, dzięki, Rose. — Adrien wziął kubek, ale nie zdołał się napić, bo Chloé niemal natychmiast mu go wyrwała.
— A jaka to różnica, kto to napisał? Trzeba nakręcić ten film! — zarządziła, popijając sok. Jędza. Podałam Adrienowi swoją herbatę, a ten uśmiechnął się lekko.
— Chloé ma rację. Dyrektor pozwolił nam przebywać na terenie szkoły najdłużej do siódmej, zostały nam dwie godziny, dwanaście minut i dwanaście sekund... jedenaście... dziesięć... dziewięć... — Max wrócił do przypominania nam, jak bardzo w tyle byliśmy. Marinette odciągnęła Alyę na bok, by coś z nią przegadać. Spróbowałam się przysłuchać, bo to mogło być coś ciekawego, ale przez chaos panujący w klasie jedyne, co wyłapałam, to: „pocałunku Adriena i Chloé" oraz „emocjonalna droga głównych bohaterów". One naprawdę popierały ten pomysł? Już chciałam się wtrącić, ale wtedy Marinette wyszła na środek sali.
— Nie pozwólmy Mylène tak po prostu zrezygnować z grania. Tak... nie można. W końcu wspólnie wybraliśmy ją do głównej roli żeńskiej i... wspólnie mamy zrobić ten film. Ona nas teraz potrzebuje. Zamierzam ją znaleźć i przyprowadzić — zakomunikowała nasza przewodnicząca klasy.
Czyli jednak źle zrozumiałam ich rozmowę, nie chciały zeswatać Chloé z moim bratem, a przynajmniej nie w taki sposób. Dobrze było wiedzieć.
Marinette już ruszyła ku wyjściu, lecz drogę zastąpiła jej Chloé.
— A ty jak zwykle chcesz zbawić cały świat, mam rację, Marinette? Będziesz musiała przeszukać wszystkie zapchlone dziury w całym mieście.
— Jeśli to będzie konieczne, to to zrobię. — Marinette odsunęła od siebie dziewczynę i wyszła szukać koleżanki.
— Dobra, nie mamy czasu. Nagrywamy — zarządził Nino.
— Powodzenia — szepnęłam do brata i poszłam po skrzypce. Jakbym nie mogła im tego zagrać raz, potem by domontowali, ale nie, uparli się na muzykę na żywo, bo „wtedy będzie więcej emocji, a w końcu gra nie jest taka trudna"... Miałam ochotę coś komuś zrobić.
— „Postraszycielka", ujęcie piętnaste. — Alix trzasnęła klipsem i rozpoczęto nagrywanie, więc czym prędzej podjęłam grę. Grałam to niemal automatycznie, po takim czasie już nawet nie musiałam specjalnie myśleć, co robiłam.
Oczywistym było, że Chloé nie znała scenariusza, ale ta dziewczyna nawet się nie starała. Wyrzuciła kartki i od razu chciała przejść do sceny pocałunku. Adrien odsunął się od niej nieznacznie, co odnotowałam z zaniepokojeniem, bo to oznaczało, że naprawdę bardzo tego nie chciał i się zmuszał. Dlaczego nikt nie przedyskutował tego z samymi zainteresowanymi, a jeśli Mylène albo Adrien mieliby jakąś traumę, nikt na to nie wpadł? Ta klasa to najbardziej nieogarnięci ludzie, jakich znałam. Nie miałam zamiaru na to patrzeć...
— Cięcie! — przerwała tę torturę Marinette, która nagle wróciła.
— Marinette, co ty wyprawiasz i to w samym środku ujęcia!? To ja jestem tutaj reżyserem, jakbyś nie wiedziała, i ja mówię „cięcie", nikt inny. Zrozumiano? — pieklił się Nino. Kolejna osoba mająca dość.
— A ja jestem producentką — odparowała Marinette — to Mylène miała być gwiazdą tego filmu.
— Nie mamy czasu. — Nino zniecierpliwiony machnął ręką. — Kręcimy jeszcze raz tę scenę.
— Ale od początku? — jęknął Adrien. Juleka znowu zaczęła poprawiać mu makijaż, co ewidentnie go już nużyło, ale nie protestował.
— To żałosne, agentka Smith wcale nie myśli o żadnych facetach, dopiero co Niuchacz został pożarty! — wykłócała się Alya.
— Chcesz, żebyśmy skończyli ten film, czy nie!? — irytował się Nino.
— A może zróbmy w takim razie z agentki Smith pielęgniarkę? — wypaliła niespodziewanie Chloé. — To rozwiąże wszystkie problemy.
— Przepraszam, ale właściwie jak? — dziwiła się Alya.
— Tego nie wiem, ale będę wyglądać rewelacyjnie w fartuszku — ekscytowała się.
— Nie no, błagam, nie będziemy kolejny raz zmieniać fabuły!
Przytknęłam sobie dłoń do czoła.
— Możecie nagrać moją grę i dorobić to później w montażu? Naprawdę, tak będzie lepiej — tłumaczyłam, coraz bardziej poirytowana.
— Nie ma mowy, to zepsuje klimat! — protestował Nino. — Poza tym nagrywamy ten film razem, jak my się męczymy, to ty też.
Otworzyłam usta z niedowierzenia. Brakowało mi słów.
— Czyli o to wam chodzi? Żartujecie teraz, prawda? Pieprzyć jakość, ważne, że każdy się równo namęczy!
— Może właśnie tak!
To już się robiło żałosne. Logika tej klasy, a raczej jej brak, doprowadzała mnie do śmiechu, ale wcale nie radosnego. Praktycznie nie wyspałam się od dwóch tygodni, uzależniłam się od kofeiny; kombinowałam z muzyką, by znaleźć coś sensownego na skrzypce do filmu akcji i zaniedbałam naukę, ale to najwidoczniej wciąż było dla nich za mało. Zamachałam rękami, bo już naprawdę nie wiedziałam, jak na to wszystko miałam zareagować.
— Wykreślam swoje nazwisko z tyłówki — wtrąciła Alya.
— Nikt nawet nie zauważy tego braku, śmiało. — Chloé w ogóle się nie przejęła.
— Co?
— Natychmiast macie się uspokoić! Przy filmie konieczna jest współpraca — przerwała nam Marinette — Chloé, myślę, że twój pomysł z pielęgniarką jest genialny.
— Oczywiście, że to genialny pomysł, przecież jest mój — napuszyła się.
— Tylko że, Chloé... przecież ty nie masz fartuszka — uświadomiła jej Marinette — chyba powinnaś pójść ze swoimi asystentami na dół, do gabinetu pielęgniarki, i poszukać fartucha. — Zaczęła prowadzić dziewczynę do drzwi.
— Oho, to prawda! Kim, Max, idziecie z nami. Awansowaliście na garderobianego i ochroniarza.
Chłopaki powłóczyli się za Chloé i Sabriną, a Marinette odetchnęła z ulgą. Uniosłam brew, więc to był jej plan? Pozbyć się niewygodnych osób?
— Brawo, pani producentko, znów zostaliśmy bez głównej aktorki! — wściekał się Nino.
— To prawda, ale przynajmniej pozbyliśmy się Chloé i jej durnych pomysłów.
Tak, to ewidentnie był jej plan. Tyle, że teraz znów mieliśmy problem. Pacnęłam się w twarz, oni serio byli niepoważni. Chociaż, Adrienowi ta sytuacja zdecydowanie była na rękę, w każdym razie nie narzekał.
— Co dalej proponujesz? — zapytałam.
— Musimy odnaleźć Mylène, na pewno gdzieś tutaj jest — oznajmiła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
— Mówiłem ci już — wzdychał Nino — tik-tak, nie mamy wiele czasu. Potrzebujemy aktorki i to już.
— Marinette może zagrać — zaproponowała ni stąd, ni zowąd Alya.
Po raz kolejny dzisiaj oplułam się herbatą. Ona? Przecież nie przejdzie pięciu kroków bez przewrócenia się. W sumie skoro chcieli wątek romantyczny, to by mieli, ona pada, mój głupi brat ją oczywiście łapie i...
— CO? — krzyknęła zdezorientowana dziewczyna. — Nie, ja się nie nadaję... ja... jestem producentką.
Alya szepnęła jej coś na ucho, a wtedy Marinette gwałtownie pokręciła głową, zerkając nerwowo w stronę Adriena. Zrobiła się cała czerwona.
— Tak, ale nie w ten sposób... — mruknęła, a ja prawie zakrztusiłam się napojem. Znowu. Czy one mówiły o całowaniu mojego brata, i to nie w kontekście filmu? Chyba naprawdę zaraz stąd wyjdę i nie wrócę. Zdawałam sobie sprawę z faktu, że Marinette musiała być umysłowo upośledzona, ale że aż tak? Odstawiłam herbatę, więcej się jej dziś nie napiję, bo jak tak dalej pójdzie, to się nią uduszę. Kompletnie nie wiedziałam, jak na to zareagować i czy w ogóle robić cokolwiek. Nie przeżyję, jeśli ona będzie w naszej rodzinie, oby to się w żaden sposób nie rozwinęło. Na ten moment byłam zbyt zdenerwowana i wściekła, by myśleć sensownie, więc pozwoliłam sobie na razie zostawić ten temat. Wrócę do tego kiedy indziej, nie dziś. Musiałam jeszcze się po wykłócać o inne rzeczy...
Będą na mnie wściekli, jeśli zaprotestuję. Już nigdy nikt nie będzie chciał zrobić ze mną żadnego projektu, nikt się do mnie nie odezwie. Musiałam starannie przemyśleć wszystko, co powiem, tylko że nie miałam na to teraz czasu. Oni już chcieli zaczynać nagrywanie, jeżeli zamierzałam coś powiedzieć, to w tej chwili. Najwyżej zostanę sama, przyzwyczaiłam się. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
— Słuchajcie, nie ma mowy, że będę grać jeszcze kolejne piętnaście razy, a na to się nam zapowiada. Nagrajcie mnie osobno i potem dodajcie w edytorze, to naprawdę polepszy też jakość dźwięku, nie będę zagłuszać aktorów i w ogóle... — Na widok ich zirytowanych twarzy miałam ochotę przerwać, ale nie zrobiłam tego. Musiałam działać, bo to wszystko zwyczajnie było niesprawiedliwe i, swoją drogą, bezsensowne, najwyżej nie będę tu już miała życia; w każdej chwili mogłam przecież wrócić na edukację domową. — Jak to was w jakiś sposób usatysfakcjonuje, mogę tu z wami posiedzieć do końca, ale nie mam zamiaru robić niczego niepotrzebnego, bo takie jest wasze widzimisię. Nie... — Nie dokończyłam już na głos, to by było raczej za dużo, musiałam ugryźć się w język.
Nie jestem waszą kukiełką.
— Zgoda, Ámbar, dogramy cię później, a teraz: akcja! — rzucił Nino, lekko zniecierpliwiony.
Zamrugałam. Udało mi się, naprawdę mi się udało. Nikt na mnie nie nakrzyczał, nikt chyba nie był zły. Chociaż, ta irytacja... z drugiej strony, przecież wszyscy już byli zmęczeni, to raczej dlatego... jakaś część mnie niestety nie chciała grzecznie w to uwierzyć. Miałam dziwne wrażenie, że będą do mnie chować urazę do końca szkoły albo i życia. Przejechałam dłońmi po twarzy i przeszłam się na koniec sali. Na domiar złego zaraz mój brat będzie się całował z Piekarzyną, jeszcze tylko tego mi do szczęścia brakowało. Nie poprawiał mi humoru nawet fakt, że to najpewniej niezwykle by wkurzyło Chloé. Zamknęłam oczy, nie będę na to patrzeć.
— Wcale się nie boję tego potwora... oficerze Jones!
— Cięcie! — Ktoś wparował do sali. Kamień z serca, nigdy w życiu się tak nie ucieszyłam na widok Chloé. — Wiedziałam!
— Tak trudno zapamiętać, kto na planie mówi: „cięcie"? — Nie mógł uwierzyć Nino.
— Wspaniale to rozegrałaś, Marinette. Cała ta piękna przemowa o współpracy, a potem wbijasz mi nóż w plecy! — Chloé rzecz jasna nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. — Ale ten wasz głupi filmik nie ma szans na festiwalu, jeśli w nim nie zagram, bo mój tatuś jest członkiem komisji!
Nagle usłyszeliśmy z dołu krzyki. Wzdrygnęłam się.
— Też to słyszeliście? — zapytał Adrien.
— Jeśli to wasza kolejna próba usunięcia mnie z filmu, to zapomnijcie o tym. Nie pozwolę, żeby...
Znów ktoś krzyknął. Te głosy były jakby znajome, kto jeszcze był w szkole? Zaraz, Max i Kim, nie wrócili razem z Chloé!
— Teraz już na pewno coś słyszałam — oznajmiła Marinette — trzeba sprawdzić, co to.
Wszyscy zaczęli biec w stronę wyjścia. Wahałam się tylko przez moment, pognałam za nimi i po drodze zgarnęłam z pierwszej ławki mój futerał ze skrzypcami. Lepsza taka broń, niż żadna.
— Może po owocku na drogę? — krzyknęła jeszcze za nami Rose.
W szkole musiał być jakiś morderca. Jak tu wtargnął? Trzeba było natychmiast zadzwonić po policję.
— Hej! Gdzie jesteście, chłopaki?! Kim! Max! Odezwijcie się! — wołał mój brat.
Pięknie, zdradź jeszcze naszą pozycję mordercy, czubie jeden. Jakby tego było mało, Nino dalej wszystko filmował, jakbyśmy zaraz nie mieli zginąć.
— Widziałam już gdzieś taką samą różową maź. W toalecie. — Zauważyła nagle Marinette. Podniosła coś z ziemi.
— Opaska Kima — zdumiał się Adrien.
— Zniknęli! — przeraził się Nate.
— Albo ktoś ich zamordował — podzieliłam się swoim podejrzeniem.
— Chyba raczej próbują nam zrobić głupi żarcik. — Alya kompletnie nie brała sytuacji na poważnie.
— Musimy iść do dyrektora i opowiedzieć mu o tym, co się wydarzyło — zarządziła Marinette — Nino, no weź przestań nagrywać!
— Nie ma mowy, to będzie niezły materiał — zaśmiał się chłopak.
Wtedy Adrien zaczął gdzieś iść.
— Ej, a ty dokąd? — zatrzymałam go.
Obejrzał się w naszą stronę.
— Zostawiłem strój oficera Jonesa na górze, a powinienem mieć go ciągle na sobie — wytłumaczył.
— Nie ma mowy — stanowczo się sprzeciwiłam — w szkole grasuje morderca, nie wolno się nam rozdzielać. Pójdę z tobą — postanowiłam.
— Nie!
Uniosłam brew.
— To znaczy: nic mi nie będzie, serio. Zaraz wrócę — obiecał i odbiegł, nie oglądając się więcej za siebie. Opadła mi szczęka.
Reszta zaczęła biec do gabinetu dyrektora, a ja niepewnie poszłam za nimi. Adrien z jakiegoś powodu nie chciał, żebym z nim szła, ewidentnie coś kombinował.
Ostrożnie weszliśmy do środka, lecz ku naszemu zdziwieniu, dyrektor także zniknął. Pojawiła się za to ta dziwna maź. Przeszły mnie ciarki. Obrzydlistwo.
— Hej, czy ktoś widział agentkę Smith? To znaczy... Marinette? — zapytał nagle Nino.
Faktycznie, dziewczyna również niespodziewanie przepadła. Jak to się stało, przecież cały czas była z nami! Objęłam się ramionami, czułam się jak w jakimś horrorze...
— O nie, to jest telefon Marinette! — przeraziła się Alya, gdy podniosła z ziemi komórkę leżącą przed gabinetem.
Tylko dlaczego tu było tak ciemno? Jakby ktoś wyłączył słońce... spojrzałam w górę, a wtedy zauważyłam, że cała szkoła była przykryta tą różową mazią...
— Szybko, sprawdźcie okna! — nakazała Chloé.
Podbiegłam do jednego, ale ono także było całkowicie zakryte. Nie dało się go nawet otworzyć. Znaleźliśmy się w pułapce, a mogliśmy wiać, póki była okazja. Wykluczyłam mordercę, zwykły człowiek by tego nie zrobił. Obstawiałam jakiegoś potwora, czy raczej, zakumizowanego złoczyńcę...
— Wariactwo — skomentowała jakaś dziewczyna.
— Muszę zadzwonić do tatusia! — panikowała Chloé.
— Co ty? Nie wiesz, że w horrorach telefony zwykle przestają działać? — wyśmiał ją Nino.
— Brak zasięgu — rzucił Ivan.
— Ani jednej kreski — dodał Nate.
— Przecież mówiłem...
— Umrzemy! — podsumowałam.
— Ámbar, daj spokój, nie umrzemy — wzdychała Alya.
— Tak? To niby kto nas stąd wyciągnie?
Znienacka, tuż obok pojawiła się Biedronka. Nic nie mówiłam.
— Zdaje się, że macie kłopoty.
Nie, akurat lubimy być uwięzieni w szkole, wszystko jest w porządeczku. Takie hobby.
— Biedronka będzie w moim filmie? Po prostu czad! — zachwycał się Nino.
— Oraz na moim Biedroblogu — dodała Alya, wyciągając telefon.
Nie mogłam uwierzyć, że mogli myśleć teraz o takich głupotach.
— Musimy wszyscy jak najszybciej ewakuować się z budynku — oznajmiła nam super-bohaterka.
Wtedy pojawił się i Czarny Kot.
— Łatwo ci powiedzieć, Biedrona.
— Podwójny czad! — Coraz bardziej ekscytował się Nino.
— Próbowałem przeciąć tę maź, ale się nie da. Jest nie do ruszenia, czyli wychodzi na to, że jesteśmy uwięzieni w szkole — mówił nad wyraz spokojnie — nie ruszajcie się stąd i zrelaksujcie się. — Podszedł do Biedronki i położył jej dłoń na ramieniu. — Przespacerujemy się, piękna damo. — Wspólnie ruszyli w stronę okna, by coś omówić bardziej na osobności.
Zrelaksujcie się? Łatwo mu było mówić, miał super-moce, a my przecież byliśmy tylko durnymi dzieciakami, które się w to wszystko wplątały z przypadku. Do tego Adrien wciąż nie wracał, co, jeżeli on też zaginął? Na domiar złego nawet nie mogliśmy opuścić budynku. No i nie wiedzieliśmy, co ten potwór robił z porwanymi. Jeżeli ich zabił? Jeżeli zabił mojego brata? Powietrze stało się jakieś rzadsze. O nie, znowu to samo! Cofnęłam się pod ścianę, by się o nią oprzeć. Panikowanie w niczym nie pomoże, wiedziałam o tym, ale wciąż się bałam. Zacisnęłam jedną rękę na materiale bluzy i zamknęłam oczy. Nie było co martwić się na zapas, na to może przyjdzie czas kiedy indziej.
— Wszystko dobrze? — zapytał mnie nagle Nate.
Na dźwięk jego głosu podskoczyłam i natychmiast otworzyłam oczy. Wystraszył mnie.
— Tak, jasne, ja po prostu... — Potarłam dłonią czoło. — Martwię się o Adriena, długo nie wraca.
— Znajdzie się, tak jak inni — próbował mnie pocieszyć.
— Zbierzcie się, wszyscy do mnie. — Naszą rozmowę przerwała Biedronka. W duchu jej podziękowałam, nia chciałam dłużej poruszać tego tematu. — Ty też, panie Spielberg — dodała, ciągnąc Nina za sobą — idziemy szukać waszych przyjaciół.
Pobiegliśmy korytarzem z powrotem do klasy, w której wszystko się zaczęło. Tam, na podłodze pod biurkiem, leżało coś pomarańczowego. Zmrużyłam oczy i przysłoniłam usta ręką z przestrachem, gdy zrozumiałam, co to takiego było. Pokręciłam głową, nie chciałam w to wierzyć. Moje obawy się potwierdziły.
— O, widzicie? — krzyknęła Biedronka, również spostrzegłszy trampka mojego brata.
— Czy ktoś rozpoznaje ten but? — zapytał Czarny Kot.
— To trampek Adriena! — pojął wnet Nino.
— Bardzo dziwne. — Biedronka ukucnęła i zaczęła oglądać podłogę. — Nie ma wokół różowej mazi.
Zacisnęłam ręce w pięści. Jeśli nie uratują Adriena, to nie miałam pojęcia, co zrobię im, a potem sobie. Nie mogli tego zawalić.
— Właśnie, że jest — spostrzegł Nate i wrzasnął, bo coś wciągnęło go nagle za biurko. Następnie stół przeleciał przez całą salę i naszym oczom ukazał się ogromny stwór. Był w tym samym kolorze, co maź i spoglądał na nas trzema wielkimi oczami. Jego długi ogon owijał się wokół Nate'a.
— Szybko, uciekajcie! — poleciła nam super-bohaterka.
Wszyscy natychmiast wybiegli z klasy, ale wtem zatrzymałam się w wyjściu. Czułam się jak ostatni tchórz zostawiając przyjaciela. Nie chciałam, by przeze mnie coś się mu stało. W sali wciąż pozostała także wysoka dziewczyna o czarno-fioletowych włosach, która z fascynacją przyglądała się kreaturze.
— No już, wiejcie, na co czekacie!? — krzyczał na nas Czarny Kot. — Ámbar, rusz się!
Potwór zaryczał na moją koleżankę z klasy, a ja dopiero wtedy się ocknęłam i wybiegłam na dziedziniec. Chwilę później znaleźli się tu również bohaterowie i stwór. Schowałam się wraz z resztą za jakąś ścianą, bo nie mieliśmy tak naprawdę dokąd się udać. Chociaż, było jedno miejsce...
— Kotłownia — szepnęłam do Ivana —ukryjmy się w kotłowni.
To tamto pomieszczenie posłużyło mi za kryjówkę przy okazji pierwszego ataku Akumy i w pewnym sensie czułam się tam bezpiecznie.
— Dobry pomysł — odszepnął mi — wszyscy do kotłowni — dodał odrobinę głośniej.
Odwróciliśmy się i spróbowaliśmy się przekraść, ale wtedy złoczyńca nas dostrzegł. Momentalnie się zatrzymaliśmy, nikt z nas nie odważył się nawet drgnąć. Przeszły mnie ciarki. Byłam gotowa w każdej chwili poderwać się do biegu. Potwór urósł, ale nie ruszył w naszą stronę, wciąż zajmował się walką z super-bohaterami.
— Strach! — krzyknęła Biedronka takim głosem, jakby właśnie odkryła lek na raka. — Staje się silniejsza dzięki strachowi!
Szybko przemknęliśmy dalej, musieliśmy się czym prędzej schować. Kreatura wciąż odpierała ataki bohaterów, aż w końcu uwięziła obu pod warstwą różowej mazi, którą wciąż pluła. Krzyknęliśmy przerażeni, a wtedy stwór zaczął zmierzać w naszą stronę. Cofnęłam się trochę i zamknęłam oczy, już w zasadzie nie było co uciekać. Złoczyńca zatrzymał się dosłownie dwa kroki od Ivana, który chyba doszedł do podobnego wniosku, co ja, bo także nie uciekał, a jedynie osłonił się ramieniem. Ku zaskoczeniu nas wszystkich, nie został zaatakowany, tylko... polizany po twarzy. Następnie stwór sięgnął ogonem w naszą stronę i złapał nim Alix, która akurat stała najbliżej, i odszedł. Odetchnęłam z ulgą.
— O nie, to coś zabrało Nate'a i Alix! — przeraziła się Rose.
— Im bardziej wszyscy boją się potwora, tym staje się on silniejszy — wytłumaczyła nam Biedronka — pokonajmy strach, a pokonamy jego.
— Okej, ale najpierw musimy wydostać się z tej mazi, zanim całkiem zaschnie — zauważył Czarny Kot.
Wydłużył swój kij i uwolnił super-bohaterkę, a ta oplotła jego broń swoim jo-jo i wyciągnęła go z pułapki. Poszło im dość sprawnie.
— Zauważyłeś, że potwór nie ruszył tylko Ivana? — zdziwiła się Biedronka.
— Ta, ciekawe, dlaczego... — zastanowił się Czarny Kot.
— Myślę, że ten potwór... to jest Mylène!
To by miało sens, przecież byli parą. Mylène została wyśmiana za tchórzostwo, więc teraz mogła zmuszać innych, by się bali jej. Wszystko jak zwykle przez tę durną Chloé... zaraz, tak właściwie to gdzie ona się podziała? Podbiegliśmy pospiesznie do super-bohaterów.
— A gdzie są Sabrina i Chloé? — Alya chyba czytała w moich myślach.
Nie, żeby ich nieobecność stanowiła wyjątkową stratę, ale jakby coś im się stało, to dyrektor pewnie miałby masę papierkowej roboty do wypełnienia.
— Znajdziemy je, nie martw się — zapewniła ją bohaterka — jeśli uda nam się stąd wyjść...
Wtem usłyszałyśmy mrożący krew w żyłach krzyk wspomnianej. Dobiegał z sali, w której przed chwilą zniknęła Mylène. Natychmiast instynktownie pospieszyliśmy w tamtą stronę i wyważyliśmy drzwi, ale było już za późno. Po dziewczynach nie pozostał nawet ślad, tak samo, jak po potworze.
— Spóźniliśmy się! — zrozumiał Czarny Kot.
Dostrzegliśmy na podłodze resztki różowej mazi. Ten trop prowadził w stronę innego wyjścia.
— Patrz na to, możemy wyśledzić potwora — zauważyła Biedronka.
Pobiegliśmy za śladami, a te doprowadziły nas do drzwi... kotłowni. Może to i lepiej, że nie zdołaliśmy się tam schronić, bo raczej nie skończyłoby się to dla nas za dobrze. Chociaż z drugiej strony, wcześniej odnaleźlibyśmy kryjówkę Mylène. Inna sprawa, że to w takim wypadku mogłoby być ostatnią rzeczą, jaką zrobilibyśmy w życiu...
— Tak! To jest po prostu odlot! — ekscytował się nasz reżyser, który wciąż nagrywał telefonem wszystkie nasze poczynania. Ten to miał instynkt samozachowawczy.
— Jeśli możesz, nie odlatuj przez chwilę, dobrze? — ostudził jego zapał Czarny Kot.
— Sorki.
Tam był Adrien. W środku. Musieliśmy mu pomóc, nie, JA musiałam mu pomóc. Nie wiedziałam, po co ta istota porywała ludzi, ale z pewnością nie było to nic dobrego, nie powinien tam spędzić ani chwili dłużej.
— Ruszajmy — zarządziłam. Nie mogłam go tam dłużej pozostawić.
Super-bohater ostrożnie uchylił drzwi i upewniwszy się, że było bezpiecznie, wbiegł do środka. Pognaliśmy za nim. Korytarz oświetlony błękitnawym światłem zdawał się ciągnąć przez kilometry, ale w końcu dotarliśmy do pomieszczenia. Wszędzie roiło się od kokonów z mazi. Potwór wcisnął je w każde miejsce, niektóre odstawały od ziemi, inne wisiały pod sufitem. Rozejrzałam się z przestrachem, kiedy ona to wszystko zrobiła?
— Halo, czy ktoś tu jest? — zawołała Biedronka.
— Biedronko, to ja, Chloé Bourgeois! — usłyszeliśmy znajomo irytujący głos. Dobiegał z jednego z kokonów.
— Spokojnie, wyciągniemy cię stamtąd!
— Och, moglibyście się pospieszyć! — narzekała. Cała Chloé, przynajmniej nie mieliśmy wątpliwości, że to naprawdę ona.
— Czy jest tu ktoś jeszcze? — pytała dalej Biedronka.
— Tak! — odpowiedziała jej chmara głosów.
Super-bohaterowie zaczęli przechadzać się między kokonami w poszukiwaniu pozostałych ofiar złoczyńcy.
— Pan dyrektor?
— Obecny!
— Sabrina?
— Tutaj!
— Alix?
— Jestem!
— Nathaniel?
— Tak!
— Adrien? — Wystąpiłam nieco przed grupę. — Adrien, jesteś tu!?
— Tak, jestem tutaj! — Dał znać. Na dźwięk jego głosu odrobinę się uspokoiłam. Jak dobrze, że nic mu nie było.
— Zaraz cię wyciągniemy, obiecuję! — zapewniłam go.
— A co jest z Marinette? — zapytał nagle Czarny Kot, wyskakując zza kokonu.
— W porządku, wszyscy są! — poinformowała Biedronka. — Nie mogę tego ruszyć. — Zaczęła siłować się z mazią.
— Wypuśćcie nas!
— Szybciej!
— Ratunku!
— Spróbujcie się uspokoić — poprosiła ich bohaterka — zaraz wymyślimy sposób na uwolnienie was!
Niespodziewanie, dosłownie tuż za nami, rozbryznęły się litry różowej mazi. Potwór zeskoczył tuż na wprost Biedronki.
— Okej, robi się troszeczkę strasznie — rzuciła.
Czarny Kot cisnął czymś w Mylène, w rezultacie ta zaczęła go gonić. W tym czasie Biedronka użyła Szczęśliwego Trafu i dostała... struny. Oby miała dobry plan.
Chyba na coś wpadła, bo przyciągnęła do siebie swoim jo-jo parę przypadkowych przedmiotów. Czarny Kot również nie próżnował, znudziła mu się zabawa w kotka i myszkę i użył Kotaklizmu, przez co na Mylène spadły metalowe belki, które ułożyły się w klatkę wokół niej.
Super-bohaterka wręczyła Rose pokrywki od koszy na śmieci, Alyi i Nino pachołki, Ivanowi szczotkę oraz szufelkę, a wysokiej dziewczynie pudełka. Na szybko zmontowała sobie prowizoryczną harfę z miotły i strun. Potem zwróciła się do mnie:
— Możesz zagrać na skrzypcach?
Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że cały czas nosiłam je ze sobą. Spodziewałam się raczej, że będę zmuszona użyć ich w inny sposób niż ten, do którego służyły. Nie zamierzałam mimo tego narzekać, przynajmniej ich nie popsuję. Wyjęłam instrument z futerału.
— Jasne.
— Uwaga, teraz zaśpiewamy piosenkę — rozporządziła. Obok niej wylądował Czarny Kot.
— Piosenkę? To jest twój plan? — zdziwił się.
— Mamy szansę wygrać tylko wtedy, gdy będziemy kontrolować strach — tłumaczyła Biedronka — wszyscy znacie „Starego wilka", prawda?
Ja nie znałam. Z jakiegoś powodu nie śpiewałam nigdy piosenek dla dzieci. Zwykle słuchałam albo jakiejś spokojnej muzyki, żeby się wyciszyć, albo czegoś smutnego, by pomyśleć. Miałam tak od dziecka i nigdy nawet nie chciałam słuchać żadnych dziecięcych bzdetów. Może jednak brak znajomości tekstu mi nie przeszkodzi. W grze się po prostu dostosuję. Nie zgłosiłam problemu.
— Mówisz serio? „Stary wilk"? — nie dowierzał Kot.
— Dołączysz do zespołu? — zaprosiła go i zmontowała mu perkusję z koszy na śmieci i baniaka na wodę. Ta to miała kreatywność. Czarny Kot rozdzielił swój kij na dwie części i zaczął uderzać nimi bez ładu i składu o wszystko. Popisywał się.
— Wszyscy gotowi? I raz i dwa, i trzy, i cztery! — Zaczęła grać. — Stary wilk, stary wilk, wiecznie śmierdzący gad.
Moi koledzy z klasy wzruszyli ramionami i niepewnie się dołączyli. Ja tymczasem odpaliłam w głowie samouczek i spróbowałam wspierać ich grą na skrzypcach. Kilka razy nie trafiłam w dźwięk, co nieco mnie demotywowało, ale nie zrażałam się. Liczyli na mnie i nie mogłam ich zawieść...
— Jesteś tego pewna? — zapytała mama.
Siedziałam na kanapie na przeciwko niej i taty. Na kolanach trzymałam poduszkę, którą zasłaniałam brzuch. Machałam nogami, by trochę rozładować napięcie panujące w pokoju.
— Mhm — przytaknęłam.
Skłamałam. Nie byłam całkiem pewna. Wolałabym mieć więcej czasu na przemyślenie tego, bo to była ważna decyzja, a przynajmniej dla mnie.
— Ámbar, nie będziemy na ciebie źli, jeżeli odmówisz, wiesz o tym? Jeśli chcesz odejść od modelingu, po prostu nam powiedz, nie chcemy, byś kontynuowała, jeśli to będzie dla ciebie niekomfortowe... — Łagodnie starała się do mnie dotrzeć. Nie uśmiechała się, ale jej oczy pozostały ciepłe.
Zerknęłam na tatę. Mocno zaciskał usta, a wzrok wlepiał w poduszkę obok mnie. Był wściekły, wiedziałam to. Nie na mnie, rzecz jasna, to nie była moja wina i powtarzali mi to chyba ze sto razy. Coś mi jednak mówiło, jakiś cichy głosik w głowie, że on nie chciał, bym rezygnowała. Miałam wrażenie, że jeśli odejdę od modelingu, to choć tego otwarcie nie przyzna, to będzie zły. Nie chciałam go zawieść, liczył na moją decyzję. Nie mogłam pozwolić, by strach mnie pokonał. By kilka krótkich minut sprawiło, że przestanę wypełniać swoje obowiązki.
— Naprawdę jestem pewna.
Wreszcie się nauczyłam. Wreszcie grałam czysto.
— Stary wilk, stary wilk. Chcesz, kopnij wilka. Stary wilk, stary wilk, odejdź jak najszybciej stąd. Stary wilk, stary wilk, chodź precz, okropny! — śpiewali.
W tej wspólnej grze było coś wyjątkowego. Z połową tych ludzi wcześniej nawet nie rozmawiałam, ale teraz jednoczyliśmy siły przeciwko wspólnemu wrogowi.
Najlepsze było to, że tym wrogiem wcale nie była Mylène.
Tylko strach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top