Bardzo kłopotliwy dzień

No nie, za chwilę się spóźnię! Jak mogłam zaspać do szkoły, przecież to mi się NIGDY nie zdarzało. Ten dzień zapowiadał się wręcz przeokropnie.

Czym prędzej zbiegłam na dół, jeszcze miałam szansę zdążyć. Oby tylko Adrien już siedział w aucie, jeśli będę musiała na niego czekać, to chyba po prostu od razu pójdę pieszo. Wyszłoby na to samo, może nawet szybciej.

Minęłam się z tatą, który chyba był bardzo czymś przejęty, bo rozmawiał przez telefon i w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że jeszcze byłam w domu, choć już dawno powinnam znajdować się w szkole. Najwyraźniej pracownicy znów go zdenerwowali, przynajmniej mi się upiekło.

Zatrzymałam się i zagapiłam na olbrzymi obraz wiszący nad schodami. Przedstawiał ojca, Adriena i mnie w strojach żałobnych. Adrien i tata mieli na sobie czarne garnitury, a ja długą, prostą sukienkę. Moja twarz była skryta za woalką. Pamiętałam dzień pogrzebu mamy, jakby wydarzył się wczoraj. Świeciło wtedy słońce, byłam na to okropnie zła, bo inni ludzie cieszyli się pogodą, a przecież mój świat się walił. To wydawało mi się tak niesprawiedliwe. Wiosna, wszystko budziło się do życia, a nas spotkała taka tragedia. Siedziałam wtedy w pokoju i przez długie dnie wlepiałam wzrok w sufit lub ścianę. Miałam koszmary i zdarzało mi się nawet moczyć łóżko. Najbardziej nienawidziłam sesji i pokazów. Zrobiliśmy sobie wprawdzie od tego przerwę, ale nie trwała ona tak długo, jakbym sobie tego życzyła. Udawanie, że wszystko było w porządku przed światem, było najgorsze w tym wszystkim. Chociaż miałam już tamten trudny okres za sobą, wciąż czasami budziłam się w środku nocy, bo zdawało mi się, że siedziała gdzieś blisko.

Wtem, usłyszałam głos brata w pracowni ojca. Otrząsnęłam się, przecież musiałam pędzić na lekcje. Właściwie, co on tam robił? Ostrożnie zajrzałam przez uchylone drzwi. Adrien stał na przeciwko obrazu przedstawiającego naszą mamę, a raczej miejsca, gdzie ten obraz zazwyczaj się znajdował. Został odsunięty, a za nim chyba mieściła się jakaś skrytka. Nie miałam o niej pojęcia, dlatego też weszłam do pomieszczenia za bratem. Trzymał on w ręce jakąś księgę.

— Władca Ciem? Skąd ten potwór w książce o super-bohaterach?

— Co tam ciekawego znalazłeś? — zapytałam i podeszłam do niego, by zajrzeć mu przez ramię. W książce narysowany był jakiś gość w śmiesznym fioletowo-srebrnym kostiumie, najwyraźniej nasz już nie tak nowy super-złoczyńca. Druga strona pokryta była jakimiś dziwacznymi znakami, księga musiała być napisana w innym języku.

Natychmiast zamknął książkę, wyraźnie przerażony.

— Ja... nic — wybełkotał.

Minęłam go i zmarszczyłam brwi.

— Ojciec ma tajny schowek za obrazem mamy? — zdziwiłam się. Co on niby miał do ukrycia?

— Na to wygląda — odparł Adrien.

Zajrzałam do środka. Nie kryło się tam nic ciekawego, ulotka, książka o Tybecie i parę innych, broszka w kształcie pawia, coś w stylu okrągłego breloczka ze złotą łapą i... zdjęcie mamy. W jakim celu on to wszystko tu, u licha, trzymał? Nikt nie mógł mi wmówić, że to tylko przypadkowe przedmioty. To musiało mieć jakieś większe znaczenie. Po szkole koniecznie chciałam tu wrócić i dowiedzieć się czegoś sensownego. Tymczasem musieliśmy się zwijać, bo z korytarza dało się słyszeć czyjeś kroki. Mój brat już chciał wsadzić książkę z powrotem do skrytki, ale najwyraźniej się rozmyślił, bo zamiast tego wepchnął ją do swojej torby.

— W szkole spróbujemy to przeanalizować — szepnął do mnie.

Skinęłam głową i zatrzasnęłam schowek, który okazał się sejfem, a następnie zasłoniłam go obrazem mamy.  Zawsze mnie on intrygował, był odrobinę abstrakcyjny, ale w pewien sposób piękny. Przeważały w nim złoto i brąz, może z tego powodu te kolory tak bardzo kojarzyły mi się z mamą. 

Do pomieszczenia weszła Nathalie, akurat w samą porę.

— Adrien, Ámbar, zaraz się spóźnicie. — Gdyby nie jej jak zwykle obojętny ton, poczułabym się zganiona.

Mój brat wyjął z torby jakąś losową książkę.

— Szukałem podręcznika, gapa ze mnie — łgał jak z nut — Ámbar mi pomagała.

Pokiwałam grzecznie głową na znak, że mówił prawdę. Podziwiałam go za to, że tak szybko wymyślił wymówkę, skłamał bez mrugnięcia okiem. Udaliśmy się do samochodu, szansa na punktualność przepadła, ale przestałam się tym przejmować. Miałam teraz o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. Po co nasz tata chował jakieś książki i biżuterię przed nami? Czy ta broszka należała do mamy? A breloczek, co z nim? Musiałam koniecznie się tego wszystkiego dowiedzieć, kiedy tylko wrócę po lekcjach do domu. Jak ja niby miałam przez to wszystko wysiedzieć spokojnie na zajęciach?

Nie uspokajał mnie fakt, że do naszej klasy dołączyła jakaś nowa uczennica. Normalnie pewnie w ogóle by mnie to nie obchodziło, ale to nie była jakaś tam sobie zwyczajna dziewczyna. Ona znała osobiście Jaggeda Stone'a, księcia Aliego, znanych reżyserów... Aż nie mogłam uwierzyć, że nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Przecież praktycznie wywodziła się z mojego środowiska. Co z tego, że pochodziła z Włoch? Z reguły wiedziałam o takich osobach, coś było mocno nie tak.

Na domiar złego od początku wdzięczyła się do mojego brata. To już podwójnie doprowadzało mnie do szału. Sam Adrien wydawał się tym okropnie skołowany. Wyraźnie nie był zainteresowany tą dziewczyną, w końcu jego serce należało do Biedronsi, ale był zbyt uprzejmy, bo powiedzieć jej to wprost, a ona... cóż, czytanie mowy ciała nie zaliczało się do jej mocnych stron. Miałam prawdziwą ochotę nawrzeszczeć na nią, by się wreszcie odczepiła, ale nie zamierzałam mieszać się w sprawy mojego brata. Nie zmieniało to faktu, że przez tę Lilę nie mieliśmy okazji, by przestudiować książkę ojca, a koniecznie musieliśmy się dowiedzieć, o co w niej chodziło.

Jakby tego było mało, wyraźnie próbowała się mnie pozbyć. Oczywista sprawa, ale na jej nieszczęście postanowiłam sobie porządnie pilnować dziś tego półgłówka, bo jeszcze ta dziewucha coś by mu zrobiła. Poza tym to on miał książkę. Chcieliśmy chwilę się pouczyć przed dzisiejszym treningiem szermierki, a w zasadzie to ona to zaproponowała; ale gdy już mieliśmy wejść do biblioteki, zorientowałam się, że nie miałam ze sobą podręcznika. Nie pamiętałam, żebym zostawiała go w szafce...

— Co jest? — Coraz bardziej nerwowo przeszukiwałam torbę. — Przecież brałam książki.

— Może sprawdź, czy nie zostawiłaś ich w szafce, a my zaczekamy na ciebie w środku — zaproponowała Lila.

Szczerzyła się w jakiś dziwny sposób. No jasne! Nie miałam dowodów, ale byłam więcej, niż pewna, że to ona zrobiła coś z moimi podręcznikami, by spędzić trochę czasu samotnie z Adrienem. Zacisnęłam zęby, nie ze mną takie numery. Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na nią.

— Pożyczę od Adriena.

— Skoro tak ci będzie wygodnie.

Mierzyłyśmy się jeszcze przez chwilę spojrzeniem, a mój brat patrzył na nasz mały pojedynek kompletnie zdezorientowany.

— To... idziemy? — przerwał nam w końcu.

Przekierowałam swój wzrok na niego.

— Pewnie, chodźmy.

Niespiesznym krokiem weszliśmy do biblioteki. Adrien i ja usiedliśmy przy stoliku, a Lila poszła na chwilę między regały, czegoś poszukać. To był dobry moment, by wyciągnąć książkę. Szturchnęłam brata, chyba zrozumiał mój pomysł, bo szybko wyciągnął tom z torby. Otworzył na losowej stronie. Ja w tym czasie włączyłam w tłumaczu opcję: „wykryj język" i cyknęłam zdjęcie. Ku naszemu zaskoczeniu, wyskoczyło, że to jakieś nieznane pismo.

— To niemożliwe, ostatnio dodali sporo nowych języków, to musiałby być jakiś język plemienny z kompletnego odludzia, żeby go nie wykryło. — Nie potrafiłam w to uwierzyć.

Adrien wzruszył ramionami.

— Może tak właśnie jest.

— Nic z tego nie rozumiem. — Potarłam dłonią czoło. — Po co naszemu tacie taka książka?

Już zamierzał coś odpowiedzieć, ale niestety wróciła Panna Piąte Koło U Wozu, więc szybko zakrył księgę jakimś szkolnym podręcznikiem. Usiadła obok nas, a wtedy mój telefon zapiszczał. Szermierka!

— Adrien, musimy lecieć, za pięć minut trening. — Popatrzyłam na niego wymownie i pokazałam na zegarek w telefonie. Starałam się przekazać mu wzrokiem, że nie będę na niego czekać i znowu ryzykować spóźnienia, jeśli postanowi zostać z tą nową.

— Poczekaj, Adrien, pomógłbyś mi z jednym zadaniem? Trening nie zając, nie ucieknie — prosiła go.

Mój brat zdezorientowany błądził wzrokiem ode mnie do niej. Tym razem już nie mogłam z nim czekać, więc rzuciłam tylko na odchodne:

— Nie spóźnij się.

Wyszłam z biblioteki, a po drodze zauważyłam Marinette, która chowała się za wózkiem z książkami. Co ona najlepszego wyczyniała?

— Co ty tu robisz? — spytałam ją półszeptem.

Kiedy tylko mnie usłyszała, zakołysała się niebezpiecznie i prawie straciła równowagę. Zacisnęłam usta w wąską linię, bo wnet pojęłam, co było na rzeczy.

— Ja...

— Słuchaj, to, że podoba ci się mój cholerny brat nie oznacza, że możesz go śledzić. Przestań — zdenerwowałam się i odeszłam, nie zamierzałam marnować na nie więcej swojego czasu.

— Poczekaj! — Pobiegła za mną. — Skąd o tym wiesz?

Prychnęłam i uśmiechnęłam się z politowaniem.

— To widać na pierwszy rzut oka, Marinette. Dobrze ci radzę, odkochaj się w nim, bo to nie jest idealny kandydat na chłopaka.

— Czekaj... — Dziewczyna zrobiła się cała czerwona. — Czyli on też wie?

Parsknęłam śmiechem.

— A jak myślisz? To facet, on nie zwraca uwagi na takie rzeczy. — Machnęłam ręką. — Nie zorientuje się, chyba że będziesz flirtować z nim tak otwarcie, jak ta nowa. — Ostatnie słowa wypowiedziałam z wyczuwalną pogardą. — W każdym razie jak już musisz być psychofanką, to kolekcjonuj magazyny albo coś, ale nie przeginaj i go nie szpieguj, no na litość boską!

Z każdą sekundą mojego monologu zdawała się być coraz bardziej zażenowana, ale skwitowałam to jedynie machnięciem ręki. Miałam już dość tych wszystkich laluń podkochujących się w moim durnym bracie. Wyminęłam ją i ruszyłam na trening. Ktoś tu dzisiaj dostanie niezły wycisk.

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Tak zacięcie nie walczyłam chyba jeszcze nigdy. Wyobrażałam sobie, że mój przeciwnik to Lila lub Marinette. Czułam się tak wściekła na to wszystko. Co ta dziewucha sobie myślała, śledząc go? Nie dość, że i tak przez modeling praktycznie nie miał prywatności, to jeszcze ona pozbawiała go jej resztek. Ta dyskusja nie była skończona, porozmawiam sobie jeszcze z Piekarzyną. Lilę natomiast będę musiała mojemu bratu wybić z głowy, coś mi nie pasowało w tej dziewczynie, choć nie do końca wiedziałam, co dokładnie. Nie miałam wprawdzie żadnych dowodów, ale byłam pewna, że wcale nie chciała jego pomocy w żadnych szkolnych głupotach. Mieli szczęście, że akurat się spieszyłam. Według moich przypuszczań, Adrien spóźnił się na trening, najpewniej przez tę lafiryndę. Niech nie myśli, że mu się upiekło, jeszcze dziś czekało go szczegółowe przesłuchanie.

Nawet nie zorientowałam się, kiedy powaliłam mojego przeciwnika na ziemię. Jak to się w ogóle wydarzyło?

— Jeny, Agreste, na co dzień walczysz dobrze, ale dzisiaj? Nieźle dajesz mi w kość — skomentował, podnosząc się.

— Wybacz, Théo, nerwy.

— Sesja? — dopytał.

— Nie tym razem. Pokaz za trzy dni.

Pokiwał głową ze zrozumieniem i wróciliśmy do walki. Nie kłamałam w sprawie pokazu mody, faktycznie mnie czekał, a to, że denerwowałam się czymś zupełnie innym, to już inna bajka.

Po co ojcu ta książka? Czemu w skrytce trzymał też zdjęcie mamy? Czy to miało jakiś związek ze sobą? Musiałam koniecznie przejrzeć pozostałe tomy, bo coś mi tu mocno śmierdziało i zdecydowanie nie był to camembert, którym ostatnio zaczął się objadać mój brat. Tata z pewnością coś ukrywał, a ja zamierzałam się dowiedzieć, co to takiego było. Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu... Zadrżałam na tę dramatyczną myśl. 

W mig wytrąciłam chłopakowi szpadę z ręki. Zaczekałam, aż ją podniesie, i wróciliśmy do walki. Blokowałam jego ruchy i atakowałam niemal automatycznie, zaczynałam tracić cierpliwość, był zbyt słaby. Trener nie mógł mnie przydzielić do kogoś lepszego? Nudziłam się przeokropnie.

Oczywiście zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że to wszystko wynikało z mojego chwilowego stanu emocjonalnego, jednak mimo tego nie mogłam powstrzymać irytacji. Czekałam już tylko na koniec treningu. 

Koniec niestety nie przyniósł mi ulgi, bo gdy już myślałam, że pojadę do domu i będę miała święty spokój, nasz samochód zatrzymał się przy parku. Adrien odpiął pas i zamierzał wysiąść. Zaskoczona uniosłam brwi.

— Wybieramy się gdzieś? — dopytałam, bo niby co tak nagle strzeliło mu do głowy?

Podrapał się po karku, wyraźnie zmieszany. Nie przejęłam się tym kompletnie, oczekiwałam wyjaśnień.

— Wiesz, bo ja... — Z każdym słowem zdawał się plątać jeszcze bardziej. — Umówiłem się w parku z Lilą.

Ze zdziwienia otworzyłam usta. Takiej odpowiedzi to się nie spodziewałam. Czy on sobie w tym momencie ze mnie żartował? Przecież ledwie znał tę dziewczynę! Czyli wcale nie chciała, by pomógł jej z zadaniem!

— Adrien, czy ty jesteś, kurwa, niepoważny? Nawet jej nie znasz, poza tym, czy tobie przypadkiem nie podoba się Biedronka? Grasz na dwa fronty?

Na moje słowa potwornie się zaczerwienił. Zaczął wymachiwać rękami.

— Nie, to w ogóle nie tak... ona się przyjaźni z Biedronką i...

Uderzyłam się dłonią w czoło.

— Czyli chcesz ją wykorzystać? Jeszcze lepiej.

— Nie, ona sama... — Próbował się bronić. Popatrzyłam na niego z politowaniem.

— Pogrążasz się...

— Oj, weź odpuść!

Nie zamierzałam. Odpięłam pas i już chciałam wysiąść, ale mnie zatrzymał:

— Ámbar, możesz... No wiesz... Poczekać w aucie?

Ręce mi opadły.

— Mam cię puścić samego do tej napalonej dziewuchy? Nie ma mowy.

Potarł czoło, poirytowany moim zachowaniem.

— Nie przesadzaj, to zajmie góra dziesięć minut. Poza tym, co cię obchodzi moje życie miłosne, czy ja się w twoje wtrącam?

Westchnęłam, równie zniecierpliwiona.

— Raz: dużo, jesteś moim bratem; dwa: Adrien, ja nie mam życia miłosnego, a gdybym miała, prawdopodobnie reagowałbyś gorzej ode mnie. Zmiataj do tej dziuni, trzymam cię za słowo, za dziesięć minut odjeżdżamy. — Dobrze wiedziałam, że i tak nie mogliśmy go tu zostawić, lecz wolałam, by się pospieszył.

Wysiadł prędko w obawie, że zaraz zmienię zdanie. Pokręciłam głową z rezygnacją, miał szczęście, że z okna samochodu doskonale wszystko było widać, inaczej na pewno bym mu nie pozwoliła na to spotkanie.

Podziwiałam ochroniarza za to, że przez całą naszą sprzeczkę nie okazał zniecierpliwienia. Zdawałam sobie sprawę, że często bywaliśmy nieznośni. Choć nie wyglądał, nasz ochroniarz był dosłownie definicją powiedzenia: „mieć nerwy ze stali". Na szczęście tylko my znaliśmy ten sekret. Użeranie się z dwójką bogatych, rozpieszczonych nastolatków raczej nie było jego pracą marzeń, nie raz poddawaliśmy jego cierpliwość próbie.

— Może go tu zostawimy? — Uśmiechnęłam się kwaśno, bo doskonale wiedziałam, że nie mógł tego zrobić, nawet, gdyby bardzo chciał.

W odpowiedzi jedynie mruknął coś i pokręcił przecząco głową, ale dojrzałam, że kącik jego ust nieznacznie się uniósł. Nikt nam nie odbierze marzeń...

Przez cały czas uważnie obserwowałam ławkę, na której ta cała Lila siedziała i w stronę której mój durny brat właśnie szedł. Ręce mocno zaciskałam na pasie, nie wiedziałam czy z nerwów, czy ze złości. Wciąż byłam zdania, że zachowywał się głupio i nie powinien wierzyć naiwnie w każde słowo tej nowej, ale równocześnie się o niego martwiłam. Nie chciałam, by ta dziewucha go podle wykorzystała, a totalnie nic o niej nie wiedzieliśmy i przecież mogła mieć takie intencje.

„Nic nie wiedzieliśmy" to może przesada, bo zdążyła opowiedzieć historię swojego życia całej szkole, ale to tak naprawdę nie definiowało jej jako osoby, poza tym mogła przecież kłamać. Dziewczyny były podłe, przez lata znajomości z Chloé miałam okazję się o tym przekonać. Nie chciałam, by doświadczył tego na własnej skórze.

Na razie jedynie rozmawiali, Lila opowiadała coś żywo. Adrien siedział niestety tyłem do mnie, więc nie widziałam jego twarzy. W pewnym momencie złapała go za ręce, na co się wzdrygnęłam. Zacisnęłam usta w wąską linię, miałam ochotę wyjść i pokazać jej jej miejsce. Ochroniarz również śledził uważnie każdy ruch tej dziewczyny i mojego brata, jednak nie interweniował, więc prawdopodobnie nie widział w niej zagrożenia. Czułam się coraz bardziej niepewnie, więc objęłam się ramionami. Mógłby już wracać. 

Swoją drogą, ciekawe, jak ten pacan przekupił ochroniarza. Nie chciało mi się wierzyć, że spotkał się z Lilą za pełną zgodą i wiedzą taty, a nasz kierowca nie zwykł postępować wbrew woli swojego pracodawcy. Koniecznie musiałam poznać metody Adriena, bo może ja też kiedyś będę potrzebowała coś ugrać.

Moja uwaga ponownie skupiła się na wydarzeniach z parku, kiedy przed moim bratem i tą dziewuchą stanęła Biedronka. Przycisnęłam twarz do szyby auta, jakby to miało mi pomóc w wyłapaniu większej liczby szczegółów. Szkoda, że nie umiałam czytać z ruchu warg. Na szczęście brak tej umiejętności nie przeszkodził mi w odczytaniu wyrazu twarzy Biedronki, która ewidentnie się z jakiegoś powodu wściekła. Po tym, jak okrzyczała dwa gruchające sobie gołąbeczki, Lila Rossi porwała swoją torbę i odbiegła z płaczem. Wytrzeszczyłam oczy, czyżby Biedronka odwzajemniała ucucie mojego durnowatego braciszka? Adrien poderwał się z miejsca i zdezorientowany powiedział coś Biedronce, a ta poirytowana udała się w swoją stronę. Mój brat popatrzył jeszcze wkoło z rozdziawionymi ustami, ale w końcu wrócił do samochodu, bo nie zostało mu już nic innego. Zrezygnowany zapiął pas i westchnął, ochroniarz odjechał, nie czekając na niczyje pozwolenie. Rozumiałam, że atmosfera była napięta, ale w sumie Adrien sam sobie zawinił, więc bez ogródek zapytałam go:

— O co chodziło Biedronce? Zazdrosna była o ciebie czy jak?

Splótł palce dłoni i znowu westchnął. Już myślałam, że nie doczekam się odpowiedzi, lecz wtedy ją otrzymałam:

— Lila wcale nie przyjaźni się z Biedronką, nawet jej nie zna. Okłamała mnie.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Bohaterka się wkurzyła, słysząc kłamstwa na swój temat. Też bym się irytowała, jakby ktoś afiszował się, że mnie zna lub tym bardziej jest ze mną w jakiejś bliższej relacji. Od początku wiedziałam, że nie wolno było ufać tej nowej. Przynajmniej o tyle dobrze, że to wyszło dość szybko, ta szopka nie ciągnęła się zbyt długo.

— No już, powiedz to — odezwał się nagle.

Zmarszczyłam brwi, odrobinę zaskoczona.

— Niby co?

— „A nie mówiłam?". Wiem, że bardzo chcesz.

Owszem, bardzo chciałam, ale wydał mi się wystarczająco przygnębiony, więc postanowiłam sobie darować. Wlepiłam wzrok w okno.

— Już dostałeś nauczkę, nie będę ci dokładać. Nigdy nie ufaj nikomu tak łatwo, zwłaszcza dziewczynom. Laski są wredne.

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Nie widziałam sensu w dołowaniu go jeszcze bardziej. Mimo wszystko wyszło na moje, nic by się nie wydarzyło, gdyby choć raz mnie posłuchał i choć raz nie starał się być w centrum uwagi.

Kto wie, może będę miała z tego jakieś korzyści? Rywalizacja Marinette i Lili o mojego brata mogłaby być zabawna. Chwila, zapomniałam o Chloé! W zasadzie, to pominęłam jeszcze sporo innych dziewczyn, ale reszta dla mnie się nie liczyła. Tylko ta Święta Trójca mogła dostarczyć mi rozrywki, choć niestety póki co zapowiadało się wyłącznie na to, że mój brat będzie ofiarą tych dziewuch. Może powinnam mu powiedzieć o Marinette? To by było podłe, ale chciałam go przecież tylko chronić...

Wzdrygnęłam się, kiedy dostrzegłam w swoich przemyśleniach zachowania ojca. Moje oczy rozszerzyły się, nie, nie mogłam kontrolować wszystkiego, ludzie przecież powinni sami podejmować decyzje. Nie mogłam aż tak ingerować w sprawy Adriena czy Marinette, byli wolnymi ludźmi i musieli sami brać odpowiedzialność za swoje czyny. Nie wydam Marinette, jeśli oczywiście przestanie nękać mojego brata, bo to trochę niepokojące. 

Wysiedliśmy z auta i wtedy naszą uwagę przykuł meteoryt lecący w stronę miasta. Stanęłam nieruchomo, nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Przecież jacyś naukowcy by to przewidzieli... To nie mogło się zdarzyć tak nagle! Nawet się nie zorientowałam, kiedy Adrien złapał mnie za przedramię i pociągnął do domu. Zdążyłam jeszcze dostrzec, jak ktoś w ostatniej chwili powstrzymał meteoryt i wysłał go z powrotem w kosmos. Co...?

Przez chwilę miałam ochotę pójść do pokoju Adriena, by z nim pogadać i może ostatecznie wybić mu z głowy Lilę, ale finalnie zaszyłam się w swojej sypialni nad podręcznikami, postanowiłam dać mu trochę czasu na wysunięcie własnych wniosków, zamierzałam wrócić do tematu jutro.

Kiedy tak siedziałam, wreszcie przetrawiłam sytuację sprzed sekundy. Meteoryt. Leciał na nas. Mogliśmy zginąć. Nawet byśmy się nie zorientowali. Zostałby z nas pył. Gwałtownie zamknęłam książkę i przeszłam się do łóżka, na którym leżał mój pluszowy kot. Brązowa maskotka była większa ode mnie, dostałam ją od Chloé na piąte urodziny. Nazwałam go Brownie, bo kiedyś marzyłam o prawdziwym kocie, któremu nadałabym takie imię. Cóż, zwierzaka się nie doczekałam, pozostał mi pluszak. Sztywno go objęłam, zawsze towarzyszył mi w trudnych chwilach. Oparłam na nim głowę i wlepiłam puste spojrzenie w okno, za którym nie pozostał już nawet ślad po niedoszłym dziele zagłady. Kto nas ocalił? Mój umysł nawet nie był w stanie do końca pojąć, że to było prawdziwe zagrożenie, które już minęło. Jakby meteoryt stanowił jedynie jakieś urojenie, myśl, w ostateczności zły sen. Jakby to nigdy się nie wydarzyło.

Kiedyś słyszałam, że ludzki mózg miał tendencję do niedopuszczania do siebie świadomości zagrożenia, teraz już rozumiałam, co to dokładnie znaczyło. To wszystko nie trzymało się kupy, jakim prawem ludzkość jeszcze nie wymarła? Z drugiej strony, przynajmniej nie panikowałam, może powinnam zakończyć analizę, póki w ogóle zachowywałam spokój.

Podniosłam głowę, bo usłyszałam jakieś głosy z pokoju Adriena. Bardziej wrzaski, ktoś się tam kłócił? Najdziwniejszy wydał mi się fakt, że te głosy należały do kobiet. Czy on nie mógł powstrzymać swoich popędów na przynajmniej dziesięć minut?

Wtargnęłam tam, przygotowana na najgorsze. Po cichu liczyłam, że po prostu za głośno odpalił jakiś głupi serial, ale nie byłam naiwna i nastawiłam się na widok, który mnie straumatyzuje.

Nie ziścił się żaden scenariusz, który ułożyłam w swojej głowie. Obok okna stała Biedronka, która krzyczała na jakąś dziewczynę w stroju lisa. Przypominała całkiem super-bohaterów, lecz z kontekstu domyśliłam się, że nie stała po ich stronie. Zdążyłam dostrzec, jak mój brat ulotnił się do łazienki. Cofnęłam się o krok, bo miałam nieodparte wrażenie, że coś mnie ominęło.

— Przestań udawać, że twoje wymysły są prawdą... — Biedronka mnie spostrzegła. — Uciekaj! — rzuciła, a ja nie zastanawiałam się dwa razy. Pognałam z powrotem do swojego królestwa, uznałam, że Adrien będzie bezpieczny w łazience. Przydałoby się powiedzieć tacie, że w domu są złoczyńca i bohaterka. 

Zmieniłam kierunek i zbiegłam na dół, z zamiarem wejścia do pracowni ojca. W ostatniej chwili zatrzymała mnie Nathalie, która wyrosła za mną bez ostrzeżenia, przez co o mało nie dostałam zawału.

— Twój tata jest zajęty — poinformowała jak zwykle chłodno.

— Ale w domu jest jakiś super-złoczyńca! W pokoju Adriena! — tłumaczyłam rozgorączkowana.

Jej wyraz twarzy nie zmienił się nawet odrobinę.

— Już nie. Właśnie wyszły, twojemu bratu nic nie grozi. Lepiej wróć do pokoju.

Zamierzałam jeszcze coś dodać, lecz finalnie zrezygnowałam z tego pomysłu. Powłóczyłam nogami do sypialni, nie było co dyskutować. Jeśli Nathalie mówiła, że Biedronka i ta druga dziewczyna zmieniły miejsce walki, to tak było. Na dowód tego, głosy ucichły. Musiały naprawdę się gdzieś wynieść. Wróciłam do pokoju. Ten dzień był zbyt intensywny, powinnam czymś zająć myśli. Nic nie sprawdziłoby się w tym zadaniu lepiej, niż nauka. 

Już o wszystkim zapominałam, było tak idealnie. Niestety po około połowie godziny drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wparował Adrien. Odwróciłam się do niego zniecierpliwiona. Cieszyłam się, że przeżył, ale mógłby w końcu nauczyć się pukać. Już miałam go ochrzanić, ale on odezwał się pierwszy. Minę miał taką, jakby właśnie zobaczył na korytarzu ducha.

— Książka zniknęła — oznajmił drżącym głosem.

Ta informacja dotarła do mnie z opóźnieniem. Najpierw nie zrozumiałam, o co mu mogło chodzić, bo trochę przez to wszystko zapomniałam o naszym porannym odkryciu, jednak wnet oprzytomniałam. Poderwałam się z miejsca. Jak to zniknęła? Jakim cudem ją zgubił, skoro wiedział, że była tak ważna dla ojca?

— Ż...żartujesz? — zająknęłam się.

Pokręcił przecząco głową. Wsunęłam palce we włosy i za nie pociągnęłam. Jeżeli ojciec się dowie, to spotka nas coś gorszego, niż sto złoczyńców pod tym dachem. Dlaczego on zawsze był taki lekkomyślny?

— Coś ty z nią zrobił? Przecież ty ją miałeś ostatni! — krzyknęłam na niego.

— Ja nie wiem, ona jakoś sama, nawet nie zauważyłem... — bronił się chaotycznie, brzmiał na autentycznie przerażonego. Zamknęłam oczy i złapałam się za skronie. Zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju.

— Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo my mamy w tej chwili przejebane? Ojciec nas zabije, jeśli odkryje, że to my zgubiliśmy jego książkę. Coś mi mówi, że to nie była jakaś tam zwykła encyklopedia. Jeżeli aż tak starannie ją chował, musiała być ważna. Gubiąc ją, zgubiłeś nas, rozumiesz to? 

Pokiwał jedynie głową, ręce zaciskał w pięści, a szczękę miał napiętą. Nawet nie próbował obarczać winą mnie, doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że to on zawalił. Dla pewności przeszukałam jeszcze swoją torbę, ale nie znalazłam tomu. To był nasz koniec. 

— Ámbar, ja przepraszam, powiem tacie, że to ja ją zgubiłem... — Zatrzymałam go gestem ręki.

— To bez znaczenia, znasz ojca. Nie odpuści sobie, stawiam dychę, że nawet nie pozwoli nam się wypowiedzieć. Poza tym mam własny rozum, mogłam w ogóle wybić ci kradzież z głowy, wtedy do niczego by nie doszło. Nie zrobiłam tego, bo byłam równie ciekawa. Doceniam, ale nie unikniemy konsekwencji. Razem zabraliśmy książkę i razem zbierzemy baty — zaśmiałam się gorzko.

W milczeniu przytaknął. Naprawdę ktoś tu dziś straci głowę. Opadłam na kanapę i poklepałam miejsce obok siebie. Niepewnie się dosiadł.

— Nawet nie dowiedzieliśmy się, co tam było, jesteśmy skończonymi przegrywami — rzuciłam.

— Wiemy jedno: ojciec coś ukrywa. Nie jest z nami do końca szczery.

— I nigdy nie będzie — podsumowałam.

W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczyłam na miejscu, a wtedy ostrożnie się uchyliły i do środka wszedł nasz tata z Nathalie. Natychmiast się spięłam; a ręce, które trzymałam na kolanach, zacisnęłam w pięści. Nie ruszyłam się z kanapy, miałam wrażenie, że nie dałabym rady wstać nawet, gdybym bardzo chciała. Na szczęście sami do nas podeszli. Ojciec stanął tyłem do nas, tuż przy oknie, i splótł ręce za plecami. Nathalie zatrzymała się gdzieś w połowie drogi między nim, a Adrienem i mną. Na jej tablecie widniało zdjęcie przedstawiające mnie i Adriena szperających w tajnej skrytce taty. Przewijała kolejne obrazki, na których było wyraźnie widać, że to my zabraliśmy książkę. Ukryłam twarz w dłoniach, jak mogłam zapomnieć, że nasz dom naszprycowany był kamerami? Momentalnie zrobiło mi się gorąco, mój oddech stał się bardzo płytki. Jeżeli wcześniej miałam jeszcze jakąś nadzieję, że się jednak wykręcimy, to właśnie zgasła.

— Dlaczego zabraliście tę książkę? — zapytał nas dobitnie ojciec.

— My... — zaczął mój brat — po prostu byliśmy strasznie ciekawi, co tam chowasz za tym obrazem, bo... nigdy nam o tym nie opowiadałeś.

— Zamierzaliśmy ci ją potem oddać, słowo — dodałam — tylko, że... gdzieś nam zniknęła.

— Nie wiem, czy zdołam wam ponownie zaufać — oznajmił ojciec. Jego ton nie zdradzał żadnych emocji i chyba to było najgorsze. Zawiedliśmy go, potwornie go zawiedliśmy.

— Przepraszamy...

— Zdobędziemy ci drugi egzemplarz — starałam się załagodzić sytuację.

— Nie ma drugiego — odparł chłodno — ta książka była dla mnie inspiracją.

— Nie wiedzieliśmy... — próbował nas tłumaczyć Adrien.

— W ogóle prawie nic o tobie nie wiemy — odbiłam piłeczkę. Moje przerażenie w jednej sekundzie przerodziło się w gniew — gdybyś nie skrywał przed nami nie wiadomo czego, nie musielibyśmy jej kraść za twoimi plecami. 

Skrzyżowałam ręce na piersiach. Naprawdę wierzyłam w słuszność własnych słów, przecież nic podobnego nie przyszłoby nam do głów, gdyby ojciec był z nami szczery. Działaliśmy pod wpływem czystej ciekawości, mógł z nami częściej rozmawiać.

Udał, że mnie nie usłyszał. Nawet się do nas nie odwrócił. Wciąż patrzył gdzieś daleko, za okno, a przynajmniej zdawało mi się, że to robił. Obracał przy tym obrączkę na swoim palcu, tak jak bardzo często, gdy z nami rozmawiał. W końcu, po długiej chwili ciszy; tak długiej, że zdawało mi się, że będzie trwała już zawsze; zapadł wyrok:

— Nie wrócicie więcej do szkoły. Będziecie znów uczyli się w domu, z Nathalie.

Otworzyłam szeroko usta z niedowierzaniem i zamachałam rękami w geście bezradności. Przez głupią książkę?

— Ale...

Nie zamierzał nas więcej słuchać, wyszedł, a jego asystentka za nim. Opuściłam ręce, kompletnie zrezygnowana.

— Czy ty to słyszałeś?

Mój brat jedynie wzruszył ramionami z obojętną miną.

— I tak przerósł samego siebie, pozwolił nam się odezwać — rzucił i się podniósł.

Chociaż starał się tego nie pokazywać, był załamany. To jego ta decyzja zabolała najbardziej, przecież w klasie miał przyjaciół. Ja wciąż byłam kompletnym odludkiem, nie robiło mi to różnicy. Nie nadawałam się do ludzi, może i tak było lepiej. 

Powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Zmarszczyłam brwi i wstałam z kanapy.

— A ty dokąd?

— Powinienem ćwiczyć na pianinie albo coś tam... — odparł bezbarwnym głosem. Chyba nigdy w życiu nie współczułam mu tak bardzo.

— Adrien, strasznie mi przykro, że to się tak skończyło. Jeszcze będziesz miał okazję, by spotkać się z Ninem i resztą, poza tym macie kontakt telefoniczny — próbowałam go pocieszyć, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie będzie to samo.

— Dzięki, Ámbar.

Zostawił mnie samą z własnymi myślami. Stałam po środku pokoju. Czułam, że powinnam coś zrobić, ale nie miałam bladego pojęcia, co. Wściekałam się, że nie udało nam się wyciągnąć z taty żadnych pożytecznych informacji. Jak zwykle nie chciał z nami rozmawiać, a Adrien przez to cierpiał.

Wtem, w mojej głowie narodził się pewien plan. Nie należał on do moich najlepszych pomysłów, ale jeśli by mi się udało, Adrien wróciłby do szkoły. Zdeterminowana opuściłam swój pokój i udałam się na dół. Zamierzałam przekonać ojca, że to ja zgubiłam jego książkę. Liczyłam, że jeśli wytłumaczę mu, że to wszystko było moją winą, a Adrien od początku starał się mnie powstrzymać, to mu odpuści. Dla mnie ta szkoła nie miała żadnego znaczenia. Szanse na moje uspołecznienie się już dawno zostały pogrzebane, przynajmniej Adrien powinien móc tam wrócić. Z naszej dwójki to on był bardziej związany z tamtym miejscem. Może i to on zgubił książkę, ale z drugiej strony, dlaczego ją z nim zostawiłam? Przecież nie od dziś wiadomo, że nie zaliczał się do najbystrzejszych jednostek, mogłam go lepiej pilnować. 

Wściekła wyciszyłam telefon, bo znowu jakiś obcy numer wysłał mi wiadomość. Od rana wypisywali do mnie ludzie, ktoś musiał podać mój telefon do publicznej wiadomości. Domyślałam się nawet, kto mógł za tym stać, jej imię zaczynało się na: „C", a kończyło na: „hloé". Zapowiadała, że zniszczy mi życie, ale nie sądziłam, że tak szybko z pustych pogróżek przejdzie do działania. Uznałam, że zgłoszę to tacie, gdy załatwię ostatecznie sprawę książki. Do tej pory nikt nie napisał mi nic bardzo wulgarnego, choć zdarzały się dwuznaczne wiadomości. Wszystkie ignorowałam, nauczyłam się to robić. Rzecz jasna nie oznaczało to, że w ogóle się nie przejmowałam, niepokoiły mnie, owszem, ale zachowałam to dla siebie. Chloé właśnie tego chciała, zastraszyć mnie. Nie mogłam jej na to pozwolić, zmienię numer i będzie po sprawie. 

Stanęłam na ostatnim stopniu, a wtedy z pracowni ojca dobiegły jakieś hałasy, jak gdyby ktoś urządził tam igrzyska. Resztę trasy pokonałam biegiem, ale przed wtargnięciem tam powstrzymała mnie Nathalie, która stała przed drzwiami niczym strażnik. Po chwili dołączyli do mnie również Adrien i ochroniarz. 

— Wasz ojciec jest bardzo zajęty — poinformowała nas — czy nie powinniście ćwiczyć teraz na instrumentach?

Adrien odszedł bez dalszej dyskusji, lecz ja pozostałam na miejscu.

— Właściwie, to chciałam z nim zamienić słowo — oznajmiłam twardo.

— Poinformuję cię, kiedy będzie dostępny — zapewniła mnie.

Nie powiedziała tego, ale zrozumiałam, że oczekiwała ode mnie powrotu do pokoju. Zacisnęłam zęby i udałam się w tamtym kierunku. Ledwie zdążyłam wejść do sypialni, a już usłyszałam pukanie. Zdziwiłam się, kto to mógł być? Czyżby Adrien wreszcie nauczył się savoir-vivre'u? 

Już po chwili przekonałam się, że to wcale nie był mój brat, lecz jakiś dziwny mężczyzna. Jego skóra była fioletowa, nosił bardzo dziwny, czarny strój. Oczy skrywał za czerwoną szybką. W prawej dłoni trzymał książkę.

— Ámbar, spójrz, mam teraz nową książkę! Chcesz ją obejrzeć z bliska? — zapytał mnie.

Przysłoniłam usta dłonią i pokręciłam głową. Cofnęłam się o krok. Tata?

Nawet się nie zorientowałam, kiedy jego nowe źródło inspiracji poszybowało w moją stronę. To się działo zbyt szybko, nie zdołałabym uskoczyć przed księgą. A może bym zdołała, ale nie chciałam, bo czułam, że właśnie na to zasługiwałam...?

Zachwiałam się i upadłam. Złoczyńca zniknął z mojego pokoju. Dostrzegłam magiczne biedronki wylatujące przez moje okno. Potarłam dłonią czoło, co się stało? Natychmiast oprzytomniałam, zegar! Musiałam sprawdzić czas, bo niewykluczone, że znowu wykasowało mi część wspomnień. Nie myliłam się, minęła godzina. To i tak nie tak źle, poprzednim razem było gorzej. Miałam tylko nadzieję, że tym razem nie zrobiłam niczego głupiego...

Objęłam się ramionami, kiedy uświadomiłam sobie, że zniknięcie tej książki doprowadziło ojca do takiego stanu. Został zakumizowany przez naszą nieuwagę! Jak mogliśmy w ogóle do czegoś takiego dopuścić? Przecież coś mogło mu się stać! To była nasza wina, a może i moja, mogłam lepiej dopilnować tego idioty. 

Podeszłam do okna i popatrzyłam gdzieś w niebo. W tamtej chwili byłam wdzięczna super-bohaterom jak nigdy.

Momentalnie przypomniałam sobie o moim planie wzięcia winy na siebie. Zbiegłam na dół, musiałam czym prędzej z nim porozmawiać. Przy okazji wypadałoby go przeprosić. Na dole znowu zastałam Nathalie, ale tym razem mnie nie zatrzymywała.

— Dobrze, że jesteś, wasz ojciec chciał się z wami widzieć.

Miałam ochotę rzucić coś kąśliwego, w końcu ile razy to my chcieliśmy z nim rozmawiać, a on okazywał się zbyt zajęty? Chociażby przed chwilą.  Mimo tego zachowałam złośliwe uwagi dla siebie, to nie był dobry moment.

— W takim razie pójdę po Adriena — oznajmiłam i wróciłam na górę. Zapukałam, odczekałam chwilę i weszłam. Grał w piłkrzyki sam ze sobą, jak to miał w zwyczaju. Spojrzał na mnie pytająco.

— Ojciec chciał z nami gadać — wyjaśniłam krótko i wyszłam. Dołączył do mnie chwilę później.

— Czekaj, jak to? — Nic nie rozumiał.

— Nie wiem, może chce nam zakazać jeszcze oddychania — prychnęłam — Ale dla mnie to dobrze się składa, i tak miałam z nim porozmawiać.

— A co się stało? — zdziwił się.

— Wygląda na to, że Chloé po naszej ostatniej kłótni podała mój numer ludziom ze szkoły. — Pokazałam mu wyświetlacz i uśmiechnęłam się kwaśno. — Konkretnie każdemu, kto ją o to poprosił lub nie.

Zmrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się zawartości powiadomień, więc szybko wyciemniłam telefon, bo to już by mogło całkowicie rozgotować mu mózg. Zawsze działał zbyt pochopnie.

— Zmienię numer i będzie po sprawie — ucięłam temat.

Może i chciał mi coś jeszcze odpowiedzieć, ale wtedy już znaleźliśmy się przy drzwiach. Zastygliśmy w bezruchu, nie do końca pewni, czego mogliśmy się spodziewać. Wreszcie pchnęłam wrota i weszliśmy do środka. Ojciec znowu stał tyłem do nas, tym razem w ręku trzymał... książkę. Tę, którą dzisiaj rano zgubiliśmy. Skąd ją wziął?

Włożył ją na miejsce, do skrytki za obrazem.

— Przepraszam, że się tak zdenerwowałem o tę książkę. — Zamknął sejf.

Wytrzeszczyłam oczy. On przepraszał nas? Ktoś go podmienił, czy jak?

— Nie powinniśmy byli brać jej bez pytania — powiedział Adrien ze skruchą.

— Musicie wiedzieć, że to był ostatni prezent od waszej matki przed jej zniknięciem. Tylko to mi po niej zostało. I wy. — Odwrócił się do nas. — Ale nie mogę ani książki, ani was trzymać w zamknięciu na zawsze. — Powoli do nas podszedł.

Popatrzyliśmy na siebie z Adrienem, by upewnić się, że usłyszeliśmy to samo.

— To znaczy, że możemy wrócić do szkoły? — Musiałam usłyszeć to od ojca wprost.

Położył nam ręce na ramionach i skinął głową. Na jego twarzy dostrzegłam cień uśmiechu. Adrien nie czekał ani chwili dłużej, przytulił naszego tatę. Niepewnie zrobiłam to samo. Brakowało mi takich chwil, może właśnie dlatego tak bardzo posmutniałam, gdy się skończyła. Potrzebowałam jeszcze o coś zapytać, za nim przejdzie mu dobry humor i odeśle nas do pokoi:

— Jak właściwie udało ci się odzyskać tę książkę?

— To już nieistotne — zbył mnie — ważne, że do mnie wróciła.

Pokiwałam głową, nie łudziłam się, że powie mi coś więcej.

— Teraz już lećcie, musicie się chyba przygotować na jutrzejsze lekcje — pogonił nas.

Wyszliśmy i zaszyliśmy się w swoich pokojach. Kiedy jednak byłam już w środku, przypomniałam sobie, że nie powiedziałam tacie o telefonie. Uderzyłam się dłonią w czoło i pokręciłam głową z uśmiechem, jak zwykle musiałam o czymś zapomnieć. Stanęłam przed drzwiami pracowni i już miałam pukać, kiedy usłyszałam coś dziwnego:

— Zrobiłem to, żeby zachować mój sekret. — Ten głos zdecydowanie należał do mojego ojca. Zmarszczyłam brwi, czyli znów nie był z nami do końca szczery. Zajrzałam przez maleńką szparę w drzwiach i zobaczyłam, jak nacisnął jakieś przyciski na obrazie. Kiedy tylko to zrobił, kawałek podłogi pod nim zjechał w dół. Otworzyłam szeroko oczy i przysłoniłam usta ręką. Co to było, czyżby ojciec miał więcej tajnych skrytek?

Nathalie ruszyła w stronę wyjścia, więc czym prędzej czmychnęłam za filar. Na szczęście mnie nie zauważyła, przeszła obok obojętnie. Już chciałam wrócić, ale wtedy dotarło do mnie, że lepiej poczekać, aż i tata opuści swoją kryjówkę. To dałoby mi większe możliwości eksploracji. 

Trwało to trochę dłużej, niż mi się wydawało, więc znudzona zaczęłam przeglądać telefon. Dostałam nową wiadomość od Chloé. Pytała mnie, jak podobał mi się taki stan rzeczy. Pokręciłam jedynie głową i powstrzymałam odruch zablokowania jej. Mogła w końcu wysłać mi jeszcze bardziej oczywisty dowód na to, że to ona stała za tym całym zamieszaniem, nie mogłam pozbawić jej tej możliwości.

Mało nie wypuściłam komórki z ręki, kiedy tata wreszcie wyszedł ze swoje pracowni. Przylgnęłam mocniej do filaru i wstrzymałam oddech. On także mnie nie dostrzegł. Odczekałam, aż zniknie z mojego pola widzenia i odetchnęłam z ulgą. Odliczyłam do dziesięciu, by upewnić się, że mnie nie usłyszy, po czym ruszyłam do tajnego przejścia. Stanęłam dokładnie w tym samym miejscu, w którym chwilę wcześniej znajdował się mój ojciec. Przesunęłam palcami po obrazie, by wyczuć przyciski. Nie przyszło mi to z łatwością, ale w końcu się udało. Były delikatnie wklęsłe i trójkątne. Ułożyłam ręce tak, by każdym palcem dotykać jednego guzika, po czym odliczyłam w myślach od trzech w dół i nacisnęłam je wszystkie równocześnie. Mało nie dostałam zawału, gdy zaczęłam zjeżdżać na maleńkiej platformie. Spodziewałam się tego, jednak i tak się wystraszyłam. Przez jakiś czas jechałam między ścianami i nic nie widziałam, trochę jak w windzie w galerii. Po chwili przez szybę dostrzegłam olbrzymi, rozległy ogród. Winda wiodła jeszcze daleko w dół, a jej wyjście znajdowało się na wysepce. Łączyła się ona z inną, większą wyspą, na której mieściła się masa drzew i... jakiś dziwny obiekt. Wokół płynęła woda. Zmarszczyłam brwi, po co ojcu pod domem wielki ogród? Co on tu ukrywał?

Winda się zatrzymała, a wtedy czym prędzej ruszyłam w stronę tego dziwnego kształtu na drugiej wyspie. Nad ogrodem mieściło się olbrzymie, okrągłe okno ze wzorem przypominającym motyla. Stanęłam tuż przy tym dziwnym czymś. Obiekt przypominał wielki, biały walec. Wydał odgłos podobny do pracującej lodówki i była do niego podłączona masa kabelków. Od góry był jakby przysłoniony dwoma szarymi skrzydłami. Podeszłam jeszcze bliżej, zachowując przy tym ostrożność. Wokół mnie wzbiły się białe motyle, wyglądały trochę jak oczyszczone Akumy. Zaśmiałam się, to miejsce było takie piękne, dlaczego trzymał je przed nami w tajemnicy? Zobaczyłam, że na tym dziwacznym walcu na wyciągnięcie mojej ręki znajdowało się jakieś kółko. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, ale wtedy zacisnęłam ją w pięść i niepewnie cofnęłam. Czy oby na pewno powinnam była to robić?

Dosyć tajemnic. Położyłam rękę na kółku, a ono zaświeciło. Dwa szare skrzydła okalające walec się odsunęły i odsłoniły...

Cofnęłam się o kilka kroków. Jedną ręką złapałam się za włosy, a drugą zasłoniłam usta, by stłumić krzyk. W jednej chwili w moich oczach wezbrały łzy.

Co to było?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top