# 95 Najtrudniejsza rozmowa życia

Kiedy tylko wróciliśmy ruszyłam z Isaac'iem i Theo w stronę mojego biura. Modliłam się żeby nie spotkać Nathan'a. Byłam pewna, że chłopak gdzieś tu jest i nie były mi do tego potrzebne żadne wyczulone zmysły. W połowie drogi przyłączył się do nas Thomas i Jack.

- Maja! – usłyszałam wołanie. *Kurwa mać!*

- Nie odwracaj się. – warknęłam na Theo przyspieszając kroku.

- Maja! Stój do cholery! – głos za mną nasilał się. Czułam jakby zaraz miało mi rozpierdolić kolano na milion kawałków ale jeszcze przyspieszyłam. Nie chciałam się z nim wiedzieć. Nie chciałam na niego patrzeć. Nie chciałam go kurwa słyszeć. – Czekaj. – poczułam jak zaciska rękę na moim przegubie. *No i cały plan poszedł w pizdu!*

- Poczekajcie na mnie w biurze. Zaraz przyjdę. – powiedziałam najbardziej opanowanym głosem na jaki było mnie w tej chwili stać. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się do niego. Wyglądał tragicznie. Ubrania wisiały na nim jak na wieszaku co wskazywało, że schudł. Włosy miał w kompletnym nieładzie, za długie by cokolwiek dało się z nimi zrobić, a opuchniętym oczom i zbolałemu wzrokowi towarzyszyły dość spore sine wory i nie golony od długiego czasu zarost.

- Musisz ze mną porozmawiać.

- Nie muszę. – chłopak już chciał coś powiedzieć. – Ale zrobię to dla świętego spokoju. – odparłam wchodząc do najbliższego gabinetu. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że należał on przez jakiś czas do niego ale było już za późno by się z niego wycofać. *Ja to mam kurwa szczęście... nie ma co.*

- Dobra to może ja zacznę. Co ty tu do cholery robisz? – spytałam opierając się o biurko. Może i nie było to najprzyjemniejsze pytanie ale musiałam zachować powagę i utrzymać się w ryzach. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Tą jedną rozmowę musiałam wytrzymać do końca.

- Przyszedłem porozmawiać...

- Czemu tu? – spytałam natychmiast.

- Byłem u ciebie w domu, u Przemka, a nawet w szpitalu ale powiedzieli mi, że wypisałaś się na żądanie chwilę po moim odejściu. Więc przyjechałem tu. – powiedział wzruszając lekko ramionami.

- I prawie wszystko rozniosłeś. – przypomniałam.

- Thomas i Jack nie chcieli mi nic powiedzieć, a reszta próbowała mnie stąd wywalić. – zaczął się skarżyć dość żywo przy tym gestykulując. – Prosiłaś ich o to?

- Nie musiałam. Sami tak postanowili. – przyznałam spokojnie.

- Maja posłuchaj ja... ja nie wiem co mi wtedy odbiło. Przepraszam. Byłem zazdrosny, że Isaac wie więcej... to jemu powiedziałaś, że coś ci grozi, to po niego poszłaś kiedy doszło do starcia z Reyes'em.

- Dobrze wiesz, że to nie była zabawa. Był tam tylko ze względu na Alana. Gdyby nie on nie zabrała bym nikogo i...

- I byś zginęła. – wtrącił.

- Nawet jeśli... . Tak było by lepiej dla wszystkich.

- Zwariowałaś. O czym ty mówisz? – spytał zdziwiony.

- Nathan, ja jestem przekleństwem. – przyznałam. - Waszym i tego miejsca. Jak nie łowcy próbują się nas wszystkich pozbyć to moi przyjaciele mordują się nawzajem, a potem uciekają! – od razu przed oczami miałam dom Wiktorii pochłonięty przez ogień razem z Kamilem i uciekającą w lesie dziewczynę. - To nigdy nie było tak, że nie wtajemniczałam cię we wszystkie sprawy bo ci nie ufam i nie chcę żebyś brał w nich udział. Ale jeżeli chcieliśmy wygrać musiałam. Wy... ty jesteś moją największą słabością. W jakiejkolwiek sprawie nie było by możliwości żebym skupiła się na zadaniu bo ciągle patrzyła bym na ciebie. – wyznałam. To był ten moment. Musiałam powiedzieć mu to teraz i liczyć, że zrozumie. - Jeżeli coś by ci się stało zwariowała bym z rozpaczy. Zrozum! Nie chcę stać nad twoim grobem i zastanawiać się co by było gdybym jednak cię w to nie wplątała! – to był mój koniec. Łzy napłynęły mi do oczu, a ręce trzęsły niemiłosiernie. Musiałam to zakończyć... teraz. – Jeśli chcesz odejść... proszę. Nie będę próbowała cię zatrzymać. Odchodząc będziesz bezpieczniejszy, znajdziesz sobie kogoś normalnego i ułożysz życie bez ciągłego zastanawiania się czy wróci na noc do domu... czy w ogóle kiedykolwiek wróci. – ostatkiem sił odsunęłam się od biurka i opierając na lasce ruszyłam w stronę drzwi. – Żegnaj Nathan. – nie byłam w stanie powiedzieć już nic więcej. Wielka gula w gardle pozbawiła mnie kompletnie mowy.

------------------------------------------------

A Great Big World & Christina Aguilera – SaySomething

Czy tak to się skończy? Czy Nathan pozwoli odejść Mai? A może o to od początku tu chodziło?

Chciałam zrobić mały maraton i dodać następny rozdział po wbiciu iluś tam gwiazdek ale stwierdziłam, że teraz na koniec wakacji nie wszyscy mają czas  i chęci na czytanie. Więc...... kontynuacja rozdziału pojawi się dzisiaj, nie zdradzę o której. Od was chcę tylko usłyszeć odpowiedzi na te powyższe pytania.

No to... do dzisiaj, nie? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top