# 82 Przyszłość z mojej perspektywy

Powoli otworzyłam oczy. Wokół mnie był las, ale nie taki jaki powinien być. Był... biały. Przez sam jego środek biegły tory. Ja też nie wyglądałam tak samo. Biała koszula oraz spodnie, ułożone włosy i żadnych ran. Powoli podniosłam się z podłogi z zamiarem zagłębienia w las.

- Witaj Maju. – prawie podskoczyłam słysząc za moimi plecami kobiecy głos. Odwróciłam się do źródła dźwięku i nie mogłam uwierzyć własnym oczom które od razu się zaszkliły. Parę metrów przede mną jak żywa stała mama.

- Mama? Ale jak? Gdzie my jesteśmy? – wyszeptałam podbiegając do niej.

- To jest miejsce pomiędzy życiem, a śmiercią. Przyszliśmy ci pomóc ale wybór należy do ciebie. – powiedziała. Jej melodyjny głos działał kojąco na moje skołatane nerwy.

- Chwila... - odsunęłam się od niej kawałek. – Jak to „MY"? – spytałam zdając sobie sprawę z tego co powiedziała moja rodzicielka. Nie otrzymałam odpowiedzi. Kobieta nawet na mnie nie spojrzała. Wpatrywała się w coś za mną. Dzięki mojemu nadzwyczajnemu słychowi usłyszałam, że rzeczywiście coś tam jest. Błyskawicznie odwróciłam się w tamtą stronę gotowa do ataku i zesztywniałam. Przede mną stał nie kto inny jak mój brat. Przemek jak zwykle z wielkim bananem na twarzy i rękami w kieszeniach wpatrywał się z rozbawieniem w moją reakcję.

- Cześć siostra. Jak tam życie? – spytał kiedy zauważył, że sama raczej prędko się nie odezwę. W jednej chwili miałam ochotę go udusić i przytulić. *Przecież ja już de facto nie żyję idioto!* Postawiłam na tę drugą opcję i rzuciłam się bratu na szyje od razu zostając zamknięta w szczelnym uścisku. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak dobrze było znowu poczuć jego obecność, dotyk i zabójcze perfumy.

- Przysięgam, że za takie odpały kiedyś cię uduszę. – zaśmiałam się ciągle ściskając chłopaka.

- Jeśli mnie nie puścisz zrobisz to szybciej niż ci się wydaje. – wychrypiał. Od razu zrozumiałam i puściłam chłopaka.

- Nawet nie wiesz jak dobrze cię znowu widzieć. – stwierdziłam odsuwając się kawałek.

- Ciebie też młoda. – odparł z uśmiechem który chyba był przyklejony do jego twarzy.

- Przypominam ci, że teraz to ja jestem starsza. – postanowiłam się z nim podroczyć.

- Niby ile masz lat, co? – fuknął krzyżując ręce na piersi. Wyglądał komicznie ale postanowiłam zachować powagę co przychodziło mi z trudem.

- Dwadzieścia jeden. – oznajmiłam. *Jaka ja jestem stara!*

- Starucha. – mruknął pod nosem. Niestety traf chciał, że mam czuły słuch tak samo jak on i wszystko słyszałam co skończyło się tym, że chłopak dostał z łokcia w żebra.

- Miło znowu widzieć jak rodzeństwo sobie dogryza. Zupełnie jak ty ze swoją siostrą kochanie. – zaśmiał się dobrze znany mi głos. Obok mamy pojawił się ojciec.

- Może trochę... ale i tak ty z moim bratem byliście gorsi. – odparła ze śmiechem mama.

- Tato... - Wysoki mężczyzna w okularach o kruczoczarnych włosach i długiej brodzie, przez którą przebijała się siwizna stanął naprzeciwko z rozpostartymi ramionami. Błyskawicznie pokonałam dzielącą nas odległość i wtuliłam się w niego.

- Miło się znowu widzieć. Stęskniliśmy się za tobą. Zmieniłaś się odkąd ostatnio cię widzieliśmy. – uśmiechnął się dokładnie lustrując moją osobę. *Te przenikliwie zielone oczy...*

- Wszyscy chcielibyśmy z tobą porozmawiać i zatrzymać cię na dłużej ale nie możemy. Wybór należy do ciebie, a im dłużej my tu gadamy tym mniejsze są szansę, że wrócisz. – przerwała mama.

- O czym ty mówisz? – spytałam zaskoczona.

- Masz wybór. Możesz zostać z nami umierając na tamtym świecie albo... - zaczął tata ale przerwał mu głos Przemka.

- Wrócić do nich. – powiedział dobitnie mój brat.

- A co się stanie jeśli... jeśli nie wrócę? – spytałam drżącym głosem.

- Pokażę ci. – mój brat wyciągnął rękę którą niepewnie chwyciłam. Świat wokół nas się rozmazał, a ja znalazłam się w zupełnie innym miejscu. Wokół mnie było pełno metalowych drzwi o szerokości mniej więcej metr na metr. Trzy rzędy po siedem. Na samym środku pomieszczenia stały dwa metalowe stoły a nad nimi wisiały duże szpitalne lampy. Po moich plecach przebiegł dreszcz. Byłam w kostnicy. Niepewnie podeszłam do stołów. Złapałam za krawędzie obu szmat leżących na nich i biorąc głęboki oddech ściągnęłam je. Moim oczom ukazały się twarze Isaac'a i Nathan'a. Ręce zaczęły mi się trząść, a oczy zaszły łzami.

- Co im się stało? – spytałam sama siebie ale ku mojemu zdziwieniu odpowiedział mi głos brata.

- Po twojej śmierci oboje stracili rozum. Isaac wpadł w szał i wymordował każdego kogo spotkał na swojej drodze. Skończyło się to tym, że zwołano wojskowych których zadaniem było go zabić. Nic by mu się nie stało gdyby w zastępach nie było łowcy. Nathan zrobił się agresywny dla bliskich. Żył pod postacią wilka. Kiedy oni przyszli po Isaac'a... Nathan ruszył mu na pomoc. Razem zanim sami zginęli wymordowali trzy czwarte żołnierzy. – odpowiedział na moje pytanie gdziekolwiek teraz był.

- Co się dzieję?! Gdzie mnie zabierasz?! – zawołałam kiedy obraz przed moimi oczami znowu zaczął się zmieniać. Tym razem nie otrzymałam odpowiedzi.

Przed moimi oczami pojawił się niewielki domek. *Co tym razem?* Omijając stary rower stojący przed domem weszłam do środka. W całym domu było słychać krzyki. Idąc za nimi trafiłam do salonu w którym była dwójka bardzo dobrze znanych mi osób. Na kanapie siedziała zapłakana Paulina, a na fotelu obok wyraźnie zalany leżał Dezy. Ledwo go poznałam. Długie włosy i broda, cały uświniony z pustą już butelką po Jacku Danielsie w dłoni.

- Przestań. Synku proszę przestań. – wychlipała Paulina patrząc na stojącego przed nią chłopaka. Dopiero teraz do mnie dotarło, że ów chłopak to Alan we własnej osobie. Musiałam przyznać, że gdybym była młodsza... i żywa to chętnie bym się z nim zaznajomiła. *Kiedy ja w końcu dorosnę?* Ciemne blond włosy postawione na jeża, lekki zarost i piękny uśmiech. Ale coś mi tu nie pasowało.

- Przemek. Ile minęło od mojej śmierci? – spytałam zdając sobie sprawę z tego, że to nie możliwe żeby on tak szybko urósł.

- Kiedy byliśmy u Isaac'a i Nathan'a wtedy minął rok. Tutaj siedemnaście lat. – oznajmił. Teraz wszystko do siebie pasowało. Moje przemyślenia przerwał głośny krzyk Alana.

- Czemu nic mi nie mówicie! Czemu do jasnej cholery dowiaduje się o tym dopiero teraz?! Czemu o wszystkim związanym z przeszłością muszę się dowiadywać samemu i to przez przypadek?! Byłem jeszcze w stanie znieść fakt, że nie powiedzieliście mi o śmierci Cioci. Ale nie to, że tyle jej zawdzięczam, a nic nie wiem ani o niej ani o tym co się wydążyło! Wszyscy zawdzięczamy jej życie, a wy nic nie mówicie! – wrzeszczał na Paulinę, a w tym samym czasie zalany Dezy coś mamrotał pod nosem. Otoczenie ucichło, a ja usłyszałam głos Przemka.

- Nigdy nie powiedzieli Alanowi co się naprawdę wydarzyło kiedy był mały i ile ci zawdzięczają. Skrzętnie omijali też wszystko co prowadziło by do Nathan'a, Isaac'a czy Jack'a. Odcięli się od reszty. Paulina czasami miała chwilę słabości w których chciała mu powiedzieć ale Dezydery był temu zdecydowanie przeciwny. W trakcie pełni Paulina zamyka męża w piwnicy, a młodego w jego pokoju. Niestety niewiele to daje bo Alan bez większego problemu ucieka przez okno w swoim pokoju. Jakoś sobie radzi. Został alfą. Tak jak ty. – Przemek skończył, a obraz znów się rozmazał. Tym razem ujrzałam Floriana, Przemka, Thomas'a, Remika, Karola i Michała stojących na baczność przed komendantem.

- Chłopaki przystąpili do wojska. Bronią kraju przed takimi jak ci którzy zabili ciebie. Nie potrafili siedzieć bezczynnie. Remek w pewnym momencie mało się nie zabił. Przez ponad rok dziennie przychodził na cmentarz. Zaczął pić, prawie w ogóle nie jadł aż pewnego dnia godziny spędzone na cmentarzy w środku zimy doprowadziły do hipotermii. Na szczęście trafił na niego Alan kiedy szukał śladów ale uznał go po prostu za pijaka i wezwał karetkę. Wszyscy skończyli z nagrywaniem. – wyjaśnił gdy przed oczami najpierw pojawił mi się Remik siedzący nad grobem, a później jakby urywki z ich filmów. - Musimy wracać. – stwierdził, a otoczenie zaczęło znikać.

- Poczekaj! A co z innymi?!

- Jack i jego ludzie się ukrywają. Szukają ich federalni. Kuba ożenił się ze swoją siostrą Teresą. – przerwał zapewne kiedy zobaczył moją minę... gdziekolwiek teraz był. – Nie pytaj. Ja też nie ogarniam. Mają bliźniaki Newt'a i Kate. Wiktoria pobrała się z Mikołajem i urodziła dwójkę dzieci. Scott'a i Marnie. Sebastian został samotnym ojcem. Jego córka Jane jest do niego bardzo przywiązana i często go pociesza kiedy łapią go chwilę słabości. – myślałam, że skończył swoją wypowiedź więc zagłębiłam się w swoje myśli próbując przeanalizować co tu się tak właściwie wydarzyło. Niestety Przemek ponownie się odezwał ale tym razem stał już przede mną. – Posłuchaj. Zaraz będziemy z powrotem, a jest coś o czym muszę ci powiedzieć zanim oni będą nas słyszeć. Musisz tam wrócić. Nie jesteś sama. Nie byłem twoim jedynym bratem.

- No nareszcie jesteście! Mamy mało czasu. Maja co decydujesz? – wypaliła jak z karabinu mama. Stałam tam jak słup soli myśląc co teraz zrobić. Nie mam pojęcia co się stanie jeśli wrócę ale wiem co się wydarzy jak odejdę, a na to nie mogę pozwolić.

- Wracam tam. – oznajmiłam pewna. Rodzice popatrzyli na mnie ze smutkiem, a ojciec nawet ze złością. Natomiast Przemek stojący za ich plecami uśmiechał się od ucha do ucha i mrugnął do mnie kiwając głową na znak, że dobrze robię. Wzięłam głęboki wdech, wyprostowałam się i odwzajemniłam uśmiech. Jeśli on twierdził, że dobrze robię to rodzice nie byli w stanie mnie zatrzymać. – Kocham was.

- Do następnego młoda. Trzymaj się tam!

Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na ziemię,a obraz moich bliskich i białego lasu zaczął się oddalać. Potem widziałam tylkociemność. Czułam potworny ból w całym ciele i było mi potwornie zimno. Wróciłamna ziemię.

----------------------------------------

Jonathan Young – I'm Still Here (from Disney'sTreasure Planet)

W ten oto sposób prezentuję się kolejny rozdział. Dajcie znać co myślicie. Osobiście jest to chyba mój ulubiony rozdział, a przynajmniej najlepiej napisany. :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top