#80 Powrót do przeszłości
*Maja*
Siedziałam w salonie czekając aż Isaac wróci z kuchni. Pobiegłam do mojego starego miasta żeby się z nim spotkać. Byłam cholernie daleko od mojego obecnego domu ale potrzebowałam pomocy. Potrzebowałam jego.
Chłopak wrócił po kolejnych pięciu minutach stawiając przede mną kubek z gorącą czekoladą i siadając naprzeciw na starym fotelu.
- Musze przyznać, że nie spodziewałem się cię ponownie zobaczyć. Jak mnie znalazłaś? – spytał przyglądając mi się uważnie.
- Po zapachu. Wiedziałam, że nie wyniosłeś się z miasta. Czułam to. Potem jedyną kwestią było odnalezienie cię w lesie. – mruknęłam upijając łyk gorącego napoju który skutecznie rozgrzał moje ciało. Mimo, że jako wilkołak trochę inaczej odczuwam kiedy jest mi zimno to musiałam przyznać iż przemarzłam. Pogoda zaczynała się psuć co w sumie nie było niczym nowym zważywszy na to, że lada dzień zaczyna się jesień. Chciało mi się śmiać na wspomnienie miny Isaac'a kiedy zobaczył mnie przy wejściu, a jednocześnie było mi wstyd po latach znowu wtrącając się w jego życie.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. Masz niezłą pamięć żeby szukać mnie po zapachu. Odkąd zniknąłem minął szmat czasu, a ty ciągłe pamiętasz. I jeszcze to przeczucie, że ciągle tu jestem. Ciekawe. – stwierdził nie spuszczając ze mnie wzroku. – Zmieniłaś się od czasu kiedy cię ostatni raz widziałem.
- Przede wszystkim nie mam rozciętej głowy. – stwierdziłam śmiejąc się pod nosem. Chłopak zrobił to samo.
- Poczucie humoru i zabójczy sarkazm jak zawsze. I to czujne, wyzywające spojrzenie. – mruknął przyglądając mi się uważnie. – Ilu już się dało? Ilu już poszło za oczami?
- Wielu. Tak jak za twoimi. Przenikliwe zielone spojrzenie przyprawiające o gęsią skórkę. – mruknęłam. – Ile już ci tak wskoczyło do łóżka? – spytałam patrząc na niego wyzywającym spojrzeniem i uśmiechając się pod nosem.
- Wyszczekana i uszczypliwa jak kiedyś. Chociaż nie. Pogorszyło ci się. – stwierdził oblizując wargi i odstawiając kubek na stół.
- Uważaj bo się zarumienię. Ale dzięki za komplement. – odparłam odstawiając kubek. – Ale przejdźmy do konkretów. Mam ważną sprawę do załatwienia, a po dogryzać sobie nawzajem jeszcze zdążymy.
- Jeśli ty masz pilną sprawę i jeszcze przychodzisz z nią do mnie to musi być ciekawie. – stwierdził poprawiając się na fotelu.
- Chodzi o łowców i porwanie. – oznajmiłam na co chłopak zrobił duże oczy.
- Miałem racje. Słucham uważnie.
- Muszę z tym skończyć. Nie potrafię dłużej żyć w świadomości, że gdzieś tu chodzi bezkarnie następca Wilhelma Reyes'a i jego przewrażliwiona córka porywaczka. Nie zdziwiła bym się nawet gdyby nie wiedziała czym od stuleci zajmuje się jej rodzina. – prychnęłam.
- Wiedziałaś?
- Tak wiedziałam... i to od dawna. To ja podsunęłam Jack'owi odpowiednie źródła. – mruknęłam z wyrzutem. Kiedy nie wiedzieli dręczyło mnie sumienie, że mimo tego iż wiedziałam, że mogą mieć większą moc i wszystko jeszcze przed nimi nic nie powiedziałam. A teraz? Boję się o ich życie bo poznali prawdę. Wiedzą o przemianie i alfie.
- Kim jest Jack? – spytał. Muszę przyznać, że gdybym nie wiedziała, że dobrze wie o kim mówię to bym się nabrała.
- Dobrze wiesz. Byłeś w mieście. Wiesz kim jest Jack, Nathan, Florian, Przemek, Kuba i cała reszta. Będę miała do ciebie parę pytań o to ale na razie wróćmy do pierwotnego tematu. – nakazałam spoglądając na niego wzrokiem nie uznającym sprzeciwu.
- Po raz kolejny mnie dzisiaj zadziwiłaś. Wiesz o wszystkim co się dzieje w mieście. Powinnaś zostać policjantką. – stwierdził. *Może jeszcze psem policyjnym, co?* Nie obchodziło mnie czy on sobie teraz ze mnie żartuje czy mówi serio. Chciałam to załatwić jak najszybciej. - Ale wracając. Dobrze zrobiłaś. Oni musieli znać prawdę. – próbował mnie uspokoić.
- Zrobiłam to bo wiedziałam, że któregoś dnia mogę zrobić się niebezpieczna dla nich i dla innych. Nie wybaczyłabym sobie gdyby przez moją głupotę coś im się stało. – mruknęłam.
- Zabawne. Przeważnie ludzie uczą się na swoich błędach. A ty opierasz się na moich. – zaśmiał się pod nosem.
- Ty na moich też. – mruknęłam uśmiechając się delikatnie na jego słowa.
- Co?! Nie prawda. – żachnął się chłopak.
- Mama ci przypomnieć jak chciałeś wziąć Kate na randkę do lasu w trakcie pełni? I jak przypadkiem prawie rozszarpała cię na strzępy bo mnie nie posłuchałeś? W ogóle jakim cudem ty nie zauważyłeś takiej pokraki? Ona miała łuski stary. – mruknęłam patrząc na niego wymownie.
- Emm...
- Dobra Isaac. Nie przyszłam tu żeby się wyżalić... - chłopak spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. – No dobra może trochę. Mniejsza. Jest ważniejsza sprawa. Potrzebuje twojej pomocy. Porwali mojego chrześniaka, Alana. Wiem gdzie on jest ale sama nie dam rady.
- Co masz na myśli? – zapytał przechylając głowę na bok.
- Ktoś musi zabrać stamtąd Alana, a ja się nie rozdwoję. – odparłam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Siedziałam wpatrzona w naszyjnik na szyi chłopaka. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Czyli rozumiem, że chcesz żebym tam poszedł i zajął się łowcami kiedy ty będziesz zabierała chłopaka, tak? – prychnął kładąc mi rękę na policzku, tym samym zmuszając żebym na niego spojrzała.
- Nie. Nie mam zamiaru znowu cię narażać tak jak wtedy. Przez nasze durne pomysły przez lata musiałeś się ukrywać. Co więcej ciągle to robisz. Ukrywasz się przed światem w środku rezerwatu w piwnicy w ruinach spalonego domu. – oznajmiłam pokazując na otaczające mnie ściany. - Proszę cie tylko o jedna przysługę. Zabierz go stamtąd w bezpieczne miejsce. – poprosiłam. Ręce trzęsły mi się jak galareta. W tym momencie cała złość i moje samozaparcie które przez te lata trzymało mnie w ryzach wyparowało. Po moich policzkach ciekły łzy, a cała reszta mojego ciała trzęsła się jakby mnie ktoś prądem popieścił. Świadomość tego, że mój brat nie żyje, Alana porwali, Dezy i Paulina lezą w szpitalu, Nathan, Jack i reszta pewnie wypruwają sobie flaki żeby mnie znaleźć i tego, że razem z bratem zrujnowaliśmy Isaac'owi życie zalała mnie jak tsunami. Na dodatek powrót do miejsca w którym się to wydarzyło. Powrót do przeszłości.
- Hej spokojnie. –wyszeptał Isaac siadając obok i obejmując mnie ramieniem. – Zawsze trzymaliśmysię razem. Pomagałem wam tak samo jak wy mnie. To nie była wasza wina.Wołaliście mnie, a Przemo nawet po mnie pobiegł kiedy ty trzymałaś otwartewyjście ale dałem się ponieść. Wtedy jeszcze żadne z nas nie panowało w pełninad nasza druga stroną. Nie mogliście nic poradzić. Jeśli byście mnie niezostawili, kto wie. Mógłbym zabić też was. - przerwał głęboko wzdychając. –Twój brat zawsze powtarzał, że będziesz inna. Nie miał na myśli wilkołaka tylkociebie jako osobę. Mówił, że będziesz silna, zdziałasz więcej niż którykolwiekz nas, będziesz w stanie poświęcić się dla rodziny. Za każdym razem kiedy topowtarzał wyśmiewałem się z niego. Wszystkie dziewczyny które wtedy znałem byłykompletnym przeciwieństwem jego słów. Pierwszego zwątpienia doznałem wtedy,kiedy bez namysłu wskoczyłaś między mnie, a tamtego łowcę. Zjawiłaś się znikądi uratowałaś mi życie. Długo mi tozajęło ale teraz już wiem. Przemek miał rację. – mruknął, a ja spojrzałam naniego ze smutkiem. – Pomogę ci.
------------------------------------------
Ariana Grande – One Last Time
W taki oto sposób prezentuję się kolejny rozdział. 👐
Pojawia się też nowy bohater ,a mianowicie Isaac! 🙌
Dajcie znać co myślicie o tym rozdziale.
Paaa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top