#5 Jezus Maria! 1/4
- Gdzie ty jesteś?! Nie ma cię pół dnia, a poszedłeś tylko na spacer!? - naskoczył na Floriana jego brat.
- Dezy uspokój się, jestem u Mai i Przemka, mieliśmy mały wypadek. Wrócę jak burza się skończy, bo mnie stąd nie wypuszczą. - odrzekł uśmiechając się do mnie, za co spiorunowałam go wrogim spojrzeniem.
- Jaki wypadek, co się stało!? - zapytał zaniepokojony Dezy.
- Twojego brata prawie przygniotło drzewo. - odpowiedziałam. Byłam pewna, że Florek nie powiedział by chłopakowi prawdy, wiec zrobiłam to ja. Teraz on patrzył na mnie wrogim spojrzeniem.
- Co, jak to prawie? - zapytał.
- Gdyby nie Maja, zapewne nie miał byś już brata.... no chyba, że w postaci naleśnika. W ostatnim momencie odciągnęła mnie na bok. - powiedział, spoglądając na mnie. Zarumieniłam się. *Kurwa.*
- Macie internet? Pogadajmy przez Skyp'a, bo zaraz uduszę mojego brata przez telefon! - powiedział zdenerwowany Dezydery. Podeszłam do komputera uruchamiając go, a po chwili zadzwonił Dezy. Odebrałam, po czym wróciłam do opatrzenia rany Florka.
- Jezus Maria! Co wam się stało! - zapytał. Jego mina była bezcenna.
- Ja jestem Maja, a twój brat z tego co wiem ma na imię Florian. - odpowiedziałam, po czym razem z Florkiem wybuchliśmy śmiechem. *Kurwa co mi się dzisiaj dzieje?! To nawet śmieszne nie było!*
- To nie jest śmieszne, ja pytam poważnie! - zawołał zirytowany Dezy.
- Dobra, dobra młody. Tak jak mówiłem, gdyby nie Maja przygniotło by mnie drzewo. Odciągnęła mnie, ale się przewróciliśmy. Ja mam tylko poharataną rękę, ona trochę gorzej. - powiedział Florek wskazując na mnie.
- Nie przesadzaj, nic mi nie jest. - powiedziałam.
- Nie nic, tylko masz rozwaloną brew i krew ci leci z nosa. - powiedział z ironią. Przez to wszystko całkiem o tym zapomniałam. *Tylko jakim cudem?*
- Skończyłam. - oznajmiłam i już miałam wychodzić z pokoju w celu odłożenia apteczki, kiedy Florek złapał mnie za rękę i pociągną z powrotem na łóżko. *Za blisko.*
- Co ty robisz? - zapytałam zaskoczona.
- Ty opatrzyłaś mi rękę, teraz ja zajmę się tobą, sama sobie raczej nie poradzisz. - stwierdził z uśmiechem.
- Niech ci będzie. - westchnęłam i dałam sobie pomóc, odsuwając się trochę. Nie miałam zamiaru się z nim wykłócać o taką sprawę.
- Ej gaduły! Ja już kończę, spotkamy się jutro. - oznajmił Dezy. Oboje spojrzeliśmy na niego pytająco.
- Jak to jutro? - zapytaliśmy prawie równocześnie.
- Kiedy wy gadaliście, ja obejrzałem pogodę, ta burza ma się skończyć dopiero jutro! - oznajmił po czym się rozłączył.
- No to wygląda na to, że tu nocujesz. Nie wypuścimy cię w tą burzę. - powiedziałam.
- Chyba tak. Miałem cię o to zapytać wcześniej, ale zapomniałem. Wprowadziłaś się tu niedawno prawda? Bo wcześniej cię tu nie widziałem. Mieszkałaś gdzie indziej? - powiedział i spojrzał na mnie pytająco, odkładając apteczkę po skończonej pracy. *Nie wiedzą.*
- Ehh...Liczyłam na to, że jak przez dwa miesiące nie pytałeś, to już nie zapytasz.Wcześniej przez dwa lata mieszkałam w domu dziecka. Moi rodzice i brat zginęliw wypadku. Tylko ja przeżyłam. - powiedziałam i spuściłam głowę. Nie wiem dokońca czemu mu to powiedziałam, znałam go niecałe dwa miesiące, ale... zaufałam mu? Chyba.
----------------------------------------
Agnieszka Chylińska - Królowa Łez
I tym oto akcentem rozpoczynamy MARATON! 🎉 🎉 🎉
Następne rozdziały pojawia się około godziny :
1/4 - 12.00
2/4 - 15.00
3/4 - 18.00
4/4 - 21.00
Mam nadzieje, że maraton się spodoba! 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top